Podsumowanie roku 2021

Odkąd Podróżowisko zaistniało w czerwcu 2014, odtąd tradycyjnie na zakończenie każdego roku pojawiały się tu podsumowania. Nie inaczej będzie i tym razem, chociaż podsumowanie 2021 roku wypada podróżniczo bardzo skromnie. Można by nawet rzec, że w porównaniu do lat poprzednich – beznadziejnie. W podróżowiskowej historii tak mało wyjazdów jeszcze nie było. Udało mi się wyskoczyć na trzy bardzo krótkie, zagraniczne wypady (w tym dwa razy na Islandię! I chyba tylko to ratuje sytuację). Do tego doszedł jeden dzień w Sandomierzu i kilka godzin w Krakowie. Podróżnicza posucha jak nigdy… 

Zmiany, zmiany, zmiany!

Jednak był to rok nadzwyczajny. Czas i środki „zaoszczędzone” na podróżach nie przepadły. Zainwestowałam je – jakkolwiek górnolotnie by to nie zabrzmiało – w siebie. Poświęciłam sporo czasu i energii na zdobycie nowych umiejętności, na swój rozwój. Odkryłam pewne talenty, o których nie miałam wcześniej pojęcia. Poniekąd przyczyniło się to w pewnej mierze do noworocznego awansu w pracy. Służbowo mogłam zacząć wykorzystywać to, co uwielbiam robić prywatnie. Zauważone zostały moje umiejętności fotograficzne i filmowo-montażowe. Wspomnę tu tylko, że z dwóch filmów – jednego zrobionego przeze mnie (mojego pierwszego w dziedzinie, którą zajmuję się zawodowo) i drugiego wykonanego przez profesjonalną agencję reklamową – to właśnie moja praca została wybrana do użytku na potrzeby firmy! A dopiero się tego montażowego fachu uczę!

Wszystko to wiązało się z częstszymi wyjazdami służbowymi, więc był to pierwszy rok od naprawdę długiego czasu, gdy nie musiałam być non stop przyklejona do biurka. Co prawda oznaczało to wielokrotnie siedzenie po godzinach, douczanie się w czasie prywatnym, ale nie narzekam. Wręcz przeciwnie – zdjęcia, dron, auto i bycie w terenie? Połączenie idealne! Nawet wielogodzinne przejazdy za kierownicą nie stanowiły żadnego problemu, bo w czasie pandemii odkryłam, że po prostu lubię prowadzić samochód (pomijając stanie w korkach…). Wielokrotnie miałam poczucie, że mogę góry przenosić.

Wróciłam także do pomysłu, który zaczął kiełkować w mojej głowie już kilka lat temu. Od dawna ciągnęła mnie fotografia okolicznościowa – narzeczeńska, ślubna, komunijna itd. Od kilku lat wykupioną miałam już domenę, na której nic się nie działo. Przyszła pora to zmienić! Póki co za wiele tam nie ma, ale najważniejsze zacząć coś robić! Jesteś ciekaw tej części mojej działalności? Zapraszam na stronę monikaborkowska.pl

Doczekać się nie mogę wyzwań, które pojawią się na mojej drodze w 2022 roku!

Nie zawsze jednak było różowo…

Żeby nie było jednak aż tak idealnie, ten rok potrafił też dokopać. Zdarzało się, że miałam ochotę rzucić wszystko i wyjechać w te przysłowiowe Bieszczady. Chociaż zapewne skończyłoby się nie na Bieszczadach, a na Islandii, która to z biegiem czasu wcale mniej mnie nie ciągnie (kto wie, jak to się dalej potoczy?). Przykładowy jeden taki moment dopadł mnie mniej więcej w połowie czerwca, drugi niedługo później. Kolejny? Tuż przed urodzinami w listopadzie. Dużo się w tych chwilach działo, czasem aż za dużo. Końcówka roku to czas, gdy ciągnęłam do świątecznego urlopu ostatkiem sił odliczając dni i godziny.

