Grecja: Saloniki

Kolejny dzień wyprawy początkowo miał zostać przeznaczony na plażowanie i odpoczynek, ale ze względu na przesunięcie zwiedzania plany zostały zmienione i wybraliśmy się do Salonik. Nie spodziewałam się szaleństwa, jeśli chodzi o ilość turystycznych atrakcji w tym mieście, ale na miejscu czekała mnie niespodzianka. Praktycznie cały dzień był wypełniony zwiedzaniem, ale mimo tego poczułam niedosyt.

Dzień 6, 18.05.2015

Do miasta wybraliśmy się rano po leniwym śniadaniu na tarasie, w trakcie którego towarzyszyły nam dwa lokalne futrzaki łakomie zerkające na każdy kęs. Psy ewidentnie do kogoś należały, ale nie przeszkadzało im to w łapaniu okazji na darmowy posiłek gdzieś indziej. Przenosiły się tam, gdzie akurat ktoś coś konsumował. Stanowiły chyba dodatkową atrakcję nie tylko naszego pobytu.

Muzeum Archeologiczne

Droga z Epanomi do Salonik jest prosta, pod warunkiem że uda się wydostać z samego Epanomi. Nawigacja w plątaninie wąskich, jednokierunkowych uliczek zupełnie oszalała, ale jakoś udało się odszukać kilka gdzieniegdzie sprytnie ukrytych znaków. W Salonikach byliśmy po jakiś 40 min. jazdy. Parkowanie wymaga tam nie lada cierpliwości i umiejętności oraz czasu – każda uliczka w centrum jest totalnie zapchana. Nie chcąc tracić cennych minut na błąkanie się po mieście i poszukiwanie wolnego miejsca z nadzieją, że nikt nas nie zablokuje, zdecydowaliśmy się na zaparkowanie auta na jednym z płatnych parkingów – blisko centrum Expo oraz muzeum archeologicznego.

Pierwsze kroki skierowaliśmy do wspomnianego muzeum. O odwiedzinach w tym miejscu zdecydowało podejrzenie, że w środku mogą mieć klimatyzację. Na zewnątrz było naprawdę gorąco więc choćby i chwila w chłodzie była bardzo kusząca. Jak się okazało w środku chłodniej nie było, ale już na dzień dobry czekała nas inna bardzo miła niespodzianka. Pani w kasie wręczyła nam bilety z informacją, że tego dnia muzeum zwiedza się za darmo. Tym oto sposobem w kieszeni zostało nam 6 euro (wejściówka to 3 euro za osobę). Byłam zupełnie zaskoczona.

Mimo bezpłatnego wejścia było tam całkiem pusto. Dla kogoś, kto lubi historię starożytną (ja, ja!) muzeum będzie ciekawe. Można w nim zobaczyć m.in. najróżniejsze rzeźby, przedmioty codziennego użytku, fragmenty antycznych nagrobków i wiele innych. Na mnie największe wrażenie zrobiła jednak doskonale zachowana złota biżuteria. Złote szpile do włosów, naszyjniki, cudownie błyszczące bransolety wyglądające jak nowe… Aż trudno było uwierzyć, że skarby te mają tyle lat. Wyglądały na zupełnie nietknięte, tak jakby zostały niedawno stworzone. Jedynie ich styl zdradzał, że pochodzą nie z tej epoki.

Z muzeum przeszliśmy do pobliskiej Białej Wieży – swego rodzaju symbolu Salonik. W pobliżu Białej Wieży stoi pomnik Aleksandra Wielkiego dosiadającego konia – Bucefała, natomiast na wprost wieży, po drugiej stronie ulicy umieszczono posąg jego ojca – Filipa II.

W Białej Wieży kolejny raz spotkała nas niespodzianka z darmowymi biletami – zupełnie przypadkiem udało się oszczędzić kolejne 6 euro. W tym miejscu okazało się, co jest przyczyną tych niespodziewanych oszczędności. Zapomnieliśmy zupełnie o międzynarodowym Dniu Muzeów! Mieliśmy sporo szczęścia, że akurat na ten dzień wypadło nam zwiedzanie Salonik.

Biała Wieża

Biała Wieża to wysoka na 35m. okrągła baszta wykonana z kamienia w I poł. XVw., w czasach panowania Wenecjan. Z okazji 2300 rocznicy założenia Salonik w wieży otwarto muzeum miasta. Multimedialne ekspozycje ukazują historię Salonik, ale niestety były one dostępne tylko w języku greckim. A szkoda.

Grecja dzień 6 (10)

Schody w wieży zbyt przyjemne do wchodzenia nie są – leżą skośnie, są dość wysokie i długie. Spodziewałam się, że wewnątrz będzie panował przyjemny chłodek, ale niestety było niesamowicie gorąco, przez co wspinanie się na górę szło jeszcze bardziej mozolnie.

