Sri Lanka: Wylęgarnia żółwi w Kosgodzie

Nie sądziłam, że kiedykolwiek dane mi będzie potrzymanie maleńkiego żółwika na dłoni. Coś takiego przeżyć można w wylęgarni żółwi w lankijskiej Kosgodzie. Jeśli wierzyć w zapewnienia osób prowadzących to miejsce, żółwie rzeczywiście są chronione. I w obecnych czasach niestety wciąż tej ochrony potrzebują.

Dzień 26.01.2015, część 5/5

Słyszeliście kiedykolwiek o farmie żółwi? Ja nigdy. Przynajmniej do czasu, aż zaczęłam planowanie wyprawy na Sri Lankę. Ze znalezionych w Internecie informacji wynikało, że koniecznie musimy tam zajrzeć. No i trafiliśmy na taką farmę – wylęgarnię w Kosgodzie.

Czy było warto? TAK! Wstęp na farmę, a raczej do żółwiej wylęgarni, do najdroższych nie należy (oczywiście jak na wejściówki dla turystów na Sri Lance). Od osoby płaci się 250 rupii, czyli jakieś 7zł.

Kusumsiri podrzucił nas bezpośrednio pod ogrodzenie, gdzie od razu zapłaciliśmy za wstęp i przejął nas jakiś młody chłopak. Jak się później okazało, wylęgarnia jest chyba jego całym życiem. Żółwiom podporządkował swoją codzienność. Żałuję bardzo, że wyleciało mi z głowy jego imię.

Farma żółwi w Kosgoda (1)

Żółwie na Sri Lance, tak samo jak w wielu innych miejscach na świecie zagrożone są wyginięciem. Kto jest dla nich największych zagrożeniem? Oczywiście człowiek, największy drapieżnik na świecie. Mięso żółwia jest ogromnym przysmakiem – mieliśmy okazję słyszeć o tym już w trakcie safari w Yala od naszego tamtejszego kierowcy. Zawsze znajdą się ludzie, którzy za wysoką cenę chętnie spróbują takiego niecodziennego posiłku, którego bazą będzie żółw. Przez to zawsze znajdą się nieuczciwi ludzie, którzy na takiego żółwia zapolują. A tym bardziej chętnie dostaną się do jego jajek.

Żółwie na Sri Lance

Na Sri Lance można spotkać 5 gatunków żółwi morskich składających jaja na tamtejszych plażach. Są to: żółwie zielone (niestety podobno jadalne), olbrzymie żółwie skórzaste mogące osiągać rozmiary ponad 2 m i potrafiące ważyć nawet ćwierć tony, zagrożone wyginięciem żółwie szylkretowe, mięsożerne karetta  uzbrojone w ostry dziób i pazury na płetwach służące rozłupywaniu mięczaków, oraz najlżejsze z nich żółwie oliwkowe o wadze do 50 kg, o skorupie często szerszej niż dłuższej. Wszystkie one są tam samo zagrożone pazernością  ludzi.

Niegdyś kłusownicy wykradający jaja złożone na plażach dostawali za nie w skupie wysokie ceny, jednak obecnie rząd Sri Lanki wprowadził podobno program, na podstawie którego ten, kto znajdzie żółwie jaja i odda je pod opiekę takiej żółwiowej wylęgarni, dostanie pieniądze. Proceder kłusowniczy nieco się ukrócił, co jednak wcale nie oznacza, że zniknął zupełnie.

Żółwice przypływają na plaże Sri Lanki, żeby złożyć tam jaja i na tym ich matczyna powinność się kończy. Od tej pory maleńkie żółwiki zdane są tylko na siebie. Jeżeli mają szczęście, trafiają jeszcze w formie żółwich jaj do wylęgarni, gdzie spokojnie mogą się wykluć.

W specjalnie przygotowanej „piaskownicy” wolontariusze zakopują jaja oznaczając poszczególne górki piachu rodzajem żółwia i długością jego wylęgu.Nad piaskownicą rozwieszona jest siatka, tak więc żółwikom nie grożą nawet drapieżcy z powietrza.

