Sri Lanka: Rani

Jazda na słoniu ostatnimi czasy stała się bardzo kontrowersyjną atrakcją. Z jednej strony rozumiem całe to zamieszanie – słonie (szczególnie te pozyskane z dziczy) są traktowane wyjątkowo okrutnie, co później łatwo można zauważyć na ich pełnych zabliźnionych ran skórach. Z drugiej jednak widzę, że bojkotowanie jazdy na grzbiecie tych ogromnych zwierząt stało się modą. Czy całkowity zakaz tej atrakcji rzeczywiście polepszy żywot słoni? Niestety wątpię. Przeczytaj proszę całość zanim skomentujesz. 

19.01.2015 – dzień 5 – cz. 3/3

Po krótkim postoju pod statuą Buddy w Giritale okazało się, że mamy jeszcze sporo czasu do wykorzystania tego dnia. W związku z tym dopytałam Kusumsiri, co jeszcze możemy zobaczyć w okolicy. Kierowca polecił nam jazdę na słoniach lub masaż ajurwedyjski całego ciała. Masaż brzmiał bardzo kusząco (moje plecy cierpią katorgi przez ciągłą pozycję siedzącą), szczególnie że w trakcie tego masażu używane są liczne aromatyczne zioła, ale raz jeszcze chcieliśmy zobaczyć słonie z bliska. Kusumsiri zapewnił nas, że tam, gdzie zostaniemy zabrani, słonie traktowane są dobrze (oczywiście nie należy zapominać o kilku środkach bezpieczeństwa, ponieważ zwierzęta te nie są miłymi, niewinnymi maskotkami – mogą być niesamowicie niebezpieczne). Musieliśmy uwierzyć na słowo.

Po dojechaniu na miejsce długi czas przyglądaliśmy się zwierzętom. Po zorientowaniu się, jak faktycznie traktowane są słonie w trakcie spacerów z turystami i w jakim są stanie (dobra kondycja ogólna, żadnych ran czy choćby zadrapań na skórze, nieuszkodzone uszy), daliśmy się w końcu namówić na przejażdżkę za ok. 20$/os.  Dzisiaj tego bardzo żałuję i zdecydowanie nie skusiłabym się na tę atrakcję, ale zanim zaczniecie nas odsądzać od czci i wiary, doczytajcie do końca. A czemu zwróciłam taką uwagę na słoniowe uszy? Jest to jedna z najbardziej wrażliwych części ciała słonia. Gdy mały słoń poddawany jest „tresurze”, a raczej torturom mającym go złamać, właśnie między innymi po uszach można to poznać. Są poranione, postrzępione, pełne blizn.

„Nasz” słoń odpoczywał, więc należało go przyprowadzić. Czas oczekiwania spędziliśmy na obserwacji ciekawskich wiewiórek, które ganiały się po okolicznych drzewach. Czekaliśmy dość długo, ale nie chcieliśmy, żeby ktokolwiek poganiał słonia.

Polonnaruwa (35)

Słonie, które akurat nie wiozą turystów, odpoczywają w cichym zakątku, w którym mają nieco przestrzeni i pokarmu. Z ich grzbietów ściągane są siedziska dla turystów, więc zwierzęta nie są cały czas obciążone. Co prawda są uwiązane, ale łańcuch pozwala im na w miarę swobodne ruchy oraz krótki spacer. Od razu może uprzedzę ewentualne pytania – gruby łańcuch nie wżyna się w niesamowicie grubą (na kilka centymetrów!) skórę. Tak naprawdę im cieńszy łańcuch (lub sznur) tym gorzej dla zwierzęcia.

Polonnaruwa (36)

Słoń jest w stanie unieść na swoim grzbiecie bez zdrowotnych komplikacji ok. 150 kg. W przypadku korzystania ze specjalnego stelażu z krzesełkami, zwierzę jest niesamowicie obciążone. Niestety takie stelaże również stosowane były w tym miejscu. Sam taki stelaż waży grubo ponad 100 kg, więc doliczając jeszcze co najmniej dwie osoby (czasem również mahouta – osobę odpowiedzialną za słonia) wychodzi na to, że zwierzę dźwiga dużo większy ciężar niż może. To właśnie powinno zostać czym prędzej zabronione! Niby daliśmy się namówić na jazdę, ale nawet przez chwilę nie dopuszczaliśmy do siebie myśli skorzystania z siedziska – w grę wchodziła jedynie opcja na oklep. Jak to nazywał nasz kierowca – w wersji naturalnej. Ojjj…

