Niemcy: Majówki w Berlinie ciąg dalszy

Dzień 1, 30 kwietnia 2016, część 2/3

Kierując się na Bramę Brandenburską trafiliśmy na nietypową wystawę złożoną różnokolorowych misiów tego samego kształtu i rozmiaru. Na świeżym powietrzu ustawiono figurki niedźwiedzi pomalowanych przez artystów z Czech, Francji, Hiszpanii, ale również z wielu innych zakątków świata – Tajlandii, Sri Lanki, Australii, USA czy nawet Korei Północnej. Był także zielony miś z Polski. Jak się okazało po krótkiej lekturze tablicy informacyjnej ustawionej w środku, ideą tego projektu jest pokazanie, że możemy żyć obok siebie niezależnie od odmiennej kultury w pokoju. Misie symbolizują wizję spokojnej przyszłości

Wystawa ta prezentuje miniatury niedźwiedzi, które po raz pierwszy pojawiły się w 2002 roku. Wówczas 140 misiów wielkości ok. 2 m promowało te same hasła dotyczące życia w pokoju i harmonii. Od tamtej pory figury odwiedziły już 5 kontynentów, na których podziwiane były przez ok. 35 milionów osób. Misie w oryginalnym rozmiarze zobaczyć można obecnie w wielu miejscach w Berlinie. Przykładowo jednego z wielu widzieliśmy w ambasadzie Stanów Zjednoczonych. Wstęp na tę wystawę jest darmowy.

Berlin 2016 dzień 1 cz. 1 (23)

A tak wyglądał miś z Polski:

Berlin 2016 dzień 1 cz. 1 (24)

W końcu dotarliśmy do najbardziej charakterystycznego miejsca w Berlinie – placu Paryskiego i zamykającej go Bramy Brandenburskiej. Któż nie kojarzy tego widoku? Jest tak sławny, że postanowiono umieścić go nawet na niemieckim euro.

Berlin posiadał kilkanaście bram miejskich, ale do naszych czasów ostała się tylko ta jedna, skończona w 1791 roku. Kwadryga znajdująca się na szczycie została jednak dodana dopiero dwa lata później. Środkowy przejazd służył jedynie rodzinie królewskiej. Brama kojarzy się z różnymi wydarzeniami historycznymi, np. tym, gdy Napoleon po wkroczeniu do miasta zabrał ze sobą kwadrygę do Paryża. Uznane to zostało za policzek wymierzony Berliczykom.

W latach, gdy miasto było podzielone, tuż obok Bramy Brandenburskiej znajdował się mur. Obywatele NRD pod groźbą śmierci nie mogli przy niej przebywać, a turyści oglądali ją z daleka. Po obaleniu Muru szybko przywrócono wokół bramy ruch kołowy, jednak emisja spalin oraz drgania na tyle szkodziły zabytkowi, że wokół tego miejsca samochody ju nie przejeżdżają.

Przyszła pora na przekąskę. Skusiła nas budka z dostępnymi prawie na każdym kroku kiełbaskami – wurst. Oferowano tam currywurst oraz wurst w bułce z musztardą – skoro to typowe dla niemieckiej kuchni, musieliśmy ich spróbować. Currywurst okazała się być niczym innym jak kilkoma kawałkami dość marnej kiełbasy na gorąco podanymi w ogromnej ilości keczupu i posypanej równie wielką ilością curry. Sału nie było. Natomiast wurst w bułce – to było całkiem smaczne. Taki posiłek kosztował nas bodajże 6 euro.

Wróciliśmy do zwiedzania. Brama Brandenburska znajduje się rzut kamieniem od Reichstagu. Miejsce to słynie wśród turystów z niesamowitej kopuły, na którą – mimo że jest to rządowy budynek – można wjechać windą. Najlepiej zarezerwować taką wizytę przez internet tutaj. Żeby nie marnować czasu na oczekiwanie w długich kolejkach na miejscu rezerwację mieliśmy, ale… na niedzielę, na godz. 18:45. Fajnie… Tylko że o 19:30 mieliśmy wracać już z dworca do Polski… Przy rezerwacji zupełnie zapomniałam o godzinie powrotu. A była to najwcześniejsza opcja, jaką można było z tygodniowym wyprzedzeniem zarezerwować. Trudno, przepadło.

