Prowansja: Opactwo Montmajour i starożytny akwedukt

Obiecywaliśmy sobie, że nasza prowansalska przygoda skupiona będzie jedynie na krajobrazach, ale mimo wszystko na naszej trasie pojawiło się kilka miast i atrakcji zbudowanych ludzką ręką. Opactwa (m.in. opactwo Montmajour), starożytny akwedukt czy zamki – co warto zobaczyć będąc w Prowansji? Ciekawych miejsc jest sporo, oto kilka z nich.

Dzień 2, 19.07.2017, część 2/3

W drodze do kolejnych punktów z naszej listy zatrzymujemy się przy widocznym z areny w Arles opactwie Montmajour. Oficjalna nazwa tego miejsca to Opactwo św. Piotra w Montmajour, ale chyba mało kto z przybywających tam wie o tym fakcie. To ufortyfikowany dawny klasztor benedyktyński powstały między X a XVIII w. na terenie, który był kiedyś wyspą.

Opactwo Montmajour

Opactwo składa się z sześciu głównych części. Pierwsza to pochodząca z XI w. pustelnia, w której znajduje się kaplica św. Piotra będąca najstarszą częścią kompleksu – kaplica powstała prawdopodobnie pomiędzy 1030 a 1050 rokiem. Drugą część stanowi klasztor zbudowany między XII i XIII w., a kolejną zbudowana kilkaset metrów dalej Kaplica Świętego Krzyża z XII w., w której miała znajdować się najcenniejsza relikwia – kawałek prawdziwego krzyża Chrystusa. Ostatnie trzy części opactwa to ufortyfikowany klasztor św. Piotra zbudowanego w XIV w., wieża opata Pons de l’Orme oraz klasztor Mauristów z XVII w.

Montmajour słynie z kilkunastu wykutych w skale pomiędzy XI i XIV w. grobów. Wycięto tam miejsca na głowę, ramiona i stopy. Prawdopodobnie gdy ułożono w nich zmarłego, grobowiec przykrywany był kamienną płytą. Widać, w jakim kierunku chowano – większość z grobów skierowana jest nogami na wschód symbolizujący zmartwychwstanie. Akurat gdy tam dotarliśmy, jakiś dzieciak kładł się w tych wnękach ku uciesze rozradowanych i robiących mu zdjęcia rodziców…

Montmajour było miejscem bardzo lubianym przez mieszkającego jakiś czas w pobliskim Arles Vincenta Van Gogha. Uważa się, że odwiedzał to opactwo ponad 50 razy! Montmajour stało się scenerią obrazu noszącego tytuł Zachód słońca w Montmajour. Dzieło to przechowywane jest w Amsterdamie. Bez problemu można dopatrzeć się na nim charakterystycznej wieży i pozostałości wyższej części budowli.

Wstęp do opactwa jest płatny i kosztuje (bilet normalny) 8 euro od osoby. Wchodzi się przez sklepik z pamiątkami. Po drugiej stronie ulicy dostępna jest restauracja oraz bezpłatny parking.

Do Montmajour trafiamy akurat w porze sjesty – mało kto kręci się po opactwie, dzięki czemu możemy napawać się ciszą i spokojem. Jest to bardzo klimatyczne miejsce, w którym czas jakby zwalnia. Nagle przestajemy się spieszyć, powoli odkrywamy wszystkie zakamarki tej atrakcji.

Opactwo Montmajour – informacje praktyczne:

  • Godziny otwarcia:
    • 2 stycznia – 31 marca, 1 października – 31 grudnia: 10:00 – 17:00, z wyjątkiem poniedziałków;
    • 1 kwietnia – 31 maja: 10:00 – 17:00, codziennie;
    • 1 czerwca – 30 września: 10:00 – 18:30, codziennie;
    • 1 października – 31 grudnia: 10:00
    • ostatnie wejście na 45 min. przed zamknięciem
  • Zwiedzanie opactwa nie jest możliwe w dniach: 1 stycznia, 1 maja, 1 i 11 listopada, 25 grudnia.
  • Bilety indywidualne: normalny 8 EUR dorośli powyżej 26 roku, zniżkowy 6,5 EUR – <26 lat
  • Bilety grupowe: od 20 osób; 6,5 EUR za osobę

