Azory: Plantacje ananasów na Sao Miguel

Czy wiesz, jak wygląda ananas? Ale nie owoc, tylko cała roślina? Mało kto zdaje sobie sprawę, że ananasy nie rosną na drzewach, ani na krzakach. To niskie byliny z rodziny bromeliowatych. Największe uprawy znajdują się współcześnie w Chinach, na Hawajach, Filipinach, Brazylii i Meksyku, ananasy uprawiane są także i m.in. na Sri Lance. Jednak wcale nie trzeba lecieć aż poza Europę, by móc odwiedzić niezwykłą plantację. Zabieram Cię dzisiaj na plantacje ananasów na Sao Miguel! 

Dzień 1 i 2, 27-28.06.2019, część 1/2

Dotarcie na Sao Miguel – największą i najbardziej zaludnioną wyspę Azorów – położonego na styku trzech płyt kontynentalnych archipelagu Makaronezji – kosztuje nas sporo czasu i nerwów. Dlaczego? Wszystko przez opóźnienie lotu. Podróż miała przebiegać spokojnie i z dużym zapasem czasu, jednak przez usterkę samolotu, który zabrać miał nas z Warszawy do Lizbony, z 4 godzin przesiadki w portugalskiej stolicy robi się nam raptem 30 minut! Zdenerwowani, zmęczeni, ale jednak zdążamy na kolejny samolot. Po nieco ponad 2 godzinach jesteśmy w Ponta Delgada.

Ciężko wstać, ale ciekawość wyspy rozbudza nas coraz skuteczniej. Spacerem udajemy się do pobliskiego sklepu spożywczego i zaopatrzeni w prowiant na śniadanie i na drogę (przepadam natychmiast po spróbowaniu bolo levedo – drożdżowych chlebków wypiekanych tylko na Azorach, przepis na nie znajdziesz np. tutaj) ruszamy w kierunku Ponta Delgada, a dokładnie do wioski Faja de Baixo.

Uprawa ananasów w Europie?

Już na lotnisku w mieszczącym się w terminalu przylotów punkcie informacji turystycznej (czynny do późna!) zaopatrzyłam się w ulotki i różne broszurki, pośród których natrafiłam na informację, że na Sao Miguel odwiedzić można kilka plantacji ananasów – do tej pory słyszałam o jednej. Niewiele wiemy o uprawie tych owoców, ale mogliśmy już zobaczyć pełne ich pola na Sri Lance. Uprawa ananasów – jakby nie patrzeć – w Europie? Spora ciekawostka, dlatego też właśnie ten kierunek obieramy na początek. Ulotka z lotniska mówi, że są 4 miejsca, w których turyści mogą zaczerpnąć wiedzy o tych owocach.

Plantacje ananasów na Sao Miguel

W Polsce na ananasa mamy jedno określenie, Portugalczycy jednak używają dwóch słów. Typowy, pochodzący z Ameryki Południowej owoc to abacaxi (abakaszi). Znamy go ze sklepów w naszym kraju – jest duży, ze sporym pióropuszem liści na wierzchołku, z lekką nutą kwaskowatości. Słowo ananas odnosi się do owocu pozyskiwanego z upraw na Azorach. Azorski ananas (odmiany Cayenne) jest mniejszy, charakteryzuje się mniejszym pióropuszem liści i gdy dojrzały – urzeka słodyczą.

Ananasy na Sao Miguel pojawiły się bodajże w 1829 roku najpierw jako przywiezione z Ameryki Centralnej i Południowej rośliny ozdobne uprawiane w wazach. Uprawa na skalę masową w celach spożywczych w szklarniach zaczęła się w 1860 roku – już 4 lata później miała miejsce inauguracja eksportu, gdy na statkach do Anglii wysłano 12 skrzyń starannie zabezpieczonych owoców. W 1872 roku eksport liczył już 1873 owoców, rok później – 6234 sztuki. Równo rok po pierwszej wysyłce Azory eksportowały 17 275 owoców z 40 000 roślin uprawianych w szklarniach wyspy. Eksport w 1903 wynosił już od 800 tys. do miliona ananasów zajmujących 80-90 tys. specjalnych skrzyń. Owoce wysyłane były na rynki brytyjskie, niemieckie oraz rosyjskie.