Jednak skoro byliśmy już w tym miejscu, szkoda było odpuścić sobie taką atrakcję. Szczególnie że wejście jest darmowe! Przy wejściu dowiedzieliśmy się, że bilety zarezerwować możemy po drugiej stronie ulicy, w niewielkim ale dobrze widocznym baraku. Długo się nie namyślaliśmy i po chwili staliśmy w długiej kolejce. Po paru minutach podszedł do nas jakiś chłopak z obsługi i powiedział, że oczekiwanie zajmie jakąś godzinę i 45 minut…  Co było zrobić. Szkoda było nam odpuścić, więc mimo bolących nóg, zmęczenia i głodu staliśmy. Wiele osób za nami rezygnowało, ale kolejka mimo to wydłużała się i wydłużała.

Finalnie oczekiwanie zajęło nam nieco ponad 1,15. Udało się nam upolować wejście tego samego dnia na 20:30. W baraku dostaliśmy zieloną kartkę uprawniającą nas do wejścia na kopułę. Jednak mieliśmy chwilowo tak dosyć wałęsania się z ciężkimi plecakami, że postanowiliśmy pojechać do hotelu, żeby chwilę odpocząć i zostawić zbędne rzeczy.

Hotel mieścił się w dzielnicy Charlotenburg. Bezpośredni dojazd spod Reichstagu nie był możliwy, dlatego po drugiej stronie ulicy wsiedliśmy w autobus jadący do jednej z głównych stacji S-bahn i U-bahn – Zoologischer Garten. Stamtąd przeszliśmy na piechotę oglądając przy okazji ruiny kościoła Kaiser-Wilhelm-Gedachtnis. Miejsce to pamiętałam z poprzedniej wizyty – chciałam przyjrzeć mu się wtedy bliżej, ale nie miałam takiej okazji.

Berlin 2016 dzień 1 cz. 1 (31)

Tym razem zatrzymaliśmy się tam na chwilę. Niegdyś był to najwyższy kościół w Berlinie. Służył protestantom. Budynek został zbombardowany w 1943 roku. Mimo początkowych planów usunięcia ruin, postanowiono zostawić pozostałości na pamiątkę wydarzeń wojny. Szkoda, że nie postąpiono tak w Warszawie. Ponoć początkowo planowano zostawić miasto w ruinie, by przypominało o wydarzeniach, a stolicę przenieść do Łodzi, jednak ostatecznie pomysł ten porzucono. Szkoda jednak, że nie zdecydowano się na pozostawienie niektórych budynków jako pamiątek.

Zbudowano tam jednak nową świątynię, a ruiny poprzedniej wkomponowane zostały w plac tak, żeby znalazły się pomiędzy nowym kościołem a jego dzwonnicą. Z zewnątrz nowy kościół jest bardzo niepozorny i zupełnie nie zwraca uwagi. Jednak wewnątrz jest niesamowicie. Ściany wyłożone zostały tysiącami ręcznie robionych, niebieskawych kafli.Berlin 2016 dzień 1 cz. 1 (30)

W starej świątyni urządzono Halę Pamięci. Zobaczyć tam można liczne zdjęcia i makietę przedstawiającą budowlę przez oraz po wojnie. Znajduje się tam również zniszczona rzeźba Jezusa, która stała niegdyś w ołtarzu. Wstęp do obu budynków jest darmowy. Akurat gdy byliśmy w nowej kaplicy, odbywał się tam koncert. Każdy mógł wejść i posłuchać śpiewu występujących artystów.

Berlin 2016 dzień 1 cz. 1 (29)

Potrzebowaliśmy chwili odpoczynku, więc odnalezienie hotelu było zbawienne dla naszych nóg. Szliśmy chyba najbardziej reprezentacyjną ulicą, przy której z witryn krzyczały do nas różne nazwy najsłynniejszych marek świata. Udało się nam znaleźć tam jakiś market, w którym zrobiliśmy szybkie zakupy.

