Norwegia: Atrakcje Stavanger

Do Norwegii wybraliśmy się po raz pierwszy w 2012 roku. Państwo to kojarzyło mi się z cudownymi widokami, reniferami, zorzą polarną i… kosmicznymi cenami. Jednak pewnego dnia udało mi się upolować tani przelot z Warszawy. Czy atrakcje Stavanger warte są uwagi?I czy rzeczywiście jest tak drogo?

Dzień 1: 12.05.2012

Niestety tani lot to nie wszystko, więc jeszcze zanim dokonaliśmy rezerwacji, trzeba było rozejrzeć się za jakimś przyzwoitym kosztowo hotelem. Ceny już niestety nie pamiętam, ale wiem, że mimo korzystnej jak na tamten kraj oferty, nigdy nigdzie nie zapłaciliśmy za hotel aż tyle. Niby do Norwegii można wybrać się z namiotem, ponieważ w kraju tym dopuszczalne jest nocowanie na dziko, ale przy zapowiadanej majowej aurze nie był to za dobry pomysł.

Po przeliczeniu orientacyjnych kosztów zdecydowaliśmy się na podróż do Stavanger na pokładzie Wizz Air w terminie 12-15.05.2012.

Zaraz po wylądowaniu udaliśmy się na krótki spacer w kierunku znajdującej się niedaleko lotniska plaży. Solastranden, bo taką nazwę nosi ta plaża, przywitała nas lodowatym, silnym wiatrem. Poza nami nie było tam prawie nikogo – wiatr jednak zrobił swoje i brakowało chętnych na spacery przy sypiącym po oczach piachu. Woda była lodowata, no ale w końcu byliśmy nad Morzem Północnym w maju. Wydaje mi się jednak, że w sezonie letnim warto poświęcić jej trochę więcej czasu.

Stavanger 2012 dzień 1 (1)

Po spacerze wróciliśmy na lotnisko – przyszła pora na nasz transport do Stavanger. Podróż minęła szybko. Z okien podziwialiśmy drewnianą zabudowę okolic.

Gdy tylko wysiedliśmy w centrum, zapytałam jakąś starszą kobietę, czy mówi po angielsku – chcieliśmy dowiedzieć się, gdzie mamy szukać informacji turystycznej. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że mieszkańcy Skandynawii tak świetnie posługują się angielskim – na każdym kroku bez problemu można było porozumieć się w tym języku. Nieważne, czy był to mały sklepik, poczta, autobus, czy osoba była już w podeszłym wieku czy było to dziecko. Byłam tym naprawdę mile zaskoczona.

Co mnie jeszcze w Norwegii zaskoczyło? Gdy tylko zbliżaliśmy się do pasów, wszystkie samochody stawały i czekały, aż przejdziemy na drugą stronę. Nawet jeśli nikt inni poza nami nie szedł. Panuje tam zupełnie inna kultura na drogach niż u nas…

Stavanger 2012 dzień 1 (2)

W informacji zaopatrzyliśmy się w mapy i ruszyliśmy na podbój miasta. Pogoda nam dopisywała, ale mimo słońca, było zdecydowanie zimniej niż w Polsce. Na szczęście przewidzieliśmy to wcześniej i byliśmy porządnie ubrani na cebulkę. Tylko o jednym nie pomyślałam… czapka. W maju naprawdę warto mieć ze sobą coś cieplejszego na głowę. Było nam tak zimno w uszy, że w końcu bodajże drugiego dnia w jakimś sklepiku z pamiątkami kupiliśmy dwie czapy w norweskie wzory. Były wyjątkowo „tanie” – 50zł za sztukę! Za grubą, dwuwarstwową, wełnianą czapkę i jak na warunki norweskie, cena ta nie była taka zła. Chyba trafiliśmy na jakąś wyprzedaż. Przy okazji rozejrzałam się również po cenach innych pamiątek. Przykładowo niewielka figurka trolla kosztowała… „jedyne” 90zł! Łoś z trollem jeszcze zwiększał stawkę, bo zakup takiej figurki wiązał się z uszczupleniem portfela o… minimum 125zł…

Mimo zimna wiosna się nie poddawała – na drzewach rozwijały się powoli liście, zieleniła się trawa, przy katedrze intensywnie kwitły zasadzone tulipany. Było pięknie.

Stavanger 2012 dzień 1 (3)

Pierwszy dzień chcieliśmy spędzić na spokojnie, bez biegania – następnego dnia planowaliśmy wspinaczkę na jedną z dwóch największych atrakcji tego regionu, więc trzeba było oszczędzać siły. Jednak jeżeli ktoś miałby ochotę intensywnie pozwiedzać Stavanger, to na pewno znajdzie w nim parę ciekawych miejsc. W szczególności jest to miasto idealne dla miłośników muzeów, bo jest ich tam co niemiara.

