Krokusy w Tatrach – Dolina Chochołowska po raz trzeci

Tatrzańskie polany obsypały się jak co roku dywanem szafranów spiskich zwanych po prostu krokusami. Co to oznacza? Kolejny rok krokusowego szaleństwa! Poprzedni i nadchodzący weekend to idealne terminy na wybranie się w góry. Idealne dla tych, którzy nie mogą pozwolić sobie na urlop w tygodniu. Na szlaki wyruszą dziesiątki tysięcy osób spragnionych niesamowitego wiosennego widoku – górskich polan skąpanych w fioletach. Gdzie można znaleźć krokusy w Tatrach? Chociażby w Dolinie Chochołowskiej czy na Polanie Kalatówki.

Przyczyną panującego już od kilku lat krokusowego szaleństwa w naszym społeczeństwie są bajeczne widoki oddalone od cywilizacji, hałasu, smogu… Niestety jednak w związku z popularnością miejsc takich jak Dolina Chochołowska, o kameralnej atmosferze oraz ciszy i spokoju można zapomnieć. Gdy porośniętą krokusami polanę zalewają dziesiątki tysięcy spacerowiczów, może się zrobić nawet trochę nerwowo. Bo nie ma już miejsc parkingowych, bo trzeba daleko iść, bo ten wszedł między krokusy (tego akurat nie wolno!), bo tamten widok zasłania, albo wchodzi w kadr… Nie wszyscy potrafią wyluzować i dostosować się do regulaminu parku. To tak pokrótce z moich obserwacji innych osób na szlaku – a wcale nie byliśmy w tych najgorszych momentach. Najważniejsze to jednak cieszyć się krokusową magią i dobrze zaplanować wypad.

Od dwóch lat jeździmy na krokusy w tygodniu ruszając na szlak do Doliny Chochołowskiej z samego rana. Wiosna w Tatrach tak nas oczarowała, że nie możemy odpuścić sobie tego i w tym roku. Początkowo bierzemy pod uwagę termin piątkowo- sobotni, ale prognozy pogody (i tłumów!) zbyt optymistyczne nie są, dlatego też nasz wybór pada tym razem na czwartek, 12.04.2018. Po pracy ruszamy w kierunku miejscowości Nowe Bystre, w której to mamy zarezerwowany nocleg (Pensjonat pod sosnami – polecam!!! Miło, wygodnie i bardzo sympatyczny właściciel). Żeby uniknąć tłumów, z rana wstajemy bardzo wcześnie, jeszcze przed wschodem słońca, żeby mniej więcej o 6:00, może trochę po, ruszyć w drogę. Jak tylko słońce wschodzi czeka nas niespodzianka – już pod obiektem, w którym spędzamy tę bardzo krótką noc, możemy zobaczyć łąki porośnięte fioletowymi kwiatami! A w oddali nad okolicą czuwa Giewont. Bajeczny widok.

Trzeba ruszać! Tradycyjnie kierujemy się do Doliny Chochołowskiej. Zostawiamy auto na parkingu tuż przy kasie (10 zł za samochód, 5 zł za wejście do doliny) – jest już tu trochę samochodów, ale bez problemu znaleźć można wolne miejsce. Na wcześniejszych parkingach pustawo, pracownicy próbują zgarnąć każdego przejeżdżającego kierowcę nieświadomego, że na ostatnim parkingu jest najtaniej.

Przejście od parkingu do dolinki zajmuje nam raptem 1,15 min., co uważam za wyczyn przy naszym braku kondycji. Wybierając się tam pamiętajcie, że macie do przejścia 8 km w jedną stronę! Wygodne buty to podstawa. Z rana jest zimno – termometr w samochodzie pokazuje raptem 1 stopień… Trzeba ubrać się na cebulkę, bo już za 1,5 godziny będziemy mogli chodzić na krótki rękaw.

Dolina Chochołowska

Gdy wchodzimy do Chochołowskiej z obawą rozglądam się za krokusami. Rok wcześniej mieliśmy pecha – dzień przed naszym przyjazdem znaczną część roślin zniszczył grad, tym razem jednak trafiliśmy tu w idealnym momencie! Już na wejściu podziwiać możemy zamknięte jeszcze kwiaty. Szybko jednak rozchylają swoje płatki, bo robi się naprawdę gorąco. Jest pięknie! Polana zalana fioletem gdzie okiem nie sięgnąć.

