Kreta: Co zobaczyć w Heraklionie?


Po powrocie z Knossos czasu wystarczyło nam jeszcze na zobaczenie stolicy Krety – Heraklionu. Miasto jest dość spore, ale najważniejsze zabytki znajdują się w samym centrum. Przed wyjazdem wydawało się nam, że Heraklion nie ma nic ciekawego do zaoferowania, jednak byliśmy w błędzie.

Dzień 5, 3.07.2016

Od razu po wyjściu z autobusu udaliśmy się do położonego bardzo blisko przystanku Muzeum Archeologicznego. Bilet do muzeum kosztuje 10 euro od osoby dorosłej (5 euro – ulgowy), jednak my dopłacając 1 euro w Knossos, zakupiliśmy bilet łączony do obu atrakcji za 16 euro. Dzięki temu widzieliśmy dwa planowane miejsca oszczędzając łącznie 18 euro. Ceny biletów w Grecji do kwietnia 2016 roku były przyjemnie niskie, niestety zdecydowano się je znacząco podnieść.

Muzeum Archeologiczne

Muzeum jest spore, dzięki czemu eksponaty nie zostały poupychane, swobodnie można się między nimi przemieszczać. Jednak tej swobody nie ma już przy fotografowaniu znalezisk. Przy części z nich zaznaczone jest, że fotografowanie jest zakazane. Zakaz ten skrupulatnie jest przestrzegany przez pracowników muzeum pilnujących porządku w poszczególnych pomieszczeniach. W wielu salach rozmieszczono eksponaty odnalezione na terenie całej Krety – między innymi są to neolityczne figurki, biżuteria i ceramika minojska, odmalowane freski, czy opisywany już przeze mnie słynny dysk z Festos.

kreta-dzien-5-38

W jednej z sal zobaczyć można także makietę przedstawiającą rekonstrukcję pałacu w Knossos. Jeśli faktycznie tak wyglądał, to musiał robić niesamowite wrażenie…

kreta-dzien-5-37

Fontanny

Po wyjściu z muzeum udaliśmy się do centrum. Po drodze widzieliśmy trzy fontanny: Bembo zbudowaną z kamieni pozyskanych z antycznego Heriapetra, turecką Koubes znajdującą się tuż obok oraz fontannę Morosiniego powstałą w 1628 roku w celu dostarczenia mieszkańcom wody pitnej. U dołu ozdobiona jest ona mitologicznymi płaskorzeźbami, natomiast u góry widoczne są cztery lwy.

Blisko fontanny Morosiniego zobaczyć można lodżię, bazylikę San Marco, armerię oraz świątynię Agios Titos.

kreta-dzien-5-52

Agios Minas

Świątynia Agios Titos nie jest jedyną wartą uwagi. W pobliżu zajrzeć można do katedry Agios Minas – największego kościoła Krety zbudowanego w XIXw. Jest ona siedzibą kreteńskiego metropolity.

kreta-dzien-5-47

Tuż obok, przy tym samym placu, zobaczyć można kościół pod tym samym wezwaniem oraz muzeum ikon w dawnej bazylice Agia Ekaterini.

Forteca i port

Spacerem udaliśmy się w stronę portu weneckiego, w którym zobaczyć można niedostępną dla turystów fortecę.

Jako że słońce niemiłosiernie prażyło, zrobiliśmy sobie krótką przerwę w cieniu murów. Z ławeczki obserwowaliśmy portowe życie, wpływające co chwila gigantyczne statki, mieszkańców krzątających się wokół swoich łódek oraz sprzedawców różnych pamiątek, wśród których przeważały naturalne gąbki oraz muszle.

kreta-dzien-5-61

kreta-dzien-5-56

Na koniec trafiliśmy jeszcze przypadkiem na jakieś wykopaliska nad brzegiem oraz klasztor św. Piotra i Pawła, wokół którego widać było mnóstwo starożytnych pozostałości.