Wiele energii kosztowało mnie kilka relacji, doświadczyłam sporego zawodu (a nawet dwóch) i kilku pomniejszych rozczarowań. Co dalej? Co prawda staram się w życiu niczego (ani nikogo) nie przekreślać, ale uczę się, by tej energii nie poświęcać już tyle tam, gdzie nie ma to większego sensu. Trochę na zasadzie „co ma być, to będzie”. A jak nie będzie po mojej myśli? Trzeba iść dalej. Dla równowagi kilka znajomości bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło, nie raz uzyskiwałam wsparcie tam, gdzie się go nie spodziewałam.

Podsumowanie podróżnicze

W związku z bardzo ograniczonym czasem, istnienie bloga zawisło w pewnym momencie na włosku. Nie będę również ukrywać, że całkowicie straciłam motywację do pisania. Tyle jest podróżniczych blogów, tyle opisów tych samych miejsc… Wszędzie wszyscy rozpływają się w zachwytach. Miałam w pewnym momencie dość. Tyle jednak pracy i czasu kosztowało mnie prowadzenie tej strony, że tak łatwo nie zrezygnuję. Ponadto przez te wszystkie lata wokół Podróżowiska zgromadziła się niemała społeczność. Szkoda byłoby teraz ot tak odpuścić! Więc nie rezygnuję, chociaż raczej na regularne teksty trudno będzie liczyć…

A jak wyglądał 2021 rok podróżniczo? W dużym skrócie właśnie tak:

Sandomierz w maju

Na wiosnę drugi rok z rzędu wybrałam się w okolice Sandomierza, by odwiedzić to urokliwe miasteczko i zobaczyć krajobrazy tak zwanej sandomierskiej Toskanii rozkwitnięte polami rzepaku. Tym razem jednak na wszystko mogłam spojrzeć z góry. Nie mogłam przecież wybrać się w podróż bez zakupionego w poprzednim roku drona. I nie wróciłam z tej podróży z pustymi rękami! W końcu zdecydowałam się zaszaleć na małych zakupach w lokalnej pracowni krzemienia pasiastego artysty Cezarego Łutowicza.


Islandia w lipcu

Na początku lipca udało mi się wrócić na 3 dni na Islandię. Była to podróż pełna emocji, nowych doświadczeń. Od 19 marca, gdy na półwyspie Reykjanes rozpoczęła się erupcja szczelinowa w systemie wulkanicznym Fagradalsfjall, marzyłam by móc zobaczyć ją na własne oczy. Było to jedno z moich największych marzeń okołopodróżniczych! Gdy tylko zasady wjazdu na Islandię w związku z Covid-19 zostały nieco złagodzone, długo się nie zastanawiałam. Bilety kupione, samochód od znajomych i w drogę!

Niestety na dwa dni przed wylotem erupcja ustała. A przynajmniej takie sprawiała wrażenie. Wcześniej na brak farta na Islandii nie narzekałam, więc może moja pula szczęścia do wykorzystania właśnie zdążyła się wyczerpać? Na miejscu, tuż po przylocie, okazało się jednak, że dalej jestem szczęściarą. W kraterze znów coś się zaczęło dziać, więc były spore szanse, że zobaczę wypływającą z wnętrza ziemi lawę na żywo. Udało się to kolejnego dnia! Może nie byłam jakoś specjalnie blisko, ale wysoko wyrzucane w górę fontanny lawy z głównego krateru szczelinowego, jaki zdążył się przez te kilka miesięcy utworzyć, robiły ogromne wrażenie nawet z odległości kilometra. Niezapomniane przeżycie. Na tyle, że nawet dziś jak myślę o tym doświadczeniu, to mam gęsią skórkę!

