Dywan kwiatowy 2014 czyli Bruksela w jeden dzień cz.1

Wróciliśmy :) W Brukseli ze względu na niewielkie możliwości czasowe spędziliśmy tylko jeden dzień, ale wykorzystaliśmy go w pełni.

Po kilku drobnych przygodach, dolecieliśmy do Brukseli z niewielkim opóźnieniem. Lot trwał 1:50h i przebiegał raczej spokojnie, pojawiły się jedynie drobne turbulencje. Próbowałam nadrobić braki snu, ale ze względu na obecność kilku bardzo niespokojnych dzieci w bliskiej odległości, dłuższa drzemka nie była mi pisana. Swoją drogą, niektórzy rodzice dają swoim dzieciom wejść na głowę i nawet w trakcie lotu pozwalają im na wszystko… Rozumiem, że upilnowanie malucha może nie być łatwe, ale jeżeli kilkuletnie dziecko wydziera się wniebogłosy, a żadne z dwojga rodziców w żaden sposób nie reaguje, to już jest coś nie tak…

IS_Bruksela (1)fot. Ostatni rzut oka na Warszawę

Po wyjściu z samolotu, już na samym początku czekała nas mała przebieżka, ponieważ na płycie lotniska znaleźliśmy się ok. 20:50, a według rozkładu jazdy autobusów do Brukseli, nasz autobus odjeżdżał o 21:00. Następny autobus był dopiero o 21:30, a bardzo zależało nam, żeby w centrum być jak najwcześniej, żeby zobaczyć chociaż fragment z pokazów na otwarcie tegorocznego dywanu kwiatowego. Na szczęście lotnisko Charleroi nie jest zbyt duże, dlatego udało się nam zdążyć. Warto tu zaznaczyć, że chcąc jechać do centrum Brukseli, po wyjściu z terminala należy skierować się w prawo, na przystanek nr 6 – stamtąd odjeżdżają biało-niebieskie autobusy Flibco. Spod terminala ruszają również autobusy w kolorze biało-zielonym, ale kierują się one bodajże do Luksemburga (przystanek w tym kierunku znajduje się po lewej stronie od wyjść z terminala).

Bilety na przejazd warto zakupić z dużym wyprzedzeniem, ponieważ można wtedy upolować przejazd za 5 euro. W poprzednim poście pisałam, że bilet normalny kupiony przez internet z niewielkim wyprzedzeniem kosztuje 14 euro za osobę w jedną stronę. Bilet kupiony u kierowcy, to już wydatek 17 euro. Czyli kupując bilet z wyprzedzeniem przez internet, zaoszczędzimy 24 euro na osobę (przy przejeździe w dwie strony). Tak więc przy dwóch osobach można na przejeździe zaoszczędzić na dobry nocleg w hotelu tuż przy Grand Place.

Nawet kierowca autobusu po okazaniu biletów zwrócił uwagę na ich cenę i pokazał kciuk w górę, że doskonale trafiliśmy. Niestety angielskiego nie znał. Ale spotkała nas niespodzianka, bo jak kierowca usłyszał naszą rozmowę, to zapytał, czy jesteśmy z Polski. Po naszym potwierdzeniu powiedział kilka zdań po polsku :) To było bardzo miłe.

Do Brukseli dojechaliśmy po niecałej godzinie. Autobus nie zatrzymuje się nigdzie po drodze, z lotniska jedzie prosto na przystanek Brussels Midi znajdujący się przy stacji kolejowej i blisko stacji metra. Tam też kończy i zaczyna trasę. Żeby dostać się do centrum i na Grand Place, można podjechać kilka stacji metrem lub przejść ok. 20 min. piechotą. Pogoda co prawda nie była zbyt pewna, bo co chwilę kropiło, ale my zdecydowaliśmy się na spacer. Mimo pory, było bezpiecznie. Po mieście kręciło się dużo ludzi. Zaskoczyło mnie jednak to, że byli to głównie Arabowie. Większość mijanych sklepów czy barów, miała napisy po arabsku. W restauracyjnych ogródkach siedzieli tylko Arabowie… Co ciekawe, nie szliśmy dzielnicą mniejszości narodowych, a przez samo centrum zwane Petit Ring.

Na Grand Place dotarliśmy bez problemów, czasem tylko zerkając na mapę zakupioną w informacji turystycznej w trakcie poprzednich odwiedzin w belgijskiej stolicy (mapa w IT kosztuje 0,50 euro).

Na Grand Place przywitał nas tłum ludzi.

