Polska: Bursztyny zimą, czyli listopadowe łowy w Jantarze

Wczasy nad Bałtykiem stały się ostatnio szalenie popularne, jednak w czasie letnich miesięcy omijam nasze wybrzeże szerokim łukiem. Morze parawanów, tłumy ludzi, wysokie ceny i pogoda, która potrafi dać w kość i zepsuć nie jednemu urlop – to do mnie nie przemawia. Nad nasze morze wolę jechać dużo później. Szaleństwo? Nie, szczególnie w tym roku był to zupełnie świadomy wybór spowodowany… jesiennymi sztormami. Czy jest sens jechać na bursztyny zimą?

Sukcynit, elektron, złoto Bałtyku, złoto północy, jantar – wszystkie te nazwy znaczą jedno i to samo: bursztyn. Bursztyn z kolei z niemieckiego znaczy „kamień, który się pali”. To skamieniała kopalna żywica pochodząca głównie z drzew iglastych. Pokłady bursztynu znajdują się w naszej okolicy głównie na dnie Morza Bałtyckiego oraz na terenie Kaliningradu.

Orkan Grzegorz

Wyjazd nad morze po jesiennych lub zimowych sztormach, gdy na plaży zalegają bursztynowe okruchy, wciągnięty został na listę moich podróżniczych marzeń już dawno temu. Musiało minąć jednak kilka lat, żebym sobie o tym marzeniu przypomniała. Zupełnie bez planu 3 listopada stwierdziliśmy, że następnego dnia po pracy ruszamy do Jantaru. Wybór terminu nie był nieprzemyślany – kilka dni wcześniej w północną część Polski uderzył orkan Grzegorz. Tak się składa, że to samo imię nosi mój mąż – przypadek? Nie sądzę ;) Był to znak, że pora wreszcie odhaczyć kolejny punkt z listy. Bursztyny zimą? Jestem na tak!

Do Jantaru dojechaliśmy około godz. 20:00. Szybko odnaleźliśmy zarezerwowaną z rana kwaterę (pokoje gościnne Hupkas, Gdańska 57 – polecamy!), ale ledwo przywitaliśmy się z naszym gospodarzem i zerknęliśmy na pokój, znów siedzieliśmy w aucie. Koniecznie chcieliśmy przywitać się z morzem i przy okazji rzucić okiem na to, jak wygląda plaża. Uzbrojeni w latarki ruszyliśmy na brzeg – cały zasypany był śmieciami pochodzenia organicznego. Korzenie, gałęzie, trawy, czasem jakaś zdechła ryba i inne różności. I całe mnóstwo muszli. Pośród tego wszystkiego miały skrywać się bursztyny.

Nocne łowy

Mimo późnej pory i panujących egipskich ciemności, nie byliśmy sami. Co jakiś czas plażą obok przejechało terenowe auto (kierowcy ruszyli na zwiady, czy może morze już coś wyrzuciło), do tego koło nas kręciło się kilku ubranych w wodery panów z latarkami UV i kaszorami (podbierakami służącymi do wyławiania bursztynu z wody). Słyszałam, że w ultrafiolecie bursztyny świecą, ale nie miałam pojęcia, jak to rzeczywiście wygląda. Ciekawość zwyciężyła, zaczepiłam jednego z przechodzących obok mężczyzn. W odpowiedz kazał nam zgasić nasze latarki i pokazał swoje zdobycze oświetlone lampą UV. Bursztyny rzeczywiście świeciły! Na żółto.

Wyglądały w tym świetle jak kawałki siarki (w składzie bursztynu jest około 1% tego pierwiastka, stąd także siarkowy zapach, który pozostaje na rękach po zbieraniu bursztynów). Swoją drogą zbiory poławiacza – mimo że niewielkie – budziły leciutkie ukłucie zazdrości. Każda bryłka miała kilka centymetrów szerokości. Nam póki co udało się wtedy znaleźć tylko kilka okruchów w rozgrzebanych śmieciach. Panowie na takie drobiny w ogóle nie zwracali uwagi. Dopiero później, zupełnie przypadkiem trafiliśmy na większą kulkę jasnego bursztynu, musieli go przeoczyć.

W końcu po 1,5 godz. łowów wróciliśmy na kwaterę – zmęczenie długą drogą dawało się we znaki, poza tym trochę zmarzliśmy. Następnego dnia zaplanowaliśmy sobie wyjazd na plażę przed godz. 8:00. W świetle dziennym mieliśmy równe szanse ze wszystkimi innymi poszukiwaczami.

