Sycylia: Co zobaczyć w Syrakuzach?

Planując wyjazd na Sycylię przekonałam się, że wyspa ta pełna jest najróżniejszych starożytnych pozostałości. Nawet nie spodziewałam się, że jest tam aż tyle atrakcji! Dysponowaliśmy jedynie kilkoma dniami, więc zobaczenie ich wszystkich nie było możliwe (chyba nawet przez miesiąc nie zdołalibyśmy dotrzeć do wszystkich historycznych miejscówek!), więc pozostało nam wybranie tylko kilku. I tak wybór padł na początek na Syrakuzy. Co zobaczyć w Syrakuzach? Czy miasto to w ogóle warte jest uwagi?

Dzień 2, 21.01.2018 część 1/2

Z rana czeka nas niespodzianka – Mirko, który wynajmuje nam dwupokojowe mieszkanie za niecałe 100 zł, przynosi nam świeżuteńkie croissanty. Ten z dżemem jest za słodki, ale drugi z ricottą – palce lizać! Przepadam od pierwszego kęsa. Jako że musimy się szybko zbierać, pakujemy rzeczy, ale możemy tu tak naprawdę zostać do której tylko chcemy. Dobrze się składa – właściciel chce pomalować balkon, więc nie ma następnych gości. Układ dla nas idealny, bo po zwiedzaniu Syrakuz możemy trochę się odświeżyć przed dalszą drogą.

Punkt ósma słyszymy huk, który aż wprawia w drżenie drzwi i okna. Najpierw myślimy, że ktoś trzasnął drzwiami wejściowymi na do klatki, po chwili jednak orientujemy się, że to chyba wystrzały armatnie… Mirko tłumaczy nam, że to z okazji święta św. Sebastiana. Jeszcze później usłyszymy te wystrzały ponownie.

Co zobaczyć w Syrakuzach: Wyspa Ortygia

Udajemy się najpierw na Ortygię i znany nam już parking. Miasto jest opustoszałe – w końcu to niedzielny poranek, Sycylijczykom nie za bardzo chce się wstawać tak wcześnie. Jedziemy obok oryginalnego w swej formie nowoczesnego kościoła i bez problemów docieramy na miejsce. Parking jest zupełnie pusty, parkometry wciąż zepsute. Ponownie ruszamy piechotą w tę samą stronę – w kierunku ruin świątyni Apolla. W ciągu dnia prezentują się jeszcze bardziej interesująco. Szkoda tylko, że nie zachowało się z tego miejsca więcej fragmentów. Była przeogromna!

Od razu udajemy się do środka wyspy. Mieszkańcy bardzo powoli budzą się do życia – jedni rozkładają swoje kramy, inni biegają, jeszcze inni spotykają się ze znajomymi na sąsiedzkie ploteczki. W porównaniu do nocy jest jednak pusto, senna atmosfera i nam się trochę udziela. Chłoniemy klimat raz zagłębiając się w wąskie uliczki, drugim razem zbaczając z kursu i wychodząc nad morze. Chwilę spędzamy na kamienistej plaży – woda jest bardzo zimna. Zaglądamy do piekarni, sklepików, w witryny. Aż chciałoby się spędzić tu trochę więcej czasu niespiesznie odkrywając uroki tych zakątków.

Dochodzimy do zamku Maniace. Niestety jako że jest niedziela, wstęp na jego teren nie jest możliwy. W pozostałe dni tygodnia można go zwiedzać od 9:00 do 13:15, bilet kosztuje raptem 2 EUR. Obchodzimy się smakiem, więc odbijamy w kierunku źródła Aretuzy, chcemy zobaczyć je też za dnia.

Źródło Aretuzy

Nad źródłem zatrzymujemy się na dłuższą chwilę. Widać stąd morze i mężczyzn łowiących ryby. Nikomu nigdzie się nie spieszy, więc i my przez moment chłoniemy tą atmosferę przyglądając się papirusom wyrastającym z wody. Kaczki i gęsi spacerują nad brzegiem, nad nami latają pojedyncze mewy. I jest tak przyjemnie ciepło… Aż wierzyć się nie chce, że u nas właśnie szaleje zima.