Spacerujemy ścieżkami zachwycając się widokami. Niestety jednak nie wszyscy potrafią dostosować się do zasad – niektórzy wchodzą za taśmy odgradzające krokusy od ludzi, zrywają kwiaty, siadają wśród nich – na szczęście jednak przypadki te można policzyć na palcach jednej ręki. Najbardziej irytujący jest mężczyzna, który z całym osprzętem fotograficznym włazi w sam środek największego zagęszczenia kwiatów… W takich przypadkach nie wahajcie się zwrócić uwagę. Niby można powiedzieć, że dużej szkody taka osoba nie zrobi, złamie może kilka kwiatów, ale co by było, gdyby tak każdy z tych tysięcy ludzi odwiedzających dolinę schodził ze szlaków?

W Dolinie Chochołowskiej spędzamy sporo czasu. Napawamy oczy niesamowitym widokiem, wygrzewamy się w słońcu… Dobrze tak trochę odpocząć. Nie może oczywiście zabraknąć słynnego deseru chochołowskiego – szarlotki ze śmietaną i sosem jagodowym. Jest tu zmiana na plus – wreszcie w masie jabłkowej nie ma blaszek z gniazd nasiennych! :)

Robimy jeszcze jedną rundkę dookoła i kierujemy się w drogę powrotną do auta. Dochodzi powoli południe, na szlaku w stronę doliny jest naprawdę bardzo dużo osób, a parkingi są już zatłoczone. Warto przyjechać tu możliwie jak najwcześniej, ale pamiętajcie, że na wschód słońca z rana nie przyjdziecie – zabronione jest poruszanie się po tatrzańskich szlakach od zmierzchu do świtu. Pozostaje jedynie nocleg w schronisku.

Po krokusach na Chochołowskiej planowaliśmy wybrać się na Słowację – to dobra okazja, żeby przejść się Ścieżką Koronami Drzew, zajrzeć do Jaskini Bielańskiej czy wybrać się do gorącego źródła koło miejscowości Kalameny, jednak ostatecznie podejmujemy decyzję, że jedziemy w stronę Kalatówek. Trzeci rok podziwiania krokusów, a my znów mamy nie zajrzeć na tę polanę? Nie ma mowy!

Zostawiamy samochód na parkingu w Zakopanem i ruszamy w stronę Kuźnic – nie dojedzie się tam autem. Niestety nasze nogi mają już trochę dość, a czeka nas droga cały czas pod górę. Zrezygnować? Nie ma mowy! Za kilka złotych od osoby zostajemy podwiezieni wraz z innymi busem pod wyciąg na Kasprowy Wierch. Czyste lenistwo, ale trzeba oszczędzać siły. Jesteśmy w połowie drogi na Polanę Kalatówki. Szlak do tego miejsca jest kamienisty, przydają się dobre buty, bo podejrzewam, że w tych z cienką podeszwą, czuje się każdą ostrzejszą krawędź pod stopą. W końcu docieramy i oczom nie możemy uwierzyć!

Polana Kalatówki

Nie dość, że na Kalatówkach prawie nie ma ludzi (w porównaniu do Chochołowskiej jest tu zupełnie pusto), to jeszcze widoki są nieziemskie! Tak oto mój zachwyt nad Doliną Chochołowską nieco maleje, ale szybko zastępuje go oczarowanie Kalatówkami. Tutejsze krokusy są właśnie w pełni rozkwitu, cała polana zalana jest delikatnym fioletem błyszczącym wręcz w promieniach popołudniowego słońca. Krokusy w niektórych partiach Doliny Chochołowskiej zaczęły już przekwitać, tutaj jednak nie można jeszcze mówić o tym zjawisku. Tak naprawdę trochę roślin dopiero rozkwitnie – widać gdzieniegdzie pączki.

Panowie siadają na ławeczce i wygrzewają się, ja natomiast latam jak oszalała z aparatem. Kadr z ziemi, od góry, na pojedyncze krokusy lub ich całą masę. I wszystkie zdjęcia bez problemu są bez ludzi! W drodze tutaj miałam już trochę dość, ale jak tylko spojrzałam na polanę z góry, zmęczenie natychmiast ustąpiło.

