Zakisić można nawet… śledzia… Czy surstromming śmierdzi?

Zakisić można kapustę, ogórki… ale żeby kisić ryby?! Postanowiłam z dzisiejszym wpisem cofnąć się w przeszłość, do sierpnia 2012 roku, by opisać moją przygodę z pewnym zapuszkowanym śledziem. Można rzec, że nie ma co tu opisywać, bo czy może być coś ciekawego w śledziach? Ryba jak ryba. I na dodatek jaki związek ma kiszony śledź z podróżami?

Otóż związek wbrew pozorom istnieje, a śledź o którym piszę zwykły nie jest. Ryba ta przyrządzona na pewien szwedzki sposób jest na tyle interesująca i budzi tak skrajne emocje, że zdecydowałam się poświęcić jej cały wpis. Domyślacie się już co mam na myśli? Chodzi mi o sfermentowanego – ściślej ujmując kiszonego – śledzia bałtyckiego ukrytego pod nazwą „surstromming”. Nazwą, która zdążyła obrosnąć już chyba w legendę.

Część z Was widziała zapewne różne zamieszczone w Internecie filmiki obrazujące proces otwierania puszek i spożywania surstromming. Ten szwedzki przysmak bez wątpienia zasłużenie należy do grona najbardziej ekstremalnych potraw świata – nie bez powodu wymieniany jest na szczytach rankingów najdziwniejszych, najbardziej obrzydliwych i śmierdzących potraw świata. Faktycznie, jego zapach do najprzyjemniejszych nie należy, ale po kolei.

Surstromming przyrządza się bardzo prosto. Wiosną – w kwietniu lub w maju – łowi się śledzie, które następnie po odcięciu głów umieszczane są w beczkach z zalewą przygotowaną z wody i soli. Ryby leżakują tak przez ok. 1,5 – 2 mies. po czym pakowane są do puszek, w których w dalszym ciągu przebiegają procesy fermentacji. W efekcie uzyskuje się konserwę, która z biegiem czasu coraz bardziej się zaokrągla – produkowane w procesie gazy nie mogą znaleźć ujścia i odkształcają metal. Kiszonego śledzia niektórzy nazywają zginłą rybą, ale jest to duży błąd – kiszenie jest procesem fermentacji, która z procesami gnilnymi nie ma nic wspólnego.

Surstromming 2012 (7)

Skąd Szwedzi wzięli wydawać by się mogło zupełnie absurdalny pomysł na kiszenie śledzi? Według zasłyszanej opowieści, pomysł ten zrodził się przez zwykły wypadek przy pracy. Niegdyś do konserwacji żywności używano bardzo dużych ilości soli, jednak raz jej zabrakło i śledzie, które Szwedzi mieli sprzedać Finom, nie zakonserwowały się w odpowiedni sposób. Mimo tego Finowie śledzie kupili, a po roku wrócili prosząc o jeszcze więcej sfermentowanych ryb. Od tamtej pory ponoć i Szwedzi rozsmakowali się w kiszonym śledziu. Gdy wysłucha się kontynuacji tej legendy, można dowiedzieć się, że Finowie tak naprawdę zażartowali sobie ze Szwedów, bo ryb nie zjedli. Szwedzi wzięli jednak ich slowa na poważnie i od tamtej pory konsumują śledzie także i w tej formie. W rzeczywistości jest to jednak mit, ponieważ procesy fermentacji ryb znane są od wielu wieków także w innych miejscach na świecie – w Norwegii kisi się pstrągi (ciekawe, czy też tak śmierdzą?), a w Japonii zakisza się makrelę.

Szwedzi za sustromming ponoć przepadają, innym narodom jednak trudno zmusić się do skosztowania tego niezwykłego przysmaku. Czemu? Nie będę owijać w bawełnę – surstromming okrutnie cuchnie!! Dla niektórych próby zmuszenia się do skosztowania kiszonego śledzia kończą się wręcz dramatycznie… Ale dla tych mniej wrażliwych, spróbowanie surstromminga może okazać się ciekawym doświadczeniem o którym na pewno długo się nie zapomni.

