Grecja: Wizyta u Pytii


Jako że Teby były po drodze, zaczęliśmy kolejny dzień właśnie od tego znanego już od starożytności miasta. Cóż… Zbyt wielu ciekawych pozostałości po tamtych czasach tam nie znajdziemy. Obecne ciasno zabudowane Teby wzniesione zostały dokładnie na miejscu antycznego miasta, dlatego też utrudnione są jakiekolwiek wykopaliska. 

Dzień 3, 16.05.2015, część 1/2

Co można zobaczyć w Tebach? W dużym skrócie – jedno muzeum archeologiczne i dwa miejsca, w których odkopane zostały niezbyt okazałe pozostałości królewskiego pałacu. Czy warto się tam zapuszczać? Moim zdaniem nie. Po pierwsze do wizyty w tym mieście nie zachęcają wspomniane atrakcje. Po drugie – żeby wjechać do Teb, trzeba być już oswojonym ze stylem jazdy Greków. A ten jest moim zdaniem słaby. Zastanawiam się, jak wygląda tam egzamin na prawo jazdy. O ile w ogóle zdaje się tam jakikolwiek egzamin… Kierowcy nie potrafią wyprzedzać (na pustej drodze wyprzedzają tak, że o mało nie zahaczają lusterkiem o lusterko), znacznie przekraczają prędkości przy ograniczeniach do 50tki, nie zwracają zupełnie uwagi na fotoradary. A na autostradach się wloką…

W miastach trzeba być bardzo uważnym, żeby taki Grek nie zajechał drogi. I właśnie dlatego po Tebach jeździło się ciężko. W centrum miasta znajduje się mnóstwo jednokierunkowych, wąziuteńkich uliczek zastawionych dodatkowo parkującymi samochodami. Do tego o miejsce do zaparkowania było bardzo ciężko.

W końcu po kilku rundkach po głównej ulicy udało się znaleźć miejsce parkingowe przy wspomnianym już muzeum archeologicznym. W przewodniku znajdowała się informacja, że muzeum jest zamknięte w związku z remontem, ale nie była podana żadna data zakończenia prac. Postanowiliśmy sprawdzić, czy może remonty się już nie zakończyły. No i pocałowaliśmy klamkę od bramy. Muzeum było zamknięte, nic się na jego terenie nie działo. Jedynie na ogrodzeniu wisiała kartka, że obiekt z powodu renowacji zamknięty jest do odwołania – żadnej daty planowanego ponownego otwarcia. Doczytaliśmy się jedynie tego, że unia na renowację przeznaczyła 4,5 mln euro. W tym tempie (braku) prac i przy obecnej sytuacji gospodarczej Grecji, to może muzeum otworzą jak dobrze pójdzie za jakieś 10 lat…

Spod muzeum przeszliśmy kawałek, żeby rzucić okiem na odkryte ruiny. W królewskim pałacu prawdopodobnie mieszkał król Lajos – ojciec Edypa. Odkopane zostały mocno zniszczone fundamenty nie dające niestety obrazu ogromnu i wspaniałości pałacu. Po kilku minutach przyglądania się ruinom przez kraty, wróciliśmy do samochodu.

Po wyjeździe z Teb postanowiliśmy po raz pierwszy zatankować auto. Na stacji spotkała nas kolejna niespodzianka w temacie płatności kartą – okazało się, że w głównym budynku stacji nie ma terminali do kart płatniczych. Żeby dokonać płatności, należało przejść do zupełnie innej części, bo tylko tam dostępny był jeden jedyny terminal. Płatności kartą nie są raczej zbyt popularne w tym kraju. Nawet w trakcie zakupów w Carrefourze konieczne było przejście do punktu informacji, ponieważ w kasach również nie było terminali. Jak dla mnie to trochę dziwne w obecnych czasach w europejskim państwie, które żyje głównie z turystyki. Jedynie w Atenach było z tym trochę lepiej.

