Santorini: Fira – stolica wyspy


Poza słynną Oią, na Santorini trzeba też koniecznie zobaczyć stolicę wyspy – Firę. Malownicze domki przyklejone do szczytu krateru, wąskie uliczki, zejście do starego portu…  I do tego jedne z najpiękniejszych widoków z restauracyjnych ogródków :)

Dzień 3, 7.02.2016, część 2/2

Jak już wspominałam w poprzednim wpisie, po powrocie z ruin starożytnej Thiry i odwiedzinach w Kamari, udaliśmy się na obiad do Firy – stolicy wyspy. Zaparkowaliśmy przy głównej ulicy i ruszyliśmy w poszukiwaniu jakiejś czynnej restauracji. Tak jak i w innych miastach wiele lokali było zamkniętych, ale w końcu coś znaleźliśmy. Co prawda przy głównej trasie można było przekąsić lody czy jakieś inne słodkości, ale nie interesowały nas takie przegryzki. Spacerując wąskimi uliczkami coraz bliżej zbocza przypadkiem trafiliśmy do restauracji, z której roztaczał się niesamowity widok na wyspę Nea Kameni, kalderę i uwieszone na jej skraju domki Firy. W oddali majaczyła Oia. Szybki rzut oka na menu i ceny, oraz zachwycający widok zadecydowały, że dłużej nie szukamy.

Słońce przygrzewało, na niebie prawie nie było chmur, więc wygodnie rozsiedliśmy się na zewnętrznym tarasie tuż przy barierce. Udało się nam zająć najlepsze miejsce, więc w trakcie posiłku ciągle mogliśmy oglądać niesamowitą panoramę. Gdy oczekiwaliśmy na zamówienie, wykorzystałam duży zoom w aparacie dokładnie przyglądając się wyspie Nea Kameni. Jest to środkowa, bezludna wysepka zupełnie pozbawiona roślinności. W ramach wycieczki z Santorini można na nią popłynąć, pochodzić wśród wulkanicznych krajobrazów lub wykąpać się w gorących źródłach. Niestety nie dane nam było skorzystanie z tych atrakcji, tak więc pozostało przyglądanie się pustej wyspie i małej motorówce, która płynęła stamtąd w stronę starego portu Firy.

Santorini dzień 3 (19)Na obiad mieliśmy ochotę zjeść coś typowo greckiego. Najlepiej coś, czego jeszcze wcześniej nie próbowaliśmy. Jednak jako że byliśmy poza sezonem, karta była mocno ograniczona. O co nie zapytałam, tego nie było… W końcu zamówiliśmy jagnięcinę w ziołach i mięso wołowe z wyglądającym jak ryż makaronem i sosem pomidorowym. Za dużego wyboru w restauracji nie było, ale to co nam podano było naprawdę smaczne. No i posiłek kosztował nas ponad 5 euro mniej niż było to podane w menu – nie wiem czemu, ale dostaliśmy zniżkę. W trakcie majowej wyprawy do Grecji kontynentalnej, za każdym razem w cenie posiłku dostawaliśmy dzbanek wody. Na Santorini chyba się tego nie praktykuje.

Gdy skończyliśmy, pozachwycaliśmy się jeszcze chwilę widokami. Warto było wykorzystać każdy moment, bo naprawdę wkoło było piękne. W takich okolicznościach jeszcze nie zdarzyło się nam posilać :) W międzyczasie sporo osób wpadało do lokalu a to na drinka, a to na kawę – wszystko to było pretekstem do obfotografowania miasteczka z tej perspektywy. Jako że byliśmy na samym brzegu, nie musieliśmy nawet fatygować się do wstawania. Gdy tylko odeszliśmy od stolika, natychmiast na nasze miejsca rzuciło się parę innych osób.

Najedzeni ruszyliśmy w poszukiwaniu zejścia do starego portu. Kręcąc się wśród uliczek, znów trafiliśmy na świetne miejsce, z którego doskonale widać było całą Firę. Co prawda wstępu na platformę, na której w sezonie prawdopodobnie rozstawione są stoliki restauracji, broniły sznurki, ale ktoś przed nami musiał jeden z nich zerwać.Tego punktu widokowego nie mogliśmy odpuścić.

