Izrael: Czy aby na pewno był to dobry pomysł?

Dzień 2, 11.07.2014, część 1/2

Po dość krótkim odpoczynku, wstaliśmy rano i po zjedzeniu szybkiego, ale bardzo skromnego śniadania zawartego w cenie noclegu (pieczywo, masło orzechowe, krem czekoladowy, coś podobnego do dżemu truskawkowego, paskudna kawa i to by było na tyle), ruszyliśmy plażą na podbój Tel Awiwu. Mimo, że robiło się już bardzo gorąco, śniadanie skonsumowaliśmy na dachu w otoczeniu pięknych kwiatów.

IS_P7110197

IS_P7110239

Tel Awiw został założony w 1909r. na peryferiach starożytnego portu morskiego Jaffa. W 1950r., czyli w dwa lata po powstaniu państwa Izrael, oba miasta zostały połączone. Mimo że proklamowaną stolicą Izraela jest Jerozolima, to jednak ONZ nie uznaje tego faktu (część wschodnia Jerozolimy należy do Palestyny, ale Izrael ją okupuje). W związku z tym, większość ambasad znajduje się właśnie w Tel Awiwie. Tel Awiw jest drugim co do wielkości miastem w Izraelu. Położony jest na nadmorskiej równienie Szaron nad Morzem Środziemnym. Wiedzieliście, że Tel Awiw ma aż 14km plaż? Właśnie te plaże były najlepszymi plażami, jakie widzieliśmy w trakcie całego wyjazdu.

IS_DSC_0332

W związku z nalotami rakietowymi, władze zakazały kąpieli w Morzu Śródziemnym, ale na plaży publicznej mało kto się nim przejmował. Rano na plaży ogółem było dość pusto. Woda była już przyjemnie ciepła i bardzo czysta. Gdzieniegdzie wraz z falami podpływały małe rybki. Na brzegu można było znaleźć trochę muszli i kamyków, ale plaża ogółem była bardzo czysta i piaszczysta, zejście do wody łagodne. Warunki idealne, nic tylko korzystać z urlopu. Spacerowaliśmy brodząc w wodzie, gdy nagle w połowie drogi sielankę przerwały syreny alarmowe. Ten dźwięk przyprawił mnie o gęsią skórkę. Próbowaliśmy znaleźć jakąś kryjówkę, ale na plaży jest to odrobinę utrudnione. Początkowo skryliśmy się pod mostkiem, który biegł nad jednym z wyjść z plaży, ale w końcu zmieniliśmy tę kryjówkę na murek, który zasłaniał nas od strony Gazy. Obie kryjówki nie były zbyt bezpieczne, ale lepsze to niż nic. Po chwili rozległ się dźwięk wybuchu. Jak się okazało, prawie nad naszymi głowami Żelazna Kopuła (izraelski system antyrakietowy) strąciła kilka rakiet.Na niebie można było zobaczyć charakterystyczne obłoczki i tor lotu pozostawiony przez rakietę. Jeszcze nigdy tak mi się ręce nie trzęsły… Wiecie co w tym było najdziwniejsze? Tylko my i jeszcze jakaś kobieta próbowaliśmy się gdzieś schronić. Reszta plażowiczów spojrzała jedynie w niebo i dalej robiła swoje. Na tych ludziach ataki już naprawdę nie robią żadnego wrażenia. Muszą bardzo ufać systemowi obronnemu. Żelazna Kopuła została tak zaprogramowana, że dokładnie analizuje tor lotu rakiety – jeśli jest ryzyko, że rakieta uderzy w teren zamieszkały – przechwytuje ją. Jeśli natomiast rakieta spadnie np. na teren pustynny, nie podejmowana jest żadna akcja. Niestety zdarza się, że rakiety spadają na zamieszkałe budynki – w dalszym ciągu na terenie kraju rozlokowane jest za mało stanowisk Kopuły (obecnie jest ich 7, docelowo ma być bodajże 13).

