Izrael: Jerozolima – dzielnica żydowska

Dzień 5, 14.07.2014, część 3/3

Właściwą nazwą Ściany Płaczu jest Mur Zachodni. Kamienna Ściana Płaczu to w rzeczywistości fragment muru oporowego chroniącego niegdyś Drugą Świątynię przed osunięciem się do doliny. Mur jest wysoki na 15 m, powstał ok. 20 r.p.n.e. Być może zachowały się w nim fragmenty z VI w.p.n.e., lub może nawet relikty Pierwszej Świątyni, którą Salomon wzniósł w latach 966-959 p.n.e. Obecnie na miejscu Pierwszej Świątyni stoją meczet Al-Aksa oraz Kopuła na Skale. Żeby podejść do Ściany, należy poddać się kontroli bezpieczeństwa w specjalnie przeznaczonych do tego punktach. Kontrola wygląda mniej więcej tak jak na lotniskach – przechodzi się przez bramkę, a bagaż jest sprawdzany przez osoby pilnujące porządku.

Żydzi przychodzący się modlić stają przodem do ściany i często dotykają jej czołem lub dłonią. Ponadto wtykają w jej szczeliny karteczki z prośbami do Boga. Obserwując modlących się ludzi, można zauważyć ortodoksyjnych Żydów ubranych w czarne stroje, czarne płaszcze i charakterystyczne kapelusze. Zastanawiałam się, czy nie jest im gorąco przy panujących tam temperaturach.
Co ciekawe, kobiety i mężczyźni nie mogą do muru podejść razem. Prawa strona przeznaczona jest dla kobiet, lewa zaś dla mężczyzn. Na nieswoją stronę mogą przechodzić jedynie dzieci. Wielokrotnie osoby kończące modlitwę nie odwracają się plecami do Ściany, a odchodzą idąc do tyłu.

IS_DSC_0498

Chętni mogą zajrzeć również pod Ścianę Płaczu – pod Wzgórzem Świątynnym prowadzi tunel, po którym oprowadza przewodnik. Niestety jedyny wolny termin na taki spacer nam nie odpowiadał, musielibyśmy czekać prawie godzinę. Zostawiliśmy sobie tę przyjemność na następny raz.

Chcieliśmy dostać się na Wzgórze Świątynne, ale przy kontroli bezpieczeństwa poinformowano nas, że dzisiaj jest to niemożliwe i jak chcemy, to możemy przyjść następnego dnia. Według przewodnika, wejście na Wzgórze Świątynne możliwe było w dwóch przedziałach czasowych w ciągu dnia. Niestety na miejscu okazało się po raz kolejny, że zakupiony przez nas przewodnik ma sporo braków i podaje czasem nieprawdziwe informacje (np. wg przewodnika mężczyźni mogą przejść na stronę kobiet pod Ścianą Placzu, w praktyce jest to jednak niemożliwe).

Jako że zaczynaliśmy powoli czuć głód, wróciliśmy do dzielnicy muzułmańskiej na posiłek. Ja standardowo wybrałam sobie falafel, a mąż skusił się tym razem na shawarmę. Dla odmiany w moim falafelu znalazł się jakiś odrobinę pikantny sos, wyglądał mi na sos pomidorowy. Oczywiście po raz kolejny oba dania były zimne.

Posileni wróciliśmy do zwiedzania. Przechadzając się bez celu po dzielnicy muzułmańskiej, ponownie trafiliśmy do dzielnicy żydowskiej.

Granica między dzielnicą muzułmańską a dzielnicą żydowską jest bardzo widoczna. Z jednej strony mamy typowo arabski klimat suku, a z drugiej strony niesamowicie uporządkowane uliczki z uporządkowanymi sklepikami.

W jednym z żydowskich sklepików postanowiliśmy dokończyć zakupy drobnych pamiątek. Przy okazji zauważyłam za sprzedawcą zdjęcia młodych dziewczyn przyczepione do półki. Nie byłabym sobą, gdybym nie porozmawiała chwilę ze sklepikarzem. Zapytałam go o te zdjęcia i muszę przyznać, że widać było, że pytanie sprawiło mu radość. Jego opowieść o widocznych na zdjęciach córkach była przepełniona dumą. Nigdy jeszcze nie słyszałam, żeby ktoś w taki sposób mówił o swoich dzieciach. Aż mu oczy błyszczały. Okazało się, że wszystkie trzy przeszły już przez swoją obowiązkową służbę wojskową – na zdjęciach każda ubrana była w wojskowy mundur. W ciągu kilku minut poznaliśmy całą historię ich życia ;) Widać było, że ten mężczyzna dumny jest z dzieci ale i ze swojego kraju. Po tej krótkiej rozmowie zrozumiałam, że Izraelczycy gotowi są na naprawdę duże poświęcenie dla swojego kraju. I że wbrew temu co sądzi o nich świat, są normalnymi ludźmi mającymi swoje marzenia i problemy. I nie każdy z nich jest ortodoksyjnym Żydem z zapuszczonymi pejsami.

