Sri Lanka: Safari w parku Yala

Słonie, krokodyle, różne jeleniowate, cała masa ptaków to tylko część zwierząt, które podglądać można w trakcie bezkrwawego safari w parku Yala. Największą atrakcją są jednak występujące tam lamparty.

Dzień 9, 23.01.2015, część 1/2

Tego dnia czekała nas bardzo wczesna pobudka. Bardzo, bardzo wczesna… W planach z samego rana było ruszenie na wycieczkę do jednego z okolicznych parków narodowych. Miało być to moje pierwsze w życiu safari. Co prawda strzelać potrafię, ale chyba nie miałabym serca celować do zwierzaka. To safari miało być inne, bo fotograficzne. Czyli krótko mówiąc miałam być w swoim kolejnym żywiole – połączenie podróży i fotografii to coś, co tygryski lubią najbardziej ;) Tak więc bez zbytnich oporów ściągnęłam się rano z łóżka. To „rano” oznaczało pobudkę o 4:30. Jako że byliśmy spakowani już wieczór wcześniej (czy my się w ogóle gdziekolwiek do tej pory tak naprawdę rozpakowaliśmy…?), zebranie się poszło sprawnie. Kierowca jeepa już na nas czekał.

Wyposażeni w pakiety śniadaniowe z hotelu (wodę, chleb tostowy z serkiem topionym plus jajko na twardo w skorupce owinięte w folię aluminiową i dwa banany na głowę), ruszyliśmy punktualnie o 5:00 na spotkanie dzikich zwierząt. Byłam nieco zaspana, ale ostra jazda kierowcy plus chłód poranka szybko mnie otrzeźwiły. Mimo panującego w ciągu dnia upału, warto wziąć rano jakiś sweter, bo zimno jest naprawdę dokuczliwe.

Safari w Yala (11)

Na Sri Lance jest kilkanaście parków narodowych, ale najpopularniejszym wśród turystów jest Yala – drugi co do wielkości rezerwat położony na południowym wschodzie wyspy. Jako że koleżanka przekazała mi wcześniej informację, że całkiem niedawno kłusownicy wybili sporo zwierząt w tym parku, zdecydowaliśmy się na wizytę w nieco mniej popularnym Udawalawe. Jednak decyzja sobie, a cel sobie. Nasz kierowca przekazał szefowi kierowcy jeepa błędne informacje, przez co trafiliśmy w końcu nie do Udawalawe, a do Yala.

Podobno Udawalawe bardziej przypomina afrykańską sawannę, w Yala natomiast jest sporo drzew i krzaków, przez co trudniej wypatrzeć zwierzęta. Na korzyść tego drugiego parku przemawia populacja lampartów, będących chlubą tego kraju. No ale jak się nie ma co się lubi… Kierowca jeepa nic nie zawinił, dlatego nie chcąc robić problemów i tracić czasu na dojazd z Yala do Udawalawe (pewnie zeszłoby się ponad godzinę, a to skróciłoby czas właściwego safari), wykupiliśmy bilety wstępu i wjechaliśmy do parku. Tissamaharama oddalona jest od Yala o ok.30 km., tak więc droga zajmuje niecałą godzinę.

Safari w Yala (5)
Fot. Dławigady indyjskie
Safari w Yala (1)
Fot. Bocian białoszyi

My zdecydowaliśmy się na safari kilkugodzinne, ale równie dobrze można zarezerwować wycieczkę całodzienną. Odpowiednio droższą oczywiście. Wyprawę zarezerwować można z wyprzedzeniem przez internet (jest sporo firm organizujących taką atrakcję), zapytać w hotelu, w którym się zatrzymało lub polegać na swoim kierowcy. Wydaje mi się, że wybór naszego kierowcy był świetny. Wstęp do Yala kosztuje tyle samo co do innych parków – 3000 rupii od osoby (84zł). Koszt wynajęcia jeepa różni się w zależności od firmy organizującej safari, w naszym przypadku wyniósł 4500 rupii za samochód plus ewentualny napiwek dla kierowcy (126zł + 500 rupii czyli 14zł napiwku) za pół dnia.