Przy okazji zaliczyłam gorące źródło u podnóża lawowego pola, polatałam trochę nad niesamowitym Landmannalaugar, zobaczyłam ponownie moje ukochane maskonury, wspięłam się po wodospadzie w kanionie, by zobaczyć jeden z najbardziej zachwycających widoków. Trzy dni, ale w pełni wypełnione doświadczeniami. Wróciłam zmęczona, ale szczęśliwa. Jak zwykle podładowałam tam baterie. Okazało się to bardzo przydatne dość szybko.


Włochy w lipcu

Pod koniec lipca parę dni spędziłam z kilkoma osobami we włoskim Bari. Relacji z tego wyjazdu na Podróżowisku zabrakło, bo zwyczajnie chciałam o tym wypadzie zapomnieć. Pod względem towarzyskim był to mój największy wyjazdowy niewypał, który udało się uratować jedynie odłączając się od reszty. Nie wszystkich miałam okazję poznać wcześniej, więc rozumiem, że może zdarzyć się sytuacja, w której w skrócie nie nadaje się na tych samych falach. Ale podstawą jest SZACUNEK i przestrzeganie pewnych wcześniejszych ustaleń. A tego zabrakło całkowicie. Skończyło się na tym, że sama plażowałam, zwiedzałam, poznawałam lokalne smaki. I było ok! Wcześniej brakowało mi trochę takiego czasu samej ze sobą, ze swoimi myślami. A ten wyjazd kilka rzeczy również dodatkowo zweryfikował.

Uwielbiam Włochy – to drugi kraj, do którego wielokrotnie już wracałam i chętnie jeszcze polecę, ale Bari zupełnie mnie nie oczarowało. Chociaż muszę przyznać, że kulinarnie było świetnie. To właśnie w Bari zjadłam po raz pierwszy przystawkę składającą się z surowych owoców morza – jeżowców, małży, ośmiornicy. Ośmiornica – jak można się spodziewać – była gumowata, nieco gorzkawa. Ale jeżowce? Palce lizać! Lekko słodkawe, o typowym morskim posmaku. Do tego doskonały makaron z pomidorami i krewetkami… I pewna sytuacja, z której śmiać się będę chyba do końca życia… Jako że blog jest dla mnie wciąż pewnym rodzajem pamiętnika, muszę kiedyś koniecznie opisać w nim różne śmieszno-straszne historie wyjazdowe. To będzie miejsce idealne właśnie na akcję z Bari!

Poza Bari wybrałam się do słynącego z kamiennych domków trulli Alberobello, znanego ze zjawiskowej plaży Polignano a Mare i Monopoli. Bardzo żałuję, że nie udało mi się wyskoczyć do Matery, która jest jednym z moich głównych punktów do odwiedzenia na włoskiej mapie, ale niestety lipcowy upał trochę zniechęcił mnie do dalszych eskapad w miejsca, które nie miały dostępu do pozwalającego się ochłodzić morza. Chyba się starzeję?!  


Islandia we wrześniu

Kolejny wyjazd zagraniczny to znów Islandia, tym razem we wrześniu. W związku z tym wypadem byłam pewna obaw (szczególnie po lipcowych przejściach we Włoszech). Jak odnajdę się w towarzystwie osób, z którymi nigdy wcześniej nie wyjeżdżałam? Jak będzie? Czy się w ogóle dogadamy? Co pokazać, co odpuścić? Czy erupcja dalej będzie aktywna? Czy dopisze pogoda? Czy w ogóle sprawdzę się w roli… przewodnika? Bo właśnie poniekąd w tej roli miałam lecieć. Chciałam pokazać czterem zakręconym babeczkom Islandię, w której się zakochałam. Islandię, która tak bardzo skradła mi serce, że nie wyobrażam sobie roku bez chociażby jednego wypadu w tamte strony. Efekt był taki, że… dziewczyny chętne są na kolejny wyjazd, w rozszerzonym gronie! Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, wracamy na wyspę w lutym!

