Grecja: Meteory – klasztory w chmurach

Jedna z największych atrakcji Grecji, zdecydowanie punkt obowiązkowy w trakcie pobytu w tym kraju. Niesamowite budowle zawieszone wysoko na skałach: Meteory. Z greckiego – głazy zawieszone w powietrzu. Byliśmy, widzieliśmy, teraz pora wreszcie na relację.

Dzień 4, 16.05.2015

Początkowo w planach było poświęcenie na Meteory – słynne greckie klasztory – połowy dnia. Następnie mieliśmy przejechać do Werginy i zwiedzić tamtejsze antyczne zabytki. Skończyło się na tym, że Wergina przełożona została na następny dzień.

Z rana stawiliśmy się na śniadanie w kuchni naszego pensjonatu o umówionej godzinie, ale nie było tam widać żywego ducha. Pokręciliśmy się po obiekcie, porobiłam zdjęcia (nocowaliśmy u samych stóp Kamiennego Lasu – skał, na których zbudowane zostały słynne klasztory). Pół godziny minęło a nadal nikogo nie było widać. W końcu wróciliśmy do pokoju – na szczęście mieliśmy małe zapasy kupionego w jakimś markecie jedzenia, więc na śniadanie na spokojnie wystarczyło. Jako że później też nikogo nie spotkaliśmy, zostawiliśmy klucz na ladzie i wyjechaliśmy bez słowa pożegnania. Grecy naprawdę niczym się nie przejmują…

Do Meteorów mieliśmy dosłownie rzut kamieniem. Ze źródeł historycznych wiadomo, że niegdyś w Kamiennym (Skalnym) Lesie funkcjonowały 24 klasztory. Do dnia dzisiejszego wiele z nich przestało istnieć, jedynie gdzieniegdzie można zobaczyć ich pozostałości. Obecnie turystom udostępniono do zwiedzania (a i też nie w całości) jedynie 6 monastyrów. Zwiedzać można zabytkowe części, w których nie prowadzone jest już życie klasztorne. Wyjazd specjalnie został tak rozplanowany, żeby meteory zwiedzić w któryś dzień weekendu, ponieważ tylko wtedy czynne są wszystkie. W tygodniu zawsze któryś jest zamknięty.

Przydatną mapa z zaznaczonymi poszczególnymi klasztorami znajduje się pod tym linkiem.

Moni Roussanou

Jako że ruszając z Kastraki przegapiliśmy pierwszy monastyr Moni Agiou Nikolaou Anapafsa, udaliśmy się do drugiego w kolejności Moni Roussanou. Zaczynały zbierać się pod nim pierwsze samochody i autobusy z wycieczkami. Na parkingu kończyło się miejsce, ale kierowca jednego z autokarów był tak miły, że pozwolił nam zaparkować prawie że na swoim ogonie, przez co zupełnie go zablokowaliśmy. Na szczęście i tak wróciliśmy do samochodu przed jego wycieczką, więc nie miał problemu z wyjazdem. Ale jak widać, niektórzy parkowali, gdzie i jak się dało:

Grecja dzień 4 (4)

Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to widoczny doskonale spod monastyru Roussanou monastyr Agiou Nikolaou Anapafsa. Malowniczy widok znany z pocztówek i zdjęć dostępnych w Internecie.

Grecja dzień 4 (2)

Monastyr Roussanou, zwany też Agia Varvara sprawia wrażenie niewielkiego, ale tak naprawdę jest bardzo rozbudowany. Turystom udostępniono jego niewielki fragment, do którego wchodzi się po zawieszonej nad przepaścią kładce. Pozostałą część zajmują opiekujące się nim zakonnice. Drogę od parkingu do kładki pokonuje się schodami ukrytymi wśród drzew, dlatego nie odczuwa się tam tak bardzo panującej temperatury i palącego słońca.