IS_Bruksela (3)fot. Dywan kwiatowy na Grand Place

IS_Bruksela (7)fot. Dywan kwiatowy na Grand Place

W ciągu dnia dywan układany był przez ok. 120 wolontariuszy. My przylecieliśmy już na gotowe :) Inauguracyjne otwarcie dywanu zaplanowano na 22:00, ale ze względu na porę dotarcia na Grand Place (główny plac, przy którym stoi miejski ratusz), widzieliśmy dopiero drugi pokaz „światło i dźwięk” o 22:30. Widok był cudowny. W tym roku dywan poświęcony został obchodom 50-lecia tureckiej migracji do Belgii. Na miejscu nie zdawałam sobie sprawy z tegorocznej tematyki dywanu, ale po rozpoczęciu pokazu było wiadome, z czym jest on powiązany. Arabska muzyka i pokaz świateł przypominający taniec wirujących derwiszów od razu nasunęły mi skojarzenie z Turcją. Sam wzór dywanu kwiatowego również bardzo mocno nawiązywał do tradycyjnych wzorów na tureckich, tkanych dywanach.

Pokaz świetlny może odrobinę można było ulepszyć, ale w połączeniu z muzyką, zupełnie mnie oczarował. Dzięki zakupowi teleskopowego monopoda i zabraniu niewielkiego aparatu, nagrałam cały pokaz w całkiem niezłej jakości. Jak uda mi się obrobić jakoś ten filmik, to spróbuję go tu umieścić :)

IS_Bruksela (5)fot. Dywan kwiatowy na Grand Place – widok na ratusz

IS_Bruksela (8)fot. Dywan kwiatowy na Grand Place

Wśród tłumu otaczającego dywan dało się usłyszeć mieszankę najróżniejszych języków. Zostaliśmy kilkukrotnie poproszeni o zrobienie zdjęcia, z kilkoma dziewczynami zamieniłam kilka słów. Po pewnym czasie rozmawiania z nimi po angielsku, odezwałam się do męża w rodzimym języku. Moja mina musiała być bezcenna, gdy usłyszałam jak jedna z dziewczyn odezwała się po tym do mnie po polsku :) Okazało się, że przyjechała na dłuższy urlop i też zależało jej na zobaczeniu tego dywanu. Swoją drogą, w Brukseli co krok spotykaliśmy rodaków. Nie było miejsca, gdzie nie byłoby słychać polskiego.

Po ostatnim pokazie światła i dźwięku o 23:00 pokręciliśmy się jeszcze wokół dywanu (zrobiło się całkiem luźno – dużą zasługę miała tu pogoda, bo zaczęło padać). Jako że będąc w Belgii nie można nie spróbować belgijskiego piwa, skręciliśmy w jedną z odchodzących od placu uliczek i odszukaliśmy sklep sprzedający belgijski specjał.

Po zakupach – a było już koło północy – podeszliśmy jeszcze pod figurkę Manneken Pis (sikającego chłopca), którą widzieliśmy w trakcie pobytu w maju. Poprzednim razem figurka została przyodziana w jakieś ubranka, tym razem można było ją podziwiać w całej okazałości. Ubieranie figurki w różne ubranka stało się już pewnego rodzaju tradycją.  Stroje ofiarowywane są przez najróżniejsze stowarzyszenia kulturalne, regiony a także oficjalne delegacje państwowe. Podobno do czerwca 2007r. sikający chłopiec otrzymał 789 różnych ubranek, które przechowywane są obecnie w Muzeum Miasta Brukseli.

Mimo pory, przy figurce kręciło się kilka osób.

IS_Bruksela (10)fot. Manneken Pis o północy

 Spod figurki blisko było już do naszego hotelu. Celowo wyszukałam hotel, w którym recepcja będzie czynna całą dobę. Meldunek w hotelu o 00:30 w innym miejscu mógłby być odrobinę problematyczny ;) Po rozpakowaniu naszego skromnego dobytku (dwa niewielkie pustawe plecaki), zabraliśmy się za degustację lokalnych trunków. Tym razem wybór padł na piwa owocowe – m.in. wiśniowe, mirabelkowe, malinowe, cytrynowe. Belgijskie piwa owocowe są zupełnie inne niż nasze. W Polsce piwo takie kojarzy się od razu ze słodyczą, w Belgii natomiast piwo owocowe może być zupełnie wytrawne. Np. smak zakupionego piwa mirabelkowego skojarzył mi się mocno ze smakiem zupy ogórkowej… Ponadto w naszym kraju piwa owocowe są raczej słabe. Zakupione belgijskie piwo wiśniowe Delirium Red miało 8% alkoholu. Czuć było alkohol. Spać w końcu poszłam ok. 3:00 nad ranem… O 6:30 czekała nas pobudka. Chcieliśmy jak najszybciej ruszyć w miasto, żeby nie tracić tego krótkiego dnia.

