Kreta last minute


Końcówka czerwca. Wszyscy wkoło zaczęli żyć swoimi mającymi się zaraz spełnić planami urlopowymi. Ten jedzie w góry, tamta nad morze, ci z kolei ruszają za granicę na dwa tygodnie… W końcu i mi udzieliło się wakacyjne szaleństwo, tyle że w moim przypadku żadnych planów na najbliższe tygodnie nie było… Aż do upolowania Krety last minute.

Dzień 1, 29.06.2016 część 1/2

Zaczęłam marudzić, że potrzebuję jakiegoś pozytywnego bodźca, czegoś, co naładuje mnie energią na kolejne długie miesiące, jakie pozostały do wyjazdu do Tajlandii i Kambodży. A co może mnie naładować pozytywnie jeśli nie podróż? Jak nigdy zdecydowaliśmy się na spontaniczny wyjazd last minute. Miał być to kierunek, gdzie będzie względnie blisko, ciepło i z tanimi biletami. Szybki rzut oka na loty czarterowe i już po chwili wiedzieliśmy, gdzie wybierzemy się tym razem. Padło na kilkudniowy pobyt na Krecie. Początkowo mowa była o wyjeździe weekendowym, ale dwa dni na takiej wyspie to stanowczo za mało.

Chcieliśmy nieco poplażować i pozwiedzać, a Kreta do obu tych aktywności nadawała się doskonale. We wtorek po południu kupiliśmy czarterowe bilety od TUI, a w środę z samego rana byliśmy już w samolocie. Wróciliśmy z pracy, spakowaliśmy najpotrzebniejsze rzeczy i po zupełnie nieprzespanej nocy (trochę zajęło nam znalezienie noclegu i auta w akceptowalnych cenach) ruszyliśmy do Warszawy.

Byłam nakręcona jak pozytywka – na takim spontanie to jeszcze nie byliśmy. Nie mogło się jednak obyć bez odrobiny nerwów. Po raz drugi korzystaliśmy z usług Start Parking. Poprzednio wszystko było ok, tym razem jednak przez chaos ledwo zdążyliśmy na samolot… Wcześniej pasażerowie dowożeni byli pod terminal busem. Na miejscu czekała nas jednak niespodzianka – dla pasażerów podstawiono autobus. Zasada jest prosta – odstawiamy na miejsce samochód, dokonujemy wszystkich formalności, wstawiamy bagaże do autobusu i zaraz jedziemy.

Na pierwszy rzut oka jest to świetne rozwiązanie, bo jednorazowo przewiezie się znacznie większą liczbę osób, co oznacza oszczędność kosztów i teoretycznie czasu. Teoretycznie, bo ta składowa akurat zależy w znacznej mierze od ludzi. No właśnie… Pewna pani weszła do autobusu i opóźniała jego odjazd, ponieważ jej mąż jeszcze nie wsiadł. Po długich minutach i początkowo sapnięciach zniecierpliwienia innych pasażerów, a następnie licznych nieprzychylnych komentarzach, w końcu stwierdziła, że może jednak wysiądzie i poczeka na męża i inny autobus. Gdy kierowca zapytał, gdzie ma bagaże, to pomoże je wyciągnąć szanowna pani bezmyślnie odpowiedziała, że przecież przy biurze są. A gdzie mąż? No przecież na parkingu jest, samochód odstawia…  Myślałam, że wszystkich nas w tym autobusie szlag trafi. Gdyby kierowca wcześniej zareagował, niepotrzebny byłby cały ten stres. A tak jadąc w pośpiechu o mało co nie przytarł lusterkiem innego pojazdu.

