Dzień 14, 9.05.2014 – BOBIGNY – LUKSEMBURG – ECHTERNACH – GEISFELD
W Luksemburgu bardzo mocno przeliczyliśmy się z czasem… No ale od początku… Codzienna poranna pobudka i ruszyliśmy w drogę. Po raz kolejny pogoda przywitała nas deszczem, mimo to planowaliśmy na ten dzień przejazd z Paryża do Luksemburga i odwiedziny w kilku luksemburskich miasteczkach. Jako że nie udało nam się wieczorem dnia poprzedniego znaleźć żadnego otwartego sklepu, rano chcieliśmy zrobić jeszcze ostatnie zakupy francuskich specjałów. Niełatwo było odnaleźć jakikolwiek sklep w okolicy naszego hotelu. W końcu nasza nawigacja zupełnie się zgubiła, ale dzięki temu trafiliśmy przypadkiem do Carrefoura :)
Przejazd do Luksemburga przebiegł bezproblemowo. Po drodze żałowaliśmy jedynie, że nie jedziemy do Disneylandu (mijaliśmy kilka znaków kierujących do tej niewątpliwie jednej z najsłynniejszych francuskich atrakcji). Niestety ceny wstępu do tego parku rozrywki były dla nas zaporowe, poza tym z czasem też było krucho.
Do granic Wielkiego Księstwa Luksemburga dotarliśmy późno, bo dopiero około południa. Było już wiadome, że poza stolicą kraju nic więcej raczej nie uda się odwiedzić.
Jako że w Luksemburgu paliwo jest w podobnej cenie jak w Polsce, tankowaliśmy dopiero po przekroczeniu granicy. Stacja była w zupełności automatyczna. Automat umożliwiał przestawienie języka m.in. na język polski! Dzięki temu całą procedurę tankowania i płatności za paliwo przeszliśmy w rodzimym języku :) Nigdy wcześniej nie spotkaliśmy się z możliwością wyboru języka polskiego na jakiejkolwiek stacji paliw ani w jakimkolwiek automacie za granicą.
Stolica księstwa – Luksemburg – jest uroczym miejscem stwarzającym wrażenie małego miasteczka.
fot. Budynek ratusza miejskiego w Luksemburgu
Jedną z głównych atrakcji turystycznych jest zabytkowa rzymskokatolicka katedra Notre Dame z 1613r. Katedra była pierwotnie kościołem jezuitów. Świątynia jest doskonałym przykładem architektury późnogotyckiej, ale można się w niej dopatrzyć również elementów renesansowych. Pod koniec XVIIIw. kościół otrzymał cudowny obraz Maria Consolatrix Afflictorum – świętego patrona miasta i narodu Luksemburga. Ok. 50 lat później światynię konsekrowano jako Kościół Najświętszej Maryi Panny, a następnie podniesiono ją do rangi katedry. W katedrze spotkała nas miła niespodzianka. Poza nami, kościół zwiedzała grupka młodych mężczyzn, którzy w pewnym momencie zatrzymali się na środku świątyni i zaczęli śpiewać jakiś utwór w niezrozumiałym dla mnie języku. Każdy obecny w kościele przystanął i zaczął się wsłuchiwać w ich piękny śpiew. To było niesamowite. Udało mi się nagrać fragment tego utworu, ale niestety jakość nagranego dźwięku jest bardzo słaba.
fot. Wnętrze katedry Notre Dame w Luksemburgu
fot. Organy w katedrze Notre Dame w Luksemburgu
Z katedry ruszyliśmy spacerem w kierunku Pałacu Wielkich Książąt. Jest to oficjalna rezydencja książąt luksemburskich. Pałac wybudowany został w latach 1572-1573, początkowo służyć miał jako ratusz. W trakcie oblężenia Luksemburga w 1684r., pałacowe piwnice służyły jako schron, niestety budynek doznał znacznych uszkodzeń. Ze względu na brak funduszy, odrestaurowany został dopiero w roku 1728. W 1741r. dobudowano do niego nowy budynek zwany La Balance. Po przejęciu Luksemburga przez Francuzów, od 1795r. budynek pełnił funkcję siedziby administracji departamentu Forets. Z kolei w 1817r. – po włączeniu Luksemburga do Królestwa Zjednoczonych Niderlandów – pałac stał się siedzibą przedstawiciela niderlandzkiego króla. Po zerwaniu unii personalnej Luksemburga z Holandią w 1890r., na tron wstąpiła luksemburska dynastia Nassau-Weilburg. Dopiero wtedy budynek stał się siedzibą wielkich książąt Luksemburga. Niestety nie był to koniec burzliwych losów budowli – w trakcie II wojny światowej Niemcy przekształcili pałac w karczmę. Po raz kolejny pałac został zniszczony, a dzieła sztuki i kosztowności rozkradziono. Pałac poddano gruntownej renowacji w latach 1992 – 1996.
