Islandia: Ptaki, klify i żółta plaża – atrakcje półwyspu Snaefellsnes, część I

Półwysep Snaefellsnes zwany jest często Islandią w miniaturze – czemu? Bo można tu znaleźć prawie wszystko to, co zachwyca na terenie całego kraju! To tu rozgrywa się akcja Podróży do wnętrza Ziemi, której autorem jest Juliusz Verne. A jakie atrakcje półwyspu Snaefellsnes warto wziąć pod uwagę przy planowaniu swojego wyjazdu? Zapraszam na pierwszą część relacji poświęconą temu miejscu. 

Dzień 2, 18.03.2018, część 2/3

Półwysep Snaefelsness, na którym to mamy drugi nocleg w trakcie tej podróży, wita nas wiatrem i zimnem. Ale na szczęście nie pada. Od razu po zameldowaniu rzucamy tylko okiem na pokój i wsiadamy z powrotem do auta. W okolicy mamy kilka ciekawych miejsc, a dzień jest dłuższy niż w Polsce – aż szkoda tego nie wykorzystać. Zaczynamy od położonej kilkaset metrów dalej starej studni.

Atrakcje półwyspu Snaefellsnes: Well of the Irish

W zasadzie nikt ponoć nie wie, dlaczego to miejsce zwane jest studnią Irlandczyków, ale taka właśnie nazwa przyjęła się i jest nawet widoczna na mapach Google. Ale to, że była to studnia, jest jak najbardziej rzeczywiste. Przez wieki służyła jako źródło wody pitnej dla mieszkańców okalających tereny Gufuskalar. Kiedyś jednak została zasypana piachem i stała się zaginionym reliktem dawnych czasów. Studni szukały specjalnie delegowane do tego grupy ludzi, ale bez powodzenia. Aż tu pewnego letniego dnia w 1989 roku okolicę odwiedził wnuk ostatniej gospodyni w Gufuskalar. Jako że było to miejsce, w którym spędził dzieciństwo, bez większego trudu wskazał lokalizację studni. Obecnie nad jej odkopanymi pozostałościami można podziwiać kręg wieloryba – chyba dość stary jest.

Atrakcje półwyspu Snaefellsnes: Plaża Skardsvik

Nieco dalej odnajdujemy plażę. Na Islandii sporo jest plaż, ale jako że jest to wyspa o wulkanicznym pochodzeniu, znaczna ich część jest czarna. Plaża Skardsvik wyróżnia się jednak kolorem. Gdzieniegdzie przebija się i nieco czerni, ale i tak miejsce to jest bardzo wyjątkowe. Wysokie czarne skały, żółty, pozbawiony śladów ludzi piasek… Swoimi krokami niszczę niestety tymczasową dziewiczość tego widoku, ale fale i tak zaraz usuną odciski butów. Niestety nie dane jest nam zbyt długo rozkoszować się ciszą w tym miejscu, bo znów zaczyna padać.

Przed zejściem nad morze stoi tablica ostrzegawcza, a na niej w kilku języach wypisane informacje o silnych prądach i niebezpieczeństwie związanym z pływaniem w tym miejscu. Jest też notka po polsku! Fale wyglądają na mało groźne, ale nie mamy zamiaru przekonywać się jak to jest z nimi w rzeczywistości – skoro postawiono tu ostrzeżenie, znaczy że coś jest na rzeczy.

Atrakcje półwyspu Snaefellsnes: Djúpalónssandur

Deszcz przepędza nas spod plaży, ale na szczęście szybko się uspokaja. Dojeżdżamy do Djúpalónssandur – pierwszego z polecanych nam przez recepcjonistę miejsc. Na niewielkim parkingu przy początku trasy stoi niewielki mini-camper. To genialne rozwiązanie na zwiedzanie tego kraju – można w wielu wypożyczalniach wynająć auto typu Renault Kangoo z pełnym oprzyrządowaniem biwakowym i ogrzewaniem. Brakuje tylko toalety. Niestety ceny wynajmu takich tymczasowych domków będących świetnym zamiennikiem namiotu, powalają…