Żeby móc zwiedzić monastyry, koniecznie należy być właściwie ubranym. W tych miejscach jednak nie wystarczą zakryte kolana. Kobietom nie wolno wchodzić do monastyrów nawet w spodniach! Na szczęście nie trzeba o tym pamiętać, bo przy wejściu do każdego klasztoru, tuż przy budkach z biletami (w każdym monastyrze kupuje się oddzielnie bilet po 3 euro od osoby), leżą specjalne chusty, którymi można się owinąć. Jeżeli nie chce się korzystać z tych chust wielokrotnego użytku, kobiety muszą koniecznie pamiętać o założeniu długiej spódnicy.

Po wejściu zakupiliśmy u zakonnicy bilety, założyłam chustę i udaliśmy się na zwiedzanie. W środku zdjęć teoretycznie nie można robić, ale zawsze można spytać o taką możliwość. W monastyrze Roussanou można zaopatrzyć się w pamiątkowe kamyki ręcznie malowane przez zakonnicę na oczach turystów lub zajrzeć do sklepiku, w którym sprzedawane są zioła, miody i alkohole produkowane na miejscu. Nie mogłam odpuścić sobie mojego ulubionego dżemu z fig (5 euro za naprawdę spory słoik) i nalewkę z granatu (6 euro za małą butelkę). W ten sposób zakonnice drorabiają sobie do swojego utrzymania. Ceny – jak na Grecję – nie są jakoś specjalnie zawyżone.

Monasytr Roussanou dla zwiedzających zamknięty jest w środy, poza tym dniem czynny jest normalnie w godz. 9:00 – 14:00, ale w maju wisiała doklejona karteczka o przedłużeniu możliwości zwiedzania do godz. 17:00. To też istotna informacja, ponieważ klasztory otwarte są w różnych godzinach. Jak się później okazało, warto znać te godziny… Ale o tym na koniec.

Klasztor Roussanou zbudowany został w 1529r. W XVI działała w nim pracownia przepisywania manuskryptów. Katholikon, czyli główna kaplica, pokryty jest w całości malowidłami. Ciekawostką jest rysunek strusiego jaja – jest to nawiązanie do tego, że Bóg czuwa nad wiernymi mimo że jest niewidoczny. Jest to analogia do tego, że strusie nie wysiadują jaj, tylko obserwują je z daleka. W katholikonie spędziliśmy tylko chwilę, bo nie chcieliśmy przeszkadzać modlącym się Grekom trochę nerwowo zerkającym na turystów z przewieszonym przez ramię aparatem.

Następnie udaliśmy się do kolejnych dwóch położonych tuż obok siebie monastyrów: Varlaam i Metamorphosis (Moni Magalou Meteoron). Zajrzeliśmy najpierw do klasztoru Metamorphosis – Wielkiego Meteoronu, klasztoru Przemienienia Pańskiego, który to czynny jest codziennie w godz. 9:00 – 17:00 z wyjątkiem wtorków. Tam było już naprawdę tłoczno na parkingu. Cudem znaleźliśmy miejsce gdzieś w połowie drogi między tymi dwoma klasztorami. Wewnątrz jakoś jednak ten tłum się przerzedził.

Megalou Meteoron

Magalou Meteoron zbudowany został na skale, która od podnóża do szczytu ma 250m wysokości. Wspinaczka w pełnym słońcu nie była zbyt przyjemna, ale mimo słabej kondycji dałam radę. Pierwsze zabudowania w tym miejscu powstały ok. 1340r. W połowie XVIw. Wielki Meteoron był największą tego typu budowlą w Kamiennym Lesie.

Grecja dzień 4 (6)

Z klasztoru Metamorphosis pięknie widać okolicę. Zatrzymaliśmy się na chwilę na tarasie widokowym, z którego widoczne było Kastraki. Na skale po prawej stronie wypatrzyłam pozostałości innego monastyru.

Przy okazji miałam możliwość powyżywać się „artystycznie” na latających licznie motylach.

