Wietnam: Muzeum Etnograficzne w Hanoi

Do Wietnamu zbliża się tajfun, wybrzeże jest ewakuowane. Mamy nadzieję, że mimo wszystko nie zginą ludzie i nie będzie zbyt dużych zniszczeń… Jednak na pewno wpłynie to na naszą dalszą trasę. Niestety wrzesień to sezon na tajfuny, więc trzeba brać to pod uwagę przy planowaniu wyjazdu. W nocy ruszamy do Sapy – prawdopodobnie te okolice tajfun ominie, ale co później? Musimy obserwować prognozy. Pogoda ma dać w kość, ale decydujemy się na pobieżne – jak na pierwszy dzień – zwiedzanie stolicy. Koniecznie musimy zobaczyć Muzeum Etnograficzne w Hanoi!

15.09.2017, dzień 3, część 1/2

Jestem typem, który na rodzaj łóżka raczej nie narzeka. Jak trzeba, prześpię się praktycznie w każdych warunkach, ale tak twardego wyrka to jeszcze nigdy i nigdzie nie mieliśmy. Kładąc się czułam, jakbym miała pod grzbietem deski. Mam nadzieję, że nie jest to standard, bo o ile pierwszą noc po takim wymęczeniu podróżą dało radę przetrwać, o tyle z kolejnymi może być problem. Niestety później okaże się, że w większości obiektów, w których nocujemy, właśnie takie wygody nas czekają. Ale to jedyne na co można narzekać!

Po śniadaniu (tosty, omlet, odrobina dżemu i masła – skromnie, ale zawsze coś) chcemy wybrać się do położonego kawałek od centrum Muzeum Etnograficznego. Na piechotę daleko, skuterem – tutaj to szaleństwo, jednoosobowe riksze i mototaxi nie wchodzą w grę, bo jest nas czwórka – połączyliśmy siły z poznanymi w autobusie Natalią i Piotrkiem. Co pozostało?

Uber w Wietnamie – to już historia

Taksówka? Odradzano nam. Pada na Ubera. W Polsce jeszcze jakoś nigdy nie miałam okazji korzystać z tych usług przewozowych, pierwszy raz najwidoczniej musiał nastąpić w Wietnamie. I dzięki temu wreszcie wiemy, na ile PLN przeliczać tutejsze dongi. Za dobre kilka kilometrów trasy płacimy 63 000 VND czyli… nieco ponad 10 zł. Bez stresu dowiezieni zostajemy pod samą bramę wejściową. Jednak nie obywa się bez małego zgrzytu na samym początku, od razu po zamówieniu transportu. Samochód pierwszego kierowcy, który miał po nas przyjechać, lokalizujemy bardzo szybko. Stoi tuż przed nami, ale nie wygląda, jakby ktoś nim w ciągu ostatniej doby (lub nawet kilku ostatnich dni) jechał. Z zewnątrz, za wycieraczkę wstawiony jest kubek z niedopitą kawą, na masce leżą opadnięte liście… Ciekawe. Po chwili otrzymujemy informację, że jedzie po nas inne auto.

Niestety obecnie już nie skorzystasz z usług Ubera w Wietnamie, ponieważ  wycofał się z tego kraju. Pozostaje jeszcze Grab, ale z usług tej firmy ani razu nie korzystaliśmy.

Muzeum Etnograficzne w Hanoi

Po około 30 min. (?!) przeprawy przez zakorkowane skuterami centrum docieramy na miejsce. Lubię wszelkiego rodzaju skanseny, ale ten to już w ogóle mistrzostwo. Otwarte w 1997 roku muzeum składa się jakby z trzech części – jeden budynek to wystawa stała, drugi – wystawa czasowa. A w ogrodzie czekają na odwiedzających najprawdziwsze domy i zabudowania niektórych grup etnicznych zamieszkujących Wietnam. Bilet dla osoby dorosłej kosztuje 40 000 VND – to jakieś 6,5 zł za osobę.

Najpierw kierujemy się do budynku z interaktywnymi prezentacjami tradycji, zwyczajów i codziennego życia grup etnicznych w Wietnamie. Wiesz ile jest w tym kraju takich grup? 54! W ciągu krótkiego pobytu w tym państwie trudno byłoby zapoznać się z każdą taką mniejszością, dlatego tym bardziej warto odwiedzić to muzeum. Dwa piętra budynku zaprojektowanego przez wietnamskiego architekta Ha Duc Linha na wzór kształtu bębna Dong Son zajmują eksponaty, filmy, tablice z informacjami.

