Ukraina: Czarnobyl Tour 2015

 

Mniej więcej rok po pierwszej wizycie na Ukrainie, postanowiłam wybrać się tam raz jeszcze. Tyle że tym razem nie chodziło o zwiedzanie standardowych, przewodnikowych miejsc. Raczej wyjazd ten zaliczał się do kategorii zwiedzania… hmmm… ekstremalnego. Czemu? Celem wyprawy były… Czarnobyl oraz Prypeć. No i dodatkowo Kijów, ale tak zupełnie na doczepkę.

Dzień 1-2, 12-13.11.2015, część 1/2

Jako że brakowało mi czasu i możliwości na zorganizowanie wyprawy na własną rękę, skorzystaliśmy z oferty grupy Bis-Pol z Krakowa. Specjalizują się w takich wyprawach. Czemu akurat biuro z Krakowa, mimo że wyprawy takie organizowane są również z Warszawy? Nie ukrywam, że na decyzji zaważyła cena – jedynie Bis-Pol proponował dogodny termin w cenie niższej niż 1000 zł od osoby. Chodziło o maksymalnie trzydniowy wyjazd, ponieważ nie mogliśmy pozwolić sobie na dłuższy urlop. Ta wyprawa była już 49 wycieczką Bis-Polu do Zony jak zwykło się mówić o wysiedlonej w promieniu 30 km okolicy wokół elektrowni, więc zdążyli już nabrać doświadczenia organizacyjnego.

Jako że mieszkamy pod Warszawą, musieliśmy dojechać do Krakowa, z którego 12 listopada ruszał po południu nasz autobus. Początkowo mieliśmy udać się na krótkie zwiedzanie Kijowa, a kolejnego dnia – 14.11 – wjechać do Strefy. Biuro zajęło się organizacją wszystkich formalności. Z naszej strony wystarczyło tylko wysłanie skanu paszportu i wpłata należności na podstawie podpisanej umowy. I tyle. W cenę wliczony były przejazdy, wyżywienie, ubezpieczenie, przewodnik i wejściówka do zony. Na inne wydatki typu dodatkowy posiłek, jakieś piwo, pamiątki, zakupy na drogę czy wejściówka do muzeum czarnobylskiego w Kijowie organizator wyliczył, że potrzeba będzie mniej niż 100 zł na osobę. Przy niskim kursie hrywny można było poszaleć (1 hrywna = 0,19 zł).

Chwila w Krakowie

Jak się na koniec wyprawy okazało, te 100 zł było wyliczone z naprawdę dużą górką. Ogółem nie jestem zwolennikiem wyjazdów zorganizowanych, ale w tej sytuacji musiałam pójść na kompromis. Tak naprawdę wybór miałam niewielki – albo jedziemy z Bis-Polem, albo wcale. Mężowi nie za bardzo podobał się pomysł tej wyprawy, ale ja się uparłam :)

I tak 12.11 ruszyliśmy do stolicy Małopolski. Droga ciągnęła się niemiłosiernie, ponieważ co chwila jechaliśmy remontowanymi odcinkami. W jednym z korków spędziliśmy chyba z godzinę, dzięki czemu do Krakowa dotarliśmy po 6 godz. jazdy… Byłam już bardzo zmęczona, ale ruszyliśmy w miasto. Nie byłam tam od pięciu lat, ale pozostały do odjazdu czas pozwolił jedynie na niezbyt odkrywczą trasę spaceru od rynku, przez smoka, na Wawelu kończąc. Następnie udaliśmy się na dworzec autobusowy.

Czarnobyl 2015 dzień 1 (1)

Z dworca ruszyliśmy punktualnie. Okazało się, że nasza grupa będzie najmniej liczna ze wszystkich, jakie w tym roku odwiedziły z Bis-Polem strefę. Tylko 34 osoby. Miało to same plusy, ale o tym później. Czekała nas długa podróż do Kijowa przerywana na szczęście odpowiednią ilością przystanków, w trakcie których można było rozprostować zdrętwiałe kości. Gdy już prawie dojechaliśmy do Kijowa, w trakcie ostatniego postoju przed wjazdem do miasta mieliśmy zapewnione angielskie śniadanie. Będąc w Londynie nie udało mi się zjeść tego typowego brytyjskiego posiłku – żeby go spróbować musiałam pojechać aż na Ukrainę ;) Do Kijowa dotarliśmy w okolicach godz. 10-11:00 (przypominam, że ruszyliśmy o 17:00…). W trakcie przejazdu głównymi ulicami mogliśmy przyjrzeć się temu mającemu swój niewątpliwy urok miastu.

Będąc w Kijowie warto zwrócić uwagę na to, że wszędzie dookoła widać ukraińskie barwy narodowe. Flag zbyt wielu nie zauważyłam, ale za to w barwach narodowych były barierki przy ulicy, kwietniki a nawet płot odgradzający prawdopodobnie jakąś budowę. Skąd wzięły się w ogóle te kolory? Góra symbolizuje błękitne niebo nad złotymi łanami zbóż na żyznej ukraińskiej ziemi.