Grecja dzień 4 (14)

W trakcie polowania na fruwające wkoło pazie spotkała mnie dość dziwna sytuacja. Gdy stałam przy barierce skoncentrowana w pełni na aparacie, zostałam zaczepiona przez grekokatolickiego księdza. Poprosił, żebym zrobiła mu zdjęcie. Prośba jak prośba – ile to razy na wyjazdach robię pamiątkowe zdjęcia innym… Tyle że ta prośba była nieco inna, bo chodziło o zrobienie zdjęcia… moim aparatem. Długo się nie zastanawiałam :) W momencie gdy miałam aparat przy oku, on zrobił zdjęcie mnie. Później zaprosił do wspólnego zdjęcia jakiegoś swojego znajomego i zapozowali tym razem bez wygłupów. Okazało się, że kapłan ma na imię George. Zapytał skąd jesteśmy, jak mam na imię i takie tam. Po chwili panowie pożegnali się i poszli w swoją stronę. Z nikim więcej nie rozmawiali. Później mijaliśmy się jeszcze na terenie klasztoru, ale więcej już nie rozmawialiśmy. Coś takiego to mi się jeszcze nie przydarzyło. 

Grecja dzień 4 (13)

Po krótkiej przerwie na tarasie wróciliśmy do zwiedzania klasztoru. Faktycznie jest on największym z istniejących tam obecnie monastyrów. Poza korytarzami, starą, zachowaną kuchnią i katholikonem, można zajrzeć do zrekonstruowanego hospicjum. W hospicjum stworzono niewielkie muzeum sakralno- historyczne, w którym w szklanych gablotach umieszczone zostały m.in. bardzo stare pisma i księgi. Najstarszą, jaką wypatrzyłam, napisano w 969r.! Były tam także pięknie rzeźbione krzyże i różne relikwiarze. Podobnie jak w katholikonach, tam też zabronione było robienie zdjęć, ale wystarczyło zapytać się, by uzyskać zgodę na fotografowanie. Oczywiście pamiętałam o tym, by nie błyskać na prawo i lewo fleszem, ale niestety pewna kobieta o tym nie pomyślała. Widać było, że mężczyźnie, który pilnował porządku, powoli kończy się cierpliwość.

W innych pomieszczeniach można było obejrzeć m.in. reprezentacyjne stroje wojska greckiego z różnych okresów. Na tym skończyliśmy zwiedzanie Megalou Meteoronu. Z takimi oto widokami po drodze udaliśmy się do samochodu: 
Grecja dzień 4 (16)

Moni Varlaam

Po zejściu na dół zatrzymaliśmy się jeszcze na chwilę przy parkingu. W miejscu tym doskonale widać było klasztor Varlaam, który był naszym kolejnym celem. Pokusiło mnie również na zejście na widoczną na poniższym zdjęciu półkę skalną. Nie muszę chyba wyjaśniać, że zawieszona była ona nad przepaścią? Po doświadczeniach na norweskim Preikestolen (półka skalna zawieszona ok. 600m nad fiordem – siedziałam na jej krawędzi…), jakoś łatwiej było mi na niej stanąć ;) Zejście do tej skały było bardzo strome i pokryte osuwającymi się kamykami, dlatego decydując się na podziwianie klasztoru z niższej perspektywy, trzeba naprawdę bardzo uważać tak przy zejściu jak i wejściu z powrotem. Dobre, nieślizgające się buty to podstawa.

Na parkingu zrobiło się w międzyczasie tak tłoczno, że musieliśmy chwilę odczekać, żeby samochody, które nas zablokowały, przejechały. Okazało się, że gigantyczny korek był spowodowany nie tylko przez licznych odwiedzających (ponoć w sezonie Meteory odwiedza dziennie nawet 1,5 tys. osób!), ale też przez jeden zepsuty samochód, który stanął akurat tuż obok nas. Na szczęście kierowca busa zaparkowanego tuż przed nami widząc co się dzieje, postanowił odjechać ze swojego miejsca umożliwiając w ten sposób wyjazd naszego auta. Dobrze, że był na miejscu, bo inaczej musielibyśmy raczej długo postać w panującym tam skwarze.

