Węgry: Szaro, zimno i do domu daleko… Zima w Budapeszcie

Sri Lanka rozpieściła nas wysokimi temperaturami, ale kiedyś w końcu urlop pracownikowi etatowemu się kończy. Trzeba było wracać. Styczeń to środek zimy, więc szok temperaturowy mieliśmy zagwarantowany. Na szczęście jednak najpierw wylądowaliśmy w nieco cieplejszym (według prognoz) Budapeszcie. W rzeczywistości węgierska stolica przywitała nas niezbyt przyjemnie. Ciekawi jesteście, jak może wyglądać zima w Budapeszcie? 

Dzień 15, 29.01.2015

Jak przez całą wyprawę na Sri Lance dopisywało nam szczęście, tak po przyjeździe do mieszkania w Budapeszcie okazało się, że chyba nas ono opuściło. Po wielu próbach uruchomienia laptopa okazało się, że nic z tego. Na ekranie nie było nic widać. Dysk był jedynym miejscem, na którym mieliśmy wszystkie zdjęcia, filmy, materiały do wyjazdu i początkowe relacje z poszczególnych dni – w sumie kilkadziesiąt GB danych. Strata tego wszystkiego by zabolała… Tak, tak – na wyjazdy warto zabrać również dysk zewnętrzny. Już teraz to wiem…

Jako że nie mogłam nic poradzić na tę awarię, laptop wylądował w walizce z nadzieją, że po powrocie do Polski uda się go naprawić bez strat. Podejrzewałam ponowne uszkodzenie taśmy matrycy, ale tym razem wyglądało to dużo gorzej i znacznie poważniej. Specjalistą informatycznym nie jestem, tak więc trzeba było uzbroić się w cierpliwość. Po powrocie okazało się, że faktycznie padła po raz kolejny taśma. Po jej wymianie laptop działa, więc może jeszcze trochę staruszek posłuży :)

Następnego dnia z samego rana ubraliśmy się we wszystko co mieliśmy przygotowane na zimową aurę i ruszyliśmy na zwiedzanie Budapesztu. Jak tylko wyszłam z naszego mieszkania, natychmiast tego pożałowałam. Jeszcze poprzedniego dnia byliśmy w tropikach, a tam na zewnątrz czekało na nas lodowate i wilgotne powietrze. Chłód przeszywał mimo kilku warstw ubrań. No ale trzeba było mu stawić czoła. Ale i w tej sytuacji można było znaleźć plusy – przynajmniej nie trzeba było martwić się o komary i poparzenia słoneczne… Inną kwestią były ewentualne odmrożenia…

Fałszowanie historii

Pierwsze kroki mimo zimna skierowaliśmy w stronę Parlamentu. Po drodze minęliśmy dość kontrowersyjny pomnik upamiętniający wydarzenia II Wojny Światowej, a przy nim cywilny protest przeciwko fałszowaniu historii. Jakiś czas temu tamtejszy rząd postawił pomnik upamiętniający niemiecką agresję na Węgry. Sęk w tym, że Węgry były w pewnym sensie – może niezbyt dobrowolnie, ale jednak – sojusznikiem Niemiec. Część mieszkańców podziela ten pogląd i kompletnie nie zgadza się z tym, że Węgry zostały przedstawione jako niewinna ofiara. Na pomniku symbolizowane są przez Archanioła Gabriela, natomiast Niemcy ukazano w postaci atakującego orła. Początkowo pomnik miał nosić nazwę związaną z okupacją Węgier, jednak po skandalu, jaki to wywołało, pomnik ustawiono ku pamięci ofiar okupacji.

Ówczesny rząd nie do końca był taki niewinny – ponosi odpowiedzialność za deportację do obozów ponad pół miliona obywateli Węgier, głównie Żydów, Romów oraz osób o odmiennej orientacji. Historycy z Węgierskiej Akademii Nauk zgodnie twierdzą, że pomnik ten to próba napisania historii od nowa, a dokładniej – jej zafałszowania. Uczestnicy protestu przynoszą na miejsce pod pomnikiem najróżniejsze rzeczy – stare książki, zdjęcia, kamienie. Zapowiadają, że protest będzie trwał dopóki pomnik nie zostanie usunięty.

Po krótkiej chwili przy pomniku, przeszliśmy przez niewielki, ale ładnie zagospodarowany skwer. Spacerując po centrum Budapesztu odniosłam wrażenie, że jest to bardzo zadbane miasto. Przynajmniej takie wrażenie sprawiało najbliższe otoczenie turystycznych atrakcji. Było czysto, schludnie i elegancko. To jedno z ładniejszych europejskich miast.

