Sycylia: Valle dei Templi – wiosna w Dolinie Świątyń

Największą atrakcją Sycylii poza jej plażami jest chyba Etna. Co w takim razie zajmuje drugie miejsce na podium? Valle dei Templi w Agrigento! Warto się tam wybrać szczególnie wiosną, która przypada w tych rejonach już pod koniec stycznia. Przyjemne temperatury, powiew historii dookoła, widoki na pokryte kwiatami zbocza wzgórza, na którym usadowiło się miasto, do tego zniewalająca woń kwitnących migdałowców… Czy może być piękniej?

Dzień 3, 22.01.2018 część 2/3
Auto zostawiamy na parkingu przy wejściu Porta V. Kawałek dalej są kasy biletowe – wstęp dla osoby dorosłej to koszt wynoszący 10 euro. Sporo, ale naprawdę warto! Wraz z biletem otrzymujemy mapkę, tylko niestety opisy są po włosku. Na wejściu przez ochronę sprawdzone zostają nasze bagaże. I już możemy zaczynać zwiedzanie!

Valle dei Templi – Dolina Świątyń – to wpisany na listę UNESCO położony w Agrigento park archeologiczno- krajobrazowy zajmujący ogromny teren. Starożytne ruiny greckiego miasta Akragas można podziwiać na obszarze ok. 1800 ha! Pozostałości doryckich budowli powstałych z tufu – skały wapiennej o żółtej barwie – pochodzą z czasów największego rozkwitu miasta, czyli mniej więcej z V w. p.n.e.

Tempio dei Dioscuri – Świątynia Dioskurów (Kastora i Polluksa)

Po przekroczeniu murów miejskich naszym oczom ukazują się pierwsze pozostałości budowli – cztery kolumny to to, co obecnie podziwiać można z dawnej świątyni Kastora i Polluksa. Fragment powstałego pomiędzy 480 a 460 r.p.n.e. budynku odbudowano dość dawno, bo w 1832 r. Wkoło leży mnóstwo kamieni i fragmentów kolumn. Trudno wyobrazić sobie, jak duża musiała być ta budowla – zbyt wielkiego wrażenia nie robi, ale w końcu to początek naszej trasy.

Idąc do kolejnego punktu zaznaczonego na mapie mijamy wejście do powstałych w VI w.p.n.e. ogrodów Kolymbetra. Niestety w styczniu wstęp do nich nie jest możliwy. Podziwiamy jedynie gaje cytrusowe od góry.

Tempio di Gove – Świątynia Jowisza (Zeusa Olimpijskiego)

Kolejne większe ruiny to świątynia Jowisza. Musiała być olbrzymia! Z ustaleń naukowców wynika, że budowla powstała po zwycięstwie Greków nad Kartagińczykami pod Himerą w 480 r.p.n.e. Nigdy jednak jej nie dokończono. To, co zostało wzniesione, zniszczyli Kartagińczycy, a następnie trzęsienia ziemi nawiedzające te strony. Jest to jedno z niewielu miejsc, do środka których można wejść. Wrażenie robią skupiska kamieni i ogromne fragmenty powalonych kolumn, ale najbardziej moim zdaniem godną uwagi jest rzeźba talamona – męskiego odpowiednika kariatydy. Olbrzymy te (8 m!) miały niegdyś dźwigać dach świątyni.

Robimy krótką przerwę w miejscu, z którego roztacza się bajeczny wiosenny widok. Zbocza wzgórza, na którym leży Agrigento ozdobione są żółtym dywanem. Gdzieniegdzie widać białe lub różowe drzewa – to migdałowce. Ich upojny zapach unosi się dookoła. Japończycy mają swoje święto kwitnienia wiśni – hanami. Sycylijczycy natomiast pośrednio świętują kwitnienie migdałowców w postaci Sagra del Mandrolo in Fiore.