Zebrano tu tysiące przedmiotów dokumentujących zwyczaje, wierzenia i życie codzienne wszystkich grup etnicznych. Sztuka plemienna i przedmioty codziennego użytku zwracają uwagę na każdym kroku. Najbardziej w pamięć zapada mi jednak jeden eksponat. To rower rybaka z Delty Mekongu. Nie byłoby w nim nic nadzwyczajnego gdyby nie to, że ów rybak przymocowywał do swojego jednośladu ponad 200 pułapek i koszy na ryby! Efekt jego pomysłowości i zaradności zobaczyć możesz na zdjęciu powyżej.

W budynku są też miniatury zabudowań, ale te można spokojnie zobaczyć na szybko, bo oto całe autentyczne domy czekają na odwiedzających w ogrodzie! Pośród drzew i źródeł wody wkomponowano między innymi domy mieszkalne grup Dao i H’mongów, domy na palach należące do plemion Tay i Viet, a także grobowiec Giarai Tomb z otaczającymi go frywolnymi rzeźbami przedstawiającymi cykl życia.

Do wszystkich budynków można zajrzeć. Trochę niepewnie czuję się chodząc po cienkiej, zrobionej z pociętych wzdłuż łodyg bambusa podłodze, ale chyba się to pode mną nie zarwie?  Nawet nie podejrzewałam, że bambusowa podłoga może być tak wytrzymała. Przecież to trawa!

Bambusowe maty, przedmioty codziennego użytku, niewielkie meble dostosowane wielkością do wnętrz i mieszkańców siedzących tradycyjnie na podłodze, instrumenty muzyczne… Dużo tu tego! Największe wrażenie robi jednak strzelisty dom spotkań Bahnar. Jego wysoki i spadzisty dach sięga wysoko w górę. Wspiąć tu trzeba się po wąskiej i stromej drabinie wyciosanej w balach drewna. Stoi na 3-metrowych palach! Ciekawi procesu powstawania tej budowli mogą zobaczyć poszczególne etapy wznoszenia chaty na zdjęciach.

Niektóre budynki są też gliniane, robią jednak nieco mniejsze wrażenie. Może dlatego, że jakoś tak bardziej kojarzą się z naszymi stronami, przez co może są bardziej nam znane? Można w Internecie napotkać na określenia, że to najpiękniejsze, największe, najnowsze, najbardziej interesujące wietnamskie muzeum i chyba nie będzie w tym ani krzty przesady.

Na terenie muzeum jest jeszcze jeden interesujący zakątek – to niewielki zbiornik wodny będący sceną tradycyjnego wietnamskiego teatru lalkowego. Bilety na przedstawienie z udziałem drewnianych lalek są dodatkowo płatne i kosztują bodajże 90 000 VND (14 zł) od osoby dorosłej i 70 000 VND (11 zł) za dziecko. Spektakle odbywają się codziennie w godzinach: 10:00, 11:15, 14:00, 15:15, 16:15, 17:15, 19:15 i 20:15.

Muzeum Etnograficzne w Hanoi – informacje praktyczne:

  • Czynne od wtorku do niedzieli od 8.30 do 17.30 z wyjątkiem Nowego Roku
  • Bilet wstępu kosztuje 40 000 VND za osobę dorosłą.
  • Zniżki przysługują: wietnamskim studentom (potrzebna legitymacja, cena bilety 15 000 VND), uczniom (w wieku 6-18 lat, 10 000 VND), osobom starszym i niepełnosprawnym (50% ceny biletu), osobom przynależącym do mniejszości etnicznych (50% ceny biletu)
  • darmowe wejście przysługuje: dzieciom poniżej 6 roku życia, dziennikarzom, dobroczyńcom, przyjaciołom muzeum, osobom z ciężkimi niepełnosprawnościami.
  • Możliwe jest zwiedzanie z przewodnikiem: po angielsku 100 000 VND,
  • Opłata za robienie zdjęć: 50 000 VND
  • Adres: Nguyen Van Huyen Road, Cau Giay District, Hanoi
  • Na miejscu dostępny jest parking dla skuterów i rowerów, brak parkingu dla samochodów
  • Adres strony internetowej: http://www.vme.org.vn/home/

Ciekawostki kulinarne

Po wizycie w muzeum zatrzymujemy się w lokalnym barze nieopodal. Jest duszo, parno, do tego w żołądkach burczy, więc przerwa będzie jak znalazł. Otrzymujemy menu – wszystko jest po wietnamsku… Jak na razie wiem tylko, że ga to kurczak, więc tu raczej niespodzianek nie będzie. Ale pozostałe pozycje? Hmmm… Same pyszności, trudno zdecydować się na coś konkretnego!

