Tajlandia: Już prawie… Dubaj z lotu ptaka


Na lotnisku pojawiało się coraz więcej i więcej Katarczyków w swoich charakterystycznych strojach oraz ubranych na czarno kobiet. Większość miała odsłonięte oczy, ale zdarzały się i takie z całkowicie zasłoniętą twarzą. Jak w nocy spotykaliśmy samych Europejczyków, tak z rana rozpłynęli się oni w tłumie ubranych na biało mieszkańców Dohy i okolic. Czekał nas kolejny lot. Tym razem 6 godz. przez 4 strefy czasowe z Dohy do Bangkoku – dzień miał się nam znacząco skrócić. Ale zobaczyliśmy Dubaj z lotu ptaka!

Dzień 2, 13.11.2016 cz. 1/2

Gdy już w końcu rozbudziliśmy się wystarczająco, żeby pójść pod bramkę na kolejny lot, okazało się, że lot ten nie wyświetla się na żadnej tablicy informacyjnej. Postanowiliśmy sprawdzić to w jednym z punktów obsługi Qataru. Pracownik linii jak tylko usłyszał o Bangkoku z 8:40 od razu oświadczył nam, że samolot jest opóźniony 4 godziny i wpuszczanie na pokład rozpocznie się o 11:40. Dopytałam, czy jest to aby na pewno potwierdzona informacja. Tak, potwierdzona. Samolotu wolnego póki co nie mają, więc trzeba czekać. Dodatkowo otrzymaliśmy informację, że w jednej z lotniskowych restauracji możemy zjeść gratisowe śniadanie – zanim jednak udaliśmy się coś zjeść, zajrzeliśmy do punktu z wycieczkami. Był już oblężony, ponieważ pojawił się tam jakiś pracownik lotniska, ale zaraz dowiedzieliśmy się, że o tak wczesnej porze nijak nie załapiemy się na zwiedzanie.

Już mieliśmy iść na śniadanie, jednak coś mnie tknęło i zajrzałam na stronę przewoźnika. A tam jak wół było napisane, że samolot z 8:40 przeniesiony zostaje na 9:15 i zmieniona jest bramka. Jak mogła być zmieniona, jak w ogóle nie była podana! Ruszyliśmy szybkim krokiem do drugiej części lotniska klnąc pod nosem na ten niezbyt udany początek podróży. Zdążyliśmy. A nawet czekaliśmy dodatkowo. Nikt nie potrafił dokładnie określić, o której polecimy. W końcu dowiedzieliśmy się, że czekamy na posprzątanie samolotu po poprzednim locie i to już długo nie potrwa. No cóż…. chwilę jednak trwało. Taką chwilę, że zadek zaczął mnie boleć od siedzenia na podłodze, bo miejsc siedzących na krzesełkach zbrakło.

W końcu jednak zostaliśmy wpuszczeni do autobusów i po dłuższej chwili byliśmy już w samolocie. Tam z kolei musieliśmy czekać na dwóch zaginionych pasażerów. Uff… w końcu był komplet. Czekanie wynagrodziły mi jednak widoki z okna tuż po starcie. Tak wygląda Doha z powietrza:

Dubaj z lotu ptaka

Doha z góry nie była jedynym wynagrodzeniem niedogodności. Lecieliśmy już jakiś czas i miałam zaraz układać się do drzemki. Wyglądam przez okno, patrzę i oczom nie wierzę – na dole pięknie widać było Dubaj i słynne wyspy palmowe oraz The World! Widoczny był również słynny najbardziej luksusowy hotel-żagiel Burj Al Arab Jumeirah oraz najwyższy budynek Emiratów – Burj Khalifa. Szkoda, że kolejny wypasiony hotel o pięciu gwiazdkach – Atlantis The Palm – nie był za dobrze widoczny. Kiedyś tam przenocujemy ;)

Tym razem na załogę narzekać nie można było – ekipa spisała się świetnie. Posiłek wydany został szybko i sprawnie, nie trzeba było dopraszać się o napoje. Nie zdarzył się również żaden pijany pasażer. Poza głównym posiłkiem w skład którego wchodziło jakieś mięsiwo ze smażonym makaronem z warzywami oraz jakieś inne mięcho ze smażonym ryżem (w tym drugim również miały być warzywa, ale za bardzo się ich nie dopatrzyliśmy, podobnie jak i mięsa…) otrzymaliśmy również przekąskę na ciepło w postaci pasztecika z kurczakiem oraz muffinki. Jedzenie smakowało jakoś mniej tekturowo niż w trakcie poprzedniego lotu.