Grecja dzień 6 (11)

Ale warto było jednak wdrapać się na sam szczyt. Z góry roztaczał się bardzo ładny widok na całą panoramę Salonik.

Grecja dzień 6 (12)

Po Białej Wieży skusiliśmy się na skromny obiad w jednej z pobliskich restauracji położonych tuż nad morzem. Ponownie nie obyło się bez przejść z obsługą restauracji… Gdy zdecydowaliśmy się na jedną z restauracji (nazywała się bodajże Mangio), panowie na parterze lokalu uparcie potwierdzali, że możliwość płacenia kartą jak najbardziej jest akceptowana i wszystko jest sprawne. Zaprosili nas na piętro, z którego roztaczał się widok na morze i Białą Wieżę. Na wszelki wypadek zanim jeszcze zamówiliśmy dania dopytałam kelnera opiekującego się naszą salą, czy aby na pewno możemy zapłacić kartą. A kelner odpowiedział zdecydowanie, że… nie. Wprowadziło mnie to w lekką konsternację, ale nie odpuściłam. Krótko i stanowczo oznajmiłam, że panowie na dole potwierdzili taką możliwość i że będziemy płacić kartą albo wychodzimy. Pan zmiękł i bardzo niezadowolony stwierdził, że skoro jego koledzy powiedzieli, że kartą płacić można, no to możemy tak zapłacić. O wielkie dzięki za tę łaskę!

Saganaki!

Po krótkim przewertowaniu menu zdecydowałam się na dziwnie brzmiące danie saganaki, a mąż zamówił „ośmiornicę vinegar”. Do tego świeżo wyciskany sok pomarańczowy. Swoją drogą spodziewałam się, że świeże soki będą w Grecji tańsze, ale jak okazało się na miejscu, były droższe od innych napoi. Chyba nawet piwo było tańsze.

Jak można wytłumaczyć czy jest saganaki? Są to mule podane w sosie (jak dla mnie smakował jakoś tak musztardowo), podane głównie z pomidorami i papryką. Dane na gorąco. Pycha! Małży było dość sporo. Posiłek w zupełności wystarczył na zaspokojenie mojego głodu. Z kolei ośmiornica była dla mnie zbyt kwaśna (nie czułam innego smaku) i dodatkowo danie było zimne. Może jakby trochę ją podgrzać, to lepiej by smakowała, niestety w tej formie zupełnie mi nie podeszła.
Jeszcze przed posiłkiem otrzymaliśmy również pyszne pieczywo z doskonałą pastą z ciemnych oliwek oraz oczywiście standardowo darmową wodę.

Po chwili odpoczynku ruszyliśmy w kierunku kościoła Świętej Mądrości Bożej – bazyliki Agia Sofia wzniesionej w połowie VIIw. na miejscu poprzedniej świątyni (bazyliki św. Marka). Jest to jedna z najważniejszych świątyń w Salonikach, ale niestety nie dane było nam zobaczenie jej wnętrza bo akurat była zamknięta. Tam gdzie nie prowadzą ścieżki, można z góry, zza ogrodzenia zobaczyć pozostałości rozrzuconych starożytnych kolumn.

Agia Sofia

Wewnątrz można podziwiać ponoć jedną z najwspanialszych bizantyjskich mozaik przedstawiającą wniebowstąpienie. Pochodzi ona prawdopodobnie z IX w. Na szczęście nie uległa zniszczeniu ani po pożarze, który wybuchł w kościele w 1890r., ani po trzęsieniu ziemi z 1978r. Dodatkowo odkryto tam również niedawno XI-wieczne malowidła przedstawiające różnych świętych.

W XVI wieku bazylika przemieniona została na meczet – obchodząc ją dookoła można przyjrzeć się niewielkiemu minaretowi. Dopiero w 1912 ponownie przywrócono jej funkcje kościoła prawosławnego.

Grecja dzień 6 (16)

Jako że nie dane nam było choćby zerknięcie do wnętrza bazyliki, ruszyliśmy dalej w kierunku bazaru Modiano. Od razu po dojściu do niego naszym oczom ukazały się liczne stanowiska ze świeżymi rybami i innymi owocami morza. Kałamarnice, krewetki, mątwy oklejone swoim czarnym atramentem, ryby, których nigdy na oczy nie widziałam… Sprzedawcy nie mieli nic przeciwko robieniu zdjęć, wielokrotnie zachęcali przy tym do zrobienia zakupów akurat na tym stoisku, przy którym się zatrzymaliśmy. Non stop się przekrzykiwali. Ceny były zachęcające, a im robiło się później, tym panowie oferowali lepsze ceny na swój towar. Zastanawialiśmy się nawet nad kupnem czegoś na wiczór, ale w końcu z braku czasu postanowiliśmy darować sobie zakupy. Niby mieliśmy gdzie przyrządzić kolację, ale jednak wizja ponownej wizyty w tawernie naszego ośrodka zwyciężyła.

