Islandia: Zorza polarna po raz pierwszy

„- Zobacz! Na niebie są jakieś dziwne, szare pasy! – Nie… to na pewno chmury…” – właśnie tak niespecjalnie zaczęła się nasza przygoda z zorzą polarną. Zobaczenie zorzy było moim marzeniem od dzieciństwa. Gdy tylko po raz pierwszy ujrzałam to zjawisko na jakimś zdjęciu w podręczniku bodajże od geografii, wiedziałam, że muszę kiedyś tego doświadczyć.

Dzień 2, 9.03.2017 cz. 3/3

Gdy dotarliśmy na nasz kolejny nocleg znajdujący się na całkowitym odludziu (w promieniu kilku  kilometrów nie było chyba żadnych innych zabudowań), od razu zaczęłam zamęczać meldującą nas kobietę pytaniami o zorzę. Czy mamy tego dnia szanse na jej zobaczenie, jak zapowiadają się prognozy, czy często można doświadczyć tego zjawiska w tym miejscu. Widać było, że jest już zmęczona takimi pytaniami – zapewne każdy przyjeżdżający chce wiedzieć to samo. Islandka z miną cierpiętnika zajrzała do Internetu i stwierdziła niesamowicie znudzonym głosem, że tego dnia prognozy nie zapowiadają wystąpienia zorzy, ale jako że aparat fotograficzny jest dużo bardziej czuły niż ludzkie oko, warto wyjść na zewnątrz około godz. 21:00. Z jeszcze bardziej znudzoną miną zapytała, czy potrzebujemy czegoś więcej. To nam wystarczyło.

Godz. 21:00

Jak poradziła, tak zrobiliśmy. Gdy tylko wybiła 21:00 wyjrzałam przez okno. Niby nic się nie działo, ale na niebie zauważyłam jakieś trzy dziwne szare pasy. Zaraz zawołałam męża, bo nie wyglądało to normalnie – niby mogły to być na pierwszy rzut oka chmury, ale przecież było widać między nimi gwiazdy! Trochę to dziwne. To musiała być zorza!!! Szybko się ubraliśmy i popędziliśmy ze statywem na zewnątrz. Było zimno jak nie wiem, wiał nieprzyjemny wiatr, ale to była ona! Może niezbyt spektakularna – Księżyc za mocno świecił, nie chciała się ruszać, ale i tak wrażenie było niesamowite. Aparat faktycznie widział więcej detali. Stałam jak zaczarowana. A to dopiero był początek.

Trzy obserwowane przez nas zielone pasy zaczęły się skracać ukazując wściekle zieloną „firankę” na końcu. Nie potrafię opisać uczuć, które towarzyszyły mi w tamtej chwili. Chciało mi się płakać i krzyczeć z radości, głupkowato się śmiałam naciskając raz za razem wężyk spustowy wyzwalający migawkę w aparacie. To było coś niesamowitego – jedno z moich największych marzeń właśnie się spełniało. Nie trwało to jednak długo, bo zorza zaczęła bardzo szybko zanikać.

Gdy już wszystko zniknęło, wróciliśmy do pokoju. Miałam świadomość, że to będzie na tyle jeśli chodzi o podziwianie spektakularnych zjawisk na niebie w trakcie tego wyjazdu. To jednak nie był koniec. Zorza jeszcze kilkukrotnie pokazywała się ukazując coraz większe możliwości. Za każdym razem w ekspresowym tempie ubierałam się w kolejne warstwy. Marzłam na zewnątrz, ale stałam jak słup soli wpatrzona w niebo naciskając raz po razie przycisk na pilocie. Nawet nie sprawdzałam tego, co się rejestruje na karcie, wolałam podziwiać ten spektakl na własne oczy. Nigdy wcześniej nie miałam okazji fotografować tego zjawiska, ale naprawdę nie potrafiłam się skupić na prawidłowych ustawieniach aparatu. Liczyłam, że po pierwszym w marę udanym dobraniu parametrów uda się coś złapać. I faktycznie udało się! Nie spodziewałam się, że na moich zdjęciach będzie cokolwiek widać – w końcu była to pierwsza taka przygoda.