Berlin 2016 dzień 1 cz. 1 (32)

Po długiej przerwie na regenerację pojechaliśmy w końcu do centrum. Liczyłam, że może tym razem uda się nam wjechać na górę wieży telewizyjnej. Ucieszyłam się, że do wejścia nie ma kolejki. Jednak pracownik, który sprawdzał bagaże uświadomił nas, że czeka nas 1,5 godz. oczekiwania zanim pojawimy się na szczycie. Znów musieliśmy obejść się smakiem, nie mogliśmy przecież spóźnić się na wizytę w Reichstagu. Wieżę obejrzeliśmy sobie znów z każdej strony i ruszyliśmy dalej.

Berlin 2016 dzień 1 cz. 1 (33)

Przy tym samym placu znajduje się Marienkirche – kościół, w którym zgromadzone są liczne dzieła sztuki. Zebrano je z kościołów zniszczonych po wojnie. Szczyt wieży kościelnej zaprojektowany został przez autora projektu Bramy Brandenburskiej. Przy placu znajduje się również Berliner Rathaus dzięki kolorowi cegieł zwany Czerwonym Ratuszem oraz widowiskowa fontanna Neptuna. Wieżę ratusza ozdabiają niedźwiedzie – symbol Berlina. Obecnie urzęduje w nim burmistrz.

Fontanna przedstawia mitologicznego boga, który siedzi na unoszonej przez trytony muszli. Wokół znajdują się jeszcze rzeźby lwa morskiego, żółwia, krokodyla, węża i dzieci symbolizujących nowe życie. Na brzegu siedzą kobiety symbolizujące cztery rzeki ówczesnych Niemiec.

Tuż obok znajduje się słynna Wyspa Muzeów oraz największa w Berlinie świątynia –  Katedra Berlińska. Wokół kopuły można się przespacerować podziwiając widoki. W podziemiach zwiedzić można kryptę, w której znajduje się około 100 sarkofagów rodziny Hohenzollernów. Wstęp jest płatny – 5 euro. Niestety tam również nie udało się nam wejść, ponieważ było już za późno. Poinformowani zostaliśmy, że możemy przyjść następnego dnia w godz. 12 – 17:00.

Berlin 2016 dzień 1 cz. 1 (37)

Jako że czas powoli się kończył, ruszyliśmy Aleję pod Lipami (Unter den Linden) w stronę Reichstagu. Po drodze minęliśmy między innymi budynek Nowej Wartowni – służył on niegdyś królewskim strażnikom, obecnie jest miejscem pamięci ofiar wojny. Na środku pustej hali znajduje się powiększona kopia rzeźby Kathe Kollwitz „Matka ze zmarłym synem”. Rzeźba wykonana została przez artystkę ku pamięci syna, który poległ w I wojnie.

Sama aleja nie zrobiła na nas wrażenia, ponieważ wiele budynków przy ulicy było w remoncie. W wielu miejscach rozstawiono rusztowania i różne zasłaniające place budowy ekrany. Z tego co pamiętałam z Sylwestra, aleja ta była pięknie świątecznie przyozdobiona. Wyglądała zupełnie inaczej…

Nie mieliśmy jednak czasu na dalsze wspominanie, bo oto przyszła godzina wizyty w Reichstagu.

CDN.

Cztery kroki do udanego urlopu: wyszukaj lot...
... zarezerwuj nocleg... Booking.com
... wypożycz samochód...
... zminimalizuj swoją odpowiedzialność w razie uszkodzenia auta i ciesz się wyjazdem!

Powiązane teksty

Komentarze do: “Niemcy: Majówki w Berlinie ciąg dalszy”

  1. Dziękuję za wpis. Planuję wyjazd do Berlina, gdyż mam „rzut beretem” z Gdyni. Pozdrawiam:))))

    1. Będzie jeszcze kilka części – między innymi i o Poczdamie – tylko jakoś tak opornie mi to na razie idzie ;)

  2. A lubię to miasto :) Bo blisko :P

    1. Racja, ze Szczecina to już tylko rzut kamieniem ;)

Skomentuj