Niestety dolecieliśmy z prawie półtoragodzinnym opóźnieniem – było już grubo po 20:00. Z lotniska wyszliśmy tak naprawdę koło 22:00, ponieważ długo czekaliśmy na nasz bagaż. Procedura wizowa poszła sprawnie. W samolocie wypełniliśmy otrzymane druki wizowe, następnie ustawiliśmy się z nimi w kolejce do okienek, przybito nam pieczątki, zrobiono zdjęcie  i już legalnie mogliśmy przebywać na terenie Tajlandii przez 30 dni. Nikt nas nie pytał o ilość środków pieniężnych czy bilet powrotny, należało jednak podać adres hotelu, w którym się zatrzymamy. W paszportach pozostawiono nam luźną kartkę, którą wypełnia się i oddaje przy wyjeździe z Tajlandii. Trzeba uważać, żeby jej nie zgubić – ja o mały włos bym ją straciła na dworcu kolejowym…

Tajlandia 2016 dzień 2 (10)

Naczekaliśmy się na plecak, ale najważniejsze, że przyleciał razem z nami. Wreszcie mogliśmy udać się do wyjścia. W hali przylotów zatrzymaliśmy się na chwilę przed jednym z licznych stoisk, w których zakupić można kartę SIM. Różne firmy oferują różne opcje w różnych cenach. Nam z różnych względów najbardziej kalkulowała się opcja 4,5 GB na 30 dni za 549 bahtów (ok. 64 zł). W cenie tej zawarta była równowartość 85 bahtów na dzwonienie. Oczywiście można taniej, ale to już zależy od indywidualnych potrzeb – na pewno warto porównać sobie ofertę z różnych punktów, które są dosłownie obok siebie. Wszędzie były kolejki, ale na ladach wyłożone są cenniki. Gdy już zdecydujecie się na konkretną ofertę, pracownik zainstaluje kartę w Waszym telefonie. Do zakupu należy okazać paszport.

Transport w Bangkoku – jak najtaniej dojechać z lotniska do centrum?

Udaliśmy się w końcu na pociąg Express Line, który miał nas szybko zawieźć do centrum Bangkoku. Niestety wszystkie zejścia na perony zostały poodgradzane taśmami. Nikt nie potrafił udzielić nam informacji, dlaczego. Pozostały nam 4 opcje – przejazd taksówką, limuzyną (najdroższa opcja), autobus lub pociąg city line. Zdecydowaliśmy się na to ostatnie rozwiązanie tak naprawdę nie do końca zdając sobie sprawę z kosztów. Metodą eliminacji odrzuciliśmy jednak opcje z góry droższe. Koszty przejazdu pociągiem city line były śmiesznie niskie. Tak jak za autobus czy pociąg Express Line trzeba zapłacić bodajże 150 bahtów (ok. 17,5 zł), tak za city line płaci się 35 bahtów (ok. 4 zł). Żeby przedostać się na peron, w automacie należy kupić żeton, który służy przejściu przez bramki. Trzeba go zachować aż do końca podróży, ponieważ żeton ten służy także w trakcie przejścia przez bramki wyjściowe z dworca.

Szkopuł w tym, że pociągiem city line nie dojedzie się do samego centrum. Dojeżdża się nim do stacji Makkasan, na której należy się przesiąść w darmowego shuttle busa. Załadowaliśmy się do kolejki z myślą, że podróż spędzimy na stojąco. Zaraz jednak zawołała nas jakaś Tajka pokazując, że zmieścimy się obok niej. Po chwili zaczęła z nami rozmowę. Czy dopiero przylecieliśmy, czy długo zostajemy, co chcielibyśmy zobaczyć, co warto zjeść, że szkoda, że na tak krótko, że musimy koniecznie wrócić, ale jak to że śnieg w Polsce itp. itd. Bardzo się przejęła naszym transferem do centrum, zaangażowała aż całą swoją rodzinę, która wraz z nią podróżowała w pomoc nam. A na koniec życzyła miłego wieczoru. Niesamowite.

Kultura pełną gębą. Znaczy może nie do końca… gdy czekaliśmy na pociąg usłyszeliśmy, jak ktoś tuż obok puścił głośnego, długiego bąka i… nic. Poza nami nikt nie zwrócił na to uwagi.

Po wyjściu z pociągu udaliśmy się na niższe piętro dworca, ponieważ tam miał startować nasz shuttle bus. I faktycznie, po dopytaniu o niego w mijanej budce z biletami na pociąg, zaraz wypatrzyliśmy przy ulicy stary, zdezelowany autobus. To był nasz kolejny środek transportu.

Przypadkowo okazało się, że wybraliśmy środek transportu, jakim podróżują Tajowie. W pociągu poza nami była tylko jeszcze jedna „biała” parka, natomiast w autobusie byliśmy sami  – tylko my, kierowca i jeszcze jedna kobieta z obsługi. Standardowo w autobusach jeździ dwóch pracowników – jeden kieruje, drugi zbiera pieniądze za przejazd. Już któryś z kolei raz zdarzyło się nam, że mieliśmy cały środek transportu tylko dla siebie. Po dopytaniu o trasę i  cenę (bus naprawdę był darmowy) ruszyliśmy lewą stroną drogi przed siebie. Jako że w Tajlandii obowiązuje lewostronny ruch, chwilę zajęło nam przyzwyczajenie się do „jazdy pod prąd”.

Cztery kroki do udanego urlopu: wyszukaj lot...
... zarezerwuj nocleg... Booking.com
... wypożycz samochód...
... zminimalizuj swoją odpowiedzialność w razie uszkodzenia auta i ciesz się wyjazdem!

Powiązane teksty

Komentarze do: “Tajlandia: Już prawie… Dubaj z lotu ptaka”

  1. Zazdroszę przygody!! I życzę mocy wrażeń :D

    1. Podróżowisko.pl

      Oj wrażeń było całe mnóstwo :D

Skomentuj