Wciąż mieliśmy trochę czasu, więc rozsiedliśmy się wygodnie w ogródku restauracji Paralia z pięknym widokiem na zachód słońca. Na pożegnanie Krety zamówiliśmy sałatkę grecką oraz talerz pełen smażonych niewielkich rybek. Kelnerzy liczyli chyba na dużo więcej, ponieważ po przyjęciu tak małego zamówienia, zupełnie przestali się nami interesować.

Jednak – tak jak każdy inny klient – otrzymaliśmy deser w cenie posiłku. Kilka tłuściutkich kulek z ciasta oraz lody. Całość polana miodem. Mniam. Na koniec otrzymaliśmy również talerzyk czereśni i kawałki arbuza. Coś czuję, że „gratisy” były niewiele mniej warte niż nasze zamówienie.

Do hotelu wróciliśmy jakoś po 22:30. Niestety recepcjonista nie był w stanie udzielić nam informacji na temat kursowania autobusów, za to chętnie zaoferował taksówkę. Stwierdziliśmy, że jeżeli nie trafimy na żaden transport, to wrócimy. Gdy dochodziliśmy już do przystanku, właśnie nasz autobus linii 1 odjeżdżał. Mimo że przystanek już przejechał, kierowca był tak miły, że zatrzymał się dla nas. Bilet kupiony u kierowcy kosztuje 2 euro od osoby. Gdy kupuje się bilet w automacie, płaci się 1 euro.

Po kilku minutach byliśmy na lotnisku. Szybko przepakowaliśmy walizki i mogliśmy oczekiwać na lot. W hali odlotów jest dostępny darmowy Internet. Lot dłużył mi się niemiłosiernie, ponieważ poparzona na słońcu skóra swędziała jak nie wiem… Jeszcze długo po powrocie borykałam się z różnymi problemami będącymi skutkiem tego poparzenia. Mam nauczkę na długi czas.

I tak oto nasz pierwszy pobyt na Krecie przeszedł do historii. Przejechaliśmy łącznie jakieś 900 kilometrów, zobaczyliśmy najpiękniejsze plaże oraz ciekawe wykopaliska. Popróbowaliśmy znów pysznej greckiej kuchni. I zapragnęliśmy więcej :) Grecja kontynentalna nie przypadła mi jakoś specjalnie do gustu, jednak wyspy to inna bajka. Najpierw Santorini, później Kreta – oba wyjazdy były strzałem w dziesiątkę. Już nie mogę się doczekać, aż znów upoluję jakąś okazję na lot na greckie wysepki :)

Cztery kroki do udanego urlopu: wyszukaj lot...
... zarezerwuj nocleg... Booking.com
... wypożycz samochód...
... zminimalizuj swoją odpowiedzialność w razie uszkodzenia auta i ciesz się wyjazdem!

Powiązane teksty

Komentarze do: “Kreta: Co zobaczyć w Heraklionie?”

  1. Andreas

    Kombinuj. Wydaje mi się, że dobrą opcją była by dla Was Samotraki.
    Jest trochę ruin. Fajne plaże (nie trzeba parasola – drzewa rosną na plaży i jest cień – ta na obawę przed oparzeniami. Nieprawdopodobnie smaczne mięso kozie (wszystkie zwierzęta pasa się same na zboczach góry). Później można pojechać do Komotini, Xantii i na wyspę Thassos i w ten sposób 'zaliczyć’ północno-wschodnią Grecję. Później to tylko Chalkidiki, ale to jest osobna podroż.

  2. O- tego weneckiego lwa nie widziałam :-) Zresztą Heraklion nie zrobił na nas pozytywnego wrażenia, szczególnie na tle Chani i Rethymonu. Może dlatego, że poszliśmy tam gdzie turyści nie chodzą, co w tym mieście oznaczało współczesną, brzydka zabudowę i śmieci na ulicach…. Oczywiście Muzeum na wielki plus, ale my w ogóle lubimy antyki :-)

Skomentuj