Czarnobyl 2015 dzień 1 (32)

Muzeum Wielkiej Wojny Ojczyźnianej

Od razu udaliśmy się na zwiedzenie Muzeum Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, które obecnie nazywa się Muzeum II Wojny Światowej. Muzeum to znajduje się w Parku Zwycięstwa. II WŚ zaczęła się dla ZSRR dopiero w 1941 r. Część ekspozycji muzeum stoi na wolnym powietrzu i nie pobierana jest tam żadna opłata za zwiedzanie. A tam, gdzie się płaci, są to śmieszne pieniądze. Za możliwość obejrzenia fragmentu ekspozycji z różnymi pojazdami używanymi w trakcie wojny, zapłaciliśmy 5 hrywien od osoby, czyli 95 groszy. Możliwość robienia zdjęć kosztowała 30 hrywien (5,70 zł), ale nikt tego nie opłacał. Zresztą nikt nie zwracał na to uwagi. Tuż przy schodach na początku Parku Zwycięstwa uwagę zwracają wozy opancerzone i wyrzutnia rakiet. Są to rosyjskie pojazdy, które ściągnięte zostały z Donbasu. Świadectwo, że Rosja w ogóle nie zaangażowała się w konflikt. Nic a nic. Tylko skąd ruski sprzęt na objętym wojną terenie Ukrainy?

Następnie przeszliśmy pod ogromny – wysoki na 108 m – pomnik Matki Ojczyzny. Jest to ogromna postać kobiety trzymającej w uniesionych rękach miecz i tarczę. Ma symbolizować niezłomność i waleczność narodu. Tyle że ta podniesiona tarcza dla mnie wyglądała jednak bardziej jak znak poddaństwa… Spod pomnika roztaczał się ładny widok na drugą stronę Kijowa i na Dniepr.

Następnie przeszliśmy do Ławry Kijowsko- Pieczerskiej – kompleksu monasterów mającego swój początek już w XIw. Nie jest to zwykła świątynia, a ogromny, położony na 27 ha kompleks ponad 80 budynków i niezliczonych pieczar i wąskich, podziemnych korytarzy. To taka ukraińska Częstochowa. Niestety nie mieliśmy tam zbyt dużo czasu wolnego. Po zakupie cieniutkich świeczek, które zapala się wewnątrz, od razu udaliśmy się do pieczar. Przejścia w środku były strasznie ciemne i wąskie. A jeszcze nie zaczęliśmy zwiedzania, już zostałam cofnięta do drzwi… Byłam w dżinsach, a kobietom w spodniach nie wolno odwiedzać tego miejsca…

Ławra Kijowsko-Pieczerska

Przy kasie, w której sprzedawano świeczki zgarnęłam więc jakąś szmatkę, którą musiałam obwiązać dookoła siebie i w takiej prowizorycznej spódnicy ruszyliśmy. Pamiętajcie – kobiety poza zasłoniętymi włosami (dobrze mieć jakąś chustę lub szal ze sobą), muszę również mieć długą spódnicę. Wewnątrz pieczar znajdowały się urny ze świętymi. W prawosławiu uważa się, że jeżeli ciało człowieka po śmierci naturalnie zmumifikuje się, to jest on świętym. Nie ma ciała, to nie ma i świętego. Ze względu na pośpiech, świątynia nie zrobiła na mnie jakiegoś specjalnego wrażenia. Może dlatego, że byłam już lekko poirytowana tym przepychaniem się z powrotem po tą „spódniczkę”, a może tym, że niewiele było tam widać. Koniecznie muszę tam kiedyś wrócić.

Aaa… i jeszcze jedno – w pieczarach nie wolno robić zdjęć.

Czarnobyl 2015 dzień 1 (21)

Po wizycie w Ławrze czekał nas wreszcie obiad. Dobrze, że tak został ułożony program, bo byłam już naprawdę bardzo, bardzo głodna. Obiad był trzydaniowy – świetna ukraińska kuchnia. Deser w postaci strucli jabłkowej już ledwo upchnęłam. Posileni i ogrzani mogliśmy ruszyć w dalszą drogę. Ostatnim punktem przed udaniem się do hostelu było Muzeum Czarnobyla.

Spodobał Ci się powyższy tekst? Polub go na Facebooku lub udostępnij, może komuś się przyda! A może szukasz inspiracji do zaplanowania swojego kilkudniowego wyjazdu? Zajrzyj koniecznie do pozostałych relacji z Ukrainy!

Cztery kroki do udanego urlopu: wyszukaj lot...
... zarezerwuj nocleg... Booking.com
... wypożycz samochód...
... zminimalizuj swoją odpowiedzialność w razie uszkodzenia auta i ciesz się wyjazdem!

Powiązane teksty

Komentarze do: “Ukraina: Czarnobyl Tour 2015”

  1. Jadwiga.Jot

    Aż mam ochotę tam jechać. W sumie Czarnobyl to jest bardzo ciekawy kierunek. Też właśnie patrzyłam na to biuro podróży. W ogóle mam wrażenie, że odkąd się zdecydowałaś na wyjazd to teraz co chwilkę widzę jakieś oferty do Czarnobyla :)

  2. Przeczytane i czekam na więcej :)

Skomentuj