Z hotelu wyszliśmy kilka minut po 8:00. Miasto było zupełnie puste i bardzo… zaśmiecone. Wszędzie walały się butelki, torebki foliowe, papiery i inne śmieci. Widać było, że służby oczyszczania miasta dopiero zaczynają swoją pracę. Ze względu na to, że figurka Manneken Pis była nam po drodze do grand Place, podeszliśmy do niej ponownie. Chodnik przy figurce został już umyty, ale ulica w dalszym ciągu pokryta była śmieciami.

IS_Bruksela (11)fot. Manneken Pis z samego rana

 O dziwo, pod figurką nie było nikogo. Dopiero po chwili podeszli do niej azjatyccy turyści. Chyba do tej pory nie wyjaśniłam, czemu stworzono z brązu figurkę sikającego chłopca. Jest kilka wersji legendy wyjaśniających powstanie tej figurki. Pierwsza mówi o tym, że w trakcie jednego z polowań w lasach istniejących niegdyś wokół Brukseli, zaginął mały chłopiec będący synem jednego z królów belgijskich. Po kilku dniach bezskutecznych poszukiwać, wszyscy stracili nadzieję na odnalezienie królewicza. Dopiero po jakimś czasie dziecko zostało odnalezione przez spragnionego leśniczego poszukującego wody. Leśniczy odsłonił gałęzie broniące mu dostępu do strumyka i ujrzał sikającego zaginionego chłopca. Druga legenda mówi, że w XIVw. w trakcie oblężenia Brukseli, najeźdźcy chcieli podłożyć materiały wybuchowe i wysadzić miejskie mury. Jednak mały chłopiec o imieniu Juliaanske szpiegując najeźdźców odkrył miejsce, gdzie miał zaraz nastąpić wybuch. Widząc co się dzieje, ugasił zapalony lont w wiadomy sposób.

Spod Manneken Pis przespacerowaliśmy się ponownie na Grand Place. Ze względu na niewiele osób kręcących się po placu, dywan można było podziwiać w pełnej okazałości.

IS_Bruksela (12)

IS_Bruksela (18)

IS_Bruksela (15)

IS_Bruksela (17)fot. Kwiaty begonii tworzące wzór tegorocznego dywanu

Plac szybko się zapełniał. Przez godz. 9:00, kolejka chętnych na zobaczenie dywanu z góry z balkonu ratusza zaczynała coraz bardziej okrążać dywan. My bilety na balkon zakupiliśmy dużo wcześniej przez internet (5 euro od osoby). Był to bardzo dobry pomysł, bo posiadacze takich biletów korzystają z oddzielnego wejścia bez stania w kolejkach. O 9:00 rozpoczęto wpuszczanie chętnych na zobaczenie dywanu z góry. Przy okazji można było zajrzeć do kilku pomieszczeń ratusza. W ratuszu można robić zdjęcia, ale nie wolno używać lampy błyskowej. Przypominają o tym co chwila osoby wyznaczone do pilnowania porządku.

IS_Bruksela (19) fot. Jedno z pomieszczeń ratusza

Będąc już na balkonie, można przyjrzeć się detalom fasady budynku ratusza.

IS_Bruksela (24)fot. Rzeźby na fasadzie ratusza miejskiego

Dywan z góry prezentuje się jeszcze bardziej imponująco. Nic nie jest w stanie zepsuć wrażenia, nawet kiepska pogoda i przepychający się bezceremonialnie Chińczycy. Dochodzę do wniosku, że tych turystów łatwo rozpoznać po braku jakiejkolwiek kultury…

IS_Bruksela (21)

IS_Bruksela (25)

Na brzegu balkonu dodano również kwiatowy akcent w postaci uroczych stroików i wieńców.

IS_Bruksela (20)fot. Stroik na balustradzie balkonu

IS_Bruksela (16)fot. Wieniec na balustradzie balkonu ratusza

Po wyjściu z ratusza, ostatni raz spojrzeliśmy na dywan ze schodów jednego z pobliskich budynków i ruszyliśmy w poszukiwaniu wypożyczalni rowerów Villo!.

IS_Bruksela (14)fot. Widok na Grand Place ze schodów jednego z budynków

 W kolejnym poście opiszę pozostałą część dnia, czyli m.in. jak wypożyczyć rower w Brukseli, a także czy odwiedziny w muzeum starych samochodów warte są wydania 9 euro od osoby.

Cztery kroki do udanego urlopu: wyszukaj lot...
... zarezerwuj nocleg... Booking.com
... wypożycz samochód...
... zminimalizuj swoją odpowiedzialność w razie uszkodzenia auta i ciesz się wyjazdem!

Powiązane teksty

One Thought to “Dywan kwiatowy 2014 czyli Bruksela w jeden dzień cz.1”

  1. Nie mogę się zdecydować czy chciałabym zobaczyć chłopca ubranego czy rozebranego… Mama nadzieję, że w trakcie mojego pobytu zobaczę go w obu odsłonach :) Dywan piękny!

Skomentuj