Kreta: Różowa plaża w Elafonisi


Drugiego dnia pobytu na Krecie postanowiliśmy zwiedzić… nieee. Bunt na pokładzie. Zero zwiedzania, tylko przewracanie się z boku na bok na plaży jak boczek na patelni. No dobra… zwiedzanie było, ale daję słowo – mało intensywne. Kto nas zna, ten wie, że w naszym wykonaniu całodzienne leżenie nie jest możliwe. Ale odrobina lenistwa na piasku? Czemu nie. Szczególnie jeśli jest to różowa plaża w Elafonisi.

Dzień 2, 30.06.2016

Z rana udaliśmy się w przeprawę przez góry do Elafonisi. Widoki po drodze były cudne. Gaje oliwne szybko ustąpiły miejsca wysokim skałom, wąwozom, kwitnącym dookoła oleandrom, owcom przewożonym na pace samochodu… Ot taki lokalny folklor. W końcu jakoś te owce trzeba przetransportować, nie?

Po godzinie jazdy dotarliśmy na miejsce. Miejscowość nie miałaby nic do zaoferowania gdyby nie jedna z najpiękniejszych na wyspie plaż. Plaża w Elafonisi należy do najbardziej znanych atrakcji Krety. Nic dziwnego, bo jest naprawdę piękna! Drobny piasek, wyspa, która otoczona jest turkusową czystą wodą i prowadzący do niej piaszczysty przesmyk, który w trakcie naszego pobytu był dość szeroki. Subiektywnie to mój numer jeden na całej wyspie (wszystkich plaż nie widziałam, ale co tam – Elafonisi wymiata). Co jest w niej takiego niezwykłego? Krystalicznie czysta woda obmywająca z delikatnym pluskiem różowawy piasek na brzegu, płycizna sprzyjająca kąpielom i cudowna pogoda. Czego chcieć więcej na odpoczynek? Ze względu na łagodnie opadające dno jest to idealne miejsce dla rodzin z dziećmi.

Piasek ma różowe zabarwienie przez pokruszone na drobny pył muszle różnych morskich mięczaków. Ostre słońce nie sprzyjało zdjęciom, ale na niektórych udało mi się uchwycić ten różowy odcień.

kreta-2016-dzien-2-10a

Gdy obchodzi się wysepkę, oczom ukazują się liczne skały malowniczo wystające z wody. Jeśli chcielibyście plażować w jak najbardziej kameralnych warunkach, to właśnie między tymi skałami znajdziecie doskonałe miejsca. Większość ludzi przybywających do Elafonisi rozkłada swoje rzeczy niedaleko od parkingu.

Po krótkim obchodzie okolicy zdecydowaliśmy się na skorzystanie z płatnych leżaków ocienionych parasolami. Jako że na plaży wciąż było niewiele osób, bez problemu znaleźliśmy dogodne miejsca w pierwszym rzędzie. Dopiero gdy nad wodą pojawiło się więcej ludzi, pobrano od każdego opłatę w wysokości 4 euro za cały dzień leżakowania. Dostaliśmy paragon! W kontynentalnej części Grecji byłoby to raczej nie do pomyślenia – w trakcie objazdówki w 2015 roku wielokrotnie nie otrzymywaliśmy żadnych dowodów zakupów. A tu proszę – dzień dobry, proszę, dziękuję, oto paragon. Pełna kultura i szacunek!

Jak tylko się rozłożyliśmy, natychmiast pobiegliśmy do wody. A tam lekki szok. Woda wydawała się być lodowata! Długi czas nie mogłam przekonać się do zanurzenia, ale w końcu jakoś poszło. Gdy już przywykłam do chłodnego morza, nie miałam ochoty wychodzić na brzeg. Było cudownie! Aż mi się skóra pomarszczyła :) Niektórzy pływali sobie z maskami i fajkami, coby podglądać podwodne życie, ale nie było tam zbyt wielu ciekawostek. Jakimś cudem udało mi się uchwycić jakąś pojedynczą rybę.