Najpierw próbujemy tłumaczyć nazwy za pomocą googlowego tłumacza, później – jako że nic to nie daje – wpisujemy poszczególne dania w grafikę Google i tak sprawdzamy, co to może być. W końcu metodą na chybił trafił każdy zamawia coś innego, w efekcie czego na stoliku lądują michy pełne różnorakiej zawartości. Wszystkie dania są naprawdę spore! Otrzymujemy do tego małe miseczki, do których możemy nakładać sobie potraw, żeby każdy spróbował wszystkiego. Doskonałe rozwiązanie! Panowie siedzący przy stoliku obok mają z nas niezły ubaw, ale i my mamy z tym zamawianiem tu jedzenia niezłą zabawę!

Na pierwszy rzut idzie zupa z kurczaka z wbitym jajkiem. Ma konsystencję żelu – trochę dziwnie wygląda, ale jest naprawdę smaczna! Później próbujemy mięsa w sosie pomidorowym, omletu z dodatkami i wieprzowiny z warzywami. Wszystko jest naprawdę pyszne. I tanie! Za taki wypasiony obiad dla czterech osób razem z piwem płacimy 370 000 dongów. To jakieś 55 zł. Gdy wstajemy od stolika, ledwo możemy się ruszać.

Tuż obok mieści się sklepik, w którym w akwariach widać mnóstwo różnych małży, ślimaków i krabów oraz żywych ryb. Świeży obiad? Proszę bardzo.

Spacerem przez miasto

Pogoda nas ewidentnie nie rozpieszcza. Wilgoć w powietrzu niesamowita, niebo całkowicie zasnuło się stalowymi chmurami. Pada deszcz. Za kolejny punkt obieramy sobie Mauzoleum Ho Chi Minha, ale tym razem na miejsce – mimo wrednej aury – kierujemy się na piechotę. Chcemy przyjrzeć się temu miastu. Szokujące jest wciąż dla nas to ciągle przelewające się ulicami morze skuterków lawirujących między autami. Chyba każdy ma tu skuter!

Idziemy przed siebie nie mogąc wyjść z podziwu nad zmysłem budowlanym Wietnamczyków. Większość budynków to strzeliste kamieniczki na szerokość… okna. Czyli raptem jednego niewielkiego pokoju. Ale domy pną się w górę, który wyższy tym lepiej. Ponoć ilość pięter świadczyć ma o statusie.  A może po prostu chodzi o jak najlepsze zagospodarowanie i tak już zatłoczonej przestrzeni?

W sklepiku po drodze kupujemy mleko kukurydziane – podchodzę do niego z pewną rezerwą, ale jest pyszne. W tym samym miejscu przystajemy na chwilę, bo przy dziewczynie za ladą siedzi mały szczeniak. Przypomina mi nieco naszego psa. Z tymże jest jeszcze mniejszy i zabawnie wygląda z małym kiełkiem wystającym z pyszczka. Gdy tak obserwuję tego szczeniaka przypomina mi się, że w Wietnamie ponoć wciąż można zjeść psie mięso, ale na szczęście podejście do czworonogów zmienia się. Coraz częściej są członkami rodziny, a nie przyszłym posiłkiem.

Lokalny targ

Przypadkiem trafiamy na targ. Uwielbiam takie miejsca, a im bardziej lokalne, tym lepiej. Tu turystów (poza nami) w ogóle nie widać. Sprzedawczynie mają w ofercie ryby, owoce morza, lokalne owoce i warzywa. Są zielone pomarańcze, błyszczące awokado, pomelo, mango i znienawidzone przez wielu, ale pozbawione intensywnego zapachu duriany. I słodkie flaszowce, których dostanie u nas w kraju ze względu na problematyczny transport i szybkie psucie nie jest zbyt proste. Gdy chcemy kupić kilka sztuk, sprzedawczyni odmawia twierdząc, że trzeba wziąć więcej. Szkoda.

Docieramy w końcu do mauzoleum chyba najbardziej znanego na świecie Wietnamczyka. Mauzoleum Ho Chi Minha.


Spodobał Ci się powyższy tekst? Polub go na Facebooku lub udostępnij, może komuś się przyda! A może szukasz inspiracji do zaplanowania swojego kilkudniowego wyjazdu? Zajrzyj koniecznie do pozostałych relacji z Wietnamu! Będzie mi również niezmiernie miło, jeśli zostaniesz tu ze mną na dłużej i pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza.

Cztery kroki do udanego urlopu: wyszukaj lot...
... zarezerwuj nocleg... Booking.com
... wypożycz samochód...
... zminimalizuj swoją odpowiedzialność w razie uszkodzenia auta i ciesz się wyjazdem!

Powiązane teksty

Skomentuj