Farma żółwi w Kosgoda (2)

Miałam okazję trzymać takie świeże żółwie jaja w ręku. Nasz przewodnik dosłownie wrzucił mi w dłonie kilka okrągłych kulek. Spojrzałam na niego zszokowana, że tak niedelikatnie obchodzi się z tak cennymi żółwimi jajami, ale dobrze wiedział co robi. Żadne nie zostało uszkodzone. Nie sądziłam, że są one tak delikatne w dotyku i że nie mają twardej skorupki. Uginały się pod palcem. A wszystko po to, żeby nie uległy uszkodzeniu w trakcie ich składania.

Maleńkie żółwiki

Gdy maleńkie żółwiki zaczynają opuszczać kopczyki, są zbierane i przekładane do wypełnionych oceaniczną wodą niewielkich betonowych zbiorników , w których zaczynają swoje życie. Co ciekawe, ogromną część maluchów stanowią samce, które po kilku dniach wypuszczane są na wolność. Co innego dzieje się z samiczkami. Jako że jest ich niewiele, są przetrzymywane w ośrodku (nawet do 6 lat). Gdyby były wypuszczane tak samo wcześnie jak samce, wiele z nich by nie przetrwało i przedłużanie gatunków mogłoby być jeszcze bardziej zagrożone. Samice wypuszczane są dopiero po „odchowaniu”, gdy pracownicy farmy mogą liczyć, że żółwica poradzi sobie bez opieki w naturalnym środowisku.

Trzymałam w ręku takiego wiercącego się malucha, który jeszcze nawet nie otworzył oczu! Ale ich opiekun miał sposób, żeby się nie wyrywały. Jako że żółwiki mogłyby zginąć, gdyby nagle zaczęły swoją wędrówkę w środku dnia (upał plus drapieżniki), natura wyposażyła je w pewien mechanizm obronny. Gdy jeden z maluchów położonych na mojej dłoni zaczął niespokojnie wierzgać, jego opiekun położył swoją dłoń na mojej przykrywając go i po chwili żółwik leżał zupełnie nieruchomy. I to jest właśnie ten mechanizm obronny – gdy tylko czują ciepło, twardo zasypiają.

Najpierw uśpiony został w ten sposób przedstawiciel żółwia karetty, a następnie na mojej drugiej dłoni wylądował tak samo potraktowany żółwik skórzasty. Czy nie są cudne? Na szczęście żółwi opiekun nie dopuszczał, żeby każdy przechodzący sięgał dowolnie do zbiornika po żółwiki. Możliwe było jedynie potrzymanie jednego lub dwóch małych stworzeń i to też tylko przez chwilę. Maleństwa zaraz lądowały z powrotem w zbiorniku. Podkreślam – nie działa się im żadna krzywda.

Farma żółwi w Kosgoda (11)
Fot. Czyż nie są śliczne? Po lewej maleńki żółw skórzasty a po prawej karetta

Po odejściu od zbiorników z maleństwami, mogliśmy przyjrzeć się starszym samicom. Były w bardzo dobrej formie. Najbardziej rozbawiła mnie żółwica pływająca z przednimi płetwami założonymi do tyłu na skorupkę. Okazało się, że jest to taki żółwi sposób na odpoczynek. Taką kilkuletnią samicę mogłam też potrzymać. Skorupa żółwia lądowego jest twarda i jakby szorstka, to było jednak zupełnie inne doświadczenie. Nie sądziłam, że skorupa żółwia wodnego będzie tak delikatna w dotyku. Nie wiem nawet, do czego można byłoby ją porównać. Pani żółwiowa zaczęła się wyrywać – chyba niezbyt była zadowolona z wyciągnięcia jej z wody – dlatego szybko wylądowała z powrotem w basenie. Za kilka dni miała zostać wypuszczona.Farma żółwi w Kosgoda (5)

