Wietnam: Wujek Ho – Mauzoleum Ho Chi Minha

Mauzoleum Ho Chi Minha to jedna z najważniejszych „atrakcji” na mapie Hanoi. Kim był ten człowiek, że wbrew jego woli postanowiono wybudować mu tak ogromny i widowiskowy grobowiec? Czym się wsławił? Dlaczego Wietnamczycy i różne ważne osobistości ustawiają się w kolejce, by chociaż przez sekundę oddać mu hołd? Tego dowiedzieliśmy się przy okazji wizyty w tym miejscu. 

15.09.2017, dzień 3, część 2/2

Ho Chi Minh – któż to taki?

Ho Chi Minh to chyba najbardziej znany na świecie Wietnamczyk. Mimo że obecnie metody jego działalności mogą być uznawane za kontrowersyjne, wsławił się w swoim kraju jako legendarny, ale bardzo skromny przywódca. Urodzony w 1890 roku Ho Chi Minh otrzymał pierwotnie imię Nguyen Sinh Cung, w późniejszych czasach obierał jednak wiele przydomków. Było ich ponoć 50! Wietnamczycy nazywali go także pieszczotliwie wujkiem Ho.

Czym zasłynął? Próbą zjednoczenia Wietnamu. 2 września 1945 roku odczytał deklarację niepodległości ustanawiając Demokratyczną Republikę Wietnamu (DRW) – państwo istniejące do 1976 roku, utworzone na północy obecnego Wietnamu. Państwo wolne, ale będące częścią indochińskiej Unii Francuskiej. W latach 1945 – 1955 był premierem, a następnie od 1955 do swojej śmierci prezydentem. Zjednoczenia nie doczekał, zmarł dokładnie 24 lata po ogłoszeniu przez siebie niepodległości północnego Wietnamu, 2 września 1969 roku na skutek ataku serca. Śmierć Ho Chi Minha początkowo została zatajona przez pozostałych przywódców obawiających się zakłócenia narodowych obchodów.

Trochę historii

Ho Chi Minh marzył o zjednoczeniu narodu, niestety nie było to proste zadanie, bo o ile na północy mógł poszczycić się popularnością przechodzącą wręcz w kult, o tyle południe było mu bardzo niechętne. W międzyczasie jego działalności na północy, powrót wojsk kolonialnych doprowadził do powstania na południu marionetkowego państwa francuskiego zwanego Republiką Wietnamu, co skutkowało wybuchem I Wojny Indochińskiej.

Konflikt miała zakończyć odbywająca się w 1954 roku Konferencja Genewska stanowiąca o zjednoczeniu północy i południa na drodze demokratycznych wyborów, ale nie doszło do nich, ponieważ prezydent południa obawiając się klęski odwołał to wydarzenie. Wsparty przez Amerykanów proklamował 26 października 1955 roku oddzielne państwo, co doprowadziło do wybuchu kolejnej, drugiej już wojny indochińskiej.

W efekcie walk zginęły 3 miliony Wietnamczyków, ale Ho Chi Minh nie odpuszczał. Gotów był na o wiele większe ofiary, byleby tylko zjednoczyć kraj. W końcu północny Wietnam na skutek tak zwanej ofensywy Ho Chi Minha podbił w 1975 roku stolicę południa – Sajgon – wygrywając wojnę. Nazwa Sajgon została zmieniona i od tamtej pory miasto zwane jest Ho Chi Minh City. 2 lipca 1976 roku przeprowadzone zostały wybory do zjednoczonego parlamentu. Demokratyczna Republika Wietnamu z północy i Republika Wietnamu z południa połączone zostały w jedną Socjalistyczną Republikę Wietnamu trwającą po dzień dzisiejszy.

Po śmierci Ho Chi Minh nie odszedł w zapomnienie. Jego ciało zostało zabalsamowane przez radzieckich specjalistów i w 1975 roku wystawione na widok publiczny w powstałym przy historycznie ważnym placu Ba Dinh mauzoleum wzorowanym na mauzoleum Lenina. Plac budowy nie został wybrany przypadkowo. To właśnie w tym miejscu Ho Chi Minh ogłosił niepodległość Wietnamu północnego w 1945 r.  To tak w dużym skrócie. Więcej o Ho Chi Minhu przeczytać możesz chociażby na Wikipedii.

Chua Mot Cot

Zanim dotrzemy do mauzoleum, naszą uwagę przyciąga pagoda umiejscowiona na jednym szerokim na 4 metry filarze – Chua Mot Cot. Ludzie zdejmują buty i po schodkach wspinają się, żeby złożyć hołd buddyjskiemu bóstwu. Chcąc zajrzeć do środka muszę zakryć nogi – spodenki przed kolano są niedopuszczalne. Pożyczam od Natalii szal i wchodzę na górę. Wewnątrz niewielkiego budynku stoją pięknie malowane wazy, jest też niewielki ołtarzyk ofiarny z najróżniejszymi owocami przynoszonymi. Przeważają cytrony zwane ze względu na swój charakterystyczny kształt ręką Buddy. Owoce te mają jadalną skórkę służącą m.in. do kandyzowania.