Wieczorem przeczytałam w aktualnościach z Izraela, że Hamas był tego dnia bardzo aktywny. Przed południem zestrzelono 3 rakiety nad Tel Awiwem, pozostałości tych rakiet spadły podobno na synagogę. Trafiony został dom w Sdot Negev. Wieczorem wystrzelono 5 rakiet na Tel Awiw, z których 2 zostały zestrzelone. Pozostałe trzy spadły w niezamieszkałych miejscach nie powodując żadnych szkód. Wcześniej w nocy terroryści z Hamasu wystrzelili salwę rakiet w kierunku Hajfy. Rakieta wystrzelona w kierunku Beer Szewy trafiła w kompleks sportowy. Również nocą ostrzelano z moździerzy tereny przygraniczne na pustyni Negew. Rano, przed atakiem na Tel Awiw, wystrzelono 20 rakiet, z których jedna trafiła w stację benzynową w Aszdod. W ciągu tego dnia dnia Hamas wystrzelił łącznie 77 rakiet. Wspomnę jedynie, że ostrzał rakietowy Izraela przez Hamas nie jest niczym nowym, jednak do tej pory było to  ok. 300 rakiet rocznie…

Tak wyglądało zestrzelenie jednej z lecących na Tel Awiw rakiet:

A dla tych, co chcieliby usłyszeć mniej więcej to co my słyszeliśmy, wklejam link do serwisu youtube.com: https://www.youtube.com/watch?v=ugJqcfyl7fY W tle słychać syreny alarmowe…

Na szczęście alarm szybko ucichł i mogliśmy kontynuować zwiedzanie. Bałam się, ale tak naprawdę w tamtym momencie nie mogliśmy być w bezpieczniejszym miejscu niż bardzo dobrze chroniony Tel Awiw. Ruszyliśmy dalej plażą. Nie tylko ludzie korzystali z ochłody w wodzie :)

Przy zejściu z plaży można opłukać nogi ze słonej morskiej wody i piasku. Coś takiego przydałoby się na naszych polskich plażach :)

IS_P7110302Jeśli ktoś nie lubi chodzić, ale nie ma nic przeciwko jeździe na rowerze, może wypożyczyć rower na licznych stanowiskach automatycznych wypożyczalni miejskich. Niestety nie wiem, jak to działa, ponieważ wybraliśmy opcję pieszego zwiedzania.

IS_DSC_0039

W samym Tel Awiwie nie ma starych zabytków, ale na pewno warto pospacerować wzdłuż nabrzeża i przyjrzeć się ogromnym hotelom górującym nad nadmorskim bulwarem.

Meczet Hassan Bek wybudowany w 1916r.:

IS_DSC_0166W trakcie spaceru warto zboczyć nieco z drogi i odbić trochę dalej od plaży, by znaleźć się na suku (targu) Carmel. Na targu tym znaleźć można chyba wszystko – począwszy od pamiątek, kończąc na ubraniach i jedzeniu. Na straganach można wypatrzeć ciekawe owoce – marakuję, liczi, pitayę, owoce opuncji i świeże figi. Kupić można również przetwarzane na różne sposoby oliwki. Warto spróbować pity z za’atarem – płaskiego chlebka polanego oliwą i posypanego przyprawą, w której skład wchodzi tymianek, sezam oraz cytrynowy sumak. Początkowo dość sceptycznie podeszliśmy do za’ataru, ale z ciekawości zapytaliśmy sprzedawcę co to jest. Do naszej rozmowy włączyła się jakaś przechodząca kobieta i zaczęła zachwalać, że musimy tego spróbować i że na pewno nam posmakuje. Podziękowaliśmy i kupiliśmy jeden chlebek na spróbowanie. Na przeciwko stoiska z za’atarem znajdowało się stoisko z przyprawami. Po spróbowaniu tej pity, skusiliśmy się na zakup przyprawy :) Później dokupiliśmy jeszcze chlebka na drogę.

IS_DSC_0117

Można spróbować przepysznych koktajli robionych na miejscu – wybiera się kubeczek z owocami, na które mamy ochotę (wybrałam sobie banana, melona i marakuję, mąż skusił się na banana, melona i daktyle), sprzedawca dodaje do owoców kostki lodu i miksuje wszystko razem. Pycha! Cena takiej przyjemności to ok.15 szekli, ale taki gęsty koktajl – przynajmniej dla mnie – może zastąpić posiłek.

Jako że zaczął nam doskwierać upał, zdecydowaliśmy się zawrócić do Jaffy, by zwiedzić tamtejszy port.

CIĄG DALSZY NASTĄPI :)

Cztery kroki do udanego urlopu: wyszukaj lot...
... zarezerwuj nocleg... Booking.com
... wypożycz samochód...
... zminimalizuj swoją odpowiedzialność w razie uszkodzenia auta i ciesz się wyjazdem!

Powiązane teksty

Skomentuj