Podjechaliśmy kawałek do monastyru Varlaam, który latem otwarty jest codziennie w godz. 9:00 – 16:00 (oprócz piątków). Klasztor ten założony został w 1350r., a następnie odbudowano go w 1517r. Na terenie monastyru działały niegdyś pracownie zajmujące się kopiowaniem manuskryptów i haftem sakralnym.

Obecnie w dalszym ciągu trwają prace rekonstrukcyjne. Do transportu materiałów – tak jak niegdyś – używana jest wieża wyciągowa, tyle że nieco ją unowocześniono. Wciąganiu materiałów nie służy kołowrotek, a sterowana elektrycznie wciągarka. Gdy pakunek z piaskiem lub kamieniami jest już na górze, wysuwana jest specjalna szuflada, która uniemożliwia przypadkowe spadnięcie worka.

Grecja dzień 4 (21)

Praktycznie z każdego klasztoru roztacza się ładny widok. Z Varlaam zobaczyć można pięknie prezentujący się monastyr Roussanou. Kolejny pocztówkowy widoczek.

Grecja dzień 4 (22)

W drodze do kolejnego klasztoru zatrzymaliśmy się przy którymś zakręcie w miejscu, w którym stało już kilka innych samochodów. Skoro oni się tam zatrzymali, znaczy że było warto. Po niełatwym wspięciu się na kilka skał, moim oczom ukazał się poniższy widok na cztery monastyry. Na pierwszym planie widoczny jest monastyr Roussanou, z tyłu – Moni Nikolaou Anapafsa, po prawej w oddali Wielki Meteoron i ostatni – monastyr Varlaam.

Grecja dzień 4 (24)

Przedostatni na trasie jest klasztor Agia Triada – klasztor Świętej Trójcy wybudowany prawdopodobnie ok. 1476r. Monastyr ten został splądrowany w trakcie hitlerowskiej okupacji.

Moni Agia Triada

Gdy z niewielkiego parkingu zobaczyliśmy prowadzącą do niego drogę, mąż chciał odpuścić. Ale ja się uparłam – skoro już tyle przeszliśmy i zobaczyliśmy trzy monastyry, chciałam koniecznie odwiedzić je wszystkie. Mimo panującego ogromnego skwaru. Tak naprawdę schody prowadzące na szczyt skały pokonaliśmy szybko. Ukryte są w wykutym w skale korytarzu, dlatego słońce tam nie doskwiera. Gorzej było z zakręcającą kilkukrotnie ścieżką wykonaną z nierównych kamieni. Pół biedy w drodze do monastyru, gdy szło się ciągle w dół. Z powrotem, gdy kończyła się nam woda, było naprawdę ciężko wdrapywać się pod górę. Co chwila robiliśmy przystanki, ale w końcu się udało. Cztery klasztory zdobyte. Gdy wróciliśmy do auta, na parkingu nie było już prawie nikogo. Popołudniowe słońce odstraszyło praktycznie wszystkich turystów.

Agia Triada czynny jest codziennie – z wyjątkiem czwartków – w godz. 9:00 – 17:00.

Grecja dzień 4 (25)

Pozostał ostatni w Kamiennym Lesie Agios Stephanos, drugi z żeńskich monastyrów. Jak się jednak okazało, nie mogliśmy zwiedzić go tak od razu bo jako jedyny z klasztorów miał przerwę. W związku z tym udaliśmy się do Kalambaki na poszukiwanie bankomatu. Później chcieliśmy zajrzeć do pominiętego wcześniej pierwszego na trasie Moni Nikolaou Anapasa.