Biletu wstępy kupił dla nas kierowca, resztę wręczyliśmy po powrocie właścicielowi jeepa. Gdy dostał 5000 rupii, stwierdził, że poprosi równo bo nie ma wydać. Zrobił wielkie oczy gdy usłyszał, że 500 rupii ma być napiwkiem dla młodego chłopaka który nas woził. Kierowca również był niesamowicie zaskoczony. Ciekawe jak wysokie napiwki otrzymuje tak na co dzień. Teoretycznie na teren parku można wjechać każdym samochodem (poza tuk tukiem), ale przekonaliśmy się na własnej skórze, że lepiej nie ryzykować. Niektóre podjazdy są bardzo strome lub wyboiste, dlatego najlepiej w tamtych warunkach sprawuje się samochód terenowy. Czasem nawet terenówka miała problem z podjechaniem i musieliśmy się wycofać.

Gdy ruszaliśmy było tak ciemno, że obawiałam się, że z początku safari zdjęć nie będzie. Jednak na Sri Lance tak jak szybko się ściemnia, tak samo szybko robi się jasno. Tak naprawdę zanim safari zaczęło się na dobre, był już dzień. Bardzo chciałam zobaczyć lamparta, ale na to niestety nikt nie mógł dać mi gwarancji. W końcu stwierdziłam, że każdy upolowany zwierzak mnie ucieszy, dlatego sprzęt był przygotowany – wszystkie baterie naładowane, obiektyw z dużym zoomem przymocowany, odpowiednie ISO ustawione – mogłam działać.

Ledwo przekroczyliśmy granicę parku, już widzieliśmy kilka ptaków. Za chwilę nasz kierowca zatrzymał się nad brzegiem jakiegoś zbiornika i zaczął coś nam w ciemności pokazywać. Twierdził, że na brzegu leży wielki krokodyl. Nie wiedziałam, gdzie on niby widzi tego gada. Dopiero po zrobieniu zdjęcia z lampą zorientowałam się, że faktycznie coś tam się świeci w ciemności. A w domu, po rozjaśnieniu zdjęcia zauważyłam wreszcie tego krokodyla jak leniwie sunął do wody. Do tej pory zastanawiam się, jak on go wypatrzył!

Safari w Yala (3)
Fot. Pierwszy widziany krokodyl

Po spotkaniu z krokodylem ruszyliśmy dalej. W samochodzie siedziało się całkiem wygodnie – na pace przygotowane zostały fotele. Tylko w trakcie jazdy lepiej nie wstawać, bo można się solidnie poobijać o metalowe barierki. Wśród piasków udało mi się wypatrzyć kolejne ptaki – tym razem były to chyba jakieś siewki, które skulone w piachu udawały, że ich tam nie ma. Może gdzieś w okolicy miały gniazdo? A może po prostu było dla nich jeszcze za wcześnie.

Safari w Yala (6)
Fot. Siewki

Po siewkach przyszła kolej na jakiegoś drapieżnego ptaka, którego podziwialiśmy dosłownie od spodu… Wie ktoś może, co to za gatunek? Nie za bardzo przejął się naszą obecnością. Zastanawiam się, czy w ogóle zauważył przejeżdżający samochód.

Safari w Yala (4)
Fot. Drapieżny ptak… widziany od spodu…

W pewnym momencie zatrzymaliśmy się przy innym jeepie, w którym siedzieli niesamowicie znudzeni turyści. Ich kierowca miał niewiele lepszą minę. Wymienił parę słów z naszym kierowcą i tamci odjechali. Nasz kierowca chwilę się poprzyglądał krzakom, bo czym pokazał nam jakiś kawał drewna leżący w trawie. Minęła chwila zanim zorientowałam się, że to nie konar a kolejny krokodyl! Leżał zupełnie w bezruchu. Ciekawe, czy go widzieli?

Safari w Yala (7)
Fot. Krokodyl

Po powrocie do domu gdy oglądałam zdjęcia z parku, moją uwagę przykuł jakiś błyszczący się kształt widoczny na skale. Jak się okazało po przybliżeniu tego miejsca, był tam trzeci krokodyl :)

safari (14)

Później natknęliśmy się na stojące na drodze bawoły. Leniwie przeżuwały trawę, jednak gdy podjechaliśmy bliżej, zaczęły się nam przyglądać z zainteresowaniem. Bawoły są podobno jednymi z najbardziej niebezpiecznych zwierząt, które można spotkać w parku, ale patrząc na nie nie chce się w to wierzyć. Wyglądały tak niewinnie i sympatycznie…

Bawoły w parku najczęściej spotkać można w wodzie, gdzie zanurzone aż po uszy chronią się przed upałem i dokuczliwymi insektami.

Później przyszła kolej na jakiegoś przedstawiciela świń.

Safari w Yala (17)
Fot. Dzika świnia?

