Sycylia: Villa Romana del Casale – najpiękniejsze mozaiki, jakie kiedykolwiek widziałam!

Wiele już widziałam miejsc z mozaikami, ale z czymś takim, jak Villa Romana del Casale nie spotkałam się jeszcze nigdzie! 3500 m² barwnych podłogowych wzorów przedstawiających figury geometryczne, ludzi, zwierzęta, rośliny i pełne sceny polowań czy fragmenty mitologii zrobią wrażenie na każdym. Początkowo mieliśmy odpuścić to miejsce ze względu na napięty plan, ale byłoby czego żałować. To „must see” dla wszystkich miłośników starożytności i/ lub sztuki!

Dzień 4, 24.01.2018 część 2/2

Pędząc na tyle, na ile to możliwe na sycylijskich drogach, na parking pod kolejną historyczną atrakcją, jaką jest Villa Romana del Casale docieramy prawie na ostatnią chwilę. Na szlabanie widnieje informacja, że zamykają o 16:30, czyli mamy 50 min. na zakup biletów i zobaczenie, co takiego oferuje to miejsce. Ze stojącej nieopodal budki woła nas jakiś mężczyzna – płacimy za parking 1 EUR, zamykają o 17:00. Ok, ta informacja jest już dużo lepsza. Jeszcze w kasie biletowej uzyskujemy potwierdzenie, że mamy na obejrzenie mozaik prawie 1,5 godz. Jak się później okaże to wcale nie tak dużo, ale przy narzuconym szybszym tempie da radę.

Wstęp do Villa Romana del Casale kosztuje 10 EUR. Czy warto wydać tyle pieniędzy na wejściówkę? Zdecydowanie tak. W wielu miejscach widziałam już rozmaite mozaiki, ale takiego nagromadzenia podłogowych dzieł sztuki nigdzie nie spotkałam! Ich kolorystyka, detale i przedstawione sceny… Aż wierzyć się nie chce, że coś takiego przetrwało do naszych czasów w prawie nienaruszonym stanie przez jakieś 1700 lat!

Nieco historii…

Villa Romana del Casale to powstała między III a IV w. n.e. posiadłość należąca prawdopodobnie do członka klasy senatorskiej. Ta podzielona na cztery grupy późnorzymska budowla dopasowana do nachylenia sąsiedniego wzgórza Monte Mangone miała aż 60 pomieszczeń! Część służyła właścicielowi i jego rodzinie, część służbie, a część gościom. To, co obecnie można tu podziwiać, zbudowane zostało na wcześniejszych fundamentach z okresu pomiędzy I a III w. Częścią wspólną dla obu budynków są łaźnie. Właśnie obecność łaźni w tym miejscu potwierdza teorię, że willa musiała należeć do zamożnego przedstawiciela wysokiej klasy.

Jak już wspomniałam, willa składa się z czterech części. Pierwszą jest monumentalne wejście z trzema łukami otwierające się na dziedziniec w kształcie podkowy. Druga część to kwadratowy perystyl z ogrodem i fontanną z 3 basenami i pokojami wychodzącymi do wewnątrz. Trzeci obszar znajduje się wokół eliptycznego perystylu (werandy) otoczonego przez prywatne apartamenty. Wreszcie czwarty obszar obejmuje łaźnie. Większość (o ile nie wszystkie) pomieszczeń przyozdobiona została kunsztownymi mozaikami.

Kto stworzył tutejsze arcydzieła? Uważa się, że ściągnięto do ich wykonania twórców z północnej Afryki – ponoć w Tunezji natrafiono na ten sam styl tworzenia podłogowych wzorów. Archeolodzy uważają, że w willi pracowało co najmniej dwóch artystów – jeden z bardziej klasycznym stylem tworzył głównie sceny mitologiczne; drugi z bardziej realistycznym podejściem przedstawiał sceny życia codziennego. Jak było naprawdę nigdy się niestety nie dowiemy. Jedno jest pewne – do wykonania mozaik użyto 37 kolorów, z czego 21 jest naturalne. Marmur i kamień posłużyły do stworzenia różnej wielkości niewielkich fragmentów, z których powstały później wzory. Figury geometryczne powstały z nieco większych kafelków niż postacie ludzi czy zwierząt.