Ananas zyskał miano królewskiego owocu, więc i dorobek na nim nie był trudny. Szklarnie rozprzestrzeniły się wokół Ponta Delgada, Lagoa oraz Vila Franca do Campo. Niestety obie wojny światowe skutkowały kryzysem, po którym eksport azorskich ananasów nigdy nie powrócił już do wcześniejszego poziomu. Dodatkowym gwoździem do trumny ananasa z Azorów był fakt, że rynki zalał dużo tańszy ananas z Ameryki Południowej.

Chcąc przekonać się, na czym polega uprawa ananasów na Azorach, decydujemy się odwiedzić wszystkie polecane w ulotce informacyjnej z lotniska miejsca. Zaczynamy od plantacji Ananases A. Arruda.

Ananases A. Arruda

Ananases Augusto Arruda to ponad stuletnia, największa plantacja pokazowa, którą bez ograniczeń zwiedzać mogą odwiedzający – była to niegdyś plantacja pomarańczy, którą wspomniany dr Augusto Arruda przekształcił w swój dom oraz plantację ananasów. Kilkanaście szklarni zarządzanych przez trzecie już pokolenie właścicieli udostępnione jest odwiedzającym latem, czyli od kwietnia do października w godzinach 9:00 – 20:00. Szklarnie opisane są niewielką tabliczką, na które podano informacje dotyczące fazy, w której znajdują się ananasy – jej numeru oraz wieku roślin. Niestety nie udaje mi się wypatrzeć kwitnącego ananasa – może to nie ta pora?

To najczęściej odwiedzana przez turystów plantacja. Ci, którzy zdecydują się na wizytę w tym miejscu, mogą spacerować od szklarni do szklarni zaglądając do wnętrz i z bliska przyglądając się roślinom i ich owocom. Jedyne, czego mi tu brakuje, to przewodnik. Ktoś, kto objaśniałby pokrótce cały proces uprawy. A może wystarczyłby film? Zdecydowanie brak tu informacji (chociaż na koniec otrzymamy ulotkę z podstawowymi danymi).

W jednej ze szklarni zauważamy stojące na środku pojemniki z niedopalonymi resztkami. Wiedziałeś, że żeby ananas wydał szybciej owoc, trzeba szklarnię zadymić? Stres zmusza roślinę do skrócenia owocowania o około rok – dzięki zadymianiu zamiast w 36 miesięcy, ananas będzie gotowy do zbioru po maksymalnie 24 miesiącach. 2 lata na jeden owoc! Ciekawe, czy działa to tak samo w innych rejonach świata, czy taka technika stosowana jest tylko tutaj?

Gdy kierujemy się już do wyjścia, na drodze napotykamy kota. Całego czarnego. Wystarczy, że się do niego schylę, a mruczek już siedzi mi na kolanach. Przyzwyczajony do obecności obcych natychmiast włącza mruczenie i domaga się pieszczot. Dobrze, że nasz pies tego nie widzi… Ogółem na Sao Miguel kotów spotykamy sporo, a co ciekawe – większość z nich jest czarna. Przypadek? A może rzeczywiście jest to dominujący kolor sierściuchów?

Zaglądamy jeszcze do sklepiku z pamiątkami. Biżuteria z symboliką ananasów, ściereczki kuchenne, rękawice, wyroby z korka… Sporo tu tego. Najciekawszą jednak pamiątką może być wytwarzany z ananasów likier, którego można posmakować na miejscu. Trunek jest całkiem dobry, ale niestety nie ma w sprzedaży butelek mniejszych niż 250 ml (a te kosztują ogółem 15 EUR). Mamy tylko bagaże podręczne, także ten zakup odpuszczamy. Nie mogę jednak odmówić sobie pamiątki w postaci portfela powleczonego warstwą korka uzyskiwanego z kory rosnących na Sao Miguel dębów korkowych.