Erupcja, która wydawała się być od dobrych kilku dni zakończona, nagle w momencie naszego wejścia na wzgórze widokowe wznowiła się, pogoda nie dała aż tak bardzo w kość (choć miałyśmy przegląd przez zdecydowaną większość islandzkich warunków atmosferycznych), wybrane przeze mnie atrakcje zrobiły niemałe wrażenie. Tym bardziej, że odpowiednio dozowałam informacje na ich temat ;) Do tego zorganizowałam jeszcze wieczór z islandzkimi smakołykami (obowiązkowo z fermentowanym rekinem), próby polowania na zorzę polarną (zakończone połowicznym sukcesem), kąpiel w gorącym źródle po męczącym dniu zwiedzania… Nie obyło się też bez przygód! Wspomnę tu może tylko o nocnym wchodzeniu na rozbudzony wulkan nieznaną trasą, jeździe z zepsutym w aucie oknem (chyba tylko dzięki temu znalazłyśmy się tak blisko lawy… ale o tym też będzie więcej przy innej okazji! Było NIE-SA-MO-WI-CIE!

Przez trzy dni całej tej podróży spałam może jakieś 8 godzin łącznie, więc w samolocie w drodze powrotnej po prostu odcięło mi zasilanie, ale tak zmotywowana i tak pozytywnie nakręcona dawno nie byłam.


Kraków w grudniu

W grudniu postanowiłam spontanicznie wybrać się na test nowego aparatu fotograficznego na kilka godzin do Krakowa. To miasto powiązane jest dla mnie z wieloma wspomnieniami, mam do niego ogromny sentyment… Sprzęt spisał się wyśmienicie, a i Kraków nie zawiódł. Za każdym razem jak jestem w stolicy Małopolski, nie mogę odpuścić sobie chociażby krótkiego spaceru po Rynku Głównym, ale tym razem za główny cel obrałam sobie nieco oddalone od ścisłego centrum osiedle Na Kozłówce. Przyciągnęły mnie tam niesamowite ptasie murale zdobiące elewacje bloków. Później zaliczyłam jeszcze dłuższy spacer po Kazimierzu i oczywiście jarmark świąteczny.


Co przyniesie rok 2022? Mam nadzieję, że za równe 12 miesięcy będę go ciepło wspominać. Że niektóre sprawy się powyjaśniają, a podróży będzie znacznie więcej. Tak tych prywatnych, jak i służbowych. I że znów – przynajmniej na jakiś dłuższy czas – wróci względna normalność… Mam również nadzieję, że przez większość kolejnych 365 dni będę tak uśmiechnięta i szczęśliwa, jak na mojej ukochanej wyspie. I tego szczęścia również Wam życzę! Niech ten czas będzie łaskawy.

Wymarzone kierunki na ten rok? Oczywiście Islandia, tu nie ma co dyskutować. Do tego bardzo chciałabym odwiedzić Nową Zelandię. Nagromadzonego urlopu mam tyle, że nic tylko planować jakąś dłuższą eskapadę. Czy uda się zrealizować to marzenie? Czas pokaże!

A może Sokotra?


Spodobał Ci się powyższy tekst? Polub go na Facebooku lub udostępnij, może komuś się przyda! Będzie mi również niezmiernie miło, jeśli pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza.

Cztery kroki do udanego urlopu: wyszukaj lot...
... zarezerwuj nocleg... Booking.com
... wypożycz samochód...
... zminimalizuj swoją odpowiedzialność w razie uszkodzenia auta i ciesz się wyjazdem!

Powiązane teksty

Komentarze do: “Podsumowanie roku 2021”

  1. Przemek

    Przeczytałem wszytko o Islandii na raz, może nam się uda (4 osoby we wrzesniu 2022)..?zazdroszczę bardzo i podziwiam!

  2. Pomimo sporych ograniczeń, jeśli chodzi o możliwość podróżowania w opisanym tu roku, lista odwiedzonych i wymienionych w podsumowaniu miejsc i tak prezentuje się całkiem okazale. Życzę dalszej motywacji w prowadzeniu tego bardzo inspirującego bloga .

    1. Monika Borkowska

      Dziękuję!

Skomentuj