Po latach swej świetności willa została zniszczona prawdopodobnie w czasach Wandalów i Wizygotów, jednak wciąż jeszcze służyła ludziom w okresie bizantyjskim i arabskim. Finalnego aktu zniszczenia dokonało w XII w. osuwisko ziemi z pobliskiego wzgórza. I właśnie to pozwoliło zachować mozaiki! Mimo że na ruiny natrafiono już wcześniej (ich fragmenty wystawały z uprawianej przez rolników ziemi), to pełnego ich odkrycia dokonał dopiero w 1950 r. Gino Vinicio Gentili.

Villa Romana del Casale – najpiękniejsze mozaiki

To tyle o historii, wróćmy więc do zwiedzania. Późna pora sprzyja wbrew pozorom odkrywaniu uroków tego miejsca – poza nami jest tu jeszcze tylko jedna kilkunastoosobowa wycieczka. Obchodzimy dokładnie całość – mozaiki robią na mnie ogromne wrażenie. Czytałam, że są bardzo szczegółowe i w świetnym stanie, ale czegoś takiego zupełnie się nie spodziewałam! Żeby opisać wszystkie, musiałabym poświęcić sporo czasu, dlatego też wspomnę tylko o kilku głównych, moim zdaniem najpiękniejszych i najbardziej imponujących.

Pani domu z córkami

Na wejściu do łaźni uwagę zwraca obraz przedstawiający bogato ubraną kobietę z dwiema młodymi dziewczynami. Mozaika przedstawia prawdopodobnie właścicielkę willi z córkami, którym towarzyszą dwie służące niosące przybory i olejki używane w trakcie kąpieli. Dzięki takim obrazom możemy przyjrzeć się nieco codziennemu życiu w ówczesnych czasach – strojom czy fryzurom kobiet.

Kupidyny na łódkach

W którymś z gościnnych pokoi podziwiamy mozaikę obrazującą kupidyny na łódkach. Za pomocą sieci, wędek oraz trójzębów łowią ryby i inne stworzenia morskie, których jest wokół nich pełno. Przedstawione są po 3 postacie na każdej z czterech łódek, a w tle widać willę i rozmaite drzewa. To z kolei daje pogląd na ówczesną przyrodę.

Motyw kupidynów łowiących ryby zobaczyć można także jeszcze w innym pomieszczeniu przy łaźniach. Warto zwrócić tam uwagę także na pozostałe na ścianach malowidła:

Sypialnia właściciela

W sypialni należącej prawdopodobnie do właściciela willi oglądamy przedstawioną na podłodze scenę erotyczną – młodzieniec i półnaga kobieta uwiecznieni zostali w miłosnym uścisku. Otacza ich wieniec laurowy, dalej z kolei mamy wzory geometryczne i twarze odwracające wzrok w różne strony. Tu ponownie można przyjrzeć się dokładnie starożytnym fryzurom i używanej wówczas biżuterii.

Wielkie polowanie

Z każdym kolejnym pomieszczeniem coraz szerzej otwieram oczy ze zdumienia. I pomyśleć, że o mały włos byśmy odpuścili to miejsce… Wszystkie mozaiki są piękne, ale największe wrażenie robi długa na cały korytarz scena polowań. Mozaika w tym miejscu ciągnie się przez 60 m! Miejscem przedstawionych wydarzeń jest Afryka. Sceny dotyczą poszczególnych etapów łapania zwierząt na potrzeby rzymskich igrzysk. Mamy tu tygrysy, lwy, antylopy, słonie, strusie, nosorożce… Schwytana zwierzyna prowadzona jest na statek, którym dostarczona zostanie ku uciesze widzów w Cesarstwie.