Surstromming 2012 (1)

Jako że uwielbiam próbować lokalnych smakołyków, musiałam skosztować i kiszonego śledzia. W trakcie pobytu w Malmo, udało się zakupić w jednym ze spożywczaków charakterystyczne, ale bardzo delikatnie wybrzuszone puszki. Im dłużej śledź przebywa w puszce, tym bardziej kulistą formę przybiera jej dno i wieczko. Zakupiony śledzik musiał pochodzić z tegorocznego połowu. Niestety ceny puszki nie pamiętam, ale wydaje mi się że był to koszt ok. 50zł. Drogo, ale przypominam, że w Szwecji ceny najróżniejszych artykułów są dużo wyższe niż u nas.

Wiele linii lotniczych zabrania przewozu surstromming, ponieważ zdarza się, że taka mała bomba biologiczna wybucha. Różnice ciśnień źle wpływają na puszki i ich zawartość, dlatego przewożenie tego „smakołyku” może być ryzykowne. Jednak zakupiona puszka dotarła w całości poowijana w kilkanaście torebek i schowana dodatkowo do innej metalowej puszki. Przy takim opakowaniu nie było szans na ewentualne przecieki. O ile dobrze pamiętam, Wizz Air przewozu surstromming oficjalnie nie zabrania.

W końcu po powrocie nadszedł czas na otwarcie tej małej puszki Pandory. Szwedzi otwierają często śledzia w wiadrze z wodą i przyznam, że żałuję, że nie skorzystaliśmy z tego patentu. Ledwo otwieracz został wbity w wieczko, rozległ się syk i rozszedł się po okolicy smrodek. Im szerzej otwarta była puszka, tym zapach był coraz gorszy. A tam zapach… smród, którego nie potrafię opisać. Coś jakby mieszanka przeleżałych śmieci i zepsutego, starego mięsa. Tyle dobrze, że puszka otwierana była na zewnątrz, bo w domu to nie dałoby się tego chyba i przez cały tydzień wywietrzyć.

Surstromming 2012 (3)

W pewnym momencie otwierania zalewa wylała się sporym chlustem na trawę. Tylu much to ja w życiu nie widziałam w jednym miejscu! Zleciały się do tego miejsca chyba wszystkie z okolicy i przysiadały na trawie jak w jakimś amoku. To było istne szaleństwo. Na szczęście do puszki tak chętnie się nie zlatywały, zadowoliły się zalaną trawą. Jeżeli ktoś byłby ciekawy, jaka była reakcja trawy – zalewa żrąca nie jest, trawnik pozostał zielony. Ale mimo wszystko odradzam jakiekolwiek próby jej wypicia (chociaż wątpię, że znalazłby się ktoś tak… hmmm… odważny).

Surstromming 2012 (4)

Po wydobyciu z puszki, śledzia oczyszcza się nacinając go wzdłuż i usuwając wszystkie wnętrzności. W Szwecji surstromming zjada się tradycyjnie z tamtejszym cieniutkim, lekko słodkawym (a przynajmniej ja takie wrażenie odniosłam) chlebem – tunnbröd . Do tego dodaje się kwaśną śmietanę, ugotowane ziemniaki i drobno pokrojoną czerwoną cebulę. Na chlebie układa się wymienione składniki a następnie dokłada się do nich niewielkie kawałki rozdrobionego i oddzielonego od ości śledzia. Jako że chleb ten jest miękki, najlepiej go zwinąć. I tak oto otrzymujemy smakowitą kanapeczkę…

Po kilku przymiarkach stwierdziłam, że koniecznie muszę zatkać sobie nos, bo inaczej nie ma szans, żebym tego paskudztwa spróbowała. No i ugryzłam. Zupełnie bez przekonania. Spodziewałam się czegoś paskudnego, co zaraz wypluję dalej niż widzę, ale jednak smak mnie zaskoczył. Wbrew pozorom, nie miał zupełnie nic wspólnego z niesamowicie przykrym zapachem. Słonawego smaku kiszonej ryby nie potrafię niestety porównać do żadnego innego bardziej znanego dania, ale surstromming był nie tyle zjadliwy, co nawet na swój sposób smaczny. Sfermentowany śledź nabiera kruchej, delikatnej konsystencji.

Surstromming 2012 (5)

Ponoć surstromming fermentujący drugi rok nabiera kwaskowatego posmaku. Tego się w trakcie degustacji nie doszukałam, więc tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że kupione śledzie jeszcze wiosną pływały w Bałtyku. Szwedzi uważają, że im dłużej fermentowany śledź, tym lepszy – może dane będzie mi spróbować kiedyś bardziej „dojrzałej” wersji tego niecodziennego szwedzkiego przysmaku.