Przy każdym zwierzaku mogliśmy liczyć na to, że nasz kierowca się zatrzyma i cierpliwie będzie czekał, aż damy mu sygnał do dalszej drogi. Nie poganiał, nie narzekał, tylko non stop wypatrywał zwierząt. Był to młody chłopak, który niesamowicie wczuł się w rolę. Wyszukiwał dla nas nawet najdrobniejsze ptaki, a jak coś przegapił to wystarczyło zapukać mu w szybę i zaraz się cofał. Raz nie zauważył całkiem sporego przedstawiciela jeleniowatych, najprawdopodobniej była to samica jelenia sambar, ale niestety jak się wróciliśmy, to zdążyła uciec. Gdy przejeżdżaliśmy, podejrzliwie się nam przyglądała. Chyba nie była za bardzo przyzwyczajona do obecności ludzi. Wracaliśmy się też jak gdzieś na drzewie wypatrzyłam niewielką jaszczurkę. Chyba kierowca był pod wrażeniem, że ją zauważyłam, bo aż zagwizdał :) Sam początkowo nie widział, co mu wskazuję. Jaszczurka pozowała dumnie na gałęzi bacznie nas obserwując.

Fot. Jaszczurka w parku narodowym Yala
Fot. Jaszczurka w parku narodowym Yala

Jak się później okazało, Kusumsiri obiecał naszemu kierowcy, że jeżeli się postara, to dostanie dobry napiwek… Ale mam wrażenie, że nawet bez tego zależałoby mu na naszym zadowoleniu. Gdy tylko dłuższy czas nie spotykaliśmy żadnych zwierząt, podwajał wysiłki żebyśmy tylko nie zaczęli się nudzić. Naprawdę trafiliśmy w dobre ręce.

Park Narodowy Yala jest królestwem ptaków. Teren ten zamieszkuje podobno ponad 200 gatunków, w tym 5 gatunków endemicznych, występujących tylko tam. Ponadto Sri Lanka jest ostoją ptaków opuszczających Europę na zimę. Gatunkiem najbardziej rzucającym się w oczy są pawie indyjskie. Jest ich tam naprawdę całe mnóstwo. Chodzą po ziemi, siedzą na drzewach i latają dookoła. Nigdy nie widziałam pawia w locie.

Są też ptaki łudząco przypominające nasze bociany, ale to kleszczaki azjatyckie.

Safari w Yala (12)
Fot. Kleszczak azjatycki – przypomina nieco bociana
Safari w Yala (16)
Fot. Łowiec krasnodzioby
safari (5)
Fot. Ibis czarnogłowy
Safari w Yala (43)
Fot. Kur cejloński – narodowy ptak Sri Lanki
Safari w Yala (42)
Fot. Czajka indyjska
safari (12)
Fot. Czajka (?)
safari (2)
Fot. Żołny wschodnie
Safari w Yala (2)
Fot. Żołna modrosterna
Safari w Yala (41)
Fot. Ibis w towarzystwie dławigada indyjskiego
Safari w Yala (20)
Fot. Kaczki – drzewice indyjskie
safari (7)
Fot. Czapla
Safari w Yala (15)
Fot. Czyżby jakiś gołąb?
Safari w Yala (49)
Fot. Ptasia drobnica

Safari w Yala (32)safari (4)Po jakimś czasie wszystkie zwierzęta zniknęły. Nie udawało się nam zobaczyć nawet żadnego ptaka, wszystko ucichło. Obawiałam się, że to koniec wycieczki bo więcej nic już nie zobaczymy, Gdy tak myśleliśmy, że zwierzęta pochowały się przed upałem, naszym oczom ukazało się małe stadko nakrapianych białymi łatkami samic jelenia aksis. Samiec stał niedaleko w krzakach pilnując swojego haremu. Wystarczyło jednak chwilę poczekać, żeby i on pokazał się w całej swej okazałości. Był piękny, a jego poroże było imponujące. Przechadzał się leniwie skubiąc co chwilę trawę.