Gdy dojechaliśmy wreszcie na lotnisko, znaczna część pasażerów rzuciła się pędem do hali odlotów. Trzeba było się streszczać, na szczęście jednak zdążyliśmy. Od ziemi oderwaliśmy się o wschodzie słońca. Trafiło nam się najlepsze miejsce przy środkowym wyjściu ewakuacyjnym, więc z większą przestrzenią na nogi. Obok nikt nie siedział. Jednak ludzie za nami gdy tylko wychodzili, nasze oparcia traktowali jako poręcz do podparcia się, oczywiście mocno szarpiąc, tak więc co chwila mieliśmy brutalne pobudki. Później stanął tuż przy nas jakiś mężczyzna, który głośno rozpowiadał znajomym o jakichś bzdurach nic sobie nie robiąc z próbujących spać wkoło ludzi. A na koniec zdrzemnął się obok nas inny gościu strasznie się rozpychając. No luuudzie…

Po wylądowaniu i odebraniu bagaży, na które znaczną chwilę czekaliśmy, opuściliśmy klimatyzowane lotnisko w Heraklionie. W biurze jednej z obecnych w terminalu wypożyczalni dowiedzieliśmy się, że po klientów  Goldcar przyjeżdża pod lotnisku specjalny busik. Mieliśmy udać się na przystanek autobusowy po drugiej stronie ulicy i tam czekać na busa. Słońce cudownie przypiekało, od morza wiał przyjemny wiaterek, więc początkowo oczekiwanie było nawet przyjemne. Z ulicy mieliśmy doskonały widok na startujące co chwila samoloty. Jednak po kilkunastu minutach zaczęliśmy się niepokoić, czy aby na pewno jesteśmy we właściwym miejscu.

Kobieta sprzedająca na przystanku bilety potwierdziła, że Goldcar właśnie z tej okolicy zabiera swoich klientów, ale sama dziwiła się, że długo już nie było żadnego transportu. Czekaliśmy ponad pół godziny. W końcu jednak kierowca przyjechał i zawiózł nas jako jedynych do biura. Ponoć przyjeżdżają co 15 minut. Czekanie jednak opłaciło się, bo nie dość, że zapłaciliśmy mniej za ubezpieczenie (zdecydowaliśmy, że już zawsze będziemy wykupować dodatkowe ubezpieczenie po przygodach w Neapolu), to jeszcze dostaliśmy w gratisie nawigację i zupełnie nowiutkiego Golfa. Bez ani jednej ryski. Samochód ponoć nie miał nawet 20 dni w tej wypożyczalni.

Gdy pan w wypożyczalni usłyszał, dokąd chcemy jechać, bardzo się zdziwił. Chyba nie spodziewał się tak ambitnej trasy. Dodawał ponadto, że jazda łatwa nie będzie, ponieważ greccy kierowcy są tragiczni. Uśmiechnęłam się tylko krzywo nie komentując tego stwierdzenia – widać było, że pan raczej nigdy w Neapolu nie był. Grecy za kierownicą radzą sobie może średnio, ale nie ma tu żadnego porównania do naprawdę tragicznych kierowców w Kampanii.

Po załatwieniu papierkologii i krótkim instruktażu co, gdzie i jak w aucie, ruszyliśmy. Od razu obraliśmy kierunek na Kissamos, w którym spędzić mieliśmy kilka najbliższych nocy. Czekało nas kilka godzin w drodze. Zdziwiło mnie, jak pięknie wyglądają pobocza.- praktycznie wzdłuż całej głównej drogi wiodącej na zachód wyspy, kwitły ogromne, różnokolorowe oleandry. Była to chyba najczęściej widziana przez nas na Krecie roślina. Z kolei w miejscach, gdzie przejeżdżaliśmy przez lasy, nasze uszy – mimo zamkniętych okien i hałasu na drodze – wychwytywały niesamowicie głośne cykady. Cykady, słońce, widoki na morze – wreszcie poczułam, że trwa lato i mogę się w końcu zrelaksować… Wyjazd zapowiadał się świetnie!

kreta-dzien-1-1a

Cztery kroki do udanego urlopu: wyszukaj lot...
... zarezerwuj nocleg... Booking.com
... wypożycz samochód...
... zminimalizuj swoją odpowiedzialność w razie uszkodzenia auta i ciesz się wyjazdem!

Powiązane teksty

Komentarze do: “Kreta last minute”

Skomentuj