Grecja dzień 4 (34)

Bankomat w Kalambace znaleźliśmy bez problemu – warto rozglądać się za nim w trakcie przejazdu główną ulicą.

Moni Agiou Nikolaus Anapafsa

Po przerwie zaczęliśmy od Agiou Nikolaus Anapafsa – pierwszego klasztoru przy drodze prowadzącej z Kastraki. Gdy zaczynaliśmy powolną wspinaczkę na górę, spotkaliśmy schodzące małżeństwo, które poinformowało nas, że monastyr za 10min. zostanie zamknięty! Poradzili nam, żebyśmy odpuścili sobie dolną część i od razu skierowali się na samą górę, bo tam zdecydowanie warto chociaż zajrzeć. Trzeba się było naprawdę pospieszyć. Takiego morderczego sprintu po schodach to chyba jeszcze nigdy w życiu nie miałam. Gdy dotarłam na górę, byłam święcie przekonana, że zaraz ducha wyzionę. Zanim wyrównałam oddech, minęło dobre kilka minut. Ale jakoś to jednak przeżyłam. Byłam na tyle wymęczona, że prawie nie zwróciłam uwagi na stojący pod schodkami prowadzącymi do klasztoru samochodu. Chyba było to jakieś terenowe auto, bo zwykłą osobówką to pod tą górę chyba nikt by nie wjechał…

Zziajani i czerwoni z wysiłku podeszliśmy po ostatnich schodkach do sklepiku, by kupić bilety, ale nie było tam nikogo. Chłopak, który zaczął już sprzątać monastyr po turystach zapytał tylko, czy starczy nam 15 min. i tyle się nami przejął. Nie zażądał żadnej opłaty, nie patrzył gdzie chodzimy. A 15 min. w zupełności wystarczyło na obejrzenie tego klasztoru – jest stosunkowo niewielki. Faktycznie górna część była dużo ciekawsza, ale po obejrzeniu innych monastyrów zachwytu jakoś u mnie nie wywołała.

Moni Agiou Nikolaou Anapafsa czynny jest – z wyjątkiem piątków – w godz. 9:00 – 15:00, w związku z tym najlepiej właśnie od niego zaczynać zwiedzanie poszczególnych monastyrów.

W drodze powrotnej na dół zajrzeliśmy jeszcze do dolnej części klasztoru, która w dalszym ciągu była otwarta.

Grecja dzień 4 (46)

W końcu przyszła pora na ostatni klasztor – Agios Stephanos.

Moni Agios Stephanos

Klasztor czynny jest w okresie letnim w godz. 9:00 – 13:30 i po przerwie 15:30 – 17:30. Zamknięty jest w poniedziałki. Tutaj też nikt nie zażądał od nas opłaty. W związku z tym, przypadkiem udało się nam oszczędzić na wejściówkach do monastyrów całe 18 euro.

W czasie II Wojny Światowej klasztor ten został zbombardowany przez hitlerowców. Po odbudowie z 1972r. został udostępniony zwiedzającym. W Tym klasztorze jest chyba najwięcej zieleni.

I tak oto udało się nam zobaczyć wszystkie Meteory w ciągu jednego dnia.

Wygłodniali po intensywnym zwiedzaniu ruszyliśmy na poszukiwania restauracji, w której moglibyśmy zapłacić za obiad kartą. Pierwsze kroki skierowaliśmy do tawerny, której reklamę znaleźliśmy za wycieraczką pod jednym z klasztorów. Tawerna ogromna, zbudowana tuż przy drodze z Meteorów do Kalambaki – widać, że często odwiedzana, ale możliwości płacenia kartą brak… W końcu udało się nam znaleźć miejsce tuż przy fontannie w centrum Kalambaki. Jedzenie może nie wyglądało zbyt zachęcająco, ale – mimo że odgrzewane – było pyszne. Do tego przywitała nas bardzo sympatyczna obsługa, z którą można było i pogadać i pożartować. Jeśliby to kogoś zainteresowało, to tawerna nazywała się Panellinio.