Wyrównane szanse

Niełatwo było wstać, ale wystarczyło uświadomić sobie, że już za chwilę znów będziemy na plaży. Pogoda nas rozpieszczała – było ciepło i bezwietrznie, warunki mieliśmy idealne do długiego spaceru. Ubrani w kalosze wyruszyliśmy na poszukiwania. Ludzi było naprawdę niewielu, więc szliśmy sobie przed siebie w ciszy i spokoju pośród wyrzuconych na brzeg resztek. Początkowo bursztynów było niewiele. Pierwszy, drugi, trzeci maleńki okruch. Po tym jak usłyszałam od naszego gospodarza, że morze było tym razem łaskawe i wyrzuciło znaczne ilości miodowych bryłek, poczułam się trochę rozczarowana tym, co zastaliśmy. Jednak gdy znaleźliśmy się przy kolejnej kupie śmieci, okazało się, że trafiliśmy na prawdziwy bursztynowy raj.

Słońce padające pod odpowiednim kątem oświetlało każdy okruch, dzięki czemu bursztyny jeszcze łatwiej było znaleźć. Nasze torebki szybko zapełniały się mniejszymi i większymi kawałkami. Wystarczyło kucnąć w jednym miejscu i wybierać kolejne i kolejne kawałki skamieniałej żywicy. W międzyczasie przybyło osób, ale bursztynów było tam tyle, że każdy mógł uzbierać sobie satysfakcjonującą ilość. Czasem niektóre znaleziska były naprawdę spore – rekordowy (ok. pięciocentymetrowy) okaz odnalazła kobieta niedaleko nas, a później mój mąż. Tak prezentowały się z kolei moje zbiory przed przerwą, którą zrobiliśmy na obiad:

Po kilku godzinach spacerowania i podziwiania widoków przeplatanego grzebaniem w tym, co wyrzuciło morze, porządnie zgłodnieliśmy. Trzeba było wrócić do samochodu i rozejrzeć się w okolicy za jakimś jedzeniem – niestety wszystkie okoliczne bary były na zimę zamknięte. Na szczęście przy zejściu na plażę czynna była jedna restauracja z rybami w ofercie. Idealnie się złożyło, bo jak to tak – być nad morzem i nie zjeść dorsza lub flądry? Było smacznie. Podjedliśmy, odpoczęliśmy, można było kontynuować.

Po posiłku wróciliśmy na plażę. Niby wcześniej planowaliśmy udać się w drodze powrotnej do Malborka lub Torunia, ale skończyło się na tym, że cały dzień spędziliśmy na brzegu morza. Nie chciało się nam stamtąd ruszać. Im później się robiło, tym mniej ludzi spacerowało, a my szyliśmy przed siebie mijając w końcu tylko liczne rybitwy i mewy podrywające się co chwila do lotu.

Gdy słońce zaszło, trzeba było się zbierać. Czekała nas długa droga z powrotem do domu. Jak tylko wróciliśmy, zważyliśmy nasze zbiory. Udało się nam razem wyskubać aż 165 gramów bursztynu! Niby to tylko 16 dag., ale należy pamiętać, że bursztyn jest bardzo lekki. Waga może wrażenia nie robi, ale objętościowo nasz łup wyglądał naprawdę imponująco:

A teraz czas na kilka informacji praktycznych, które być może pomogą Wam w przygotowaniu się do własnych bursztynowych łowów.

Gdzie szukać bursztynu

Najlepsze miejsca do poszukiwań wyrzuconych na brzeg bryłek to okolice Ustki oraz Jantaru i Stegny. Właśnie w tych miejscach można spodziewać się największej ilości wyrzuconego na plażę lub pływającego tuż przy brzegu jantaru.

Bursztyn najczęściej znajdziemy wśród wyrzuconych na brzeg śmieci – muszli, patyczków i innych organicznych resztek. Nawet jeżeli nic nie ma na wierzchu, warto rozkopać nieco te pozostałości, bo skamieniała żywica może znajdować się gdzieś pod spodem.

Kiedy szukać bursztynu zimą?

Bursztynu najlepiej szukać po sztormach – tych jesiennych i zimowych. Sztormy powodują, że bursztyn odrywa się od złóż zgromadzonych na dnie, a występujące o tej porze roku czynniki takie jak zmieniające się ciśnienie, niskie temperatury, większe zasolenie wody oraz odpowiedni kierunek wiatru sprawiają, że bursztyn może się łatwiej znaleźć na brzegu. Najlepszy okres na bursztynowe łowy to miesiące między grudniem a kwietniem, jednak my woleliśmy pojechać nad morze póki jest jeszcze ciepło. Jak widać po powyższym zdjęciu, dla amatorów szukających jedynie pamiątki, już listopad jest doskonałym czasem na poszukiwania. Jeżeli jednak liczycie na większe znaleziska, lepiej wybrać się nad Bałtyk np. po Świętach Bożego Narodzenia obserwując wcześniej prognozy i zapowiedzi sztormów.

Bursztynów szukać można w ciągu dnia (lepiej pojawić się na plaży wcześniej), ale także i w nocy. Jednak do poszukiwań nocą trzeba się lepiej przygotować.