Przy kolejnych zbiornikach jednak niestety nie było już tak radośnie. Znajdowały się w nich chore żółwie, a także zwierzęta, które przez człowieka nigdy już nie będą mogły wrócić do środowiska naturalnego. Zostały okaleczone przez sieci rybackie lub silniki łódek. Pozbawione jednej lub kilku płetw, zdane są – o ironio – tylko na człowieka, który ma dla nich ogromne serce. W jednym z basenów znajdowały się dwa naprawdę wielkie i stare już żółwie. Usłyszeliśmy, że ich wiek ocenia się na około 100 lat! Niestety biedactwa miały ucięte przednie bądź tylne płetwy. Było mi ich strasznie szkoda.

Inwalidzi i albinosy

Gady te podobno ogółem nie lubią dotykania i mogą stać się agresywne, jeżeli ktoś spróbuje je pogłaskać, ale akurat dotyk ich opiekuna chyba lubiły. Jeden z nich aż nadstawiał pyszczek, gdy nasz przewodnik zaczął go głaskać. W odpowiedzi na moją zdziwioną minę usłyszałam, że jest jedyną osobą, która może je bez obaw dotykać. Rzeczywiście, żółw nie wyglądał na niezadowolonego.

Był też żółw świeżo po operacji. Jeżeli nie wystąpiłyby żadne komplikacje, miał zostać wypuszczony na wolność.

W kolejnym basenie widzieliśmy ewenement natury. Żółwia albinosa. Opiekun jednak poprosił, żeby go nie dotykać, ponieważ podobno każdy dotyk (nawet skorupy) żółwia albinosa boli. Takie zwierzę nigdy nie będzie mogło wrócić na łono natury, do końca swoich dni pozostanie w tym ośrodku. Podobno żółwie albinosy żyją krócej od swoich „normalnie” ubarwionych braci. Można by rzec co to za życie… Albinosy wykluwają się podobno raz na dwa miliony jaj. Żyją około 30 lat – podkreślam, że normalny żółw może żyć nawet ponad 100lat.

Farma żółwi w Kosgoda (9)

Niestety w wyniku tsunami wylęgarnia ta została zmieciona z powierzchni ziemi, a wszystkie żółwie, które były w niej trzymane, zginęły. Może zbiorniki nie wyglądają jakoś atrakcyjnie i widać kompletny brak dofinansowania tego miejsca, ale trzeba pamiętać o tym, jak ważną funkcję ono pełni. Farmy utrzymywane są tylko z biletów i datków odwiedzających, więc może warto pomyśleć o tym wcześniej i przygotować sobie jakiś datek. Jeżeli ktoś będzie zainteresowany, zawsze może wspomóc taką farmę swoją własną pracą – wolontariusze są bardzo poszukiwani. Nawet my dostaliśmy propozycję, że jeżeli tylko byśmy chcieli, przywitają nas z otwartymi ramionami. Na pewno byłoby to ciekawe doświadczenie, które wspominałabym przez cały życie jednak jak na razie ograniczyłam się jedynie do zostawienia datku i wpisu w pamiątkowej księdze gości.

Wizyta w wylęgarni to jak dla mnie jeden z głównych punktów, których nie można pominąć w trakcie wizyty na wyspie.

Farma żółwi w Kosgoda (10)

Widać było, że opiekun żółwi wkłada w tą wylęgarnię całe swoje serce i mimo że jego ciągle powtarzane uwagi dotyczące różnic w kolorze naszej skóry zaczynały być nieco męczące, byłam w stanie mu to wybaczyć. Wystarczyło popatrzeć na te wszystkie żółwie, które dzięki temu miejscu miały szansę na przetrwanie. A to że miejsce może zrobić się komercyjne? Nie obchodzi mnie to. Dopóki będą faktycznie pomagać zwierzętom i wypuszczać je na wolność, nie mam nic przeciwko zarabianiu na nich.