fot. Pałac Wielkich Książąt Luksemburga
fot. Warta przed pałacem Wielkich Książąt Luksemburga
Będąc przy pałacu, można zrobić drobne zakupy pamiątek w jednym z nielicznych sklepików z tego typu asortymentem. Skorzystaliśmy z okazji i dopytaliśmy, w jaki sposób możemy dostać się do jednego z punktów widokowych na dolinę rzeki Alzette. Sprzedawczyni nie potrafiła nam pomóc (mimo, że pokazaliśmy jej zdjęcia tego miejsca w przewodniku), ale zaraz znalazł się ktoś przejezdny, kto wiedział, gdzie powinniśmy pójść. Przy okazji dodam, że w sklepach też czekało nas miłe zaskoczenie w temacie płatności. Terminale płatnicze automatycznie rozpoznawały kartę i prośba o PIN oraz wszelkie pozostałe komunikaty były wyświetlane po polsku :)
Po krótkim spacerze ulicami w dół, dotarliśmy do tego punktu. Roztaczający się z niego widok jest piękny, widać wszystkie domy znajdujące się poniżej oraz rzekę i zabytkową średniowieczną Bramę Trewirską.
fot. Opactwo Neumünster w Luksemburgu
Pokręciliśmy się odrobinę po Luksemburgu i jako że była już późna pora, ruszyliśmy do Niemiec zahaczając przy okazji o Echternach. W Echternach znajduje się odbudowana w XXw. bazylika św. Willibrorda , ale jako że godzina była już późna, kościół był zamknięty. Zrobiliśmy jeszcze szybkie zakupy w znajdującym się blisko centrum miasta markecie i wróciliśmy do samochodu.
fot. Centrum Echternach
Wiedziałam, że granica luksembursko- niemiecka jest blisko, ale nie sądziłam że aż tak. Ledwo wjechaliśmy na most na rzece w Echternach, a już znaleźliśmy się po stronie niemieckiej :)
fot. Na granicy luksembursko- niemieckiej
Z dojazdem na nocleg mieliśmy niewielki problem. Jako że zarezerwowaliśmy pokój w niewielkim miasteczku w gospodarstwie agroturystycznym, nasza nawigacja się w końcu zaplątała. Chcąc skrócić trasę, posłała nas przez las. Jak tylko zorientowaliśmy się, jak „wspaniale” zapowiada się trasa, zawróciliśmy w poszukiwaniu innej drogi. Zbliżał się czas naszego pojawienia się w tym gospodarstwie, dlatego zadzwoniłam do właścicieli z informacją że niestety spóźnimy się ponieważ mamy problem z trafieniem na miejsce. Nasza gospodyni od razu wiedziała, że to przez nawigację. Jak nam później opowiedziała, nie byliśmy pierwszymi, których nawigacja posłała przez las. Ale jako jedni z nielicznych postanowiliśmy poszukać innej drogi. Podobno kiedyś Włosi, którzy mieli do niej przyjechać, zakopali się kilkukrotnie i jak w końcu dojechali, to ich samochód wyglądał jak po jakiejś przeprawie offroadowej.
W Geisfeld zakończyła się nasza wyprawa do czterech europejskich krajów, następnego dnia czekał nas już tylko powrót – prawie 1300km drogi autostradami prosto do Polski.

Rocznik 86. Zarażona podróżniczym bakcylem od ponad 25 lat, raczej bez szans na wyleczenie. Lubiąca ciepełko miłośniczka Azji Południowo-Wschodniej oraz paradoksalnie… Islandii. W wolnej chwili zajmuje się swoimi pozostałymi pasjami jakimi są rośliny owadożerne oraz amatorsko fotografia.
Dawno temu mój tato pracował w Luksemburgu.
Z chęcią bym się tam wybrała.:)