Safari w Yala (26)
Fot. Jelenie aksis – samice
Safari w Yala (27)
Fot. Samiec jelenia aksis
safari (1)
Fot. Samiec jelenia aksis

Na sam koniec natknęliśmy się jeszcze później na wspomnianego jelenia sambar. Leżał w wodzie chroniąc się w cieniu drzewa przed upałem. Wokół niego chodziły w wodzie różne ptaki brodzące.

safari (6)
Fot. Prawdopodobnie jeleń sambar

Po kilku godzinach od ruszenia, nagle nasz kierowca pognał na wariata gdzieś przed siebie. Po chwili ustawił się za wieloma innymi jeepami. Byliśmy przekonani, że inni wypatrzyli słonie i zaraz olbrzymy te ukażą się też naszym oczom. Utknęliśmy w korku na dobre 40 min. W końcu okazało się, że powodem tej nieoczekiwanej przerwy nie były słonie. Ktoś wypatrzył lamparta! Wiadomość szybko się rozeszła, a każdy kierowca chciał pokazać tego wielkiego kota „swoim” turystom. Początkowo wydawało się, że lampart jest tylko jeden, ale po dokładniejszym przyjrzeniu się, można było zauważyć za tym pierwszym uszy drugiego. Zwierzęta leżały w cieniu drzewa.

Wydaje mi się, że tuż obok był i trzeci lampart, ale pewności nie mam. Bardzo trudno było zauważyć kawałek cętkowanego futra pośród buszu, dlatego nasz kierowca non stop powtarzał, że mamy ogromne szczęście, bo rzadko można zobaczyć tego wielkiego kota na własne oczy. Całego kota może nie widzieliśmy, ale mogliśmy dokładnie przyjrzeć się jego brzuchowi oraz tylnej łapie. Czasem machnął nawet ogonem. Zawsze coś :)

safari (3)
Fot. I tyle widzieliśmy lamparty

Po 3 rundkach zawracania i przyglądania się lampartom, mieliśmy dość. Koty nie miały najmniejszego zamiaru wyjść z cienia, czy chociażby zmienić pozy, dlatego ruszyliśmy w kierunku oceanu.

Safari w Yala (19)
Fot. Kormorany suszące pióa

W trakcie safari kierowca zawiózł nas na brzeg na krótką przerwę – można było wysiąść z auta i chwilę pospacerować. Lepiej zabrać ze sobą wszystkie swoje rzeczy, łącznie z jedzeniem, ponieważ biegające blisko małpy mogą się dobrać do pozostawionych przedmiotów. W miejscu tym zebrało się sporo jeepów, ale ludzie woleli posiedzieć w cieniu okolicznych drzew. Ja nie byłabym sobą, gdybym nie wlazła do wody. Słońce i żar lejący się z nieba nie przeszkadzały, a miło było zanurzyć nogi w chłodnej wodzie. Niestety miejsce to – mimo całego swojego spokoju i wrażenia sielanki – zostało naznaczone tragedią…

Safari w Yala (37)Niegdyś blisko plaży znajdowały się dwa budynki. Jedne źródła mówiły, że był tam hotel, drugie że restauracja. Niestety w grudniu 2004r. fale tsunami zmiotły je z powierzchni ziemi. Tego dnia na terenie parku zginęło około 250 osób – turystów razem z kierowcami i przewodnikami po parku. Ludzie zupełnie niczego się nie spodziewali. Fale dotarły do tego miejsca podobno w ciągu 90 min. od trzęsienia ziemi, które wywołało to tsunami. Nie mieli żadnych szans… Park Narodowy Yala znajdował się centralnie na drodze niszczycielskich fal, które osiągnęły wysokość 6m. Fale sięgnęły ponoć prawie 1,5km wgłąb lądu, około 5000 ha zostało bezpośrednio dotkniętych klęską.

Zwierzęta jednak jakimś cudem nie ucierpiały w znacznym stopniu. Uważa się, że mogły wyczuć zbliżające się niebezpieczeństwo przez infradźwięki. Ponadto miały przewagę – większość z nich biega szybciej od ludzi. W miejscu tragedii pozostawiono fundamenty zburzonych budynków i postawiono pomnik ku pamięci ofiar. Niestety nie widzieliśmy z bliska tego miejsca, bo dowiedzieliśmy się o nim po fakcie. Niby zwróciłam uwagę, że kierowcy siedzą na jakimś fundamencie, ale były one zasłonięte mnóstwem jeepów i zresztą nie przyszło mi do głowy, że to pozostałości po tsunami. Dopiero po powrocie do domu udało mi się dopatrzeć fragmentów pozostałości budynków na zdjęciach…

Po krótkiej przerwie kierowca dostał od znajomego cynk, że w którymś miejscu zobaczyć można całą słoniową rodzinkę. Jednak niestety gdy dojechaliśmy do wskazanego miejsca, zdążyły zniknąć w buszu. No i słoni nie widzieliśmy ani razu.. Byłam zawiedziona, ale nigdy nie wiadomo, na co uda się natknąć w trakcie takiego safari. Nikt nie da gwarancji, że uda się spotkać jakieś konkretne zwierzę. Jedyną gwarancję można byłoby dostać na spotkanie ptaków. Wielbiciele tych latających stworzeń na pewno będą zachwyceni.