Targ rybny

Na targu, a przynajmniej w jego „rybnej” części, przeważali mężczyźni więc moja obecność budziła zainteresowanie… co chwila mnie zaczepiano, przedstawiono mi nawet Aleksego (lub Aleksieja – jakoś tak)… Niestety biedny angielskim za bardzo się nie posługiwał, więc sobie nie pogadaliśmy.

Grecja dzień 6 (20)

Z części z owocami morza można przejść do części z owocami, warzywami, przyprawami i ubraniami. Jako że to ostatnie było najmniej interesujące, pominęliśmy ten fragment bazaru. W końcu trafiliśmy na to, na co najbardziej liczyłam – oliwki! Co prawda było tam tylko kilka stoisk, ale za to z jakim wyborem… typowe greckie kalamata, ogromne zielone, zielone z Chalkidiki nadziewane migdałami lub czosnkiem. Mniam. Do Polski przyleciało z nami 2,5 kg różnych oliwek :) Wybrane rodzaje były ważone i pakowane próżniowo w folię, dlatego nie musieliśmy się martwić o żadne opakowania. Sprzedawca cierpliwie opowiadał o każdym rodzaju i polecał próbowanie.

W jednym ze sklepików kupiliśmy również greckie alkohole – małe ouzo i metaxę oraz retsinę i maleńki likier z kumkwatu na spróbowanie. Niestety jak się później okazało, ceny alkoholi na bazarze były wyższe niż w sklepie, w którym byliśmy później. Zakupy oliwek i ryb na targu jak najbardziej się opłacają, lokalne alkohole lepiej jednak kupować w marketach.
Przy okazji – artykuły spożywcze w sklepach są dużo droższe niż w Polsce.

Panagia Chalkedon

Kolejnym punktem na mapie był plac Dikastrion, w którego centrum ustawiono biały pomnik kilkukrotnego greckiego premiera – Elefteriosa Wenizelosa. To on sprawił, że w 1912r. Macedonia przyłączona została do Grecji. Po jego prawej ręce, wśród drzew stoi niewielki kościółek Panagia Chalkedon zwany ze względu na kolor elewacji czerwonym. Kościół ten wybudowany został na planie krzyża w 1028r. Nazwa tej świątyni znaczy „Matka Boska od Kowali Miedzi”, co nawiązuje do dawnego charakteru tej części miasta. Już w starożytności zlokalizowane były tam najróżniejsze warsztaty. Wewnątrz można obejrzeć ocalałe fragmenty fresków – niestety nie przekonaliśmy się o tym osobiście. Kolejny raz pocałowaliśmy tam klamkę, bo trafiliśmy akurat na przerwę.

Kościółek otoczony jest ładnym i zadbanym ogrodem.

Grecja dzień 6 (24)

Z placu blisko już do pozostałości Forum Romanum, będącego niegdyś ścisłym centrum starożytnego miasta. Wejście na teren wykopalisk to koszt kolejnych 3 euro od osoby, jednak w związku z Dniem Muzeów również to miejsce mogliśmy zobaczyć za darmo. Zupełnie przypadkiem zaoszczędziliśmy tego dnia 18 euro.

Centrum agory stanowił wyłożony marmurem plac, który otoczony był budynkami użyteczności publicznej. Znajdowały się tam świątynie, amfiteatr oraz pasaże handlowe. W południowej części archeolodzy natrafili na ruiny okazałych term.

Grecja dzień 6 (25)

Rotunda

Powoli zaczęliśmy kierować się z powrotem do samochodu. Nie ominęliśmy jednak najstarszego zachowanego budynku Salonik – Rotundy. W starożytności budowla ta wchodziła w skład ogromnego kompleksu obejmującego także pałac cesarski i hipodrom. Zbudowana została na przełomie III i IVw., początkowo służyć miała jako Panteon, świątynia Zeusa lub mauzoleum cesarza Galeriusza. Później przemieniono ją na kościół, a następnie pod koniec XVIw. służyła za meczet. Obecnie Rotunda jest kościołem św. Jerzego, jednak muzułmański minaret nie został wyburzony. Niestety Rotunda uległa znacznemu zniszczeniu na skutek trzęsienia ziemi z 1978r. Obecnie nadal trwają tam prace restauratorskie. Wewnątrz można obejrzeć piękne mozaiki z IVw., które – mimo ogromnych uszkodzeń – nadal zachwycają.