Jeśli chodzi o samą dzielnicę żydowską, to tak jak w dzielnicy muzułmańskiej nie spotka się Żyda, tak tam trudno spotkać muzułmanina.

IS_DSC_0627

Pożegnaliśmy się ze sprzedawcą i ruszyliśmy dalej w poszukiwaniu synagog i placu Hurva. W związku z tym, że odrobinę straciliśmy orientację w terenie, zapytałam kolejnych spotkanych żołnierzy o drogę. Okazało się, że nie miałam o co pytać, bo p0oszukiwany przez nas plac był dosłownie za rogiem.

Przed rokiem 1720 znajdowała się w tym miejscu inna bożnica, ale została zniszczona. Pozostały po niej jedynie ruiny czyli właśnie hurva. Kolejna synagoga zbudowana w tym miejscu została wysadzona przez Jordańczyków. Trzecią synagogę zbudowaną na ruinach poprzednich, nazwano Hurva i stąd plac ma tę samą nazwę. Pod synagogą spotkaliśmy odświętnie ubrane żydowskie małżeństwo.

IS_DSC_0609

Z dzielnicy żydowskiej wyszliśmy ze starego miasta Bramą Syjońską. Chcieliśmy zajrzeć na Syjon.  Po raz kolejny zostaliśmy zaczepieni przez człowieka oferującego sswe usługi w roli przewodnika i po raz kolejny odmówiliśmy. Nie narzucał się, a jeszcze dodatkowo doradził, żeby przejść kawałek dalej, bo jest tam Wieczernik. Zmęczenie i upał zaczęły nam już doskwierać, poza tym robiło się już późno, dlatego nie mieliśmy za dużo czasu na zwiedzanie tej części Jerozolimy. Udaliśmy się jedynie do Grobu Dawida, którym opiekują się ortodoksyjni Żydzi. Grób Dawida jest częścią starej synagogi pochodzącej prawdopodobnie z IVw. Tak naprawdę nie wiadomo, kto spoczywa w grobowcu. W związku z tym, że jest to bardzo ważne miejsce modlitw Żydów, wspólne wejście kobiet i mężczyzn nie jest możliwe. Mężczyźni mogą modlić się w głównym pomieszczeniu, ale obowiązkowo muszą założyć jarmułkę. Jeśli ktoś nie posiada swojej, może wybrać sobie którąś z ogólnodostępnych jarmułek umieszczonych w pojemniku przed wejściem. Kobiety mogą wejść do niewielkiej wydzielonej części tuż obok. Obowiązuje oczywiście strój zakrywający ramiona i nogi.

W części męskiej było mnóstwo modlących się i zawodzących ekstatatycznie Żydów. W części damskiej spotkałam tylko jedną kobietę skupioną na modlitwie. Nie wiem, jak udawało jej się aż tak skoncentrować, ponieważ dobiegający zza parawanu hałas z części męskiej skutecznie by mnie zniechęcił do jakiejkolwiek modlitwy.

IS_DSC_0659

Do Wieczernika w końcu nie zajrzeliśmy.

Niedaleko Grobu Dawida można znaleźć punk widokowy, z którego widać cały cmentarz żydowski. Można również zauważyć wysoki mur postawiony na granicy Izraela z Palestyną.

IS_P7140341

IS_DSC_0640

Z Grobu Dawida przeszliśmy wzdłuż miejskich murów. Jerozolimskie mury obronne zostały wzniesione przez tureckiego sułtana Sulejmana Wspaniałego w okresie 1535 – 1542. Na wniosek Jordanii wpisane zostały na listę zabytków UNESCO. Łączna długość murów wynosi 4,5km., ich wysokość waha się od 5 do 15m. U podstawy są szerokie średnio na 3m. Po drodze widzieliśmy znajdującą się w obwodzie murów cytadelę. Na stare miasto wróciliśmy Bramą Jafy – najbardziej znaną z miejskich bram. Przy Bramie Jafy znajduje się jedno z wejść na mury. Spacerować po murach miejskich można było w tym dniu do godz. 17:00, my trafiliśmy tam za późno. Kolejna atrakcja musi poczekać do następnego razu (podobnie jak spacer po dachach starego miasta).