Aqueduc de Barbegal

Gdy już zajrzymy do każdego zakamarka, pora ruszać w dalszą trasę. Gdzieś po drodze zauważam niewielki znak kierujący na rzymski akwedukt. Nie ma żadnej informacji o miejscowości czy też odległości, ale niewiele myśląc skręcamy z głównej drogi poszukując pozostałości. Jesteśmy jakieś 10-12 km od Arles w drodze do Tarascon. Nie mamy pojęcia czego się spodziewać, bo wcześniej nie słyszeliśmy o tym akwedukcie ani słowa. Obawiam się, że mogą to być jakieś ledwo zauważalne resztki, ale musimy to sprawdzić. W końcu dojeżdżamy prawie do Fontvieille. Jest! Wygląda całkiem interesująco. To Aqueduc de Barbegal zaopatrujący niegdyś Arles w wodę z okolicznych gór. Parkujemy przy drodze obok. Nie ma tu oficjalnego parkingu ani biletów wstępu.

Albo mamy szczęście, albo rzeczywiście mało kto słyszał o tym miejscu, bo poza nami spaceruje tam tylko jedna francuska para. Przechadzamy się wśród starożytnych ruin i gaju oliwnego. Na gałązkach zielenią się oliwki, listkami porusza delikatny wiatr… Dochodzimy do końca akweduktu – jesteśmy na wysokiej skale, z której roztacza się panorama okolicy. Gdzieś obok widać resztki młynów wodnych, które funkcjonowały pomiędzy I i III w.n.e. Kompleks tych młynów składał się z 16 kół młyńskich umieszczonych w dwóch korytach akweduktu. Ponoć na tamte czasy miał największą możliwą moc przerobową. Według szacunków dzięki młynom można było uzyskać około 40 ton mąki dziennie, co z kolei starczało na chleb dla 1/4 ówczesnych mieszkańców okolic. Warto zaznaczyć, że mieszkańców było ok. 40 000. Ta wartość robi wrażenie, prawda?

Po krótkim spacerze pośród starożytnych kamieni udajemy się w stronę dwóch miejscowości dzielonych rzeką Rodan. Najpierw zaglądamy do Tarascon, w którym od razu trafiamy pod imponujący zamek o tej samej nazwie co miasto. To nie lada gratka dla miłośników zamków, ale my tym razem odpuszczamy jego zwiedzanie. Sporo osób kręci się za kasą, nie mamy ochoty przeciskać się pośród innych zwiedzających. Poza tym mamy mało czasu, a bardzo zależy nam na odwiedzeniu innej atrakcji – Pont du Gard przedstawionego na banknocie o nominale 5 euro. Jeśli zdecydujemy się zwiedzić to ogromne zamczysko, o moście możemy zapomnieć.

Budowa Chateau de Tarascon rozpoczęła się w 1401 r. Ukończył go król Rene I Dobry, który nadał jego wnętrzom luksusowy charakter i przepych – rezydencja ta nazywana jest często Zamkiem Króla Rene. Bardzo malowniczo wygląda od strony rzeki. Po drugiej stronie ulicy zajrzeć można do Kolegiaty św. Marty, w której znajduje się krypta ze szczątkami tej świętej.

Św. Marta jest patronką miasta. Według legendy tylko ona potrafiła oswoić mitologiczne stworzenie zwane Tarasque. Czym był Tarasque? Dla mnie ta mitologiczna prowansalska hybryda przypomina wielkiego żółwia z kocią (ponoć to lew) głową i smoczymi łapami. Ponoć to smok. Jego podobiznę zobaczyć można obok drzew przy zamku.

Według legendy Tarasque to smok z lwią głową, sześcioma niedźwiedzimi nogami, podobnym do woła ciałem pokrytym żółwią skorupą i łuskowatym ogonem zakończonym jak u skorpiona. Stwór siał zniszczenie i nic nie robił sobie z ataków rycerskich wojsk króla. Dopiero św. Marta oczarowała potwora swoimi modlitwami i oswoiła go. Niestety przerażeni mieszkańcy okolicy gdy tylko zobaczyli monstrum zaatakowali je przerażeni – Tarasque zginął nawet nie próbując się bronić. Święta Marta zaczęła głosić ludziom nowinę, a nowo-chrystianizowani mieszczanie zmienili nazwę swojego miasta na Tarascon

W Tarascon poza zamkiem i kościołem obejrzeć można także pozostałości murów miejskich, powstały w 1648 roku ratusz miejski, klasztor Cloître des Cordeliers z XVI w. oraz stare miasto z zabytkowymi arkadami znajdującymi się przy ulicy rue des Halles.