Małe polowanie

Jednak nie tylko ta wielka mozaika przedstawia polowanie. W którymś mniejszym pomieszczeniu podziwiamy sceny przedstawiające polowania: na dzika, z psami na zające, z siecią na jelenia, jest też myśliwska uczta i ofiarny rytuał ku czci bogini polowania.Ranny dzik atakuje myśliwych. Szczegóły są tak pięknie odwzorowane, że wierzyć się nie chce w to, co właśnie się ogląda.

Dziesięć młodych dziewcząt

Poza słynnymi polowaniami kolejną z bardziej znanych mozaik jest ta pochodząca z IV w. znajdująca się w sali „Dziesięciu młodych dziewcząt”. Obraz przedstawia 10 kobiet ćwiczących lub przyjmujących nagrody. Mamy tu ćwiczenia z ciężarkami, rzut dyskiem, prawdopodobnie sztafetę i grę w piłkę ręczną. Co najbardziej zwraca uwagę? Stroje dziewcząt – wyglądają tak bardzo współcześnie! Na myśl od razu przychodzi bikini. Skąpe przepaski na biuście, wykrojone „majtki” – czy to skojarzenie nie jest jak najbardziej adekwatne? W górnym rogu widać, że pod mozaiką z kobietami znajduje się druga przedstawiająca tym razem wzory geometryczne.

Mitologia – Cyklop i Ulisses

Gdzieś oglądamy też mozaikę przedstawiającą mitologiczną scenę – oto na skale siedzi cyklop z trojgiem oczu, długimi włosami i brodą. Na jego kolanach ułożony jest martwy baran, a obok stoi Ulisses z czarką wina.

Mały cyrk

W innym przedsionku (westybulu) widać „Mały cyrk” – dzieci w żartobliwy sposób zostały przedstawione na rydwanach ciągniętych przez gęsi, flamingi, kaczki i zielone gołębie.

Circus Maximus

Niestety nie do wszystkich pomieszczeń możemy zajrzeć, ponieważ w niektórych pomieszczeniach trwają prace konserwacyjne. Z tego powodu widzimy jedynie fragment Circus Maximus – scen z prawdziwej areny w Rzymie, na której to odbywały się wyścigi rydwanów.

To oczywiście nie wszystkie mozaiki, ale wszystkie powyższe szczególnie zasługują na uwagę. Czyż nie są niezwykłe?

Willę opuszczamy ostatni – już od jakiegoś czasu depcze nam po piętach ochroniarz. Na parkingu pusto. Już wiemy dlaczego musieliśmy zapłacić za zostawienie auta od razu po przyjeździe – nikogo już w okolicy nie ma poza jednym starszym panem w sklepiku z pamiątkami. Może na nas czeka? Daje nam popróbować różnych smakołyków, lokalnych alkoholi (mąż jak zwykle poszkodowany, bo prowadzi…). Decydujemy się w końcu na zakup sera z papryką i pesto z pistacji – właśnie z pistacjowych różności słynie Sycylia.

Informacje praktyczne – Villa Romana del Casale

Willa czynna jest każdego dnia roku, w tym w dni świąteczne (z wyłączeniem jedynie 25 grudnia i 1 stycznia).

  • od ostatniej niedzieli marca do ostatniej soboty października: godz. 9.00 – 19:00
  • od ostatniej niedzieli października do ostatniej soboty marca: godz. 9.00 – 17.00.

Ceny biletów:

  • bilet normalny 10,00 €, bilet zniżkowy 5,00 €
  • Wstęp bezpłatny: w każdą pierwszą niedzielę miesiąca; osoby poniżej 18 lat; osoby niepełnosprawne i ich pomocnicy.
  • Dostępny jest bilet łączony uprawniający do wejścia do Villa Romana del Casale, Morgantina i Muzeum Aidone: 14 € (ważny 3 dni).
    Kasa biletowa zamykana jest na 1 godzinę przed czasem wyjścia.