Zanim miasto zasłynęło z powodu ropy naftowej, było stolicą… puszkowanych sardynek. Tej części historii poświęcony jest jeden z oddziałów Muzeum Stavanger: Vågen Norsk Hermetikkmuseum (Muzeum Puszek). Zobaczyć w nim można cały proces produkcji konserw – od wjazdu ryby do przetwórni, bo jej zapuszkowanie. Jeśli chodzi o wspomniane Muzeum Stavanger, to jest ono znacznie rozbudowane i dzieli się jeszcze na: Muzeum Historii Naturalnej, Muzeum Historii Kulturalnej, Muzeum Sztuki, Muzeum Dzieciństwa, Muzeum Szkolnictwa, Muzeum Druku oraz klasztor Utstein, dom Lerdaal (dawna rezydencja rodziny Kielland, obecnie rezydencja królewska udostępniona również i turystom) i dom Breidablikk. Dużo tego jak na 125 tysięczne miasto, prawda?

Chyba o niczym nie zapomniałam. A wydawać by się mogło, że w Stavanger nie ma co oglądać. My jednak w żadnym z tych muzeów niestety nie byliśmy. Pamiętam, że Muzeum Konserw było wtedy akurat zamknięte. Poza muzeami w mieście można zobaczyć także starą część – Gamle Stravanger – ale to przełożyliśmy na ostatni dzień wyjazdu. Przeszliśmy się po centrum, zajrzeliśmy do portu, pod wieżę ciśnień i tak nam jakoś czas zleciał.

Stavanger 2012 dzień 1 (9)

W centrum znaleźliśmy jakiś mały sklepik, w którym kupiliśmy chleb i wodę. Bochenek kosztował jakieś 20 zł! Woda również była niesamowicie droga. Nie wiedzieliśmy jeszcze wtedy, że w Norwegii wody się nie kupuje – wystarczy uzupełniać ją z kranów, ponieważ jest ona jak najbardziej zdatna do picia. Więcej tego błędu nie popełniliśmy :)

Gdy powoli zbliżał się już wieczór, postanowiliśmy odszukać nasz hotel. Na mapie wyglądało to trochę bliżej, ale okazało się, że mamy do przejścia dobre kilka kilometrów. Do tego droga często prowadziła pod górkę, więc ledwo się doczłapaliśmy. Nie dość że było daleko, to jeszcze trochę dawały nam w kość buty trekingowe. Tak to jest, jeżeli nie ma zbyt wielu możliwości pozwalających na rozchodzenie obuwia. Ale dotarliśmy. Hotel był świetny – czysty, duży pokój, piękna łazienka i jak się później okazało doskonałe śniadania. W cenie rezerwacji oferowano nam taki wybór, że głowa bolała. Pyszne pieczywo, najróżniejsze sałatki m.in. z krewetkami, różne rodzaje ryb…

Takich śniadań nigdzie indziej aż do tej pory nie mieliśmy. Szkoda tylko że był tak daleko od centrum. Hotel nazywa się Stavanger St Svithun Vanderhjem i połączony jest ze Szpitalem Uniwersyteckim. Widok pana z kroplówką przy śniadaniu czy matki z nowo narodzonym dzieckiem nie był w restauracji żadnym wzbudzającym zdziwienie widokiem.

Wieczór spędziliśmy w pokoju. Gdy szliśmy już spać, wyjrzałam przez okno. Było koło 23:00, a na zewnątrz wciąż było jasno!  Stavanger 2012 dzień 1 (14)

Następnego dnia czekała nas główna atrakcja wyjazdu – wspinaczka na Preikestolen!

Cztery kroki do udanego urlopu: wyszukaj lot...
... zarezerwuj nocleg... Booking.com
... wypożycz samochód...
... zminimalizuj swoją odpowiedzialność w razie uszkodzenia auta i ciesz się wyjazdem!

Powiązane teksty

  1. Ola

    Jadę tam niebawem! Muzea uwielbiam więc może uda mi się jakieś odwiedzić ;) Mam nadzieję, że pogoda dopisze i miasto też uda mi się dobrze poznać ;)

  2. Uwielbiam Norwegię, zjechałam całą, aż po Nordkapp:)

    1. Zazdroszczę! Marzy mi się wyprawa przez całą Skandynawię, ale najwięcej czasu chciałabym spędzić właśnie w Norwegii… :)

  3. Wczterystronyświata.eu

    Super notatka! :) Przydatna, szczególnie, że do Stavanger można dolecieć tzw „tanimi liniami” :)

    1. My właśnie tymi liniami lecieliśmy ;) Ceny biletów nie pamiętam już niestety, ale obecnie nawet za 78zł można się w podróż wybrać. Dzisiaj na blogu kolejna część tej relacji :)

  4. Lubię czytać Twój blog i zastanawiam się, czy kiedyś pojawi się na nim relacja z podróży do Maroko. Chciałabym tam pojechać w te wakacje i jestem ciekawa Twoich spostrzeżeń na temat tego kraju :) Pozdrawiam!

    1. Hmmm… myślałam kilka razy nad spisaniem na stronie relacji z Maroka, ale jakoś ciągle to odkładam. W najbliższym czasie nie planowałam publikowania tego kierunku, ale chyba w tym wypadku zmienię plany ;) Również pozdrawiam!

    1. Kto by pomyślał, że to taki weekendowy hit ;)

Skomentuj