Budapeszt dzień 1 (3)

Plac Męczenników

Zbliżając się do Parlamentu dotarliśmy na Plac Męczenników, gdzie ujrzeliśmy pomnik stojącego na moście mężczyzny ubranego w długi płaszcz i spoglądającego na wspomniany budynek. W ten sposób upamiętniony został dwukrotny premier Węgier Imre Nagy. Dla jednych był on bohaterem, dla innych zaciekłym komunistą, który w ZSRR spędził aż 14 lat życia. Komunistą stał się ponoć w rosyjskiej niewoli. Po powrocie do kraju, został pierwszym węgierskim premierem. W 1955r. mimo sympatii, jaką darzyło go społeczeństwo, został odwołany z partii i pełnionej funkcji przez zwolenników stalinowskich rządów. Następnie podczas rewolucji węgierskiej w 1956r. premierem został po raz drugi. Ogłosił neutralność Węgier i wystąpienie kraju z Układu Warszawskiego, podjął rozmowy o wycofaniu z państwa Armii Czerwonej.  Stanął na czele oporu przeciwko interwencji rosyjskiej. Jego życie zakończyło się tragicznie – po upadku rewolucji został podstępnie pojmany i powieszony.

Budapeszt dzień 1 (4)

Parlament

Dotarliśmy w końcu pod Parlament. Budynek ten to jeden z największych na świecie gmachów tego typu. Liczby robią wrażenie: jego długość wynosi 268m, szerokość w najszerszym miejscu 123m, wysokość kopuły natomiast to 96m. Trzeba do tego dodać 29 klatek schodowych, 13 wind, ok. 700 pomieszczeń oraz 27 bram wejściowych. Gmach budowany przez tysiąc osób powstawał przez 17 lat. W Parlamencie mieszczą się m.in. kancelarie premiera i prezydenta (jedna w północnym, a druga w południowym skrzydle). Parlament można zwiedzać – obywatele Unii Europejskiej wchodzą ponoć za darmo.

Gmach ogromne wrażenie robi z odległości, gdy widać jego wszystkie wieżyczki i zdobienia. Z bliska wrażenie to już jest mniejsze, no ale trudno ogarnąć wzrokiem tak ogromny budynek.

Pod Parlamentem natknęliśmy się na kolejny protest obywateli – tym razem skierowany przeciwko premierowi Węgier Orbanowi. Jednak w postawionych namiotach nic się nie działo, było w nich obecne jedynie kilka osób.

Zrobiliśmy sobie krótką przerwę w pobliskim McDonaldzie. Gdy tak sobie siedzieliśmy próbując się ogrzać, za oknem zaczął delikatnie sypać śnieg. Tylko tego nam brakowało… Nieliczne płatki spadały początkowo bardzo sporadycznie i powoli, później było już tylko coraz gorzej.

Wyspa Małgorzaty

Po krótkiej przerwie udaliśmy się na Wyspę Małgorzaty. Chcieliśmy tam wynająć rower, żeby móc jak najszybciej się po niej przemieszczać, ale niestety stacja wypożyczalni była najprawdopodobniej uszkodzona (jak to wytłumaczył nam jakiś chłopak, który akurat rower oddawał) i żeby wziąć jednoślad, musieliśmy przejść nieco dalej, do innej stacji. W końcu odpuściliśmy sobie i rower i wyspę Małgorzaty, szczególnie że śnieg padał coraz intensywniej.

Wyspa Małgorzaty powstała w wyniku regulacji Dunaju wykonanej w połowie XIXw., ale już w czasach rzymskich w miejscu tym znajdowało się kilka małych wysepek, na których Rzymianie budowali swoje podmiejskie wille. A skąd wzięła się obecna nazwa wyspy? Wiąże się ona z osobą córki króla Beli żyjącej w XIIIw. – Małgorzaty Węgierskiej, późniejszej świętej. Dziecko zostało ofiarowane Bogu jeszcze przed swoim urodzeniem. Rodzice chcąc być bliżej córki, ufundowali Dominikankom klasztor na wyspie znajdującej się blisko zamku. Małgorzata wraz z innymi mniszkami trafiła do klasztoru w wieku 9 lat, a następnie spędziła w nim całe swoje życie. Podobno mimo nadziei ojca, że zdecyduje się na opuszczenie klasztornych murów, z radością służyła Bogu odrzucając wszelkich chętnych do ożenku. Obecnie na wyspie można zobaczyć ruiny klasztoru razem z grobem świętej.