Gdy już jesteśmy przy bramie, moją uwagę zwraca jakiś ruch na rosnącym tuż obok sagowcu. To jaszczurki – wygrzewa się ich tu kilkanaście. W sumie jaszczurki – obok kotów – to najczęstsze zwierzęta, jakie zobaczymy w trakcie tej podróży.

Z plantacji Ananases A. Arruda kierujemy się do położonej niedaleko Plantacao de ananasas Santo Antonio.

Plantacao de anananas Santo Antonio

W porównaniu do Ananases A. Arruda ta założona w 1911 roku plantacja prezentuje się znacznie mniej imponująco, ale w zaciszu dawnego magazynu przerobionego na mały sklepik obejrzeć tu można całkiem interesujący film mówiący o poszczególnych etapach produkcji ananasów. Wszystko zwięźle i na temat. Po obejmującej trzy użytkowane szklarnie pokazowe niewielkiej plantacji oprowadza nas młody chłopak.

W jednej ze szklarni ananasy rosną bardzo chaotycznie – dowiadujemy się, że są to dopiero sadzonki, które następnie przesadzone zostaną do kolejnej szklarni, by mogły osiągnąć następny poziom wzrostu i rozwoju. W największej z nich panuje nieziemska wilgotność – po kilku sekundach obiektyw aparatu mam całkowicie zaparowany! Takich warunków nie doświadczyliśmy dotychczas nawet w tropikach, widać jednak, że ananasom w pełni pasują.

Większość szklarni nie jest użytkowana, ale od naszego przewodnika dowiadujemy się, że ogółem właściciele tego terenu mają kilka innych plantacji, na których ananasy uprawiane są na sprzedaż. Nie ma jednak możliwości ich zwiedzenia.

W sklepiku robimy małe zakupy w postaci ananasowego dżemu (mają małe opakowania, w sam raz do bagażu podręcznego do samolotu), napoju Kima z ananasem (przypomina nieco syrop z puszki) oraz świeżego ananasa na deser po kolacji. Chłopak dopytuje, kiedy planujemy zjeść owoc – gdy w odpowiedzi słyszy, że jeszcze dzisiaj, wybiera nam najintensywniej pachnący okaz. Im mocniejszy zapach, tym ananas bardziej zdatny do szybszego spożycia. I rzeczywiście coś w tym jest – owoc jest przepyszny! Niestety sporo kosztuje – za kilogram trzeba dać 7,30 EUR.

Na Azorach ananasy mają świetne warunki, jednak jest to bardzo kosztowna i długotrwała uprawa. Gdy ananas z Kostaryki kosztuje na lokalnym targu ok. 1,5 EUR/kg (cena z targu w Ponta Delgada), azorski odpowiednik będzie kosztować w zależności od wielkości od 6 do nawet 9 EUR za kilogram. Około 6 EUR kosztują naprawdę małe sztuki, z których da się wykroić raptem kilka plasterków. Ale ten smak i zapach… Warto spróbować azorskiego owocu chociaż ten jeden raz, niezależnie od ceny! Nagle okaże się, że wszystkie inne ananasy są mdłe i bez aromatu.

Centro de Interpretacao da Cultura do Ananas

Wjeżdżamy do miasta w poszukiwaniu „centrum ananasów” jak to skrótowo nazywam Centro de Interpretacao da Cultura do Ananas. Bez problemu znajdujemy spory, bezpłatny parking i po kilkuset metrach wiedzeni ananasowymi wzorami ułożonymi z kostki jesteśmy pod drzwiami budynku, w którym nieco więcej dowiemy się o uprawie ananasów na Azorach. Wystawa czynna jest od 2016 roku.

Początkowo nie jestem przekonana, czy wizyta tu ma sens, szybko jednak zmieniam zdanie. Jesteśmy jedynymi osobami w pomieszczeniach, także na spokojnie możemy zapoznać się z całym procesem uprawy i ogólnie ciekawostkami dotyczącymi różnych upraw Azorów. Jedną z tych ciekawostek jest informacja, że w 1493 roku Krzysztof Kolumb po raz pierwszy dociera do Gwadelupy i po raz pierwszy próbuje ananasa. Historia rozprzestrzeniania się owocu zobrazowana jest w postaci linii czasowej na ścianie.