Po obiedzie ruszyliśmy do Werginy na nocleg. Jako że było już późne popołudnie, zwiedzanie tamtejszych zabytków przełożyliśmy na następny dzień. W drodze do Werginy natknęliśmy się na stado owiec przy drodze. Każda owieczka miała zawieszony głośno hałasujący dzwonek. Jako że widok razem z owieczkami wart był uwiecznienia, wysiadłam i zrobiłam kilka zdjęć. Owce przepędzał akurat jakiś chłopak, trochę się zdziwił na mój widok. Wymieniliśmy się uśmiechami i wsiadłam z powrotem do auta.

Przy okazji przy drodze zauważyłam kolejny znak do kolekcji tych oryginalnych – tym razem z niedźwiedziem.

Grecja dzień 4 (36)

Dzień był bardzo intensywny, ale udany. Jak już wspominałam – Meteory to punkt obowiązkowy dla każdego odwiedzającego Grecję. Warto było zobaczyć wszystkie klasztory. Chciałabym jeszcze kiedyś obejrzeć je jesienią, bo widoki w szacie złotych drzew zdecydowanie muszą być jeszcze piękniejsze.

Podsumowując:
Klasztory otwarte są w różne dni, w różnych godzinach. Jeżeli chce się zobaczyć wszystkie jednego dnia, koniecznie trzeba się tam wybrać w weekend. Jeżeli jednak plan wyjazdu na to nie pozwala, to trzeba zapamiętać poniższe informacje:

  • klasztor Agiou Nikolaou Anapafsa otwarty jest w godz. 9:00 – 15:00, zamknięty w piątki
  • klasztor Roussanou otwarty jest w godz. 9:00 – 14:00 (17:00), zamknięty w środy
  • klasztor Megalou Meteoron / Metamorphosis otwarty jest w godz. 9:00 – 17:00, zamknięty we wtorki
  • klasztor Varlaam otwarty jest w godz. 9:00 – 16:00, zamknięty w piątki
  • klasztor Agia Traida otwarty jest w godz. 9:00 – 17:00, zamknięty w czwartki
  • klasztor Agios Stephanos otwarty jest w godz. 9:00 – 13:30 i 15:30 – 17:30, zamknięty w poniedziałki

Spodobał Ci się powyższy tekst? Polub go na Facebooku lub udostępnij, może komuś się przyda! A może szukasz inspiracji do zaplanowania swojego kilkudniowego wyjazdu? Zajrzyj koniecznie do pozostałych relacji z Grecji!

Cztery kroki do udanego urlopu: wyszukaj lot...
... zarezerwuj nocleg... Booking.com
... wypożycz samochód...
... zminimalizuj swoją odpowiedzialność w razie uszkodzenia auta i ciesz się wyjazdem!

Powiązane teksty

Komentarze do: “Grecja: Meteory – klasztory w chmurach”

  1. Basia

    Witam, podziwiam, że udało Wam się „zaliczyć” wszystkie Meteory. Wraz z mężem też wybieramy się do Grecji i mamy zamiar je zwiedzić. Mogłabyś polecić 2 czy 3 klasztory, najbardziej warte zobaczenia, bo nie wiem czy damy radę odwiedzić wszystkie :)

    1. Monika | Podróżowisko.pl

      Hej! Nocując w okolicy i zaczynając zwiedzanie od rana da radę odwiedzić wszystkie ;) Klasztory udostępnione są zwiedzającym w części, nie da się niestety zajrzeć do wszystkich zakamarków. Tylko pamiętajcie, żeby wybrać się tam w weekend, kiedy wszystkie są otwarte. Przy planowaniu zwiedzania warto też wziąć pod uwagę godziny otwarcia. Mi najbardziej podobały się Moni Roussanou i Metamorphosis, ale tak naprawdę warto odwiedzić każdy z nich! :)

Skomentuj