Po tankowaniu skierowaliśmy się na Delfy ze znaną mityczną wyrocznią. A takiego przyjemniaczka prawie rozdeptałam po wyjściu z samochodu, gdy dotarliśmy już pod teren wykopalisk archeologicznych w Delfach:

Grecja dzień 3 (46)

Wykopaliska archeologiczne w Delfach są jednymi z najlepiej zachowanych i odrestaurowanych pozostałości z czasów antycznych. Zaraz po Atenach i tamtejszym Akropolu, to chyba najbardziej znane greckie miejsce. Obecne Delfy oddalone są od wykopalisk o jakieś 1,5km, są świetną bazą wypadową na zwiedzanie tej atrakcji.

Wejściówka łączona do wykopalisk i muzeum to koszt 9 euro od osoby za bilet normalny. Same wykopaliska to koszt 6 euro. Przy kasie biletowej można uzupełnić – podobnie jak w wielu innych miejscach w Grecji – zapasy wody pitnej. A tą trzeba zabrać ze sobą koniecznie, bo słońce praży tam niemiłosiernie. Teoretycznie przed muzem skorzystać można z darmowego wi-fi. Praktycznie laptop nie wyszukiwał żadnej dostępnej sieci.

Otoczone przez Góry Parnas Delfy uważane były w starożytności za pępek świata. Centrum świata oznaczone zostało przez starożytnych amfalosem – stożkowatym kamieniem. Wielu turystów próbuje go dotknąć, bo przynosi to ponoć szczęście.

Grecja dzień 3 (11)

Sanktuarium Apollina składające się ze świątyni, wyroczni, skarbców (Ateńczyków, Syfnijczyków i Sykiończyków), teatru, stadionu i rzymskiej agory otoczone poligonalnym murem nazwane zostało Świętym Kręgiem. Miejsce to zasłynęło z uważanych za trafne przepowiedni. Poza zwykłymi Grekami, po radę udawali siętam również władcy greccy, egipscy faraonowe i królowie perscy. Żeby wysłuchać przepowiedni należało uiścić przewidzianą przepisami opłatę, a następnie na ołtarzu Apollina przed świątynią złożyć ofiarę. Dopiero później można było wejść do świątyni i wysłuchać ułożonych przez kapłanów w heksametr niejasnych początkowo słów odurzonej truciznami wieszczki – Pytii. Ponoć ten, kto wchodził do świątyni, nie mógł jej ujrzeć.

A czym była odurzona Pytia? Odkryto, że na terenie świątyni Apollina znajdowała się szczelina, z której wydobywały się trujące opary mogące wprowadzać człowieka w odmienny stan świadomości. Pytia siadała nad tą szczeliną na trójnogu i zaczynała wieścić. Jednak po którymś trzęsieniu zmieni szczelina zniknęła, a sława wyroczni zaczęła przemijać.

Za jednym z zakrętów Świętej Drogi, tuż przy amfalosie- kamieniu symbolizującym pępek świata, stoi odrestaurowany dorycki budynek – skarbiec Ateńczyków. Budowlę udało się odtworzyć tylko dlatego, że nie wielu kamieniach wyryte zostały napisy (m.in. hymny do Apollina) lub różne znaki. Ułatwiło to dopasowanie poszczególnych elementów. Skarbiec wzniesiony został w V w.p.n.e. dla upamiętnienia zwycięstwa pod Maratonem. Jeżeli tak wyglądał niewielki budynek jakiegoś skarbca, to nie potrafię wyobrazić sobie piękna i ogromu pozostałych budowli, w tym i świątyni.

Grecja dzień 3 (47)

Na tarasie ponad świątynią Apollina zbudowany został w IV w.p.n.e. teatr mogący pomieścić nawet 5 tys. widzów. Gdy w Delfach odbywały się igrzyska pytyjskie, w teatrze urządzano poetyckie i muzyczne konkursy ku czci Apollina. Zimą miały tam miejsca bachanalia poświęcone Dionizosowi – bogowi wina i ekstazy.

Roztaczający się znad teatru widok zapiera dech w piersi. Patrząc na to wszystko z góry wcale nie dziwiło mnie, dlaczego w takim miejscu zbudowane zostało tak ważne religijne miejsce. Tak jakby sanktuarium wzniesione zostało w połowie drogi między ziemią a niebem.