Tuż przy zejściu z Mostu Małgorzaty znajduje się pomnik Stulecia Miasta upamiętniający powstanie Budapesztu, jedyne miejsce, jakie zobaczyliśmy na wyspie. Buda, Obuda i Peszt połączyły się oficjalnie 17 listopada 1873r. Na setną rocznicę ustawiono na wyspie Małgorzaty pomnik o skręconych u góry skrzydłach. które symbolizują połączone części miasta.

Budapeszt dzień 1 (8)

Po zejściu z Mostu Małgorzaty podeszliśmy do nierzucającego się w oczy pomnika Obrońców Twierdzy Przemyśl. Przedstawia on wspartego na armacie ryczącego lwa. Pomnik ten upamiętnia Węgrów walczących w obronie twierdzy w Przemyślu podczas I wojny światowej w latach 1914-15.

Budapeszt dzień 1 (9)

Rozpadało się do tego stopnia, że gdy byliśmy na drugim brzegu rzeki, widoczny z tego miejsca zazwyczaj doskonale Parlament był jedynie słabym cieniem. Trzeba było zacząć znów szukać jakiegoś ciepłego miejsca, bo robiło się nieprzyjemnie i coraz bardziej przemarzaliśmy.

Góra Zamkowa

Chcąc zobaczyć jeszcze kilka z najbardziej rozpoznawalnych atrakcji, zaczęliśmy wspinać się na Górę Zamkową.

Po spacerze po licznych schodach i ładnych uliczkach na górze, trafiliśmy w końcu pod Basztę Rybacką, w której arkadach skusiliśmy się na posiłek. Gorąca, przepyszna zupa czosnkowa i zupa gulaszowa to było to. Co prawda w restauracji tej za ciepło nie było, ale wystarczyło to do lekkiego rozgrzania się. Do zupy czosnkowej dostałam kawałek podpieczonej bagietki z czosnkiem, natomiast do gulaszowej podano parę plasterków papryki. Była naprawdę ostra, ale po lankijskich posiłkach przywykliśmy do uczucia ognia w gardle ;) Lokal nazywał się bodajże HB Lounge & Bar. Całkiem przyjemne miejsce z dobrą obsługą. Do tego ma się zagwarantowany piękny widok na Dunaj.

Posileni i ogrzani, mogliśmy ruszyć na dalsze zwiedzanie. Pozostaliśmy na górze. A skąd w ogóle wzięła się wspomniana nazwa Baszta Rybacka? W średniowieczu za kościołem Macieja odbywał się regularnie targ rybny, a rybacy mieli pod opieką niedaleki fragment murów, którego w razie potrzeby bronili przed oblężeniem. Budowę Baszty rozpoczęto w 1895r., jej przeznaczeniem nie były jednak cele obronne, a jedynie taras widokowy.

Bardzo blisko Baszty Rybackiej stoi okazały kościół Macieja z XIIIw. Nazwę zawdzięcza królowi Maciejowi Korwinowi, który nakazał dobudować do niego okazałą wieżę. Gdy Budę w 1541r. zdobyli Turcy, kościół szybko zamieniony został w meczet, by w 1686r. znów stać się świątynią.

Budapeszt dzień 1 (14)

Na Górze Zamkowej można zaopatrzyć się w pamiątki z pobytu na Węgrzech. Jest tam całe mnóstwo sklepów i sklepików oferujących najróżniejsze różności. Najpopularniejszy jest oczywiście węgierski tokaj i papryka – słodka, ostra, zmielona jak i ta w całości.

Budapeszt dzień 1 (18)

Przy zamku zobaczyć można pomnik osobliwego, ogromnego ptaka trzymającego miecz w łapach. To mityczny turul – pół-orzeł, pół-sokół występujący w węgierskich podaniach. Sześciometrowa postać stwora umieszczona została w 1905r. przy ogrodzeniu zamkowym.

Budapeszt dzień 1 (22)

Jako że w dalszym ciągu był to okres poświąteczny, blisko zamku załapaliśmy się na pyszne grzane wino. Było idealnie doprawione i cudownie gorące. Jeżeli będziecie kiedyś w Budapeszcie w okresie świątecznym, bez wahania bierzcie grzane wino z budki stojącej między Zamkiem a pomnikiem turula ;)

Budapeszt dzień 1 (23)

Tak jak wcześniej nie było widać Parlamentu z drugiej strony rzeki, tak później trudno było przyjrzeć się z góry Mostowi Łańcuchowemu. Pogoda nas ewidentnie nie rozpieszczała, ale czego innego można było się spodziewać po zimowej aurze.