Zamek Tarascon – informacje praktyczne:

  • Godziny otwarcia:
    • luty-maj, październik – 9:30 do 17:30;
    • czerwiec-wrzesień – 9:30 do 18:30;
    • listopad-styczeń – 9:30 do 17:00.
  • Zwiedzanie zamku nie jest możliwe w dniach: 1 stycznia, 1 maja, 11 listopada, 25 grudnia.
  • Bilety indywidualne: normalny 7,5 EUR dorośli powyżej 26 roku, zniżkowy 6,5 EUR – wszyscy pomiędzy 17-26 rokiem życia, młodzieżowy – 3,50 EUR (10-17 lat), poniżej 10 lat – wstęp bezpłatny.
  • Dostępne są też bilety rodzinne: taryfa 1 – 2 dorosłych i dwoje dzieci – 19 EUR, taryfa 2 – 2 dorosłych i 3-5 dzieci – 25 EUR

Zamek Beaucaire

Już z mostu nad Rodanem widzimy drugie zamczysko w mieście Beaucaire. W odróżnieniu od Chateau de Tarascon, tu jest mniej do zwiedzania. Zamek jest w ruinie. Struktury, które widać, pochodzą z XII i XVI w. Wewnątrz murów obejrzeć można małą romańską kaplicę i muzeum dotyczące odkryć w regionie. Ponoć niektóre z nich mają 40 000 lat! Ze względu na brak czasu jednak to miejsce również odpuszczamy. Zatrzymujemy się pod zamkiem jedynie na chwilę. Mury robią wrażenie, ale wciąż nie aż takie, jakiego spodziewamy się po zobaczeniu Pont du Gard.

W drodze do Pont du Gard trafiamy na znaki kierujące do Abbaye Roman. To kolejne opactwo, ale zachowało się w dużo gorszym stanie niż Montmajour, więc pomijamy je. Wejście na górę zajęłoby nam zbyt dużo czasu.

Spodobał Ci się powyższy tekst? Polub go na Facebooku lub udostępnij, może komuś się przyda! A może szukasz inspiracji do zaplanowania swojego kilkudniowego wyjazdu? Zajrzyj koniecznie do pozostałych części relacji!

Cztery kroki do udanego urlopu: wyszukaj lot...
... zarezerwuj nocleg... Booking.com
... wypożycz samochód...
... zminimalizuj swoją odpowiedzialność w razie uszkodzenia auta i ciesz się wyjazdem!

Powiązane teksty

  1. W czerwcu zamierzamy odwiedzić Prowansję i już nie możemy się doczekać.

    1. Trzymam kciuki, żeby lawenda była już w pełni rozkwitu! :)

  2. Super post! Prowansja jeszcze przed nami, koniecznie z lawendą w tle!

    1. Monika | Podróżowisko.pl

      Polecam terminy mniej więcej od połowy czerwca do pierwszych dni lipca :) nasz wyjazd w tamte strony odbył się ciut za późno, bo większość lawendowych pól była już ścięta, ale na szczęście udało mi się uwiecznić kilka tak charakterystycznych dla Prowansji fioletowych widoków – będzie o tym w jednym z kolejnych wpisów ;)

  3. Ewa

    Wow zdjęcia robią wrażenie! Dzięki za solidną dawkę wiedzy :) Prowansja zdecydowanie do odwiedzenia :)

    1. Monika | Podróżowisko.pl

      Polecam szczególnie okres czerwiec – początek lipca, żeby zdążyć jeszcze przed zbiorami lawendy! :)

  4. Wspaniałe miejsce. Uwielbiam takie zabytki, w których pachnie tajemniczą historią.

    1. Monika | Podróżowisko.pl

      Tym lepiej, jeśli nie są to zbyt zatłoczone miejsca – tak jak chociażby właśnie te opisane powyżej :)

Skomentuj