Grecja dzień 3 (2)

Najwyżej położony jest stadion, na którym odbywały się zawody lekkoatletów. Mógł on pomieścić nawet 7 tys. widzów! Ławki dobudowane zostały w IIw. Stadion w Delfach jest jednym z najlepiej zachowanych zabytków tego rodzaju. Do tej pory zachowały się nawet bloki startowe wykonane z kamienia.

Tak w drodze do stadionu jak i z powrotem mijaliśmy liczne wycieczki szkolne. Dzieci wyglądały na podstawówkę. Ile razy zostaliśmy zaczepieni, to już nawet nie wiem – dzieciaki każdego przechodnia pytały po angielsku skąd jest. Wydaje mi się, że ich nauczyciele zrobili im jakiś konkurs w ramach nauki języka angielskiego. Gdy kilka dziewczynek usłyszało, że jesteśmy z Polski, zaczęły się cieszyć i powtarzać tylko: Polska, Polska! Może wygrywał ten, kto miał zliczone więcej różnorodnych państw i akurat nikogo więcej z Polski nie spotkały? Naprawdę trudno mi wytłumaczyć tę sytuację, ale widać było, że dzieciaki miały z tego niezłą zabawę. No i co najważniejsze – ćwiczyły język i kontakty z innymi.

Przechadzając się wśród ruin zauważyłam, że mimo że wkoło było zielono (słońce nie zdążyło jeszcze wypalić roślinności), to jednak rośliny nie miały liści. W końcu wypatrzyłam winowajców tego stanu:

Grecja dzień 3 (1)

Pomiędzy miasteczkiem a wykopaliskami zbudowane zostało okazałe muzeum archeologiczne. Jeżeli miałabym wybrać trzy najlepsze muzea archeologiczne w Grecji, według mnie pierwsze miejsce zajęłoby muzeum w Salonikach, a zaraz za nim na podium uplasowałoby się właśnie muzeum z Delf. Miejsce trzecie to Ateny.

Prezentująca przedmioty wydobyte jedynie w Delfach wystawa jest bogata i bardzo dobrze opisana. W każdej sali porządku pilnują bardzo czujni pracownicy. Zdjęcia ogółem są dozwolone (bez użycia lampy błyskowej), ale już gdy ktoś próbuje zrobić sobie „selfie” z którymkolwiek eksponatem, stanowczo reagują.

W jednej z sal tuż za kilkoma odkopanymi rzeźbami, znajduje się powiększone zdjęcie z okresu prowadzenia wykopalisk. Warto przysiąść na chwilę i poza rzeźbami, obejrzeć również to co jest za nimi. Można zobaczyć, jak przebiegały prace.

Grecja dzień 3 (15)

Jednak teren wykopalisk to nie tylko pozostałości antycznego sanktuarium. Kilkaset metrów dalej znajdują się pozostałości gimnazjonu i Marmarii ze świątynią poświęconą Atenie Pronaja (strażniczce sanktuarium Apollina). Na teren gimnazjonu nie weszliśmy, bo o ile pamięć mnie nie myli, ścieżka została zamknięta. Ale obejrzeliśmy sobie dokładnie Marmarię.

Z dołu roztacza się ładny widok na pozostałości Świętego Kręgu.

Grecja dzień 3 (23)

Najbardziej charakterystyczną budowlą dla Marmarii jest wybudowany w IV w.pn.e. tolos (okrągła świątynia otoczona kolumnadą), z którego zachowała się oryginalna trójstopniowa podstawa. Trzy kolumny doryckie oraz fragment architrawu zostały zrekonstruowane. Ogółem kolumn było 20. Ocalałe fragmenty fryzu zobaczyć można w muzeum.

Za tolosem znajdowała się kolejna świątynia Ateny.

Grecja dzień 3 (22)

Pomiędzy Marmarią i sanktuarium znajduje się źródło, a raczej wodospad Kastalia. W jego wodach obmywała się Pytia przez seansem wieszczenia. Źródło, jako że uważane było za święte, mogło oczyszczać z popełnionych zbrodni. W przypadku mniej poważnych występków, wystarczyło opłukać w nim włosy. W przypadku poważniejszych przewinień należało obmyć w nim całe ciało.  Obecnie można tam zauważyć pozostałości fontanny i nisze ofiarne.

