Prowansja: Village des Borries i destylarnia lawendy

Lecąc do Prowansji w lawendowym sezonie nawet nie spodziewałam się, że nie dość, że zobaczymy rozkwitnięte pola, to będziemy mogli podejrzeć także proces destylowania lawendy oraz jej zbiór. Poszczęściło się nam – odwiedziliśmy destylarnię lawendy akurat w trakcie zapełniania alembików! Zanim jednak dotarliśmy do Apt, przyjrzeliśmy się jeszcze położonej tuż obok Gordes niezwykłej wiosce – Village des Borries.

Dzień 3, 20.07.2017 część 2/4

Dosłownie rzut kamieniem od Gordes znajduje się Village des Borries – wioska składająca się z kilkudziesięciu budynków powstałych z płaskich… kamieni. Dojazd do niej zajmuje raptem kilkanaście minut – to ok. 4 km trochę pokręconą, wąską i jednokierunkową w większości drogą prowadzącą z miasteczka. Gdy dojeżdżamy do celu trafiamy na niewielki, całkowicie zapełniony parking. Zostawiamy auto na jakiejś wystającej skale licząc, że nikt go nam nie przytrze. Stoi w słońcu – oj, będzie później w środku gorąco…

Village des Borries to skupisko kilkudziesięciu chat zbudowanych na początku XVII w. Jako ich budulec posłużyły kamienie zebrane z terenów przystosowywanych pod pola uprawne – przy niedostatku drewna był to doskonały i szeroko dostępny materiał budulcowy. Uważa się że technika budowy tak zwanych borries rozwinęła się w neolicie, ale metoda jest do dziś wykorzystywana w Prowansji np. przy budowie murków otaczających pola czy pastwiska. Niektóre z rozrzuconych po Prowansji chatek (tylko w okolicy Gordes jest ich ponoć około 400!) do dziś służy jako schronienie dla pasterzy wypasających kozy i owce.

Village des Borries oznaczaną na mapach ewidencji gruntów w 1809 roku jako Les Savournins Bas zamieszkiwano aż do drugiej połowi XIX w., później wioska została jednak opuszczona popadając w ruinę i zapomnienie. Świetność postanowił przywrócić JEJ niejaki Pierre Viala, który to podjął się zakupu ziemi i naprawy budynków pomiędzy 1969 a 1976 rokiem. Wiele z borries było w opłakanym stanie między innymi z powodu trzęsienia ziemi, które miało miejsce na terenach Prowansji pod koniec XIX w. Dzięki pracom Viala Village des Borries uzyskała status zabytku historycznego.

Obecnie zobaczyć można na miejscu 28 borries w siedmiu skupiskach. Mieszkania, ogólnodostępne piece, domy hodowców jedwabników, stodoły… Budynki głównie parterowe, ale niektóre z nich miały także i piętro stworzone poprzez umieszczenie na dębowych belkach kamiennych płyt. W niektórych obejrzeć można tradycyjne narzędzia czy podstawowe wyposażenie. Przy każdym budynku wisi tabliczka informująca o przeznaczeniu danego miejsca – napisy są po francusku, angielsku i niemiecku.

Chaty przypominają wyglądem ule albo igloo – kamienie zostały tak ociosane, żeby ich układanie było jak najłatwiejsze i uniemożliwiało dostanie się do środka wody opadowej. Ponadto od strony północnej trudno dopatrzeć się jakichkolwiek otworów – to celowe działanie mające za zadanie zabezpieczyć wnętrza przed porywistym i zimnym wiejącym w tych regionach zimą i wiosną wiatrem zwanym mistralem. Do budowy używano także grubej warstwy zaprawy mającej chronić użytkowników borries przed natrętnymi owadami.

Tereny Prowansji są upstrzone starymi borries, ale jeśli nie masz czasu na ich poszukiwanie lub chciałbyś zobaczyć całą wioskę, a nie tylko pojedyncze budynki, warto wybrać się w tym celu właśnie do Village des Borries pod Gordes. To największe takie skupisko w tym regionie, a może nawet i na świecie. Warto wziąć pod uwagę, że na miejscu nie ma restauracji ani żadnego barku, są tylko toalety i maleńka wystawa przy kasach biletowych.