A czym popić taki eksperyment? Szwedzi na stole stawiają wódkę lub… mleko. Wódki akurat pod ręką nie było, na mleko się nie odważyłam więc śledzik nie miał za bardzo w czym popływać. Ponoć lepiej nie zapijać go piwem, bo skutki połączenia dwutlenku węgla i śledzikowych gazów odczuwa się później jeszcze przez dłuższy czas. Nie sprawdziłam tego osobiście, więc nie potwierdzę :)

To była chyba najbardziej ekstremalna potrawa, jaką miałam okazję jeść do tej pory. A Wy macie jakieś podobne doświadczenia?

Cztery kroki do udanego urlopu: wyszukaj lot...
... zarezerwuj nocleg... Booking.com
... wypożycz samochód...
... zminimalizuj swoją odpowiedzialność w razie uszkodzenia auta i ciesz się wyjazdem!

Powiązane teksty

  1. Martin

    – śmierdzi właściwie tylko podczas otwierania puszki (coś jakby beczka z szambem) – później już nie (nasza kiszona kapusta też śmierdzi przy otwieraniu beczki ale nie aż tak) Później zapach jest taki jak na plaży w kołobrzegu w pobliżu kutrów rybackich – nie żartuję.
    – smakuje jak bardzo słony śledź z wyraźnym aromatem cammemberta ! – smak niestety mi nie odpowiadał lecz nie „rzygałem” tak jak niektórzy
    – oprócz tego co autorka wymieniła dodaje się jeszcze masło i pomidora
    – śledź w puszce po 2-3 latach rozpada się zostaje zupka z glutami
    – jest człowiek który wypił tą zupkę i mu smakowała – Wiesław Wszywka youtuber pijak – polecam obejrzeć
    – sądzę że autorka opisała tę potrawę ale jej nawet nie próbowała

    1. Monika Borkowska

      Ciekawe, ale mylne spostrzeżenie, bo kiszonego śledzia jak najbardziej próbowałam. Jest coś takiego jak subiektywność odczuć – każdemu może to pachnieć i smakować zupełnie inaczej :) Jednak glutowatej formy tej ryby prawdopodobnie nie odważyłabym się skosztować.

  2. htrdhju

    Zarzygałam się….fuj

  3. Ludwik

    Mój Szef, Szwed poleca puszkę 7 la po terminie ważności. Twierdzi iż smakuje wyśmienicie.
    Poleca wszystkim.

    1. Monika Borkowska

      A to ciekawe! Skoro Szwed tak twierdzi, musi coś w tym być. Spróbowałabym :)

  4. Świetnie opisana przygoda z puszką kiszonego śledzia! przekonałaś mnie do zakupu, choć, kto wie czy nie spróbuję tego patentu z wiadrem wody ;)

  5. Niesamowita sprawa i bardzo pociągająca! Wbrew pozorom im dłużej czytałem tym miałem większa ochotę żeby te śledzie spróbować. Czekałem tez na zdjęcia otwartej puszki. Wyglądają zupełnie normalnie jak na takiego strasznego kulinarnego potwora. Naprawdę zachęciłaś mnie swoim wpisem. Gratuluję odwagi! Mało znam osób, które by się zdecydowały na taki krok jak spróbowanie śmierdzącej ryby. Moja rodzina pochodzi z Wielkopolski, gdzie od pokoleń jada się ser smażony, zwany inaczej śmierdzielem :) Pyszny :D Pozdrawiam Cię serdecznie!

    1. Podróżowisko.pl

      Uwierz – żaden ser nie cuchnie tak jak te śledzie :D Ale trzeba przyznać, że wraz z dodatkami jest to naprawdę smaczne danie. Oczywiście pod warunkiem, że się go nie wącha w trakcie konsumpcji ;)

  6. Elzbieta

    dla nas ten śledź w zapachu z puszki był tragiczny , za to na trawniku w miejscu wytryśnięcia zalewy pojawił się czarny nieruchomy dywan z much, a ciekawe co Szwedzi mówiliby o naszej kiszonej kapuście czy ogórkach.

  7. Zaraz się biorę do czytania!

Skomentuj