Katedra Duomo

Docieramy do placu Duomo i katedry. Jako że do mszy zostało jeszcze trochę czasu, bez problemu wchodzimy do środka. Można by rzec, że kościół jak kościół – dużo widzieliśmy już różnych budowli sakralnych, ale ta jest wyjątkowa. Wewnątrz obejrzeć można ogromne kolumny doryckie z V w. p.n.e.! Wbudowane zostały w ściany. Zaglądamy w każdy kąt, robimy zdjęcia – nikt nie zwraca na nas uwagi. Mężczyzna pilnujący porządku gada w najlepsze przez telefon. Po wyjściu okazuje się, że teoretycznie wstęp do świątyni kosztuje 2 EUR – zupełnie tego nie zauważyliśmy, bo weszliśmy… wyjściem. Jednak zupełnie nikt się tym nie przejął. Może to pozasezonowy „tumiwisizm„?

Po Piazza Duomo przed świątynią przechadzają się nieliczni spacerowicze i koty. Tych drugich jest tu zdecydowanie więcej. Wędrują majestatycznie, z lekko przymrużonymi oczami. Wyglądają, jakby to one były tu panami i władcami.

Fontanna Diany

Kierujemy się w stronę fontanny Diany – widzieliśmy ją już w nocy, ale plac z umieszczoną centralnie kaskadą przyozdobioną w liczne rzeźby pięknie prezentuje się również za dnia. Stamtąd blisko już mamy do parkingu.

W pewnym momencie drogę zachodzi nam starsza para. Oboje zatrzymują się chcąc nas przepuścić, ale prosimy, żeby przeszli pierwsi. Staruszka z pełnym wdzięczności uśmiechem mówi do nas „buongiorno”, jej mąż uśmiecha się dobrodusznie – idą dalej. Niby nic takiego, a ta scena jakoś mnie porusza.

Samochód zastajemy jak stał. Może jednak ci Sycylijczycy nie są tak źli jak to mówił nam wynajmujący samochód Włoch? Mężczyzna nastraszył nas, że samochodu lepiej nie zostawiać na niestrzeżonych parkingach, bo zaraz ktoś go celowo zniszczy. Może chodziło tylko o namówienie nas na ubezpieczenie? Oby. Na tę chwilę tak Sycylia jak i jej mieszkańcy mnie oczarowali. A co na Ortygii najbardziej przykuło moją uwagę? Balkony!

Zanim odjedziemy zaglądamy jeszcze na poranny niedzielny targ. Przyprawy, kiełbasy, warzywa i owoce – pełno tego. Karczochy, fenkuły, słynne czerwone sycylijskie pomarańcze… Turystów brak, tylko Sycylijczycy i my. Przechadzamy się pośród stoisk z różnościami, aż trafiamy do mężczyzny sprzedającego cytrusy. Zaczepia nas, daje do spróbowania mandarynkę. Próbuje pogadać.

Non capisco l’italiano! – to w sumie chyba jedyne zdanie, które pamiętam. Przećwiczyłam je już wielokrotnie.
– Non capisci? Impossibile! – i zaczyna nawijać po swojemu. No tak. Co z tego, że mój komunikat oznaczał „nie rozumiem włoskiego”, skoro właśnie przed chwilą użyłam tego języka! Włosi mnie rozbrajają. Swoją bezpośredniością, otwartością i energią, która ich po prostu rozpiera! Z panem sprzedawcą jakimś cudem się porozumiewamy. W efekcie włosko-polsko-angielskich rozmów pełnych śmiechu do zakupionego kilograma mandarynek sprzedawca dorzuca nam z kolegą jeszcze kilka sztuk owoców gratisUdaje mi się zrozumieć, że te będą jeszcze bardziej słodkie. No to popołudniową przekąskę mamy z głowy. Starając się nie rzucać w oczy robię kilka zdjęć. Roi się tu od mieszkańców, nie chcemy być intruzami.