Dowiadujemy się nieco również o innych roślinach uprawianych na Azorach – urzecie barwierskim, herbacie, winoroślach, tytoniu i pomarańczach, których plantacje w znacznej mierze początkowo wyparte zostaly przez uprawy ananasów. Są także uprawy bananów (swoją drogą małych, ale przepyszmych!). Jeźdżąc po Sao Miguel łatwo zauważyć, że to bardzo nastawiona na rolnictwo wyspa – mnóstwo pastwisk i najróżniejszych upraw natychmiast zwraca uwagę.

Na czym polega uprawa ananasów na Azorach?

Uprawa ananasów na Azorach składa się z kilku faz, którym towarzyszą prace pielęgnacyjne polegające na ochronnym wapnowaniu dachów, podlewaniu i pieleniu (do uprawy ananasów na Sao Miguel nie używa się środków ochrony roślin, jest tu uprawa ekologiczna). Wszystkie dokładnie opisane są właśnie w Centro de Interpretacao da Cultura do Ananas. 

  • Faza 1 (1-2 mies.) polega na sadzeniu kłączy uzyskanych w drodze selekcji dobrze owocujących roślin z poprzedniego cyklu produkcyjnego. Po odpowiednim przygotowaniu kłącza (zwane toca) wielkości 12 do 20 cm sadzone są w pierwszej szklarni i przykrywane 10 cm warstwą gleby. Po posadzeniu szklarnia jest nawadniania przez pracowników raz w tygodniu lub co dwa tygodnie w zależności od pory roku i nawilżenia ściółki.
  • Faza 2 (2-7 mies.)nastaje, gdy po około miesiącu pojawiają się nowe rośliny – brolhos, które przez kolejne kilka miesięcy rosną w kontrolowanym środowisku. Dach szklarni bielony jest wapnem w celu ograniczenia nasłonecznienia – bez tego wrażliwe liście mogłyby zostać uszkodzone. Gdy rośliny uzyskają ok. 30 cm wysokości, są oddzielane od kłącza – matki i przesadzane do kolejnej szklarni.
  • Faza 3 (7-13 mies.) polega na odpowiednim przygotowaniu ściółki w kolejnej szklarni i przesadzeniu odpowiednio podrośniętych roślin ze szklarni nr 1. Ściółka składa się ze zrębków powstałych z gałęzi pospornicy falistej – drzewa mocno inwazyjnego, szkodzącego naturalnemu środowisku Azorów. Zrębki te miesza się za pomocą glebogryzarki z warstwą gleby. Ananasy mają utrzymywaną temperaturę między 25-30 stopni latem i 22-25 zimą. W dalszym ciągu pilnuje się bielenia wapnem dachów szklarni. Należy odpowiednio często nawadniać ściółkę i dbać o wysoki poziom wilgotności w szklarni.
  • Faza 4 (9 dni) to zadymianie, które skutkuje naturalną produkcją hormonów wzrostu wzmagających produkcję etylenu, a w konsekwencji prowadzącą do równoczesnego kwitnienia. Przyspiesza to znacząco cały proces owocowania. Do spalania (zastosowanie procesu odkryto przypadkowo!) najczęściej używane są gałęzie kryptomerii lub suche liście bananowców. Szklarnie zadymia się od 9 do nawet 21 razy
  • Faza 5 (13-18 mies.) to kwitnienie, które ma miejsce zazwyczaj między 35 a 90 dniem po ostatnim zadymianiu.
  • Faza 6 (15-18 mies.) to usuwanie liści z korony (pióropusza). Gdy owoc ma około połowy oczekiwanej wielkości, częstym zabiegiem jest usuwanie stożka wzrostu spomiędzy liści w pióropuszu na jego szczycie. Nie dopuszcza to do zbyt dużego rozrośnięcia i straty pożądanego kształtu owocu. Roślina nie marnuje energii na niepotrzebny wzrost liści.
  • Faza 7 (18-24 mies.) z kolei to dojrzewanie. Jeżeli zachowane są wszystkie opisane metody, owoce zaczynają dojrzewać 11 do 12 miesięcy po fazie 3. Czyli cały proces uprawowy trwa aż do 18 – 24 miesięcy!