Dobre kilka godzin spędziliśmy w tym miejscu. Wylegiwaliśmy się na leżakach, spacerowaliśmy, kąpaliśmy się po dwóch stronach kawałka plaży. Istna sielanka. W końcu zdecydowaliśmy się na ostatnią kąpiel i wysuszenie się. Wpadłam na „genialny” pomysł, że wysuszę się na słońcu. Byłam przecież porządnie wysmarowana kremem o wysokim filtrze, więc te kilka – kilkanaście minut mogłam poleżeć. Jednego nie wzięłam pod uwagę… W ciągu kilku minut zdążyłam przysnąć. Oczywiście, było to do przewidzenia… Gdy się obudziłam, poczułam, że chyba się przypiekłam. To był bardzo zły znak, bo zazwyczaj czuje się to dopiero wieczorem. Ja wiedziałam o tym już na plaży…

Mężowi też się przysnęło, tyle że w cieniu. Ale akurat w międzyczasie cień się przesunął, więc i on się trochę poparzył. Moje poparzenia jednak były porządne. Przez własna głupotę (po czasie przypomniało mi się, że jednak nóg posmarowanych nie miałam, bo rano spiesząc się w drogę, po prostu o tym zapomniałam…) odczuwałam skutki swojego zaniedbania przez dobre kilka tygodni po powrocie. Ból początkowo był tak nieznośny, że siedzieć nie mogłam. Mam nauczkę. Jednak mimo wszystko wspaniale wspominam tamten dzień.

W drodze na parking zajrzeliśmy na stoisko, na którym zakupić można było – tak jak w wielu innych miejscach – oliwki, oliwę, różne sery, alkohole i miód. Naszą uwagę przyciągnął ser zapakowany do słoika i zalany oliwą – afotiros. Ponoć dobrze się taki zakonserwowany serek przechowuje i jest świetny do spaghetti. Jeszcze go nie wypróbowaliśmy – czeka na specjalną okazję.

Gdy odnaleźliśmy wreszcie auto (parking przy plaży to dość duży ubity teren porośnięty co kawałek drzewami – gdy zostawia się rano samochód na pustym placu, później trochę trudno odnaleźć swoje auto), udaliśmy się w drogę na drugą plażę. Niesamowicie malowniczą trasą położoną nad przepaściami dojechaliśmy do Falassarny, w której również znajduje się ładna plaża i niewielki teren wykopalisk starożytnego miasta.

Zanim jednak dotarliśmy do celu, gdzieś po drodze zatrzymaliśmy się na podziwianie widoków przy jakiejś maleńkiej restauracji wysoko w górach. Miejsce nie zachęcało do spróbowania specjałów – szopa zbita z desek, skromne menu, żadnych przejezdnych. Ale goście byli. Szczególnie jeden rzucał się w oczy, ponieważ miał duże uszy, sierść i kopyta. Tak moi Drodzy. W środku restauracji stał sobie chłodząc się w cieniu osioł. Poza nami nikt nie zwracał na niego uwagi. On też jakoś mało się wszystkim wkoło przejmował.

Kreta 2016 dzień 2 (14) Od razu po dojechaniu do Falasarny ruszyliśmy w poszukiwaniu wykopalisk. Znaki prowadziły nas coraz bardziej nieciekawą drogą, zaczynałam się zastanawiać, czy na pewno dobrze jedziemy. Droga asfaltu nigdy nie widziała, coraz bardziej oddalaliśmy się od budynków, zagłębiając się w oliwkowy gaj. Spodziewałam się, że za chwilę wjedziemy komuś na podwórko. Jednak po kilku minutach dojechaliśmy do niewielkiego ogrodzonego terenu z ustawioną budką strażniczą. Niestety wykopaliska były zamknięte – byliśmy tam po 16:30, a czynne były w godzinach 9:00 – 15:00. Teren ten jest jednak niewielki i wydaje się mało interesujący. Poprzyglądaliśmy się odkopanym fundamentom i ruszyliśmy z powrotem.