Początki wspomnianego festiwalu sięgają roku 1934. Hrabia Alfonso Gaetani urzędujący wówczas w niewielkiej miejscowości Naro położonej w pobliżu Agrigento pragnął, by sycylijskie produkty zyskały rozgłos, zorganizowano więc lokalny festyn. Z roku na rok festiwal regionalnych produktów zyskiwał większą sławę – jako że odbywał się w chwili, gdy rozkwitały migdałowce, nazwano go od tego Sagra del Mandorlo in Fiore. W 1937 roku festiwal przeniesiono do Agrigento, w którym to odbywa się – z wyłączeniem lat II Wojny Światowej – do dzisiaj. Święto to trwa około tygodnia i jest znaną na świecie imprezą folklorystyczną. Festiwal kończy się paradą wozów sycylijskich caretto siciliano właśnie w Valle dei Templi.

Aż żal, że nie możemy w tym święcie uczestniczyć (w 2018 roku odbywa się ono między 3 a 11 marca), ale pozostaje zachwycanie się białymi i różowymi kwiatami migdałowców. Przypominają na pierwszy rzut oka kwiaty wiśni, ale ich zapach jest dużo bardziej zniewalający. Na niektórych drzewach dopatrzeć się można zeszłorocznych owoców.

Tempio di Ercole – Świątynia Heraklesa

Odurzeni migdałowym zapachem idziemy dalej trafiając najpierw do oddalonych nieco od głównego szlaku ruin gimnazjonu, a następnie wracamy na szlak w stronę świątyni Heraklesa. To, co można tu zobaczyć, to rekonstrukcja – trzydzieści osiem kolumn dumnie sięga nieba. Cała reszta leży dookoła tworząc mały labirynt do przejścia. Budowa tej świątyni rozpoczęła się prawdopodobnie z końcem VI w.p.n.e., wychodzi więc na to, że jest to najstarsza budowla w Agrigento.

Spotykamy tu grupkę rodaków z dziećmi. Chwila rozmowy, zdjęcia, ruszamy dalej. Kierujemy się w stronę pięknie odrestaurowanej Świątyni Zgody mijając po drodze wykute w skale groby.

Tempio della Concordia – Świątynia Zgody

Świątynia Zgody to najlepiej zachowana budowla w całej Valle dei Templi. Ba. Nie tylko tutaj ale i bodajże na całym świecie! Budowla powstała około 440-430 r.p.n.e. Aż żal, że nie można wejść do środka – świątynia jest ogrodzona. Spod budowli podziwiać można jej ogrom, zwężające się ku górze kolumny i… niesamowite krajobrazy dookoła. Jest też tu rzeźba Ikara autorstwa polskiego artysty Igora Mitoraja.

Czemu to miejsce jest tak świetnie zachowane? Po pierwsze, pod światynią odkryto pokłady gliny, która prawdopodobnie amortyzowała trzęsienia ziemi. Po drugie – w VI w. n.e. świątynia Zgody zamieniona została na chrześcijański kościół.

A co można zobaczyć po drugiej stronie drogi? Kozy! Endemiczny gatunek kóz Girgentana. Ich cechą charakterystyczną są poskręcane do wewnątrz gigantyczne rogi mogące osiągać długość 80 cm! Ot taka sycylijska ciekawostka.

Sycylijskie specjały

Czas szybko płynie, nie wiedzieć kiedy mijają nam już dwie godziny w Valle dei Templi. Dochodzi godzina 14:00 – w parku robi się dość pusto. No tak. Pora obiadowa. Trzeba wrzucić coś na ząb, ale nie mamy jeszcze ochoty stąd wychodzić, bo przecież została nam jeszcze jedna wielka świątynia na końcu trasy! Ratunkiem jest kawiarnia, w której to można zamówić lokalne pyszności. Postanawiamy zaszaleć. Arancini z mozarellą i szynką oraz arancini z mięsem mielonym i zielonym groszkiem (ryżowe kulki – specjał typowo sycylijski), calzone z mięsem i mozarellą, sok z granatów i pomarańczy – to idzie na pierwszy rzut. Tanio nie jest – za taki zestaw płacimy 20 EUR, ale było to do przewidzenia. Na koniec zamawiamy jeszcze deser – cassatę (pyszne, ale koszmarnie słodkie marcepanowe ciastko), cannoli (rurkę wypełnioną ricottą) oraz lody… w bułce!