Jest to praca bardzo czasochłonna, jednak chętnych do uprawy ananasów na Sao Miguel trochę się znajdowało. W 1964 roku było 575 producentów ananasów i 3605 szklarni! Ile jest aktualnie – niestety nie znalazłam tych informacji. Na koniec – dla uzupełnienia zdobytych informacji – oglądamy jeszcze krótki film o uprawie owoców.

Proces produkcji ananasów obrazuje w dużym skrócie świetnie ten film:

Centro de Interpretacao da Cultura do Ananas praktycznie:

  • godziny otwarcia:
    • 1 listopada – 31 marca: wtorek-piątek 10:00 – 17:00, soboty i święta 14:00 – 17:30; zamknięte w niedziele, poniedziałki, 1 stycznia, Mardi Gras, Niedzielę Wielkanocną i 25 grudnia.
    • 1 kwietnia – 31 października: codziennie w godzinach 10:00 – 18:00; zamknięte w Niedzielę Wielkanocną
  • bilet wstępu: 0 – 6 lat wejście darmowe, 7 – 14 lat – 1,50 EUR, 15-64 lat 3,0 EUR, 65+  1,50 EUR. Jest też bilet rodzinny obejmujący dwoje dorosłych i dzieci do 14 roku życia za 6 EUR.

Estufas Profrutas

Wjeżdżamy do Ponta Delgada. Plantacja ananasów w mieście, pośród bloków? Coś mi tu nie pasuje, podążamy jednak za nawigacją. Po chwili rzeczywiście widzimy rząd co najmniej kilkunastu szklarni! Finalnie okazuje się, że jest ich tu ponad 20. Zostawiamy auto pod jednym z okolicznych bloków i udajemy się na spacer w kierunku plantacji. Ogromna brama jest otwarta, akurat maluje ją jakiś mężczyzna. Za bardzo po angielsku nie mówi, ale rozumie pytanie, czy możemy odwiedzić to miejsce. Niestety nie ma takiej możliwości – czyli ulotka otrzymana w punkcie informacji na lotnisku nie do końca jest aktualna.

Jednak po chwili wahania mężczyzna schodzi z drabiny i prowadzi nas do jednej ze szklarni. Uchyla na moment drzwi, żebyśmy mogli rzucić okiem na wnętrze nastawione typowo na produkcję. Niczym nie różni się od tych szklarni pokazowych, jedynie jest jeszcze większe. Dziękujemy za możliwość rzucenia okiem na dojrzewające ananasy i wracamy do auta.

PS. Słowem wstępu – opóźnienia i komplikacje…

Wspomniałam na samym początku nieco o naszych przygodach z dotarciem na Sao Miguel. Niestety lot odbył się z małymi problemami w postaci opisanego opóźnienia – przechodzi nam w związku z tym koło nosa 800 lub może nawet 1200 EUR… Po raz pierwszy zdarzyło się nam opóźnienie teoretycznie kwalifikujące się do uzyskania rekompensaty, ale…

Gdyby nasza podróż kończyła się w Lizbonie, zgodnie z Rozporządzeniem WE 261/2004 przysługiwałoby nam w tej sytuacji po 400 EUR odszkodowania na osobę (więcej na temat odszkodowań za opóźnione lub odwołane loty poczytasz w tekście: Odwołany lub opóźniony lot? Walcz o odszkodowanie!). Jeżeli przez to opóźnienie nie zdążylibyśmy na kolejny samolot na Azory, odszkodowanie mogłoby wzrosnąć do 600 EUR na osobę, ponadto na przewoźniku ciążyłby obowiązek opieki – zapewnienia noclegu, transferu z i na lotnisko oraz nowego lotu. Jednak ze względu na to, że na drugi lot zdążamy (mamy raptem 30 min. na przesiadkę, ale jakimś cudem się udaje), a oba odcinki podróży mamy na jednej rezerwacji, z odszkodowania nici… Tyle wygrać… Najważniejsze jednak, że docieramy na miejsce. Poza tym TAP Air Portugal i tak oferuje warunki nieporównywalnie lepsze od Ryanair – w samolocie siedzimy razem bez żadnych dopłat, w cenie mamy dwa bagaże podręczne i naprawdę smaczny posiłek oraz napoje.