Willa dostępna jest dla osób niepełnosprawnych w około 60-70% – niestety nie do każdej mozaiki podjedzie się wózkiem inwalidzkim.

Drogowe piekło!

Teraz możemy już spokojnie skierować się w stronę Katanii. Tam – bardzo blisko lotniska – mamy zarezerwowany ostatni nocleg. Gdy podjeżdżamy pod jakąś miejscowość malowniczo zawieszoną na zboczu wzgórza, naszym oczom ukazują się domy oświetlone złotymi promieniami słońca. Jednak już po ok. 5 min. jazdy spod tego widoku trafiamy do drogowego piekła.

Nagle robi się ciemno jak w środku nocy – początkowo sądzimy, że wjechaliśmy w gęstą mgłę. To nie jest jednak mgła, a bardzo nisko zawieszone chmury. Czegoś takiego nigdy nie przeżyliśmy. Trasa, która miała zająć nam 50 min., pokonujemy w 2 godz. Dramat! Niektórym Włochom bardzo się spieszy, większość jednak uważnie jedzie bez szaleństw. To tu naprawdę coś nowego! Tylko niestety nie każdy z nich wie, do czego służą halogeny. A może ich nie mają? Jedno z mijanych aut jedzie tylko i wyłącznie na lewym kierunku, bo…  nie działają w nim żadne inne światła! W sumie dobre i to, przynajmniej jest w jakiś sposób widoczny. Fantazji nie można temu kierowcy odmówić.

Nie dość, że widoczność w wielu miejscach nie przekracza kilku metrów, to jeszcze czasem zacina deszcz. W końcu jednak zjeżdżamy z tej góry i dalszą drogę pokonujemy już bez przygód.

Gdy dojeżdżamy, cudem znajdujemy miejsce do zaparkowana. W obiekcie młoda dziewczyna wita nas świetnym angielskim. Pokój już niestey tak świetny nie jest. Jest to nasz najdroższy nocleg – mała klitka na 2 piętrze w dość głośnej okolicy. Ale co poradzić, w końcu Katania jest stolicą wyspy – trudno tu o coś w tak doskonałej cenie jak w innych częściach wyspy.

Jako że lotnisko mamy niedaleko, postanawiamy wcześniej zwrócić auto. Trochę obawiam się zostawiać je na ulicy, szczególnie że ruch tu spory – im wcześniej je oddamy, tym lepiej. Musimy tylko jeszcze zatankować. Na stacji kręci się jakiś mężczyzna z Bangladeszu, który usilnie chce nam pomóc zatankować. Nie przyjmuje w ogóle odmowy, więc w końcu pozwalamy mu pomóc. Rozmawiamy przez chwilę, a gdy odjeżdżamy, spodziewamy się, że równie nachalnie będzie chciał zapłaty. Jednak o pieniądzach nic nie wspomina, chociaż da się wyczuć, że na coś liczył. Przy okazji uczę się kilku słów w jego języku.

Pod wypożyczalnię docieramy w ostatniej chwili. Pracownik firmy Optimorent szyuje się już do wyjścia, a tu nagle my się pojawiamy. Jest mu to bardzo nie w smak, ale trudno. Mężczyzna szybko uwija się z naszym autem. Jest ok, możemy wracać do hotelu. Mamy do przejścia raptem 900 m.