W drodze od Rotundy zajrzeliśmy jeszcze do niewielkiego kościółka Agios Panteleimonas. W kościołach prawosławnych panuje ta sama zasada co i w „naszych” – nie należy wchodzić do nich w nieodpowiednim stroju. Jako że miałam bluzkę na ramiączka, przed wejściem założyłam na ramiona sweter. Mimo że było upalnie, chciałam dostosować się do wymagań i uszanować to miejsce. Spotkało się to z bardzo miłym przyjęciem osób pilnujących porządku. Chyba niewielu turystów dostosowuje się tam dobrowolnie do tych zasad.

Łuk Triumfalny

W pobliżu Rotundy znajdują się pozostałości łuku triumfalnego cesarza Galeriusza, który również należał do kompleksu pałacowego. Łuk powstał w 305r. na pamiątkę zwycięstwa nad Persami. Łuk składał się z czterech filarów, ale do naszych czasów przetrwały jedynie dwa. Marmurowe płaskorzeźby przedstawiają walki kawalerii, konny wjazd cesarza Galeriusza do wiwatującego miasta, walki Rzymian i Persów, uczestniczących w obrzędach Dioklecjana i Galeriusza oraz – na samym dole – postacie Nike-Wiktorii niosące wojenne trofea.

Grecja dzień 6 (36)

W Salonikach jest jeszcze cała masa innych atrakcji – muzeów i świątyń, ale z braku czasu skupiliśmy się tylko na tych główniejszych miejscach.
Gdy wracaliśmy już do auta, trafiliśmy w tłumie na kieszonkowca. Nie, nie… spokojnie… żadnych nieprzyjemnych przygód tym razem nie mieliśmy. Szedł sobie spokojnie ulicą i przeczesywał czyjś portfel wyrzucając po drodze zbędne paragony i inne papiery. W Grecji lepiej uważać na to towarzystwo – sporo ostrzeżeń się naczytałam i nasłuchałam. Jak widać – nie na darmo tyle się o tym pisze w Internecie.

Jeżeli chcielibyście skorzystać z toalety Salonikach – nigdzie nie widziałam żadnej publicznej. Za to bez problemu dało radę skorzystać z łazienki w jednej z restauracji przy Expo. Ogółem w Grecji chyba właśnie taka zasada panuje – chcesz skorzystać, to wchodzisz do restauracji i tyle.

W końcu wróciliśmy do Epanomi. Po drodze zrobiliśmy jeszcze małe zakupy w jakimś sklepie po drodze, a następnie szybko się przebraliśmy i ruszyliśmy na plażę. W planach mieliśmy dotarcie na sam pobliski cypel, ale niestety zamiary spełzły na niczym. Ciężko się szło i robiło się coraz później, więc chcąc się jeszcze wykąpać w morzu odpuściliśmy dalszy spacer. Zaliczyliśmy półgodzinną kąpiel w chłodnym, ale jednak mimo wszystko cieplejszym niż Bałtyk morzu. Poza nami na kąpiel odważyło się może ze 3 osoby.

Dużo nasłuchałam się o greckich plażach – ponoć miały być jednymi z najpiękniejszych na świecie. Cóż… to chyba kwestia gustu. Jeśli chodzi o piasek i czystość, w Polsce można znaleźć wiele ładniejszych plaż. Te greckie (a przynajmniej te, które widziałam) były mocno zanieczyszczone tak śmieciami pozostawionymi przez ludzi jak i tym, co naniosła na brzeg woda. Może w trakcie sezonu turystycznego są sprzątane, ale w maju wyglądało to naprawdę kiepsko i mało zachęcająco.

Grecja dzień 6 (38)

Na kolację ponownie wybraliśmy się do tawerny przy hotelu. Tym razem zamówiliśmy oryginalną sałatkę grecką, grillowany z pomidorami i piekielnie ostrą papryczką ser feta oraz grillowanie krewetki z porannego połowu. I znów było pysznie. Po kolacji uregulowaliśmy rachunek za pobyt – rano czekała nas wczesna pobudka i daleka droga do Aten.

Gdy już miałam kłaść się spać, usłyszałam na tarasie jakieś dziwne dźwięki. Okazało się, że po raz kolejny mieliśmy towarzystwo. Wcześniej były to psy, za to w nocy po płytkach skakała wielka ostrzegawczo ubarwiona ropucha zielona, która zezwalała na łażenie po sobie jakiemuś czarnemu żukowi. Sporo hałasowała, ale odstraszona światłem latarki postanowiła szukać wrażeń gdzie indziej.

Spodobał Ci się powyższy tekst? Polub go na Facebooku lub udostępnij, może komuś się przyda! A może szukasz inspiracji do zaplanowania swojego kilkudniowego wyjazdu? Zajrzyj koniecznie do pozostałych relacji z Grecji!

Cztery kroki do udanego urlopu: wyszukaj lot...
... zarezerwuj nocleg... Booking.com
... wypożycz samochód...
... zminimalizuj swoją odpowiedzialność w razie uszkodzenia auta i ciesz się wyjazdem!

Powiązane teksty

Skomentuj