Mająca przypominać kwiat lotosu świątynia zbudowana została pierwotnie w 1049 roku na polecenie cesarza Ly Thai Tong. Zgodnie z przekazami bezdzietny cesarz marzył o potomku, którego we śnie podał mu siedzący na kwiecie lotosu bodhisatwa Awalokiteśwara. Po proroczym śnie cesarz poślubił poznaną wkrótce kobietę z ludu i doczekał się syna. Pagoda Jednego Filara powstała w podzięce za to wydarzenie właśnie w stawie pełnym kwiatów lotosu. Było to ważne miejsce kultu w czasach dynastii Ly. Niestety to, co możemy podziwiać w tym miejscu dzisiaj jest repliką z 60-tych lat XX w. – oryginalna świątynia zniszczona została w 1954 roku przez wycofujące się z Wietnamu siły Unii Francuskiej. 

Mauzoleum Ho Chi Minha

Naszym oczom ukazuje się potężny gmach. To Muzeum Ho Chi Minha powstałe w 1990 roku. Niestety chyba zamknięte. Nieopodal znajduje się drugi monumentalny – bardzo charakterystyczny – budynek Lang Chu tich Ho Chi Minh. Tak po wietnamsku nazywane jest mauzoleum. Ciało Ho Chi Minha jest właśnie w Rosji (co roku mniej więcej między 4 września a 4 listopada przewożone jest na balsamowanie w celu zachowania go w tym samym stanie), dlatego też nawet jeśli wejście do środka jest możliwe, tym razem sobie odpuszczamy. Kupujemy pamiątkowe magnesy (15 000 VND, czyli jakieś 2,5 zł za sztukę) i wśród tłumu Wietnamczyków kręcimy się po zadbanym terenie dookoła.

Tutejszy ogród może poszczycić się podobno ponad 250 gatunkami roślin z całego Wietnamu! Gdy Ho Chi Minh złożony jest w szklanej trumnie wewnątrz budynku mauzoleum, ciągnie się przed wejściem ponoć bardzo długa, ale sprawnie poruszająca się kolejka. Każdy kto wejdzie do środka ma sekundy na rzucenie okiem na przywódcę – ubrani w białe mundury strażnicy pilnują, żeby każdy zachowywał się z należytym szacunkiem i nie zwlekał zbyt długo. Morze ludzi przelewa się więc szybko przez chłodzoną salę. 

Żeby wejść do mauzoleum i zobaczyć Ho Chi Minha, trzeba najpierw oddać wszystkie zbędne rzeczy jak torby, plecaki czy aparaty fotograficzne (w środku robienie zdjęć i kręcenie filmów jest zakazane). Strój musi być odpowiedni – nie wolno mieć odkrytych kolan, do tego ręce nie mogą być skrzyżowane czy schowane w kieszeniach. Przez mauzoleum należy przejść w absolutnej ciszy nie zatrzymując się. Oczywiście zabronione jest tu też palenie, picie i jedzenie.

Budowa wysokiego na 21,6 m i szerokiego na 41,2 m mauzoleum rozpoczęła się 2 września 1973 roku, 28 lat po ogłoszeniu niepodległości Wietnamu północnego i 4 lata po śmierci Ho Chi Minha. Inauguracja miała miejsce 29 sierpnia 1975 roku. Ho Chi Minh nigdy nie chciał być pochowany w podobnym miejscu – oczekiwał jedynie skromnej kremacji, ale sprawy potoczył się tak, jak się potoczyły.

Próbujemy przeczekać pod muzeum deszcz, ale rozpadało się na dobre. Siedzimy schowani pod dachem nie mając najmniejszej ochoty na dalsze moknięcie. Wielu Wietnamczyków relaksuje się w ten sam sposób. Teren jednak powoli pustoszeje i na nas też już pora. Wychodzimy jako ostatni – zaraz zamykają. Próbujemy zajrzeć jeszcze do cytadeli, ale jest zamknięta.

Wszyscy mówią o tajfunie, który uderzył już najprawdopodobniej w wybrzeże. Hanoi ominął, jednak pogodowy Armageddon i nam nie odpuszcza – od dobrych kilku godzin leje bez przerwy. Przemiękły nam teoretycznie wodoodporne kurtki, telefon też chyba wilgoć złapał bo wariuje i czasem nie możemy korzystać nawet z nawigacji. Wietnamczycy potrafią jednak przewidzieć co się najlepiej będzie sprzedawać. Nie trzeba było długo czekać, żeby na ulicach pojawiły się w najróżniejszych miejscach kolorowe peleryny przeciwdeszczowe. Coraz bardziej brodzimy w wodzie stojącej już nawet na chodnikach. Dobrze, że chociaż sandały dają radę, nie powinny się rozpaść. W Hanoi jest duszno, ale od jutra – w Sa Pa – czeka nas ponoć deszcz i ziąb. Świetnie. 

