Dzień 2, 11.07.2014, część 2/2
Niedaleko od portu Jaffy z morza wyłaniają się Skały Andromedy – według greckiej mitologii do skał tych na żądanie wyroczni przykuta została księżniczka Andromeda. Miała zostać w ten sposób złożona w ofierze morskiemu potworowi – śmierć księżniczki miała przebłagać zagniewanych na jej matkę bogów (Kasjopeja twierdziła, że jest piękniejsza od nereid). Uwolnił ją jednak Perseusz powracający z wyprawy po głowę Meduzy.
Będąc w porcie Jaffy, warto wyszukać na ścianie jednego z budynków napis „To old Jaffa”. Schody zaprowadzą nas do wąskich, urokliwych uliczek starej Jaffy.
Ostatni raz rzuciliśmy okiem na Tel Awiw i Jaffę i ruszyliśmy do Ejlatu.
Miałam pewne obawy, ponieważ wymagało to wjechania w strefę oznaczoną w ostrzeżeniu MSZ jako „Nie podróżuj”. Postanowiliśmy przejechać tę strefę najszybciej jak to możliwe. Zrobiliśmy jedynie dwuminutowy przystanek na jakiejś stacji benzynowej za Beer Szewą. Dłuższy przystanek zrobiliśmy dopiero po wyjechaniu z teoretycznie niebezpiecznej strefy 40km od Strefy Gazy (na szczęście zupełnie nic się nie działo w trakcie naszego przejazdu). Zatrzymaliśmy się nad kraterem Ramon (Makhtesh Ramon). Po drodze mijaliśmy jedynie pojedyncze zabudowania z wielbłądami w zagrodach. Nawet nie wiem, ile znaków ostrzegających przed wielbłądami minęliśmy. Poza tym była tylko pustynia. Nawet ruch na drodze był niewielki, a im dalej tym mniej samochodów nas mijało bądź wyprzedzało.
Czasem mijaliśmy zielone oazy:
Za jednym z zakrętów natknęliśmy się na zaparkowany na drodze czołg. Był to pierwszy czołg, jaki widzieliśmy w Izraelu. W cieniu pojazdu żołnierze rozstawili sobie jakieś leżanki i odpoczywali od upału. Muszę przyznać, że w Izraelu widok czołgu nie zrobił na mnie wrażenia. Prędzej potraktowałam to jako kolejną „atrakcję turystyczną”.
W samym mieście Mitzpe Ramon zaskoczyło mnie to, że na rondzie pasły się najzwyczajniej w świecie… samce narażonego na wyginięcie koziorożca nubijskiego. Żartuję, że większość ludzi do koszenia trawy używa kosiarek, a w Mitzpe Ramon używają do tego celu w zupełności ekologicznych koziorożców z wbudowaną funkcją nawożenia ;) Widok był niesamowity – kilka zwierząt leniwie skubało trawkę zupełnie nie przejmując się samochodami przejeżdżającymi tuż obok. Koziorożce są zwierzętami stadnymi, ale ich stada wyglądają dość nietypowo. W stadzie mogą być jedynie samce lub samice. Nie ma stad mieszanych. Jedynym wyjątkiem są młode, które niezależnie od płci zostają przy matkach do osiągnięcia dojrzałości. Koziorożce nubijskie można spotkać na skalistych pustyniach Afryki na wschód od Nilu w Egipcie, w północnej Etiopii i zachodniej Erytrei, ponadto występuje w Izraelu, zachodniej Jordanii. Jego rozproszone populacje znajdziemy również w zachodniej i środkowej Arabii Saudyjskiej, południowym Omanie i w Jemenie. Niestety gatunek ten wymarł w Libanie. Samiec koziorożca nubijskiego wyróżnia się okazałymi, wyginającymi się do tyłu i w dół rogami dochodzącymi do długości 1m (u samic to 30cm) i ciemnym paskiem biegnącym wzdłuż grzbietu.
Niedaleko od tego ronda zza zakrętu wyłonił się nam przepiękny widok – wspomniany już krater Makhtesh Ramon. Słysząc krater, standardowo myślimy o uderzeniu meteorytu lub innego ciała niebieskiego. Jednak ten krater, to po prostu formacja geologiczna powstała w wyniku erozji ziemi. Długość tej formacji wynosi ok. 40km, szerokość to 9km a jego głębokość sięga 300m. Znaczną część krateru obejmuje rezerwat przyrody Ramon. Odjeżdżając z punktu widokowego lepiej uważać, ponieważ na drodze mogą pojawić się koziorożce lub inne zwierzęta.
Po wyjechaniu z Mitzpe Ramon otaczała nas już tylko pustynia Negew. Nikomu nie życzę awarii samochodu w tym miejscu… Jednak jest tam pomimo całej surowości tak pięknie, że polecam każdemu zobaczenie tej pustyni.
Samotny billboard na środku pustyni? Czemu nie!
Do hotelu w Ejlacie dotarliśmy ok. 20:00. Właściciel hotelu był na tyle miły, że udostępnił nam basen na pół godz. pomimo jego zamknięcia. Wreszcie miałam okazję wypróbować zakupiony niedawno wodoodporny aparat fotograficzny ;) Tak więc dzień zakończył się przyjemną kąpielą w chłodnym basenie i izraelskim piwem :) (przy okazji dodam, że w Izraelu za tanio nie jest, ale ceny piwa to już w ogóle kosmos – za butelkę 330ml regionalnego piwa trzeba w Ejlacie zapłacić 17 szekli czyli ok. 15-16zł!).
Pomimo wydarzeń sprzed południa i stresu związanego z przejazdem przez niebezpieczną strefę, już wtedy mogłam odpowiedzieć, że warto było wybrać się na tę wyprawę.

Rocznik 86. Zarażona podróżniczym bakcylem od ponad 25 lat, raczej bez szans na wyleczenie. Lubiąca ciepełko miłośniczka Azji Południowo-Wschodniej oraz paradoksalnie… Islandii. W wolnej chwili zajmuje się swoimi pozostałymi pasjami jakimi są rośliny owadożerne oraz amatorsko fotografia.