W wejściu stoi czarnoskóry mężczyzna z wyciągniętą dłonią w której trzyma czapkę. Zbiera drobne, ale nie narzuca się jakoś specjalnie. Później jeszcze na przejściach dla pieszych w dwóch miejscach koło kompleksu archeologicznego spotkamy czarnoskórych chłopaków chodzących przy stojących na światłach samochodach. Do tej pory nie wiem, co mogli chcieć. Z każdym się witali, ale nikt nie dawał im pieniędzy. Po prostu sobie chodzili wzdłuż drogi i każdemu mówili dzień dobry…

Ortygia żegna nas portowym widoczkiem i mężczyznami sprzedającymi przy moście świeży, ale niewielki połów. Chmury, które niedawno zakryły niebo, właśnie gdzieś zniknęły, więc możemy cieszyć oczy niesamowicie błękitnym niebem i delikatnymi obłokami odbijającymi się w wodzie. Trzeba jednak jechać dalej.

Co zobaczyć w Syrakuzach: Parco Archeologico della Neapolis

Kierujemy się w stronę kompleksu archeologicznego – Parco Archeologico della Neapolis. Parkujemy na darmowym, pustym o tej porze roku parkingu, ale szybko orientujemy się, że ma on „opiekuna”. Chyba to jakiś bezdomny zbierający drobne. Zatrzymuje nas i proponuje „pilnowanie auta”. Co mamy zrobić? Jakakolwiek rysa będzie nas kosztować na miejscu 1000 EUR i uciążliwą papierkologię, więc decydujemy się zapłacić. Usługa „pilnowania” uszczupla nam portfel o 3 EUR. Nie cierpię takiego szantażowania i wyłudzania pieniędzy, ale ten samochód jest dla nas zbyt cenny. Nie chcemy później musieć składać wniosku o zwrot pieniędzy do naszego ubezpieczyciela w Polsce.

W jednej z kas biletowych ( w sumie jest ich aż 3 w różnych miejscach) kupujemy bilety (da się płacić kartą, koszt 10 EUR od osoby dorosłej) i idziemy na drugą stronę ulicy. Wspomnę w tym miejscu, że niedaleko znajduje się również Muzeum Archeologiczne, ale tym razem je odpuszczamy.

Teatr grecki

Mijamy pierwsze ruiny i trafiamy na znak wskazujący drogę do greckiego teatru. Powstał co najmniej w V w. p.n.e., ale świetnie się zachował do naszych czasów! Mógł pomieścić do 15 000 widzów. Co ciekawe, wykorzystywany jest do dzisiaj w trakcie greckiego festiwalu teatralnego odbywającego się od połowy maja do końca czerwca.

Poza nami jest tu tylko kilka osób. Idealne miejsce do powygrzewania się przez chwilę w sycylijskim słońcu. Tak cudownie przygrzewa, że można chodzić na krótki rękaw. Momentami żałuję, że nie mam sandałów! To jednak zgubne wrażenie – gdy tylko słońce zachodzi chmurami robi się trochę chłodniej. Tuż obok są groty – w jednej z nich znajduje się mały wodospad. Towarzyszą nam tu głównie płochliwe zielone jaszczurki.

Syrakuzy były najważniejszym miastem tworu zwanego Magna Graecia – w 413 roku pokonały Ateny! Mieszkało tu wielu znamienitych Greków, w tym znany chyba wszystkim Archimedes. W najlepszym okresie miasto liczyło sobie ponad 300 000 mieszkańców. Niestety do dziś niewiele się zachowało z tej potęgi.

Latomie

Za teatrem znajdują się stare kamieniołomy (latomie). Dziś jest tam pachnący kusząco cytrusowy sad, ale niegdyś miejsce to służyło zupełnie innym celom – po wojnie Syrakuz i stolicy Grecji trzymano tu 7000 ateńskich jeńców wojennych. Uwagę zwraca szczególnie tzw. Ucho Dionizego – wysoki na ponad 20 m łuk skalny będący tak naprawdę głęboką na 65 m grotą. Legenda mówi, że przestrzeń ta użyta została przez Dionizego jako więzienie dla jego najbardziej zawziętych wrogów. Świetna akustyka pozwalała mu ponoć podsłuchiwać z zewnątrz wszelkie rozmowy prowadzone przez uwięzionych wrogów. Planowanie spisku? To było niemożliwe. A skąd wzięła się ta nazwa? Ucho Dionizego to pomysł samego Caravaggia wizytującego to miejsce w 1608 roku.