Kreta 2016 dzień 2 (17)

W Falasarnie mieliśmy kontynuować plażowanie, ale przypieczona skóra coraz bardziej dawała się nam we znaki. Spojrzeliśmy tylko na plażę i odpuściliśmy dalsze leżakowanie. Ale w sumie nie było czego żałować – plaża w Falasarnie nie umywa się do tej w Elafonisi. Jest trochę żwirowa, poza tym brzeg bardziej stromo opada w dół, no i te fale… W Elafonisi praktycznie ich nie było. Tutaj z kolei z naszymi słabymi umiejętnościami pływackimi raczej byśmy się nie popisali. Nie odpuściliśmy jednak greckiego posiłku. Byliśmy porządnie głodni, więc zamówiliśmy sobie w restauracji z widokiem na plażę przystawki i dania główne. W ramach przystawek podano nam coś przypominającego pierogi nadziewane fetą z miętą oraz sałatkę grecką. Na danie główne poszła ośmiornica i baranina. Wielkość przystawek zdumiała nas. Okazały się być większe niż dania główne!

Kreta 2016 dzień 2 (27)

Jedzenia było tyle, ze nie podołaliśmy wszystkiemu. Zaproponowano nam zapakowanie posiłku na wynos, z czego chętnie skorzystaliśmy. Słońce powoli zaczynało chylić się ku zachodowi, w trawie obok restauracji ganiały się małe króliki, panowała istnie sielska atmosfera. Żeby nie coraz bardziej bolące nogi, mogłabym tak siedzieć i wpatrywać się w morze. Szkoda tylko, że te wiklinowe fotele tak bardzo boleśnie dawały o sobie znać.

W drodze do hotelu zajrzeliśmy jeszcze do supermarketu w Kissamos. Po szybkich zakupach należało się wysmarować różnymi specyfikami na poparzenia słoneczne. Niestety było już za późno i mało co to dało…

Po kolacji wygodnie ułożyliśmy się na łóżku i włączyliśmy telewizor, bo akurat tego dnia Polska grała na Euro 2016 z Portugalią. Mieliśmy cichą nadzieję że na którymś programie będziemy mogli zobaczyć zmagania rodaków. I znaleźliśmy! Dziwne oglądało się mecz z greckimi komentarzami, jednak akurat to nie było potrzebne do zrozumienia tego, co dzieje się na murawie. Pokazaliśmy kawał dobrej roboty we Francji, jednak Portugalia miała więcej szczęścia. Z lekkim niedosytem położyliśmy się spać.

Cztery kroki do udanego urlopu: wyszukaj lot...
... zarezerwuj nocleg... Booking.com
... wypożycz samochód...
... zminimalizuj swoją odpowiedzialność w razie uszkodzenia auta i ciesz się wyjazdem!

Powiązane teksty

  1. Andreas

    Moniko,
    Na oparzenia najlepszy jest JOGURT!
    Na Krecie jest go pod dostatkiem. Wystarczy zapytać w sklepiku (jakimkolwiek)!
    Pozdrawiam!
    PS
    Mam nadzieje że kiedyś przekonasz się do Aten. Może za trzecim razem? Odezwijcie się jak będziecie tym trzecim razem. Pomożemy…

  2. Ale pięęęęknie :) Ależ bym poleżała teraz na takim piaseczku. I ten osiołek jaki fajny uśmiechnięty :)

  3. Ładowanie strony trwa bardzo długo…

    1. Podróżowisko.pl

      Hmm… może to wina łącza?

    1. Mamy zdjęcia dokładnie w tym samym miejscu! :D

  4. Elafonissi jest piękne, byłam na początku września :)

Skomentuj