Rozstawione dookoła tabliczki wprost informują, że zakazane jest tu zostawanie na noc, ale w środku nikogo nie widzimy. Może też spóźnieni turyści? Ruszamy w stronę punktu widokowego. Wzburzone fale ze słyszalnym z daleka hukiem uderzają w brzeg, okolica wydaje się być jakby nieco zamglona. Niestety mamy tym razem sporego pecha z pogodą. W oddali na plaży widzimy dwójkę ludzi, po chwili schodzimy za nimi. Plaża jest oczywiście czarna jak smoła, a im bliżej wody, tym więcej leży nam pod nogami idealnie wygładzonych, oszlifowanych do kulistego kształtu magmowych otoczaków. Pomiędzy kamieniami widzimy jakieś rude pozostałości. To nie śmieci, a to, co ostało się z rozbitego tu niegdyś statku.

Żelastwo rozrzucone na plaży było niegdyś częścią brytyjskiego trawlera Epine GY 7, który rozbił się na wschód od Dritvik 13 marca 1948 roku. Z 19 członków załogi ze względu na bardzo trudne warunki panujące podczas akcji ratunkowej udało się uratować jedynie 5 osób. Pozostałości na plaży mają przypominać o tym tragicznym zdarzeniu, dlatego też nie należy ich przenosić, ani tym bardziej niszczyć.

Gdzieś przy skałach zauważamy tablicę informacyjną i kilka okrągłych kamieni. Jest to pamiątka z dawnych czasów. Cztery wspomniane kamienie mają różną wagę – najlżejszy z nich – Amlóði („Słabeusz”) – waży około 23 kg. Kolejny Hálfdrættingur („Słaby”) to 54 kg. Nieco cięższy Hálfsterkur („Silny”) ma 100 kg, natomiast najcięższy Fullsterkur („W pełni sił”) to już ciężar wynoszący aż 154 kg!

Mężczyźni wyruszający w morze z Dritvik musieli udowodnić swoją siłę poprzez podniesienie przynajmniej tego 54 kilogramowego kamienia na naturalną platformę znajdującą się z tyłu. Oznaczało to dźwignięcie ciężaru mniej więcej na wysokość bioder – był to wyznacznik formy i sprawności. Oryginalny pokaz sił, prawda? Jeśli masz ochotę sprawdzić, czy zostałbyś wpuszczony na statek – jedź koniecznie do tego miejsca! Ja nawet nie próbowałam podnieść tego najmniejszego „kamyczka”…

Djúpalónssandur jest kolejnym punktem na islandzkie mapie, w którym należy uważać na niebezpieczne fale. W każdej chwili mogą dotrzeć głęboko na plażę i porwać nieświadome zagrożenia osoby.

Chłopak z guesthouse polecił nam także wybrać się w stronę Londrangar. Miało być to świetne miejsce na podziwianie zachodu słońca, ale… słońce tym razem zaszło za gęstą warstwą chmur. Jako że nic nie zapowiadało na wypogodzenie, Islandczyk postanowił pokazać nam swoje zdjęcia. Aż wierzyć mi się nie chciało, że nie przerobił ich w Photoshopie!

Atrakcje półwyspu Snaefellsnes: Londrangar

Na miejscu czeka nas kolejny niewielki parking i pustka. Zostawiamy samochód i idziemy pod górę na brzeg klifu. Otaczają nas setki mew! Hałas jaki powodują jest niesamowity. Niby zaczyna już zmierzchać, ale ptaki ani myślą o odpoczynku. Po chwili na wystającej z morza skale wypatrują niewielką kolonię zbitych w ciasną grupkę bodajże nurzyków. Czarne ptaki na pierwszy rzut oka przypominają pingwiny. Wyglądają na nieco zagubione i onieśmielone przez latające i krzykliwe towarzystwo.

