Santorini: Starożytna Thira


Rano doszłam do wniosku, że jestem już chyba za stara na nocowanie na lotnisku. Gdy tylko się położyłam, natychmiast odpłynęłam, ale rano trudno było mówić o wystarczającej ilości snu. Ale szkoda było marnować czas na dodatkowe drzemki, bo czekały nas pozostałe atrakcje Santorini. Szybko przygotowaliśmy sobie greckie śniadanie (wcale, a wcale nie było identyczne jak kolacja) i byliśmy gotowi do drogi. Jednak jeszcze przed śniadaniem wyszłam na balkon sprawdzić, jak z pogodą. Modliliśmy się, żeby przestało wiać tak jak dnia poprzedniego. I w sumie wiatr zelżał. Mimo tego, że było chłodniej, zapowiadał się całkiem sympatyczny dzień.

Dzień 3, 7.02.2016

Po opuszczeniu apartamentu udaliśmy się pod położony niedaleko wiatrak w Karterados. Jak już wspominałam poprzednio, wiatraki są jednym z symboli Santorini. Niestety obecnie zbyt wielu się ich nie zobaczy, ponieważ większość stoi w ruinie. Zachowały się jedynie kamienne popękane podstawy. Na szczęście wiatrak w Karterados ma się dobrze i można obejrzeć go z każdej strony.

Santorini dzień 3 (1a)

Jako że samochód spalił nieco paliwa, postanowiliśmy zatankować na jednej z widzianych dnia poprzedniego stacji. Santorini jest niewielką wyspą, ale jest tam stosunkowo dużo stacji benzynowych. Litr 95’tki kosztował w lutym 1,60 euro. Po szybkim wyliczeniu co i jak, zatankowaliśmy 10 litrów – miało to wystarczyć na przejechanie pozostałej części wyspy i zwrot auta. W końcu mieliśmy oddać samochód z „dwiema kreskami” paliwa. I wystarczyło.

Drugiego dnia pobytu chcieliśmy zobaczyć wszystko to, co pominęliśmy dnia pierwszego – ruiny starożytnej Thiry oraz współczesną stolicę wyspy, Firę (Thirę). Na pierwszy ogień poszły odkrycia archeologiczne. W drogę ruszyliśmy z przekonaniem, że zapewne wejście do ruin możliwe jest dopiero koło 10. Ale miejsce to czynne jest dla zwiedzających w godzinach od 8:30 do 14:30. Podejrzewam, że godziny te obowiązują poza sezonem.

Do pozostałości starożytnej Thiry jedzie się przez nadmorską miejscowość Kamari. Znaki kierują na atrakcję, więc raczej trudno się zgubić. Poprzedniego dnia nasza gospodyni wspominała coś, że może tam bardzo wiać, bo miejsce znajduje się na górze, ale nie spodziewałam się, że ta jej „góra” będzie taka wysoka. Słowem nie wspomniała, że ruiny znajdują się na szczycie bodajże drugiej pod względem wysokości góry Santorini – Mesa Vouno. W drodze na parking pokonaliśmy całe mnóstwo ostrych zakrętów! Gdzieniegdzie droga wiodła tuż nad przepaścią. Ale za to jakie widoki były!

Jak się okazało, to całą tą trasę widziałam z samolotu w trakcie lądowania. Wyglądała wtedy mało zachęcająco. Nie sądziłam, że przyjdzie nam ją pokonać.

Gdy dojechaliśmy na górę okazało się, że właścicielka naszej kwatery miała rację z tym wiatrem. Wiało tak silnie, że miałam ogromny problem z otworzeniem drzwi. Gdy w końcu udało mi się wydostać, wiatr porządnie nimi trzasnął. Na tyle mocno, że przez chwilę zastanawiałam się, czy szyba wytrzymała…

Wspięliśmy się na górę, ale nie było widać nikogo z obsługi. Po chwili pojawiła się jednak jakaś kobieta i wręczyła nam dwa bilety z informacją, że w pierwszą niedzielę miesiąca Thirę zwiedza się za darmo. Tyle że… to nie była pierwsza niedziela miesiąca. Ta wypadała tydzień wcześniej. No ale nie protestowaliśmy i udaliśmy się na zwiedzanie. Koszt biletów w każdy inny dzień wysoki nie jest – zwiedzanie ruin pierwszej stolicy wyspy kosztuje (przynajmniej poza sezonem) raptem 2 euro od osoby. Aha, jeżeli ktoś liczy na toaletę – ostatnio nie było, nie ma i nie wiadomo kiedy będzie. Jest nieczynna.

Może wspomnę w tym miejscu w kilku słowach nieco faktów o tym zabytku. Thira założona została z IX w.p.n.e., a zamieszkiwano ją aż do XIIIw. Rozkwit miasteczka nastąpił około 300-150 r.p.n.e. Pozostałości Thiry odkryte zostały przez niemieckich archeologów, którzy prowadzili prace wykopaliskowe w latach 1859-1902. Następne prace wykonywali już archeolodzy greccy, którzy przebadali cmentarzyska znajdujące się na zboczach góry.Odkryto liczne pozostałości najróżniejszych budynków, które można obecnie podziwiać w każdy dzień tygodnia z wyjątkiem poniedziałków, kiedy to teren wykopalisk jest zamknięty.