Na słonia wsiadało się z bardzo wysokiej platformy. Zwierzę nie było zmuszane do przyklęknięcia czy siadania, ale już samo to wsiadanie było dla mnie przerażające. Platforma umieszczona została naprawdę wysoko i co gorsze – nie posiadała praktycznie żadnych zabezpieczeń. Drabina prowadząca w górę pozostawiała wiele do życzenia. Dodatkową atrakcją było to, że byłam w niezbyt długiej spódnicy. W kiecce na pewno dużo wygodniej się siedzi na słoniu, ale wsiadanie na grzbiet ruszającego się zwierzęcia na wysokości około 3 m nad ziemią odpada… Jak wcześniej pytałam kierowcę, czy aby nie powinnam się przebrać, stwierdził że nie ma takiej potrzeby. Zapamiętałam to sobie z myślą, że zdążę się jeszcze zemścić…

Słoń ruszył delikatnie, a my staraliśmy się tak usadowić, żeby i jemu i nam nie było zbyt niewygodnie. Niestety nie dało się. Dopóki słoń szedł drogą gruntową i najlepiej pod górę, było jeszcze całkiem znośnie. Nawet zaczynałam się przyzwyczajać. Gorzej jak szedł asfaltem albo schodził w dół, co odbywało się przez znaczną część wybranej dla nas trasy. Myślałam że lada chwila spadnę… Momentami miałam ochotę rozpłaszczyć się na głowie naszego słonia…

A jaką atrakcją dla całej okolicy byliśmy… Hoho! Nie było nawet jednej osoby, która by się nie gapiła z szerokim uśmiechem, samochody zwalniały a piesi przystawali z zaciekawieniem. A jak drogą obok przejeżdżał busik z turystami to już w ogóle się działo. Kierowca zatrzymywał auto a wszyscy wewnątrz wyciągali aparaty uśmiechając się i pokazując sobie kolejną atrakcję palcami. Nie wspomnę o tym, jaki ubaw miał nasz kierowca. Myśli dotyczące zemsty zaczynały coraz intensywniej kłębić się w mojej głowie. My jakoś tej radości nie odczuwaliśmy.

Nasz słoń nazywał się Rani i miał 28 lat. Gdy mahout powtarzał: Rani banana, Rani podnosił trąbę i sięgał w moim kierunku. Trąba w przeciwieństwie do reszty ciała jest delikatna i miękka. Po raz pierwszy mogłam jej dotknąć. Aż żałuję, że nie miałam wtedy żadnych bananów. Jeśli już zdecydujecie się na taką przejażdżkę, warto kupić kilka owoców. Nie będzie to duży koszt, a słoń będzie miał małą słodką nagrodę, którą na pewno nie pogardzi.

Chciałam zapytać, w jaki sposób Rani został nauczony tej sztuczki i jak długo trwała nauka, jednak odpuściłam – nawet jeżeli nie był dobrze traktowany, i tak nie dowiedziałabym się prawdy. Słonie są inteligentne i szybko się uczą, jednak ta szybkość nauki „wspomagana” jest bardzo często na siłę. Szczególnie w przypadku zwierząt nieurodzonych w niewoli. Jeszcze raz przyjrzałam się wtedy uszom słonia, ale wciąż nie widziałam żadnych śladów. Może faktycznie był znośnie traktowany? W końcu nie wszędzie słonie traktuje się tragicznie, ale niestety miejsca te są bardzo nieliczne.

Przez cały „spacer” nasi przewodnicy nalegali, żebyśmy zdecydowali się na słoniowy prysznic. Całą drogę powtarzałam zdecydowane nie, nie ma mowy. Zapomnijcie! Na koniec stwierdziłam, że już mi wszystko jedno… Słoń w rzece przynajmniej będzie miał trochę przyjemności i ochłody… Przewodnicy tylko na to czekali.

Finalnie byłam totalnie przemoczona, ale było to przeżycie, które na pewno długo będę wspominać. Słoń został wprowadzony do wody, a nam zabrano wszystkie wartościowe przedmioty – komórki, portfel i dokumenty (!). Aparat już wcześniej wylądował w rękach Lankijczyka idącego obok słonia. Równie dobrze mężczyzna ten mógł uciec ze sprzętem, a my nic nie moglibyśmy zrobić. Zanim znaleźlibyśmy się z powrotem na ziemi, po ewentualnym złodzieju nie byłoby nawet śladu. Nie powiem, miałam pewne obawy że coś może do nas nie wrócić. Jednak wszystkie oddawane rzeczy trafiały od razu w ręce Kusumsiri, a następnie do jego kieszeni.

