Jordania: Kasr al-Abd – hellenistyczny pałac

Było już późno. Po zwiedzaniu centrum Ammanu i wizycie w muzeum królewskich samochodów mieliśmy wrócić do hotelu i odrobinę odpocząć, ale jak to zwykle z nami bywa, plany szybko uległy zmianie. Jako że do nastania nocy wciąż pozostawało trochę czasu, postanowiliśmy pojechać do oddalonej o kilkanaście kilometrów od Ammanu miejscowości Iraq-al Amir. Czekał tam na nas kasr al-Abd.

Dzień 4, 22.04.2017, część 2/2

Ponoć miały się tam znajdować interesujące greckie ruiny. Ponoć – zupełnie nie wiedzieliśmy, czego się tam spodziewać. Bez zbytniego entuzjazmu ruszyliśmy krętymi, ciasnymi uliczkami w kierunku tej niewielkiej miejscowości. Gdy byliśmy w drodze, zaczęło zachodzić słońce – po Jordanii lepiej nie jeździć po zmroku, szczególnie tam, gdzie nie ma ulicznych latarni. I szczególnie wtedy, gdy lampy w samochodzie ustawione są bez możliwości regulacji tak, że oświetlają tylko króciutki fragment drogi przed nami… Jednak pojechaliśmy mając świadomość, że będziemy wracać po zmroku. Czy było warto? Przedstawiam Wam hellenistyczny pałac Kasr al-Abd (al-Abed).

Kasr al-Abd

Kasr al-Abd jest dużym pałacem greckim powstałym około 200 r. p.n.e. Jego ruiny zobaczyć można w zachodniej części Jordanii, w dolinie Wadi Seer, około 17 kilometrów na zachód od Ammanu. Moim zdaniem zdecydowanie było warto tam podjechać! Jako miłośniczka wszelkiego rodzaju ruin mogę powiedzieć, że jest to jeden z najpiękniejszych zamków (pałaców), jakie widzieliśmy w Jordanii (a widzieliśmy chyba wszystkie w jakimkolwiek stopniu zachowane). Po wąskich, krętych i niesamowicie zatłoczonych uliczkach jechało się do niego ciężko, ale w końcu trafiliśmy – jednak bez mapy odnalezienie tego miejsca mogłoby być niemożliwe, ponieważ po drodze nie trafiliśmy na żaden znak wskazujący kierunek.

Na miejscu nie ma miejsc parkingowych, więc każdy staje jak chce. Było już dobrze po 19:00, więc obawialiśmy się, że zwiedzenie ruin nie będzie już możliwe, ale na szczęście myliliśmy się – pałac wciąż chętnie odwiedzany był przez mieszkańców okolicznych wiosek. Byliśmy tam jedynymi zagranicznymi gości (coś czuję że w ciągu dnia mogłoby być podobnie), wzbudzaliśmy zainteresowanie, ale nie wywołaliśmy nie wiadomo jakiej sensacji.

Chociaż niewiele wiadomo na temat historii kasru al-Abd, powszechnie uważa się, że wybudował go Hyrcanus z Jerozolimy, głowa potężnej rodziny Tobiadów i namiestnik Ammona. Pałac – otoczony murem i parkiem z jeziorem – nigdy nie został jednak dokończony. Kilka wieków po wzniesieniu, budowla została poważnie uszkodzona przez wielkie trzęsienie ziemi, które nawiedziło region dokładnie w 362 roku.

Zamek Niewolników

Kasr al-Abd zwany jest Zamkiem Niewolników lub Zamkiem Sług – nazwy te mogą odnosić się do samego Hyrkana, który ze względu na bycie namiestnikiem był „niewolnikiem ludu i władcy”. Pierwszy historyk Josephus zanotował bogactwo rodziny Tobiadów i wyczyn Hyrcanusa, który zbudował ogromną, piętrową fortecę z białego kamienia ozdobioną rzeźbami „zwierząt o ogromnej wielkości”. Od północnej strony zauważyć można jedną z takich rzeźb – kamiennego lwa górującego nad budynkiem. Cały pałac był niegdyś pokryty takimi zwierzęcymi postaciami.

Kasr al-Abd ma też swoją legendę, według której powstał w dość tragicznych okolicznościach. Według miejscowych wierzeń Tobiasz (Tobiah) – budowniczy pałacu – był niewolnikiem, który zakochał się w córce możnowładcy. Kiedy mężczyzna poprosił o rękę ukochanej, usłyszał, iż będzie mógł ją poślubić tylko gdy zbuduje okazały pałac. Gdy prace dobiegały końca, mężczyzna został uśmiercony, gdyż bogacz nie życzył sobie, żeby doszło do aż tak skandalicznego mezaliansu. Są różne wersje tej legendy – niektóre bardziej optymistyczne, które wspominają jedynie, że do ślubu nie doszło.