Village des Borries – informacje praktyczne:

  • Godziny otwarcia: 9:00 – 20:00
  • Bilety indywidualne: normalny 6 EUR, zniżkowy 4 EUR – dzieci i młodzież w wieku 12-17 lat
  • Bilety grupowe: od 10 osób – 5 EUR od osoby dorosłej, grupy szkolne – 2 EUR od osoby
  • Oficjalna strrona: http://levillagedesbories.com/
  • niewielki, bezpłatny parking na miejscu

Z Village des Borries udajemy się w stronę Apt. Kolejnym naszym celem jest destylarnia lawendy Les Agnels Distillerie de Lavande. Po cichu liczę, że może załapiemy się na proces destylowania olejku, ale szanse mamy na to niewielkie. Jest południe – pewnie pracownicy mają przerwę, do tego w okolicy prawie nie da się wyczuć lawendowego zapachu. Znaczy to, że albo zbiory zostały już załadowane albo poczekają do późniejszych godzin.

Mamy jednak szczęście! Po dojechaniu do celu wąskimi drogami trafiamy pod budynek destylarni, przy którym właśnie trwa ładowanie pęczków ściętych kwiatów do wielkiej kadzi. Kadzie fachowo nazywane są alembikami. Mężczyzna transportuje je wózkiem widłowym z chwytakiem z podstawionej obok przyczepy, kobieta natomiast pomaga je ściągnąć i widłami dorzuca do środka to, co spadło obok. Po chwili sięga po zawieszony na przewodzie sterownik z kilkoma przyciskami i ugniata wszystko za pomocą…. wielkiej opony wypełnionej betonem. Przyglądamy się przez dłuższy czas ich pracy. Początkowo zwracają na nas uwagę, ale po wymianie kilku uśmiechów, stajemy się dla nich zupełnie niewidoczni.

Przy okazji wizyty dowiadujemy się, że jeden taki alembik ma aż 6000 litrów pojemności! Ilość upychanej w nim lawendy jest gigantyczna. A jak wygląda proces destylowania lawendy? Przy kadziach zbyt wiele nie widać (za to intensywnie czuć!), ale w środku budynku umieszczono niewielki schemat dokładnie obrazujący metodę otrzymywania lawendowego olejku.

Pod suszem (ścina się przekwitnięte kwiaty wraz z łodyżkami) gotuje się woda – para wodna unosząca się w górę przechodzi przez ściśnięte rośliny i wraz z wydobytymi olejkami eterycznymi wędruje do kondensatora. Następnie jest schładzana. W wyniku skroplenia uzyskuje się dwufazowy płyn, który wpada do zbiorników. Część na dole to kwiatowa woda – hydrolat mający właściwości pielęgnacyjne. Można go używać np. jako toniku do twarzy. Z kolei u góry zbiera się czysty lawendowy olejek tak bardzo ceniony za swoje przeciwzapalne i przeciwbakteryjne właściwości. Co dzieje się z lawendowymi resztkami? Nic się nie marnuje – to, co wyciągnięte zostanie z alembika, podlega kompostowaniu.

Gdy już zapoznamy się z tymi informacjami udajemy się do sklepiku. Ale tam pachnie! Mydełka, olejki, woreczki z suszonymi kwiatami, gotowe kosmetyki i wiele innych… Lawendowe zatrzęsienie! Chodzimy pomiędzy regałami i przypatrujemy się różnościom i ich cenom. Jesteśmy tylko my i dwie pracownice. Niestety ze względu na ograniczony bagaż zaopatrujemy się jedynie w lawendowy syrop – 50 ml w niewielkich szklanych buteleczkach kosztuje 3,5 euro.