Po wyczerpującym zwiedzaniu w pełnym słońcu udaliśmy się do Delf, w których skusiliśmy się na obiad. Przygód z kartą był ciąg dalszy. W kilku miejscach pytaliśmy, czy można za posiłek zapłacić kartą. Wszędzie usłyszeliśmy, że przyjmują jedynie gotówkę. Aż w końcu natrafiliśmy na tawernę Dionysos, w której sam właściciel ze zdziwieniem odparł, że oczywiście płatności kartą przyjmują. Tak jakby to w Grecji była oczywista oczywistość… Wygłodniali, ale zadowoleni że wreszcie znaleźliśmy lokal zajęliśmy miejsce tuż przy oknie, z którego roztaczała się piękna panorama na okolicę – widać było nawet brzeg morza i położoną nam nim niewielką miejscowość Iteę.

Grecja dzień 3 (51)

Po szybkim przewertowaniu karty, wybraliśmy sałatkę grecką (a jakżeby inaczej), coś co nazwali spinach cheese cake, souvlaki, nadziewaną paprykę i pomidora oraz na deser waniliowe lody i grecki jogurt z miodem. Wszystkie dania reprezentowały tradycyjną grecką kuchnię. Taki zestaw obiadowy dla dwojga kosztował 18 euro plus jeszcze 1,5 euro za małą coca-colę (0,33l). Tak kształtowały się ceny w Delfach w maju. Zanim przyniesiono nam przystawki, otrzymaliśmy jeszcze niewielką miseczkę greckich oliwek w cenie. Jedzenie nie było jakieś szałowe – przygotowane wcześniej zostało jedynie odgrzane w mikrofali… Co do tego nie mam żadnych wątpliwości, dźwięk mikrofalówki jest aż nazbyt charakterystyczny. O tyle o ile przystawki były bardzo dobre, główne dania zupełnie nie zachwyciły. A najgorsze w tym wszystkim były ledwo zjadliwe, rozmiękczone do granic możliwości frytki. Desery na szczęście zatarły odrobinę przykre doświadczenie z głównym daniem. Lody były przepyszne, chyba najlepsze jakie w życiu jadłam, a jogurt grecki z miodem odbiegał kompletnie od tego jogurtu greckiego, który możemy kupić w naszych sklepach. Nie ma nawet co porównywać.

Tam po raz pierwszy jadłam oryginalną sałatkę grecką – co nieco pisałam o tym daniu tutaj.

Po posiłku dłuuugo musieliśmy naczekać się na kogokolwiek z obsługi. Z trzech osób, które kręciły się po sali zanim jeszcze zamówiliśmy jedzenie, została tylko jedna kelnerka, która z jakimiś znajomymi siadła sobie w drugim kącie sali i sączyła powoli piwo. Zero uwagi. Trzeba było w końcu do niej podejść. I nagle okazało się, że rachunek musimy opłacić gotówką. Na nic zdały się tłumaczenia, że właściciel zapewnił nas, że możemy zapłacić kartą. Nie i już. Po długiej dyskusji pani postanowiła zakończyć ją stwierdzeniem, że zepsuł się im terminal… Po tych trzech sytuacjach z płatnościami dokonywanymi kartą powiem tylko tyle – wybierając się do Grecji zapomnijcie o jakichkolwiek kartach płatniczych. Szkoda czasu i nerwów. Zrezygnowani i wkurzeni zapłaciliśmy w końcu należność nie zostawiając żadnego napiwku. Ani jedzenie ani obsługa nie były tego warte.

Spodobał Ci się powyższy tekst? Polub go na Facebooku lub udostępnij, może komuś się przyda! A może szukasz inspiracji do zaplanowania swojego kilkudniowego wyjazdu? Zajrzyj koniecznie do pozostałych relacji z Grecji!

Cztery kroki do udanego urlopu: wyszukaj lot...
... zarezerwuj nocleg... Booking.com
... wypożycz samochód...
... zminimalizuj swoją odpowiedzialność w razie uszkodzenia auta i ciesz się wyjazdem!

Powiązane teksty

Skomentuj