Oszołomiona widokami poczułam jednak w końcu zmęczenie. Robiło się bardzo późno, na zewnątrz spędziłam sporo czasu w zimnie – nawet puchówka przestała bronić mnie przed lodowatymi podmuchami. Sądząc, że to już koniec, wróciliśmy do budynku.

Tupot DUŻYCH stóp

Gdy byłam pod prysznicem, usłyszałam na korytarzu dziki tupot kilku par nóg. Szybko wyskoczyłam z łazienki, mąż nie musiał nic mówić. Po prostu wiedziałam – zorza znów się pokazała. Miałam jednak mokre włosy, więc pozostawało patrzenie z okna. Niestety przegapiłam ponoć najpiękniejszy taniec – akurat pod moją nieobecność zorza musiała pokazać, co potrafi… Na szczęście nasze okno wychodziło wprost na wzgórze Pétursey, nad którym to właśnie ponownie pojawiła się zorza. Mogłam obserwować ten spektakl na niebie nie ruszając się z ciepłego pokoju. Wciąż była zbyt daleko od nas, ale to było piękne. Tańczyła, formowała firanki na niebie, zmieniała kształty i miejsce. Totalna magia! W pewnym momencie zaczęła nawet zabarwiać się na różowo.

W pewnym momencie zorza rozmyła się zabarwiając pół nieba delikatnie zielonkawą mgiełką.

A czym w ogóle jest zorza polarna? To zjawisko magnetyczne zachodzące w górnych częściach atmosfery ziemskiej, przy biegunach. Zorza występująca na północy nazywana jest Aurora borealis, na południu zaś – Aurora australis. Kolor zorzy zależy od kilku czynników. Jednym z nich jest rodzaj gazu zderzającego się w atmosferze z cząstkami wiatru słonecznego. Kolor zielony oraz czerwony daje zderzenie cząstek z tlenem, azot świeci na purpurowo i bordowo, azot i tlen razem – na żółto, natomiast lżejsze gazy jak wodór i hel dają barwę niebieską i fioletową.

Położyłam się koło 2 w nocy, o 7 mieliśmy wstać. Warto było jednak zarwać kolejną noc dla kolejnego spełnionego marzenia. Marzenia, które myślałam, że nigdy się nie spełni. Byłam pod takim wrażeniem, że mimo zmęczenia nie mogłam początkowo usnąć. Jeszcze kilka razy sprawdzałam, czy przypadkiem nie pojawiło się coś na niebie, ale tej nocy był to już koniec. Niebo zgodnie z prognozami zachmurzyło się całkowicie.

Jedna taka noc

Z jednej strony byłam przeszczęśliwa, że udało się nam zobaczyć aż tyle, ale z drugiej – zaczęłam czuć ogromny niedosyt. Każdej kolejnej nocy wypatrywałam na niebie charakterystycznych szaro-zielonych wstęg, ale niestety więcej na Islandii zorzy już nie zobaczyliśmy w tej formie. Tylko raz jeszcze ukazał się nam zielony obłoczek, ale niebo szybko zasnuło się chmurami. Czuję, że przy aurze, jaką zastaliśmy na wyspie, mieliśmy naprawdę bardzo dużo szczęścia. I z wyborem terminu i z pogodą tego jednego wieczora i z miejscem, w którym akurat nocowaliśmy (im dalej od źródeł światła, tym lepsze warunki na obserwowanie Aurora borealis).

Ten niedosyt, który poczułam tej nocy na południu Islandii towarzyszy mi do dzisiaj. Już myślę nad kierunkiem na przyszłoroczną marcową podróż. Może znów wrócimy na Islandię? A może wybierzemy się na polowanie na zorzę do Norwegii? Jeśli tylko będziecie mieć okazję, żeby wylądować w którymś z północnych państw zimą – ubierzcie się ciepło, weźcie statyw, pojedźcie gdzieś dalej za miasto. A nuż uda się Wam zobaczyć to cudo. Naprawdę warto!!!

Spodobał Ci się powyższy tekst? Polub go na Facebooku lub udostępnij, może komuś się przyda! A może szukasz inspiracji do zaplanowania swojego kilkudniowego wyjazdu? Zajrzyj koniecznie do relacji z Islandii!

Cztery kroki do udanego urlopu: wyszukaj lot...
... zarezerwuj nocleg... Booking.com
... wypożycz samochód...
... zminimalizuj swoją odpowiedzialność w razie uszkodzenia auta i ciesz się wyjazdem!