Atrakcje półwyspu Snaefellsnes: Arnarstapi

Niby ściemnia się, ale postanawiamy kontynuować jazdę w kierunku Arnarstapi – niewielkiej rybackiej wioski. Urokliwy widok na zatokę i samotny domek położony u podnóża góry, wystające z wody skały, dziesiątki wciąż latających mew, mijane po drodze torfowe domki… Okolica tak się nam podoba, że decydujemy się wrócić w to miejsce przy następnej okazji. Jak się wkrótce okaże, ta okazja będzie miała miejsce już za kilka miesięcy.

Pora wracać na nocleg. Mamy do przejechania jakieś 40 km, jednak droga jest całkowicie pusta. Tylko raz mija nas jakiś ciężarowy samochód. Po dojechaniu na miejsce wielokrotnie wyglądam za okno z nadzieją, że może jakimś cudem niebo się rozpogodzi i zobaczymy zorzę, ale za każdym razem jest to samo. Nad nami roztacza się grupy dywan z chmur. Już mam się poddać i iść spać, gdy koło północy czeka mnie niesamowita niespodzianka…

Spodobał Ci się powyższy tekst? Polub go na Facebooku lub udostępnij, może komuś się przyda! A może szukasz inspiracji do zaplanowania swojego kilkudniowego wyjazdu? Zajrzyj koniecznie do pozostałych relacji z Islandii!

Cztery kroki do udanego urlopu: wyszukaj lot...
... zarezerwuj nocleg... Booking.com
... wypożycz samochód...
... zminimalizuj swoją odpowiedzialność w razie uszkodzenia auta i ciesz się wyjazdem!

Powiązane teksty

  1. Na tym półwyspie przeczołgała nas chyba najgorsza islandzka pogoda – wicher, śnieg i grad. Baliśmy się, że zamkną nam drogi i nie wydostaniemy się w kierunku Reykjaviku! Mało brakowało, ale na szczęście odśnieżarki nadążyły :)

    1. Monika Borkowska

      Ufff… islandzka aura potrafi dać w kość – mieliście szczęście! Ciekawe ile osób nie zdąża na swój lot ze względu na takie załamania pogody…

  2. Asia

    Takie miniaturki są dobre na szybkie wycieczki, gdy nie mamy dużo czasu. Poza tym piękne widoki i te mewy!

    1. Monika Borkowska

      Szum ich skrzydeł był niesamowity! I te ptasie krzyki… Niby robiło się ciemno, ale mewy zupełnie nic sobie z tego nie robiły :)

  3. Też półwysep. Chcieliśmy wjechać na lodowiec ale że względu na mgle i trudna drogę zawrocilysmy trochę mi żal ale wracam na ukochaną Islandię we wrześniu. Tym razem północ i Interior

    1. Monika Borkowska

      Nam ciągle jakoś ten Interior nie po drodze…

    1. Monika Borkowska

      Dużo osób omija tę część Islandii – nie wiedzą, co tracą ;)

  4. Bo moje życie to podróż

    Cześć Moniko! Kusisz mnie tą Islandią. Marzy mi się fotowyprawa. Zdjęcia wyszłyby księżycowe. Muszę tylko jeszcze chwilę poczekać, gdyż czeka mnie wymiana sprzętu na pełną klatkę i wtedy podbijam Islandię:) Pozdrowionka dla Ciebie:)

    1. Monika Borkowska

      Pewnie, jakieś priorytety muszą być zachowane ;) Będziesz tam miała całą masę okazji do wypróbowania nowego sprzętu! Również pozdrawiam!

  5. Super ciekawy wpis! Aż chce się rzucić wszystko i polecieć na Islandię, która de facto znajduje się na mojej liście miejsc do odwiedzenia. Mam nadzieję, że będzie mi dane (prędzej niż później) zjeździć tę wyspę i poznać jej prawdziwe oblicze.

    1. Monika Borkowska

      Trzymam kciuki! I wbrew pozorom polecam też wyjazdy zimą – co prawda pogoda może trochę pokrzyżować szyki i lepiej mieć plan A, B, C, D itd., ale jest wtedy mniej tłoczno, ceny są ciut niższe. No i można poznać to jeszcze bardziej surowe oblicze wyspy :)

Skomentuj