Jak się przygotować

Ciepła odzież to podstawa. Jeżeli planujecie szukać bursztynów jedynie na plaży, warto mimo wszystko wziąć ciepłe kalosze. Jeżeli chcecie wchodzić głębiej do wody – wodery oraz gumowa kurtka będą niezbędne. Moim zdaniem lepiej jednak zostawić szukanie bursztynów w głębszej wodzie profesjonalistom. Chociażby ze względu na własne zdrowie i bezpieczeństwo, ponieważ w każdej chwili można zostać porwanym przez fale. Czytałam o poławiaczu, który przewrócił się w trakcie poszukiwań – ubiór natychmiast nabrał wody, mężczyzna utopił się w bardzo krótkim czasie.

Poza odpowiednią odzieżą, przyda się na pewno sitko do odławiania śmieci znajdujących się w wodzie tuż przy brzegu (szczególnie, gdy zauważycie pośród drobinek jakiś pływający jantar) oraz – na nocne poszukiwania – latarka UV. Kaszor – taki podbierak do ryb pomocny przy wyławianiu bursztynów – dla amatorów szukających na brzegu, będzie zbędnym balastem.


Na poszukiwanie bursztynów zimą trzeba uzbroić się w czas, cierpliwość i ciepłe ubranie. Nie zawsze zbiory będą liczne, ale dla samych warunków przyrodniczych i własnej frajdy warto spróbować!

Cztery kroki do udanego urlopu: wyszukaj lot...
... zarezerwuj nocleg... Booking.com
... wypożycz samochód...
... zminimalizuj swoją odpowiedzialność w razie uszkodzenia auta i ciesz się wyjazdem!

Powiązane teksty

  1. Dzięki za porady. Właśnie w tym roku planuję zimową wycieczkę nad Bałtyk, zastanawiam się tylko jak ma się śnieg i mróz do polowania na bursztyny?

  2. W tym roku po raz pierwszy od nastu lat wybraliśmy się nad zatokę. Trafiliśmy właśnie do Jantaru. Był początek sierpnia pogoda przez 3 tygodnie boska, dzieci przeszczęśliwe, a tłumów nie było. Pobyt przedłużaliśmy. Ceny niestety wysokie, ale co poradzić. W gorsze dni gdy słonka było brak zwiedzaliśmy Gdańsk, Sopot, Gdynia, Malbork czy Krynica wszystko po trasie. Tak nam się podobało, że za rok kierunek obieramy Jantar ;)

    1. Podróżowisko.pl

      Polecam też zimą! Niestety ceny noclegów do najniższych też i o tej porze roku nie należą, ale da się znaleźć fajne miejsce za jeszcze przyzwoite pieniądze :)

  3. No teraz to już nawet ja, zmarźluch straszliwy, ruszę nad Bałtyk jesienią!Fantastyczne zbiory i takie różnorodne te bryłki- te świecące, te matowe, miodowe, żółte, koniakowe- cudo!

  4. Jestem pod wrażeniem Waszych zbiorów :)

  5. Mamy w planach weekendowy wypad do Trójmiasta pod koniec listopada, może grudzień. Teraz patrząc na wasze podpowiedzi (Jantar i Stegna są rzut beretem od Gdańska) wiem, że będę śledzić pogodę i nawet jeśli nie będzie sztormów, ruszę na poszukiwania bursztynu ;)
    p.s. Mój mąż też Grzegorz – przypadek?? nie sądzę :D

    1. Podróżowisko.pl

      To znak!!! :D Powodzenia w takim razie, trzymam kciuki za udany wyjazd i owocne łowy! ;)

  6. I w takich okolicznościach mogę pojechać nad polskie morze :) Wasz łup jest imponujący, gratulacje! Nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby jechać nad Bałtyk „na bursztyny”, a szkoda, bo to na pewno ciekawsze niż Bałtyk w środku sezonu z morzem parawanów, jak sama piszesz. Może warto kupić tę latarkę UV i wybrać się na nocne łowy? ;)
    Pozdrawiam!

    1. Podróżowisko.pl

      Wizyta nad Bałtykiem poza sezonem to bez dyskusji dużo ciekawsze doświadczenie! Na bursztyny chętnie wybierzemy się raz jeszcze, tym razem zimą albo na początek wiosny. Już powoli rozglądam się za odpowiednią latarką ;)Polecam taką wyprawę i również pozdrawiam!

  7. Aż nabrałam ochoty na taki wyjazd w poszukiwaniu bursztynu. A wiosenne sztormy się nadają? Może ja bym się wiosną zebrała?… Bo w sumie trochę dalej mam ;)

    1. Podróżowisko.pl

      Specjaliści uważają, że na bursztyny najlepiej polować od grudnia do końca kwietnia, więc wiosenne sztormy jak najbardziej „łapią” się w tym terminie ;)

Skomentuj