Powiązane teksty

  1. Zobaczyć na własne oczy zorzę to musi być genialne przeżycie :) przepiękne zdjęcia :)

    1. Podróżowisko.pl

      Naprawdę trudno opisać to słowami :) Ale zorza uzależnia – mam nadzieję, że znów się nam na Islandii w marcu pokaże ;)

  2. Jaki z tego morał? Nie myć się! Przez mycie można wiele przegapić :P Taki tam żarcik. Zorza piękna!

    1. Podróżowisko.pl

      Coś w tym jest ;) Ale z drugiej strony, gdyby nie ten prysznic, to znowu wylazłabym na zewnątrz marznąc. A tak siedziałam sobie z aparatem w ciepłym pokoju :D

  3. Jakie cudowne. Ja też marzę o zobaczeniu zorzy i czytanie o spełnieniu Twojego marzenia było takie emocjonujące dla mnie :) Cieszę się :)

    1. Podróżowisko.pl

      Starałam się ubrać w słowa to co widziałam i co czułam tego wieczora, ale nie było to proste ;)

  4. Irmina

    Piękne zdjęcia. Zazdroszczę takich widoków

    1. Podróżowisko.pl

      Na żywo wygląda to wszystko jeszcze lepiej :) Może trochę mniej kolorowo, ale widać ruch

  5. Zobaczyć zorzę – moje marzenie, piękne zdjęcia!

    1. Podróżowisko.pl

      Dziękuję! Życzę spełnienia tego marzenia :)

  6. Rany jak pięknie! Ten kraj ma w sobie coś takiego, że chce się do niego wracać. Mam nadzieję, że kiedyś życie poniesie mnie tam i pozwoli na trochę zamieszkać.

    1. Podróżowisko.pl

      Prawda! Byliśmy tam tylko kilka dni, więc obydwoje czujemy ogromny niedosyt – najchętniej zaraz byśmy tam znów polecieli. Gdy czasem rozmawiamy na tematy dotyczące emigracji, właśnie Islandię wymieniamy jako potencjalny kierunek. Może kiedyś się tam spotkamy :)

  7. Sonia

    Moim marzeniem jest zobaczyć zorzę. Także ogromne zazdro, że Ci się udało! *.*

    1. Podróżowisko.pl

      W takim razie życzę jak najszybszego spełnienia tego marzenia! :)

  8. Niesamowite zjawisko! Bardzo zazdroszczę, że udało Wam się je obserwować. Mam nadzieję, że i ja kiedyś zobaczę na własne oczy.

    1. Podróżowisko.pl

      Zorza na zdjęciach wygląda dużo lepiej niż widziana na żywo, ale fakt – to niesamowite zjawisko, patrząc na nie dostaje się gęsiej skórki z wrażenia :)

  9. Pięknie! Islandia to od niedawna moje marzenie, kiedyś polarne klimaty w ogóle mnie nie pociągały, ale po 5 latach w Afryce zaczynam nawet troszkę tęsknić za zimnem :D A taki spektakl natury, jak zorza, to dopiero musi być wspaniałe doświadczenie!

    1. Podróżowisko.pl

      Hmm… nie wiem czy ja bym tęskniła za zimnem na Twoim miejscu :D Brak zimy – to musi być coś! Straszny ze mnie zmarzluch… Ale dla zorzy i islandzkich widoków warto się poświęcić ;)

  10. Marzę o tym, żeby zobaczyć zorze polarną. To takie moje prywatne must see. Byłam wiele razy na Północy, w Skandynawii, ale jeszcze mi się nie udało. Inna sprawa to fakt, że zorza znacznie efektowniej wyglada na zdjęciach niż oglądana własnymi oczami.

    1. Podróżowisko.pl

      Prawda to, aparat więcej „widzi”, ale i tak jest to niesamowite przeżycie! :)

  11. Wspaniale! Zobaczenie zorzy polarnej jest na liście moich marzeń, więc miło czytać, że Twoje się właśnie spełniło :)

    1. Podróżowisko.pl

      Życzę tego samego! :)

    1. Podróżowisko.pl

      Dzięki! :D

    1. Podróżowisko.pl

      I magiczne ;)

Skomentuj