Uwaga: w trakcie robienia zdjęć nie ucierpiał żaden krokus : Chcecie zdjęcie z krokusami? Wykorzystajcie do tego znajdujące się tuż przy szlakach niewielkie i bezkrokusowe łaty wyschniętej trawy! Umiejętnie dobrany kadr zdziała cuda bez szkód dla środowiska. Naprawdę nie ma potrzeby wchodzić między rośliny, czy tym bardziej kłaść się na nich. Pamiętajcie by nie deptać i nie zrywać kwiatów – raz, bo to piękny widok i szkoda go niszczyć, dwa – tatrzańskie krokusy są pod ochroną.

Polana Kalatówki tak nas zachwyca, że zostajemy tu dłuższą chwilę mimo tego, że powinniśmy już wracać. Dochodzi 17:00, a czeka nas długa droga do domu… Żal jednak tak po prostu wrócić do samochodu. W końcu jednak trzeba się ruszyć – oblodzonym szlakiem kierujemy się w stronę kolejki na Kasprowy. Do domu docieramy po północy – z rana trzeba wstać do pracy, ale mimo zmęczenia – warto było!

Spodobał Ci się powyższy tekst? Polub go na Facebooku lub udostępnij, może komuś się przyda! Jeśli szukasz relacji z poprzednich krokusowych wypadów, zajrzyj koniecznie tutaj!

Cztery kroki do udanego urlopu: wyszukaj lot...
... zarezerwuj nocleg... Booking.com
... wypożycz samochód...
... zminimalizuj swoją odpowiedzialność w razie uszkodzenia auta i ciesz się wyjazdem!

Powiązane teksty

  1. Moli

    Piekna ta nasza przyroda , a czlowiek robi wsyztsko by ja zniszczyc-swiadomie lub mniej swiadomie. Boje sie,ze za paredziesiat lat takie widoki beda juz tylko na zdjeciach.

  2. Przepięknie! Juz wiem gdzie jedziemy za rok :)

    1. Monika Borkowska

      Warto!!! Tylko polecam wyjazd w tygodniu – w weekend może braknąć miejsca na szlaku ;)

  3. Zdjęcia i widoki cudne! My odważyliśmy się na krokusowy szał tylko raz (dwa lata temu) i mimo wczesnego startu (4ta w nocy)- po wyjściu słońca tłumy przybyły i dotrzymywały nam towarzystwa. Może wybierzemy na przyszłe „łowy” mniej uczęszczane miejsce, bo oko ciężko od tego fioletu oderwać.

    1. Monika Borkowska

      Prawda, to widok uzależniający! Musieliście mieć pecha :( My rok temu ruszyliśmy z samego rana w tygodniu i tak mniej więcej do 9:00 było pusto. Później była garstka ludzi, tłoczniej zrobiło się dopiero gdy wracaliśmy już na parking. Ale więcej tak wczesnego wyjścia nie powtórzymy – wyruszanie o wczesnej porze jest zakazane, ze względu na zwierzęta, nie można poruszać się po szlakach od zmierzchu do świtu. Wydaje mi się, że jeżeli wyjazd w tygodniu z rana nie jest możliwy, warto rozważyć niedzielne popołudnie – wszyscy weekendowi amatorzy krokusów muszą wtedy wracać, więc luźniej się robi na polanach ;)

  4. Moniko nie mogę się napatrzeć na ten cudny fiolet. Szkoda, że z Trójmiasta mam tak daleko w polskie góry.Bardzo chciałabym kiedyś sfotografować krokusy na Polanie Chochołowskiej. Piękne zdjęcia!

    1. Monika Borkowska

      Dziękuję! Rzeczywiście od Ciebie byłaby to nie lada wyprawa… My będąc tak naprawdę w połowie tej drogi sporo czasu na podróż straciliśmy, ale było warto. Mam nadzieję, że uda Ci się kiedyś wybrać w tamte okolice, bo możliwość zobaczenia tego wiosennego spektaklu na własne oczy jest niesamowitym przeżyciem!

Skomentuj