Budapeszt dzień 1 (28)

Zatrzymaliśmy się na chwilę przed klasycystycznym pałacem prezydenckim z XIXw. W miejscu tym od 2003r. mieści się biuro Prezydenta Republiki Węgier. Widzieliśmy tam zmianę warty, w trakcie której żołnierzom trudno było zachować powagę. Panowie z trudem hamowali śmiech. Co było tego przyczyną? Jeden z panów w trakcie tej właśnie zmiany zaliczył poślizg i o mało co orła nie wywinął. Faktycznie, na kostce brukowej pokrytej już sporą ilością śniegu zrobiło się bardzo ślisko. Biedak miał dużo szczęścia, że jednak nie leżał, bo to dopiero byłoby widowisko… Ale żołnierz też człowiek. Sama kilka razy zaliczyłam efektowne ślizgi.

Funikular

Na dół zjechaliśmy funikularem – kolejką, która od 1870r. wozi gości zmierzających na Górę Zamkową. Mechanizm kolejki jest prosty – wagonik o 3 kabinach porusza się po torze za pomocą liny napędowej, która obciążona jest przeciwwagą w postaci drugiego wagonika. Długość trasy funikularu to 95m, natomiast różnica poziomów obu stacji wynosi 50m. Wagonik porusza się z prędkością 3 m/s. Kosztu pokonania drogi w jedną stronę niestety nie pamiętam, ale wydaje mi się, że cena była jakoś dość wysoka. Jednak długo się nie zastanawialiśmy – było coraz zimniej, wszędzie leżało pełno śniegu więc w naszych adidasach ślizgaliśmy się po kostce. Poza tym kolejką było dużo szybciej.

Budapeszt dzień 1 (21)

Na dole rzuciliśmy okiem na Most Łańcuchowy, który był pierwszym stałym mostem łączącym Budę z Pesztem. Budowa rozpoczęta w 1839r. trwała 10 lat, a jej efektem jest długi na 380m. piękny łańcuchowy most wsparty na dwóch kamiennych filarach. Wjazdów na most strzegą 4 ogromne, rzeźbione lwy. Z mostu roztacza się bardzo ładny widok na Górę Zamkową. Szkoda tylko, że w trakcie naszego pobytu pogoda nie dopisała i nie mogliśmy jej podziwiać w pełnej okazałości.

W drodze powrotnej do naszego apartamentu minęliśmy jeszcze wielki kościół św. Teresy wybudowany w latach 1803-1809. Jako że marzyliśmy o ogrzaniu się, do świątyni niestety nie weszliśmy. Z postanowieniem zrobienia sobie własnego grzanego piwa zrobiliśmy jeszcze małe zakupy w pobliskim sklepie i wróciliśmy do cieplutkiego mieszkania.

Budapeszt dzień 1 (37)

Ostatniego dnia wyprawy czekało nas jeszcze kilka godzin w Budapeszcie i powrót do Polski.

CDN.

Cztery kroki do udanego urlopu: wyszukaj lot...
... zarezerwuj nocleg... Booking.com
... wypożycz samochód...
... zminimalizuj swoją odpowiedzialność w razie uszkodzenia auta i ciesz się wyjazdem!

Powiązane teksty

  1. Endriu

    Trzeb było ogrzać się na licznych termach w tym mieście. ;)

    1. Monika Borkowska

      Ano, trzeba było! Ale zawsze pcha nas do przodu ciekawość, chęć zwiedzania… termy muszą poczekać na inną okazję ;) Kilkanaście lat temu grzałam kuper w takim miejscu, właśnie w Budapeszcie. Doświadczenie warte powtórzenia!

  2. Nasza pierwsza wizyta w Budapeszcie też była związana z szokiem, ale nie aż takim jak Twój. Wracaliśmy z ok. 30 stopni w Grecji, a w Budapeszcie było jakieś 11. Dzień później byliśmy w Polsce, gdzie temperatury osiągały zawrotne 5 stopni! Mimo zimna i kropiącego deszczu miasto nas zachwyciło i wróciliśmy do niego w już bardziej sprzyjającej aurze, bo w maju.
    A oglądanie takich zaśnieżonych zdjęć w upał jest nawet przyjemne :-)

  3. Fajnie sobie popatrzec na zimowy Budapeszt. Ja zapamiętam to miasto w połączeniu z sierpniową falą upałów :-)

    1. Hmm.. nie wiem co gorsze – czy przymarzanie czy gotowanie się we własnym sosie ;)

Skomentuj