Tak, tak. Na Sycylii można skosztować nie tylko lodów w tradycyjnym chyba na całym świecie wafelku, ale także w bułce – brioszce. Już mam zabierać się za konsumpcję, gdy mąż zauważa, że bułka… jest spleśniała. Rzeczywiście w kilku miejscach widać skupiska zielono-niebieskiej pleśni. No nie… Reklamuję. Sprzedawca wygląda na szczerze przejętego. Ogląda pozostałe w opakowaniu pieczywo i bez zastanowienia wyrzuca całą paczkę. No to to by było na tyle jeśli chodzi o tą kulinarną ciekawostkę. Dostajemy je w plastikowych pojemniczkach wraz ze zwrotem 1 EUR.

Tempio di Giunone – Świątynia Junony Łacińskiej (Hery)

Najedzeni po uszy nie mamy zbytnio ochoty ruszać dalej. Tak dobrze jest usiąść i wygrzewać się w promieniach słońca, którego tak nam brak przez ostatnie miesiące… Trzeba jednak się zbierać. Czas leci nieubłagalnie. I tak docieramy do ostatniej świątyni – świątyni Junony Łacińskiej. Kolejna budowla, do której nie można wejść ze względu na ogrodzenie. Podziwiamy rząd kolumn, ledwo zauważalne ślady po pożarze wznieconym w wyniku najazdu Kartagińczyków w 406 r.p.n.e. i piękne widoki rozpościerające się ze wzgórza. Doskonale prezentuje się stąd świątynia Zgody.

Ufff… to na tyle jeśli chodzi o Valle dei Templi. Czas ruszać do kolejnej atrakcji ze starożytnymi pozostałościami. Jednym z celów tego wyjazdu miało być porównanie trzech największych stanowisk archeologicznych Sycylii znajdujących się w Agrigento, Selinunte i Segeście. Czasu jednak mamy tak mało, że istnieje ryzyko, że do Selinunte nie zdążymy… Musimy się spieszyć. Po drodze musimy zatankować. Na szczęście szybko się z tym uwijamy.

Jak dobrze jechać w ciągu dnia. Możemy zachwycać się kolejnymi i kolejnymi pięknymi widokami. Szkoda wielka, że na Sycylię mamy tym razem tam mało czasu…

Do Selinunte docieramy późno. Spory parking jest praktycznie całkowicie pusty, dochodzi 16:30 – obawiam się, że już nas nie wpuszczą. Mamy jednak szczęście – ostatni zwiedzający wpuszczani są tu do godz. 17:00. Czyli praktycznie cały kompleks jest tylko dla nas!

Spodobał Ci się powyższy tekst? Polub go na Facebooku lub udostępnij, może komuś się przyda! A może szukasz inspiracji do zaplanowania swojego kilkudniowego wyjazdu? Zajrzyj koniecznie do pozostałych części relacji!

Cztery kroki do udanego urlopu: wyszukaj lot...
... zarezerwuj nocleg... Booking.com
... wypożycz samochód...
... zminimalizuj swoją odpowiedzialność w razie uszkodzenia auta i ciesz się wyjazdem!

Powiązane teksty

  1. Sycylia póki co w moich planach podróżniczych nie jest, natomiast rogi kozy zacne;)))) A konsumpcja bułki mogła przysporzyć sporo problemów żołądkowych. Dobrze, że Twój mąż zauważył.Pozdrowionka:)

    1. Monika Borkowska

      Jako że mam żołądek właśnie jak taka koza, to podejrzewam, że nic by mi nie było po spożyciu tej bułki w niebieskie kropki :D Koniecznie uwzględnij Sycylię w planach, bo tam jest naprawdę pięknie!

  2. Marzy mi się Sycylia a po twoim wpisie jeszcze bardziej. Właśnie zwiedzam Indonezję i wulkany na jawie a az wstyd że nie dane mi było się wspinać na Etnę

    1. Monika Borkowska

      Mi za to marzą się wulkany Jawy ;) Wstyd się przyznać, ale póki co na Etnie też nas jeszcze nie było…

  3. Kocham ruiny. Działają na wyobraźnię, za czasów świetności musiało to miejsce robić jeszcze większe wrażenie. Co do spleśniałej bułki,hmm…nie zazdroszczę, ale dobrze, że zauważyliście w porę. Pozdrawiam.

    1. Monika Borkowska

      Szkoda, że nie można przenieść się w czasie i zobaczyć, jak takie miejsca kiedyś wyglądały. To by dopiero była podróż!

Skomentuj