Hanoi Street Train

Zanim wrócimy do hostelu, trafiamy na Hanoi Street Train – dość niecodzienne miejsce. Wąskie przejście, wysokie domy, a pośród nich… trasa szybkiego ruchu. Kolejowego. Biegną tu tory łączone Hue ze stolicą. Gdy przejeżdża tędy pociąg, wagony znajdują się raptem kilkanaście centymetrów od budynków, w których normalnie mieszkają ludzie. Bawiące się tu dzieci wskakują w drzwi, chowane są przedmioty. Dzień jak co dzień. Pociąg przejeżdża tu dwa razy dziennie o 15:30 i 19:30. Niestety nie udaje się nam trafić tu o odpowiedniej porze.

Gdy odwracamy się na chwilę słyszymy jakieś zamieszanie.Właśnie na ulicy samochód potrącił jakąś kobietę na skuterze. Zanim jednak na dobre orientujemy się, co się wydarzyło, poszkodowana szybko zbiera sięz ulicy, otrzepuje ubranie i każdy odjeżdża w swoją stronę…

W drogę do Sa Pa!

Właściciel hostelu pozwolił nam na prysznic, dał ręczniki i pokój na przeczekanie do czasu przyjazdu naszego transportu do Sa Pa. Nic nie musimy za to dopłacać! Chyba wrócimy tu na ostatni nocleg przed wylotem do Polski. Wymieniamy u niego jeszcze trochę pieniędzy (walutę można wymienić nie tylko w kantorach i bankach, ale też często po niezłym kursie właśnie w hostelach i hotelach; tu 1$ = 23 000 VND). Żegnamy się z Natalią i Piotrkiem i zbieramy się. Zakupione na nocny autobus bilety nie mogą się przecież zmarnować! Z samego rana dotrzemy do „bramy” do ryżowych tarasów. Zależało nam na podróży w nocy chociażby z dwóch względów – oszczędzamy czas i pieniądze na nocleg. Szczególnie to pierwsze jest dla nas w trakcie tego wyjazdu bardzo istotne.

Za bilety z Hanoi do Sapa płacimy po 12$ za osobę, powrót kosztuje nas 10$/os. W cenie jest woda, ciepły koc i indywidualne łóżko, które można sobie wybrać. Śpi się na dole lub na górze. Mamy tak zwany open ticket, czyli kiedy wrócimy, to wrócimy, ale musimy zarezerwować powrót wcześniej przez właściciela naszego hostelu.

Na wejściu do autobusu trzeba zdjąć buty i schować je w torebkę otrzymaną od kierowcy. Po wnętrzu nie wolno chodzić w obuwiu, tylko boso, więc mogą przydać się jakieś skarpetki. Torbę z butami można następnie schować w schowku pod oparciem swojego fotela, albo wsunąć tam, gdzie schowa się nogi.  Udaje się nam zająć miejsca na górze. Dla męża trochę tu ciasnawo, ale dla mnie – idealnie. Niech żyje niski wzrost, wreszcie jakiś pozytyw tego faktu! Porównując to doświadczenie do przejazdu w Kambodży, to akurat wietnamskie autobusy wypadają ciut gorzej, ale i taka możliwość nocnego podróżowania przydałaby się w Europie. Ruszamy!

Liczę, że szybko zasnę, ale rozrywające niebo raz po raz błyskawice skutecznie przyciągają moją uwagę. Długo zasnąć nie mogę, dlatego szkoda trochę, że za oknem – poza burzą – nic nie widać. To chyba jedyny minus jazdy nocą. W Sa Pa – jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem – będziemy nad ranem.


Spodobał Ci się powyższy tekst? Polub go na Facebooku lub udostępnij, może komuś się przyda! A może szukasz inspiracji do zaplanowania swojego kilkudniowego wyjazdu? Zajrzyj koniecznie do pozostałych relacji z Wietnamu! Będzie mi również niezmiernie miło, jeśli zostaniesz tu ze mną na dłużej i pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza.

Cztery kroki do udanego urlopu: wyszukaj lot...
... zarezerwuj nocleg... Booking.com
... wypożycz samochód...
... zminimalizuj swoją odpowiedzialność w razie uszkodzenia auta i ciesz się wyjazdem!

Powiązane teksty

One Thought to “Wietnam: Wujek Ho – Mauzoleum Ho Chi Minha”

  1. Wietnam jest piękny a to piękno trzeba dostrzec. Bardzo miły wpis. Dobrze się czytało.

Skomentuj