Frutti di Martorana

Po drodze zaglądamy do Caffe Paros – cukierni, w której sprzedawane są Frutti di Martorana (frutta martorana). Wcześniej jakoś nie po drodze było nam do tych pyszności. A co to takiego te Frutti di Martorana? To marcepanowe cuda do złudzenia przypominające prawdziwe owoce, warzywa, a nawet owoce morza – ich wygląd ogranicza jedynie wyobraźnia ich twórców. To kolejna ciekawostka, z której słynie Sycylia. Słyszałam dwie wersje historii powstania tych słodyczy, ale obie umiejscowione są w XIV w. Pierwsza z nich mówi, że w lipcu 1537 r. Palermo odwiedził król Karol V. W trakcie jego wizyty w kościele La Martorana chcące mu zaimponować pięknym i zadbanym ogrodem siostry zakonne ozdobiły przykościelne drzewka pomarańczowe marcepanowymi owocami do złudzenia przypominającymi prawdziwe pomarańcze. Druga wersja mówi z kolei, że przy okazji Wielkanocy świątynię La Martorana wizytował papież Klemens V. Ciąg dalszy jest ten sam.

Nieważne, która z historii jest prawdziwa – istotne jest to, że marcepan robiony z sycylijskich migdałów jest przepyszny! A te małe dzieła sztuki… aż szkoda zjeść. Tym bardziej, że nie są tanie. Za kilogram Frutti di Martorana we wspomnianej cukierni trzeba zapłacić 35 EUR. Nic dziwnego – każdy produkt robiony jest ręcznie. Patrząc czasem na niektóre słodkości miałam problem z odróżnieniem ich od prawdziwych owoców i warzyw. Kupujemy kilka sztuk i kierujemy się do naszej kwatery. Już mamy wyciągać klucze, gdy przyciąga nas jeszcze zapach z pobliskiej pizzerii. Z dużą pizzą z karczochami wracamy do pokoju. Kosztowała 10 EUR, ale jest tak ogromna, że na spokojnie wystarczy i na śniadanie.  Pora się spakować…

Pożegnań czas

Następnego dnia z rana musimy pożegnać Sycylię. Ostatnie zakupy w terminalu (pistacjowy likier i krem do smarowania kanapek to moje nowe uzależnienia!!!) i wsiadamy na pokład. Przez cały wyjazd jakoś tak się złożyło, że ani razu nie widzieliśmy słynnego sycylijskiego wulkanu jakim jest Etna – albo było już ciemno, albo chowała się w chmurach. To samo ma miejsce w dniu wylotu. Już tracę nadzieję, gdy samolot przebija się przez grubą warstwę białych obłoków. I wtem naszym oczom ukazuje się ona! Pełna gracji, groźna, lekko dymiąca i pokryta paradoksalnie śniegiem. To teraz już możemy wracać do domu…

Spodobał Ci się powyższy tekst? Polub go na Facebooku lub udostępnij, może komuś się przyda! A może szukasz inspiracji do zaplanowania swojego kilkudniowego wyjazdu na Sycylię? Zajrzyj koniecznie do pozostałych części relacji!

Cztery kroki do udanego urlopu: wyszukaj lot...
... zarezerwuj nocleg... Booking.com
... wypożycz samochód...
... zminimalizuj swoją odpowiedzialność w razie uszkodzenia auta i ciesz się wyjazdem!

Powiązane teksty

  1. masz rację te mozaiki są zachwycające

    1. Monika Borkowska

      Nie wiem jak Ty, ale ja nigdzie nie widziałam dotychczas niczego podobnego. Ciekawe, czy sycylijska ziemia nie skrywa jeszcze gdzieś takich cudów.

  2. Agata

    Zwiedzanie Włoch mam jeszcze przed sobą, ale ostatnio coraz bardziej mnie tam ciągnie… Przydatne informacje! :)

    1. Monika Borkowska

      Sycylię szczególnie polecam, ale warto zastanowić się nad planem podróży i w przypadku chęci wynajęcia samochodu ocenić swoje możliwości – mają tam dość specyficzny sposób jazdy ;)

  3. We Włoszech byłam raz, ale z pewnością nie ostatni :)

    1. Monika Borkowska

      To jedno z tych państw, do których zawsze chce się wracać :)

Skomentuj