Każdy hojny darczyńca może liczyć na to, że przy jakimś basenie zawiśnie tabliczka z jego imieniem, nazwiskiem i krajem pochodzenia. Niestety nas nie było na to stać, ale może ktoś będzie chętny na dofinansowanie żółwi i zaistnienie w ich świecie? :)

Z wylęgarni udaliśmy się na nocleg w Wadduwie – to był długi i niesamowicie intensywny dzień.

Farma żółwi w Kosgoda (19)

Jako że przyjechaliśmy po zmroku, ograniczyliśmy się jedynie do kolacji w hotelowej restauracji. Kusumsiri twierdził że będziemy mogli zjeść coś na plaży, ale jak się następnego dnia okazało, nie za bardzo mielibyśmy gdzie… Wadduwa to nie Mirissa, więc dobrze że zostaliśmy w końcu w hotelu. Na plaży w okolicach naszego hotelu nie było żadnych lokali.

Po cichu liczyłam na kąpiel w basenie (na sam koniec udało się zarezerwować hotel z basenem ;)), ale niestety akurat chwilę wcześniej właściciel nasypał do niego jakiejś chemii, żeby przez noc woda się oczyściła. Cóż… basen musiał poczekać do rana.

Na kolację zamówiliśmy ryż z owocami morza w cenie 400 rupii za porcję (ok. 11zł) plus piwo za 300 rupii (ok. 8,50), do tego wzięliśmy wodę z hotelowej lodówki za 120 rupii (ok. 3,40zł). Posiłek był bardzo rozczarowujący. Owoce morza w ryżu było trudno znaleźć, a jak już się jakiś trafiał, to ewidentnie był to odpadek z wcześniej przygotowywanych dań. Największym kawałkiem owocu morza, jaki znalazłam w tym daniu, był ogonek krewetki. Opancerzony ogonek… Jednak kolacja zakończyła się bez sensacji żołądkowych, co było na plus. Dodatkowo mogliśmy liczyć na żywą atrakcję w trakcie posiłku.

Farma żółwi w Kosgoda (21)

Nieproszony gość

Tuż obok naszego stolika przebiegł krab, który zwrócił uwagę wszystkich. Starsze Holenderki siedzące przy sąsiednim stoliku zaczęły żartować, że krab przyszedł na kolację, tylko biedny nie spodziewał się, że może skończyć jako ta „kolacja” w formie dodatku do ryżu. Pewnie byłoby z niego więcej tych dodatków, niż dostaliśmy w posiłku… Jednak po krótkiej sesji zdjęciowej poszedł sobie spokojnie w swoją stronę. Niewinny krab stał się powodem dalszych rozmów. Wspomniane Holenderki był pod ogromnym wrażeniem, że w trakcie tak krótkiego wyjazdu udało się nam zobaczyć tyle rzeczy. Wspominały, że są już któryś raz z rzędu na Sri Lance, ale wielu z widzianych przez nas atrakcji jeszcze nie odwiedziły.

Farma żółwi w Kosgoda (20)

Po kolacji i rozmowach poszliśmy do pokoju. Przed drzwiami po raz ostatni mogłam przyjrzeć się kilku płochliwym gekonom.

Po tak intensywnym dniu najzwyczajniej w świecie padłam, ale miałam przed sobą wizję luźnego, ostatniego dnia na wyspie. W planach było wcześniejsze wstanie i wybranie się na plażę, ale jak to zwykle bywa plany planami a rzeczywistość sobie.

CDN.

Cztery kroki do udanego urlopu: wyszukaj lot...
... zarezerwuj nocleg... Booking.com
... wypożycz samochód...
... zminimalizuj swoją odpowiedzialność w razie uszkodzenia auta i ciesz się wyjazdem!

Powiązane teksty

Komentarze do: “Sri Lanka: Wylęgarnia żółwi w Kosgodzie”

  1. Też tam byłam :D
    To niesamowite uczucie mieć na ręce 1-dniowego żółwika!

  2. Mamutek

    Podobnie jak te Holenderki, jestem pełna podziwu :)

    1. Monika

      Ten dzień obfitował we wrażenia, był chyba najintensywniejszy z całego wyjazdu :)

Skomentuj