Kasr al-Abd to struktura o wymiarach około 40 na 20 metrów, wysoka na 13 metrów, jest rzadkim przykładem architektury hellenistycznej w Jordanii. Zamek zbudowany został z ogromnych pojedynczych bloków, a największy z nich liczy 7 na 3 metry. Bloki te w większości mają jednak najwyżej 40 cm szerokości, przez co budynek był stosunkowo podatny na jakiekolwiek wstrząsy sejsmiczne. To jedyny zachowany do dzisiaj przykład takiego budownictwa na Bliskim Wschodzie. Warto spojrzeć na niego z drogi, bo właśnie stamtąd prezentuje się najbardziej imponująco.

Gdyby nie to, że na wewnętrznych schodach tak strasznie śmierdzi moczem, można byłoby spędzić pośród tych murów naprawdę sporo czasu. Pałac jest niesamowity! Ciekawa jestem, jak wyglądało to miejsce w czasach swojej świetności.

Ciekawostkę stanowi fakt, że wiosną w okolicy pałacu znaleźć można duże ilości czarnych irysów będących narodowym kwiatem Jordanii. Roślina ta jest bardzo rzadka, więc warto podejrzeć ją w naturalnym środowisku. My niestety byliśmy tam chyba za późno, bo żadnych kwiatów nie wypatrzyliśmy.

Jaskinie

W drodze powrotnej zauważyliśmy ponad drogą jaskinie, ale niestety ze względu na późną porę ich nie odwiedziliśmy. Zmierzch szybko zapadał, a przed nami było kilkanaście kilometrów krętej drogi. Jaskiń w sumie jest jedenaście, podejrzewa się, że wszystkie wydrążone zostały przez człowieka. Niegdyś służyły jako stajnie, dzisiaj okoliczni mieszkańce wykorzystują je jako magazyny dla zboża oraz schronienie dla kóz. Nad wejściem do jednej z jaskiń wyrzeźbiono w języku aramejskim słowo „Tobiad”, co posłużyło naukowcom jako dowód świadczący o właścicielu okolicznych terenów.

Trzeba było się zbierać. Ciężko jechało się po ciemku, szczególnie gdy w Ammanie kierowcy robili sobie na drodze jak zwykle 4 pasy tam, gdzie były dwa. Brak kierunków, skręcanie ze skrajnie prawego – czwartego – pasa w lewo gdy my akurat byliśmy na pasie numer 2… Standard.  Dodatkowo nie mogliśmy wyregulować świateł, które oświetlały tylko krótki fragment przed nami. To był chyba najtrudniejszy odcinek przejechany przez nas autem w tym kraju.

Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze na krótką chwilę pod udostępnionym dla turystów meczetem Abdullaha I (o tej porze był już jednak zamknięty) i wróciliśmy do hotelu. Z rana mieliśmy opuścić Amman i skierować się na południe kraju. W planach było Morze Martwe! Już kiedyś bez specjalnego entuzjazmu plażowaliśmy chwilę u izraelskich wybrzeży tego zbiornika, ale postanowiliśmy dać temu akwenowi jeszcze jedną – ostatnią – szansę.


Spodobał Ci się powyższy tekst? Polub go na Facebooku lub udostępnij, może komuś się przyda! A może szukasz inspiracji do zaplanowania swojego kilkudniowego wyjazdu? Zajrzyj koniecznie do pozostałych części relacji z Jordanii!

Cztery kroki do udanego urlopu: wyszukaj lot...
... zarezerwuj nocleg... Booking.com
... wypożycz samochód...
... zminimalizuj swoją odpowiedzialność w razie uszkodzenia auta i ciesz się wyjazdem!

Powiązane teksty

Komentarze do: “Jordania: Kasr al-Abd – hellenistyczny pałac”

  1. Dzisiaj co prawda tak pobieżnie przejrzałem Twojego bloga ale już wiem, że będę tu częstym gościem i każdy post przeczytam od deski do deski. Obiecuję ;)

  2. Też uwielbiam ruiny. Z wielką chęcią bym się tam wybrała.

  3. Z wielką przyjemnością wybrałabym się na taką wycieczkę, właśnie takie klimaty są najbliższe mojemu sercu, uwielbiam dotykać śladów przeszłości. :)

Skomentuj