Teatr rzymski

Tuż przed wyjściem skręcamy jeszcze na chwilę w prawo – znajdują się tu pozostałości teatru rzymskiego oraz kilka grobowców. Długi na 140 m teatr powstał w III w. n.e. Arena dostarczała mieszkańcom rozrywki w postaci walk gladiatorów ze zwierzętami. Uważa się, że prostokątny otwór w środku albo był zabudowany, albo służył po prostu… odprowadzaniu krwi ofiar zaciekłych walk.

Wracamy do mieszkania. Kilku spotkanych po drodze kierowców doprowadza nas do palpitacji serca, ale w końcu dojeżdżamy. Wchodzimy jeszcze na chwilę i żegnamy się z Mirko. Nasz gospodarz daje nam butelkę wody i pyta o dalszy cel podróży. Gdy rzucam hasło Pantalica, robi wielkie oczy i pyta, skąd wiem o tym miejscu. Mówię mu, że z Internetu. Uśmiecha się szeroko i zachwala, że warto tam jechać, ale mało kto wie o tej atrakcji. Nie mamy wyjścia – kolejny cel to Necropoli di Pantalica!

Spodobał Ci się powyższy tekst? Polub go na Facebooku lub udostępnij, może komuś się przyda! A może szukasz inspiracji do zaplanowania swojego kilkudniowego wyjazdu? Zajrzyj koniecznie do pozostałych części relacji!

Cztery kroki do udanego urlopu: wyszukaj lot...
... zarezerwuj nocleg... Booking.com
... wypożycz samochód...
... zminimalizuj swoją odpowiedzialność w razie uszkodzenia auta i ciesz się wyjazdem!

Powiązane teksty

  1. Pięknie tam. Na Sycylię jeszcze nie dotarłam, ale kto wie, może jeszcze w tym roku się wybiorę.

  2. Cześć Monika! Fajnie, że napisałaś o tym, że kilka dni to mało . Często nam się wydaje, że zobaczenie wyspy to zaledwie parę dni, a najczęściej tak nie jest :-) chyba, że mało nas interesuje. Pozdrowienia i do usłyszenia!

  3. Magda

    TO na razie nie moj kierunek, ale zdjecia fantastyczne.

  4. Sycylia jest jednym z miejsc, które odwiedzimy w najbliższym czasie. :) W zeszłym oku byliśmy w Rzymie, zwiedzaliśmy Lacjum i Toskanię, Włochy są tak piękne, że na pewno tam wrócimy. :)

  5. Właśnie sie tam na Święta wybieram! Bedziesz jeszcze?

    1. Niestety nie :( Ta podróż miała miejsce w styczniu – mam małe opóźnienie z relacjami ;) Ale zazdroszczę możliwości spędzenia tam świąt! Przełom marca i kwietnia to chyba idealny moment na Sycylię!

    2. Aha , no to sie nie spotkamy..
      Szkoda

      A jakieś fajne noclegi możesz polecić? Bo my troche spontanicznie w sobote lecim i w Syrakuzach nic jeszcze nie zarezerwowalam

    3. Nocowaliśmy tylko w jednym miejscu w tym mieście – z czystym sumieniem mogłabym polecić AmuNi’ Sicily Guest House (https://www.booking.com/hotel/it/amuni-39-sicily-guest-house.pl.html?aid=1462479;sid=65c49dabc2652a8c26bd3569b0db7e69;bshb=2;checkin=2018-03-30;checkout=2018-03-31;dest_id=-129785;dest_type=city;dist=0;group_adults=2;group_children=0;hapos=1;hpos=1;no_rooms=1;room1=A%2CA;sb_price_type=total;soh=1;soldout=0%2C0;srepoch=1522356544;srfid=86c5c31e2a230849160b1b9fc49b6ad11e63e493X1;srpvid=18b5925e233800a7;type=total;ucfs=1&#no_availability_msg), ale z tego co widzę, ten termin jest zajęty :/ Co prawda mieszkanie jest trochę dalej od wyspy Ortygii, ale naprawdę warto się tam zatrzymać. Właściciel jest bardzo sympatyczny i pomocny, a mieszkanie czyste i duże. I tanie. Może następnym razem się Wam przyda ;)

    4. Dziekuje bardzo!
      Pozdrawiam

    5. Również pozdrawiam i życzę udanego wyjazdu! :D

Skomentuj