Gdy wreszcie lądujemy z kolejnym, ale już dużo mniejszym opóźnieniem na Sao Miguel, mogę odetchnąć. Ale… Coś tu śmierdzi. Serio… Nie wiem co, ale naprawdę coś capi. Może jakaś roślina właśnie kwitnie? Na szczęście szybko moją uwagę odwraca konieczność znalezienia przedstawiciela wypożyczalni samochodów – Way2Azores. Na pół roku przed wyjazdem mieli najtańsze samochody, ale firma ta nie ma biura w terminalu lotniska. Czeka na nas mężczyzna z karteczką, na której zapisana została nazwa wypożyczalni. Super, połowa sukcesu. Okazuje się jednak, że z dopełnieniem formalności nie pójdzie tak łatwo.

Nasza karta kredytowa nie wystarczy na pokrycie depozytu – 1100 EUR. Gdyby nasz bank stosował bardziej przyzwoity kurs przeliczenia EUR na PLN, to starczyłoby na spokojnie, ale w związku z tym, że skubie nas niemiłosiernie na kursach (i dlatego też do płatności zagranicznych mamy Revoluta), musimy nadpłacić kartę. Dopiero za 3 razem się udaje. Zostajemy zaprowadzeni do auta czekającego na parkingu – czyżby dopiero samochód podstawili? Nie. Przed powrotem okaże się, że jeden z pracowników wypożyczalni jeździ w kółko wykorzystując darmowy czas parkowania. Bodajże 10 min.

Samochód jest w niezłym stanie, ale i tak dokładnie go oglądamy. I to bardzo dobry ruch – z przodu od spodu zrysowany jest na całej szerokości. Ktoś musiał przynajmniej kilka razy najechać albo na krawężnik, albo na szutrówce na wertepy. Gdy wszystko jest pozaznaczane na protokole odbioru auta, możemy ruszać. Do noclegu mamy kilkanaście kilometrów. Dochodzi 1:00, jesteśmy wykończeni. Na szczęście bez problemu docieramy do miejscowości Lagoa, w której to spędzimy kolejnych kilka nocy. Jest bardzo późno – jak dostaniemy się do mieszkania? Okazuje się, że bez problemu. Tak naprawdę przy tej rezerwacji kontakt z właścicielami jest całkowicie zbędny. Klucz czeka w niewielkim sejfie przy bramie. Genialny pomysł! Gość przyjeżdża o takiej porze, o jakiej mu to odpowiada, gospodarz udostępnia jedynie numer do sejfu i tyle. Że też w innych miejscach na to nie wpadli!

Mieszkanko jest duże, czyste i świetne urządzone. Na tarasie mamy też wielki kosz ogrodowy! Zanim się położymy zaglądamy w każdy kąt. W nocy coś dziwnie chrobocze – podejrzewam obecność myszy pod dachem, mało nam to jednak będzie przeszkadzać, bo wyjazd jak zawsze zapowiada się intensywnie! Innych lokatorów w postaci karaluchów na szczęście brak.


Spodobał Ci się powyższy tekst? Polub go na Facebooku lub udostępnij, może komuś się przyda! A może szukasz inspiracji do zaplanowania swojego kilkudniowego wyjazdu? Zajrzyj koniecznie do moich pozostałych relacji z Azorów! Będzie mi również niezmiernie miło, jeśli pozostawisz tu po sobie ślad w postaci komentarza. 

Cztery kroki do udanego urlopu: wyszukaj lot...
... zarezerwuj nocleg... Booking.com
... wypożycz samochód...
... zminimalizuj swoją odpowiedzialność w razie uszkodzenia auta i ciesz się wyjazdem!

Powiązane teksty

Skomentuj