Fira prezentuje się pięknie, jednak muszę przyznać, że planując wizytę na Santorini, koniecznie trzeba zacząć zwiedzanie właśnie od niej. Wygląda niesamowicie, ale jeśli najpierw widziało się Oię, to trudniej docenić uroki Firy.

Santorini dzień 3 (27)

Zbliżaliśmy się już powoli do drogi prowadzącej na sam dół. Można to było poznać po znacznych ilościach oślich odchodów i charakterystycznym, koniowatym zapachu. Faktycznie nie byliśmy daleko – zaraz naszym oczom ukazała się karawana składająca się z kilkunastu mułów. Na grzbiecie można pokonać całą trasę. Ze względu na niedostępność niektórych miejsc dla aut, skuterów, czy rowerów, zwierzęta te od wieków wykorzystywane są do transportu najróżniejszych materiałów. Ktoś wpadł na pomysł, że skoro muły przenoszą towary, to mogą posłużyć również za transport ludzi. Ja jednak nie wyobrażałam sobie przejścia całej tej trasy w dół na grzbiecie jakiegokolwiek koniowatego. Ciągle bałabym się, że spadnę.

Zdarzyło mi się kilka razy siedzieć na koniu, więc wiem, że dla kogoś niewprawionego trasa prowadząca ciągle w dół może okazać się mało ciekawa. Zdecydowaliśmy się pokonać drogę na piechotę. To był jednak błąd, bo odezwały się moje dawne problemy z kolanami. Na dół zeszłam, ale konieczne było robienie po drodze kilku przerw. Jeżeli też macie problemy z kolanami, warto zastanowić się nad skorzystaniem z kolejki, która zbudowana została niedaleko zejścia.

Po drodze widzieliśmy kilka znaków poświadczających, że na Santorini zawitała już wiosna.

Pokręciliśmy się nieco na dole, ale w porcie wszystko było pozamykane. Moją uwagę zwróciły w szczególności wykute w skale pomieszczenia wyposażone w drewniane drzwi. Już wcześniej zauważyłam to przy czerwonej plaży oraz przy plaży w Akrotiri, ale tam drzwi rozpadały się i wyglądało na to, że nie są używane. Z porcie w Firze z kolei miały się dobrze. Ciekawy sposób na zagospodarowanie miejsca.

Okazało się, że poza nami nie ma w porcie żywej duszy, więc postanowiliśmy wracać. Jako że niemożliwe było dla mnie pokonanie tej samej trasy na piechotę, udaliśmy się w kierunku kolejki. Wyglądała na nieczynną, ale po chwili pojawił się jakiś pracownik, który poinformował nas, że wjazd na górę kosztuje 5 euro od osoby. Tylko musieliśmy trochę poczekać, ponieważ wagoniki w tamtych dniach kursowały w godz. 9-12:00 i 15:00-16:00 w 30 minutowych odstępach. Mając jeszcze chwilę do odjazdu, wróciliśmy do portu.

W porcie znajduje się kilka znaków kierujących do „stacji osiołków” (donkey station), ale osłów tam jest jak na lekarstwo. Wśród kilkunastu zwierząt widziałam może ze trzy. Resztę stanowią bardziej wytrzymałe muły. A wspominałam już może, że kolejnym z symboli Santorini jest właśnie osioł?

Santorini dzień 3 (35)

Szybko rzuciliśmy okiem na kondycję zwierząt – czy nie są chore, wychudzone, poranione. Nie zdążyliśmy się odkręcić, a już był przy nas poganiacz stada. Za przejazd zażyczył sobie 5 euro od osoby, czyli tyle samo, ile wynosi przejazd kolejką.