Ostatnim zwierzakiem, na którego natknęliśmy się w Yala, była mangusta zwana snake killer. Ssaki te polują na węże (m.in. kobry, które także występują w parku, ale aktywne są raczej w godzinach wieczornych). Co prawda nie są w żaden sposób odporne na jad, ale ich szybkość i zwinność pozwala im wygrywać każdy pojedynek.

Safari w Yala (50)
Fot. Mangusta

Tuż po wyjeździe z parku zatrzymał nas jakiś mężczyzna na skuterku z przywieszoną bańką z mlekiem. Kierowca zachęcał nas do wypicia pysznego, świeżego krowiego mleka, ale po tym jak zobaczyłam jak jest nabierane, natychmiast przeszła mi ochota. Sprzedawca po prostu wsadzał do bańki kubek lub butelkę i tak je napełniał. Dziwne, że jeszcze nie zdążyło mu skwaśnieć. Chętnie bym się napiła, ale lepiej było nie ryzykować ewentualnych problemów żołądkowych. Surowe mleko mogło nam pokrzyżować dalsze plany wyjazdowe. Jako że było późno (zeszło się nam trochę dłużej, niż było to przewidziane), kierowca wcisnął gaz do dechy.

Samochód dosłownie przelatywał nad dziurami. Wychodzi na to, że naprawdę chciał, żebyśmy zobaczyli słonie, przez co z parku wyjechaliśmy później niż powinniśmy. Jego szef nie byłby zadowolony, dlatego gotów był zrobić wszystko, żeby nadrobić stracony czas. W pewnym momencie kierowca zauważył na drodze żółwia. Mimo pośpiechu, natychmiast się zatrzymał i go podniósł. Najpierw dostaliśmy go my, później sam się mu przyjrzał, a na koniec odłożył zwierzaka z dala od drogi. Żółw był nie mniej zaskoczony niż my.

Safari w Yala (51)
Fot. Żółw spotkany na drodze

Po łącznie 6 godzinach w jeepie znaleźliśmy się z powrotem w naszym hotelu. Podsumowując – najwięcej widzieliśmy gatunków ptaków: zimorodki (łowiec krasnodzioby), żołny, kury cejlońskie (narodowy ptak Sri Lanki), pawie indyjskie, orły, czaple, kormorany, czajki indyjskie, dławigady indyjskie, dżunglotymale żółtodziobe, biegusy krzywodziobe, kruki, szczudłaki, aleksandretty obrożne, ibisy, orły, majny brunatne, bilbile czerwonoplame, kleszczaki azjatyckie, kaczki drzewice. Kierowca pokazał nam również 2 krokodyle (3 zauważyliśmy w domu na zdjęciu), kilka jeleniowatych (aksis i sambar), dzikie świnie, mangusty, lamparty, małpy a sami wypatrzyliśmy m.in. bawoły, warana i nieznaną mi jaszczurkę.

Z jednej strony bardzo cieszyłam się, że udało się nam zobaczyć tyle dzikich zwierząt, ale jednak czułam pewien niedosyt. Widzieliśmy niby lamparty, ale były ukryte w buszu. Nie zobaczyliśmy ani jednego słonia, mimo że właśnie w tym parku ich populacja jest największa. Jednak mimo tego polecam wybranie się na takie safari. Przy okazji następnego pobytu na Sri Lance wybiorę się na pewno znów na taką wycieczkę, tylko tym razem nie do Yala, a do Udawalawe. Po szybkim ogarnięciu się (po safai pokryci byliśmy czerwonawym pyłem), zabraliśmy rzeczy i ruszyliśmy w stronę Tangalle po drodze zwiedzając jeszcze kilka miejsc.

CDN.

Cztery kroki do udanego urlopu: wyszukaj lot...
... zarezerwuj nocleg... Booking.com
... wypożycz samochód...
... zminimalizuj swoją odpowiedzialność w razie uszkodzenia auta i ciesz się wyjazdem!

Powiązane teksty

One Thought to “Sri Lanka: Safari w parku Yala”

  1. Mamutek

    Kolejny wspaniale spędzony dzień :)

Skomentuj