Tuż za budynkiem z kasami znajdują się niepozorne pozostałości sanktuarium Afrodyty. Początkowo myślałam, że to będzie tyle. Kilka kamieni, wśród których trudno było dopatrzeć się jakiegokolwiek zarysu dawnej budowli. Już mieliśmy wracać, ale ścieżka prowadziła dalej na górę. Na samym szczycie wiatr znów urywał głowy, momentami aż ciężko było przejść. Jednak widoki wynagradzały trudy. Z góry doskonale widać było lotnisko, okoliczne miejscowości, ruiny wiatraków oraz położone niedaleko wyspy. Było pięknie i słonecznie, do tego powietrze było niesamowicie przejrzyste a niebo cudownie błękitne. Gdyby nie ten wiatr, byłoby idealnie!

Na szczycie odkryto naprawdę całe mnóstwo pozostałości. Po świątyni Afrodyty mija się kościół św. Stefana, który zbudowany został na fundamentach wczesnochrześcijańskiej, trzynawowej bazyliki, która z kolei powstała prawdopodobnie w VI w.n.e. Dwunawowy kościół zbudowano prawdopodobnie po tym, jak bazylika uległa zniszczeniu w wyniku trzęsienia ziemi. Powstał z materiałów pozyskanych z ruin bazyliki i datowany jest na VIII-IX w.n.e., kiedy mieszkańcy Thiry w związku z najazdami Arabów wznosili skromne, wręcz szorstko wyglądające budowle. Kontrastowały one znacznie z tymi, które wznoszono w pierwszych wiekach chrześcijaństwa.  

Santorini dzień 3 (3)

Po minięciu kościoła idzie się brzegiem zbocza, aż- mijając pochylone od ciągłego wiatru drzewa – trafia się do miasta, Mnóstwo kamieni, fundamentów dobrze pokazujących, jak biegły tam ulice, liczne rozrzucone fragmenty kolumn… Na wielu leżących fragmentach wciąż odczytać można greckie napisy. Poza nami nie było tam nikogo, nawet w rozstawionych gdzieniegdzie budkach strażniczych było pusto.

Wśród ruin można było zobaczyć pozostałości łaźni rzymskich, agory, świątyni Dionizosa, domów prywatnych i innych publicznych zabudowań. Na zboczu usytuowano również teatr, z którego niestety do czasów współczesnych niewiele się ostało. Widać tylko zarys sceny. Widok z tego teatru musiał skutecznie odwracać uwagę od przedstawień – umiejscowiony został na zboczu wprost z widokiem na otwarte morze i sąsiednie wyspy. Zachowała się również pozostałość świątyni bogów egipskich – Isis, Serapisa i Anubisa.

Powolne obejście całości zajęło nam niecałą godzinę. Po zjeździe z góry rzuciliśmy okiem na Kamari. Podobnie jak w Perissie, prawie nikogo tam nie spotkaliśmy. Wszystkie restauracje pozamykane czekały na sezon turystyczny, tam też powyłączano niektóre bankomaty. Deptaki były puste, a znakami że to strefa pieszych i nie wolno tam wjeżdżać mało który kierowca się przejmował. Santorini naprawdę sprawiało wrażenie opuszczonej wysepki – ruch był niewielki, w miasteczkach zbyt wielu osób się nie spotykało. Panowała spokojna, wręcz senna atmosfera.

Obowiązkowo zajrzeliśmy też na plażę w Kamari. Jest długa, bardzo szeroka, ale trudno porównywać ją do plaży w Perissie, ponieważ jest dużo bardziej kamienista. Ale malowniczości trudno jej odmówić.

Było już po południu, więc postanowiliśmy udać się do Firy i znaleźć jakikolwiek lokal, w którym zjemy coś z greckiej kuchni.

Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze na chwilę przy dwóch kościółkach, a po kilkunastu minutach byliśmy już w Firze.

Santorini dzień 3 (18)

Cztery kroki do udanego urlopu: wyszukaj lot...
... zarezerwuj nocleg... Booking.com
... wypożycz samochód...
... zminimalizuj swoją odpowiedzialność w razie uszkodzenia auta i ciesz się wyjazdem!

Powiązane teksty

Komentarze do: “Santorini: Starożytna Thira”

  1. Pozdrowienia z upalnego Santorini!! :)

  2. Im więcej publikujesz, tym bardziej się jaram :D

    1. To już prawie koniec :/ Został mi jeszcze tylko jeden wpis o Santorini i co nieco o Atenach. Ale mam nadzieję, że wystarczająco rozbudziłam Twoją wyobraźnię i niecierpliwość w oczekiwaniu na wyjazd :D

Skomentuj