Na górze zajrzeliśmy jeszcze do kilku sklepików z pamiątkami i wróciliśmy do samochodu. Przy okazji widzieliśmy jeszcze „karawanę” mułów wracających do domu. Niestety z tego wszystkiego zupełnie zapomniałam o muzeum archeologicznym znajdującym się gdzieś w tym mieście. Przypomnieliśmy sobie o nim dopiero wieczorem, gdy byliśmy już w hotelu. Bardzo żałuję, że tam nie trafiliśmy… W muzeum znajdują się ponoć imponujące freski odkryte w Akrotiri. Tym razem jednak ich nie zobaczyliśmy. Pojechaliśmy za to raz jeszcze na Czerwoną Plażę, żeby zobaczyć jak wygląda gdy oświetla ją powoli zachodzące słońce. Po drodze zauważyliśmy dwa wiatraki i kilka drzewek cytrynowych. Zatrzymaliśmy się na zrobienie kilku zdjęć i zaraz znów byliśmy w drodze.

A na czerwonej plaży widok był niesamowity! Zbliżające się do linii horyzontu słońce wydobyło z klifów jeszcze więcej barwy. Tym razem jednak nie schodziliśmy już na dół. Fajnie było tam sobie trochę posiedzieć, szczególnie że byliśmy zupełnie sami, ale trzeba było się zbierać. Zależało mi na zobaczeniu Oi po zmierzchu. Efekt zdjęć po 18:30 możecie zobaczyć poniżej.

Zachód słońca złapaliśmy jeszcze w trasie. Wyspa prezentowała się malowniczo. Niestety nie zdążyliśmy zobaczyć Oi w ostatnich promieniach.

Santorini dzień 3 (47)

Gdy dojechaliśmy do parkingu, na którym zostawiliśmy auto dzień wcześniej, w Oi zapadał już zmierzch. Ostatnie grupki chińskich turystów wtaczały się do podstawionych dwóch autobusów i mieliśmy miasto prawie tylko dla siebie.Dopiero o tej porze widać było, jak bardzo Oia jest opuszczona poza sezonem. Mało w którym domu paliło się światło. Zapadła cisza przerywana jedynie poświstywaniem wiatru. Warunki były idealne. Oia w tej wersji spodobała mi się jeszcze bardziej niż dzień wcześniej. Zrobiło się już zupełnie ciemno, gdy zapakowaliśmy się do samochodu.

Na tym skończył się nasz pobyt na Santorini. Rano czekał nas powrót do Aten i kilkugodzinne zwiedzanie greckiej stolicy o którym napiszę nieco w następnym wpisie.

Jeżeli kiedykolwiek chcielibyście wybrać się na Santorini, zdecydowanie polecam wyprawę poza sezonem. Co prawda może wiać dokuczliwy wiatr, ale macie zagwarantowane podziwianie tych wszystkich widoków w kameralnej atmosferze. W sezonie zawsze jest tam tłoczno. Tłumy ludzi odwiedzających wyspę doprowadziły do tego, że władze chcą wprowadzić limity turystów, mogących jednocześnie przebywać na wyspie. Zapewne wpłynie to w jakiś sposób na dostępność i ceny wycieczek, ale warto się rozglądać.

Cztery kroki do udanego urlopu: wyszukaj lot...
... zarezerwuj nocleg... Booking.com
... wypożycz samochód...
... zminimalizuj swoją odpowiedzialność w razie uszkodzenia auta i ciesz się wyjazdem!

Powiązane teksty

Komentarze do: “Santorini: Fira – stolica wyspy”

  1. Wiola

    Hej :) dzieki za wpis. Widok z restaturacji wciaz nieziemski. Takze polecamy kazdemu kto odwiedza Fire. Właśnie testujemy regionalne piwko w niej. Świetny blog z wieloma wskazowkami. Pozdrawiamy ze sloncznego choc nieco wietrznego Santorini.

    1. Monika Borkowska

      Dziękuję! Ten wiatr to chyba jakieś przekleństwo tej wyspy ;) Udanego wyjazdu i również pozdrawiam!

  2. Pięknie piękniee! z tego wszystkiego odkopałam przewodnik ołówek i zaczęłam gryzmolić co zobaczyć z tego, co opisałaś :) możesz napisać jak nazywała się restauracja, w której jedliście z cudownym widokiem? Pozwolę sobie przed wyjazdem jeszcze wydrukować nieco Twoich wpisów :) pozdrawiam

    1. Podróżowisko.pl

      Cieszę się, że moja relacja się przydaje ;) Restauracja nazywała się Cafe Classico – widok był naprawdę nieziemski!

Skomentuj