Z powrotem do samochodu ruszyliśmy prosto przed siebie w kierunku Bramy Lwów (zboczyliśmy jeszcze tylko do najładniejszej ze wszystkich bram – Bramy Damasceńskiej). Ostatni raz przeszliśmy dzielnicą muzułmańską i po opuszczeniu terenu starego miasta, zaczęliśmy trudną wspinaczkę na Górę Oliwną. Przy mojej słabej kondycji i wysokiej temperaturze, naprawdę ciężko było mi wspiąć się na górę…

IS_DSC_0746

W trakcie wspinaczki zrobiliśmy krótką przerwę tuż obok żydowskiego cmentarza.

IS_DSC_0784

Tuż przed końcem drogi zaczepiły nas dwie turystki poszukujące drogi na stare miasto. Gdy w końcu udało mi się złapać oddech, wskazaliśmy im drogę, którą dopiero co sami pokonaliśmy. Żartowały, że czeka je później to samo co my właśnie przeszliśmy.

Jerozolima pozostawiła po sobie ogromne uczucie niedosytu. Ciut dokładniej zwiedziliśmy jedynie dzielnicę chrześcijańską i muzułmańską, przeszliśmy się dzielnicą żydowską, zaczepiliśmy odrobinę o dzielnicę ormiańską. Naprawdę żałuję, że wyjazdu nie zaplanowaliśmy na co najmniej 7 dni i że nie przeznaczyliśmy na Jerozolimę co najmniej 2 z tych 7 dni. Niestety trzeba było pożegnać się z tym niezwykłym miastem i ruszyć na nocleg do Nazaretu.

Tak naprawdę dopiero w Nazarecie mogliśmy przetestować umiejętności kierowania samochodem mojego męża. No ale może zacznę od początku. Do Nazaretu dojechaliśmy standardowo późno. Gdy już miałam wyszukać dokładny numer ulicy (tak, numer – na starym mieście w Nazarecie ulice nie mają nazw, tylko numery), okazało się że mamy wydrukowane potwierdzenie z innego obiektu, w którym rezerwację odwołaliśmy w trakcie wyjazdu. Na szczęście udało się nam na jakiejś uliczce złapać od kogoś WiFi. Szybkie wejście na stronę rezerwacji i mamy adres i numer telefonu :) W trakcie rozmowy telefonicznej, właściciel poprosił mnie, żebym znalazła kogoś, kto mówi po arabsku i wtedy na pewno trafimy do hotelu. Nic z tego nie rozumiałam – po co nam ktoś, kto mówi po arabsku? Przecież sami trafimy. I trafiliśmy. Tylko najpierw z godzinę kręciliśmy się po niesamowicie wąskich uliczkach starego miasta, żeby tylko znaleźć jakieś miejsce parkingowe. Łatwo nie było, szczególnie że niektóre ulice były dwukierunkowe, ale cudem mieścił się w nich jeden samochód! Czasem zdarzało się, że przejazd przez jakąś uliczkę był całkowicie uniemożliwiony, bo któryś z mieszkańców postanowił zaparkować swoje auto. Gdy w końcu znaleźliśmy miejsce do zaparkowania pod jakimś bodajże greckim kościołem, ruszyliśmy pieszo na poszukiwanie naszego miejsca noclegowego. Droga była dobrze oznaczona. Na miejscu jednak nikogo nie zastaliśmy, tak więc znów musiałam dzwonić do właściciela. Dopytywał gdzie jesteśmy i żebym dała mu do tel. kogoś arabskojęzycznego. Bardzo się zdziwił, gdy powiedziałam, że jesteśmy na miejscu ;) Chwilę później pojawił się jego syn i w końcu mogliśmy odpocząć po kolejnym intensywnym dniu.

Cztery kroki do udanego urlopu: wyszukaj lot...
... zarezerwuj nocleg... Booking.com
... wypożycz samochód...
... zminimalizuj swoją odpowiedzialność w razie uszkodzenia auta i ciesz się wyjazdem!

Powiązane teksty

Skomentuj