Olejek lawendowy otrzymywany z lawendy lekarskiej oraz lawendy szerokolistnej wykorzystywany jest w medycynie. Jednak w Prowansji poza polami lawendy można spotkać także uprawy plennej lawandyny będącej krzyżówką lawendy wąskolistnej i lawendy spiki. Przeważająca na polach lawandyna jest bardziej opłacalna ze względu na większą zawartość olejków o silniejszym (lecz też mniej słodkim) zapachu. Olejek z lawandyny wykorzystywany jest do celów przemysłowych. Jak odróżnić lawendę od lawandyny? Ta pierwsza charakteryzuje się pojedynczą łodyżką kwiatową wyrastającą z pędu, lawandyna z kolei ma takich łodyżek sztuk trzy. Ponadto krzaczki lawandyny prezentują się dużo bardziej imponująco rozrastając się znacznie.

To nie koniec wrażeń na ten dzień. Gdy odjeżdżamy spod destylarni w końcu widzę upragniony fiolet – wreszcie trafiamy na poletka w pełni rozkwitu! Jednak są jeszcze miejsca, które nie zostały skoszone! W niektórych miejscach fiolet aż razi, w innych tuż obok jest już przyszarzały – rośliny przekwitły.

Cieszę się jak dziecko! Co prawda poletka nie są zbyt duże, ale i tak jestem zachwycona. Ponadto podejrzewam, że oto właśnie patrzymy na najprawdziwszą lawendę – rośliny nie są jakoś specjalnie przerośnięte, a widać, że nie są to też młode sadzonki. Moje kolejne marzenie właśnie się spełnia! To jednak nie koniec.

Chcesz dowiedzieć się więcej na temat destylacji lawendy? Obejrzyj film:

Spodobał Ci się powyższy tekst? Polub go na Facebooku lub udostępnij, może komuś się przyda! A może szukasz inspiracji do zaplanowania swojego kilkudniowego wyjazdu? Zajrzyj koniecznie do pozostałych części relacji!

Cztery kroki do udanego urlopu: wyszukaj lot...
... zarezerwuj nocleg... Booking.com
... wypożycz samochód...
... zminimalizuj swoją odpowiedzialność w razie uszkodzenia auta i ciesz się wyjazdem!

Powiązane teksty

  1. Prowansja marzy mi się od dawna, w tym roku chyba juz nie dam rady tam sie wybrać ale za rok to muszę :) super wpis :)

    1. Monika | Podróżowisko.pl

      Dzięki! ;) Prowansję polecam, ale jeśli nie dasz rady wybrać się do Francji, pozostają nasze polskie prowansalskie klimaty – jest u nas w kraju parę gospodarstw uprawiających lawendę, więc przy ograniczonym czasie wcale nie trzeba szukać lawendowych krajobrazów tak daleko :)

  2. Marzę o zobaczeniu na żywo pól lawendy, takie piękne są na zdjęciach <3

    1. Monika | Podróżowisko.pl

      Poczekaj na wpis, który poświęcę tylko tym lawendowym krajobrazom ;)

  3. Przepięknie! My już nie możemy się doczekać lawendowego sezonu na Małopolsce – podobno to taka mała, polska Prowansja. :)

    1. Monika | Podróżowisko.pl

      Małopolska Prowansja miała być u nas jako pierwsza, ale kolejność się nam trochę odwróciła ;)

  4. Prowansja, ach Prowansja ❤️
    Pola lawendy to również koje marzenie ;)
    Cudownie jest moc podróżować. Poznawać historię, spotykać niesamowitych ludzi i ciekawe miejsca.

    1. Monika | Podróżowisko.pl

      Prawda! Jak to powiedział niejaki pan Hans Christian Andersen – podróżować to żyć ;) Życzę spełnienia lawendowego marzenia!

  5. Borries sa przepiekne! Czy są jeszcze gdzies poza Prowansją?

  6. Ależ bajeczne krajobrazy :) Pięknie tam!

    1. Monika | Podróżowisko.pl

      To dopiero wstęp do lawendowych widoków ;)

  7. O tak, Village des Borries to niezwykłe miejsce.

    1. Następnym razem poszukamy też pojedynczych borries rozrzuconych pośród lawendowych pól :)

    1. I mimo, że był to środek sezonu – pusto tam! ;)

Skomentuj