Słoń kilkukrotnie oblał nas wodą. Mam wrażenie, że miał z tego nie mniejszy ubaw niż wszyscy zgromadzeni wkoło mężczyźni. Bo oczywiście takiej atrakcji nie mógł przegapić nikt z okolicznych domów. Już naprawdę było mi obojętne, że za chwilę totalnie mokra, ociekająca niezbyt czystą wodą (kto wie, co tam pływało…), będę siedzieć w samochodzie bez możliwości przebrania się. A co mi tam, raz się żyje. Jako że siedziałam z przodu, wszystkie porcje prysznica zbierałam praktycznie w całości. Mogłam wyżymać spódnicę i bluzkę.

Po prysznicu role się odwróciły i teraz my mogliśmy wykąpać leżącego słonia poprzez polewanie go wodą. Chyba Raniemu sprawiało to przyjemność, bo nie miał ochoty wstać z rzeki. Wystawiał tylko swoją trąbę i przyglądał się nam przyjaźnie. Chyba wciąż liczył na banany…

Polonnaruwa (37)

Patrząc na niego można było zupełnie zapomnieć, jak niebezpieczne mogą być słonie. Zwierzęta te wydają się niesamowicie pozytywnie nastawione do człowieka, ale w trakcie wyjazdu nasłuchaliśmy się wielu opowieści, w których co chwila padało zdanie, że słoń zabił człowieka i że napotkawszy na drodze dzikie zwierzę, lepiej czym prędzej uciekać. Szczególnie jeśli słoń przechodzi właśnie tak zwany must polegający na znacznych skokach poziomu testosteronu. Nie daj Boże być wtedy bez samochodu… Zwierzę staje się agresywne i nieobliczalne. Po czym poznać must u słonia? Jeżeli zauważycie obfitą wydzielinę spływającą z gruczołu skroniowego na głowie zwierzęcia, więcej się mu nie przyglądajcie tylko lepiej szukajcie bezpiecznego miejsca. 

Przejażdżka skończyła się na obtartych nogach (skóra słonia jest bardzo, bardzo gruba i pokryta sztywną, rzadką szczeciną – zdecydowanie odradzam spódnice). Na pewno jazda w specjalnym siedzisku jest wygodniejsza, ale to z kolei mocno obciąża słonia. Jeśli zechcecie skorzystać kiedyś z takiej „rozrywki”, kilka razy się nad tym zastanówcie. Na pewno odradzam siedziska, w grę – jeśli już naprawdę koniecznie musicie – wchodzić powinna jedynie jazda na oklep.

Gdy wyszliśmy z rzeki, pożegnaliśmy się z Ranim i każdy ruszył w swoją stronę. Rani powolnym spacerem niepoganiany przez ludzi poszedł odpocząć, a my wsiedliśmy do auta.

Trzymane w ręce mahouta narzędzie widoczne na poniższym zdjęciu używane jest ponoć jedynie w razie awaryjnych sytuacji, gdy słoń wpadnie w szał – po raz kolejny były to jednak tylko ustne zapwenienia, w które mogliśmy wierzyć lub nie. Bacznie przyglądałam się mężczyźnie, czy przypadkiem nie użyje „sprzętu” w trakcie spaceru, ale szedł on obok w ogóle nie dotykając słonia. Wyglądało to jakby wręcz dopasowywał tempo kroków do zwierzęcia. Pytanie, czy słonie są tam faktycznie tak dobrze traktowane, czy zostały w latach wcześniejszych ostro nauczone posłuszeństwa. Tego niestety nigdy się nie dowiemy.

Czy chciałabym to kiedyś powtórzyć? Nie, ten jeden raz wystarczył. Tak naprawdę był to o jeden raz za dużo – pokarmić i umyć słonia mogę, ale na grzbiet więcej nie wejdę. Czy są miejsca, gdzie można doświadczyć bliskiego kontaktu ze słoniem bez jeżdżenia na nim? Na pewno. Jednak niestety nawet w takich centrach opieki trzeba uważać, bo mimo szczytnej idei, zwierzęta wcale nie muszą być tam dobrze traktowane.

Całkowity zakaz?

Dużo się ostatnio mówi o całkowitym zakazie jazdy na słoniach. Powiem szczerze, że rozważając wszystkie za i przeciw chyba nie jestem za całkowitym zakazem jazdy. Czemu? Kto wierzy, że całkowita rezygnacja z jazdy pomoże zwierzętom, ten się grubo myli. To naiwne podejście, które raczej nigdy nie zostanie wprowadzone w krajach, w których jazda na grzbiecie słonia jest jedną z najpopularniejszych atrakcji. Niestety zwierzę, które przestanie być „użytkowane” zarobkowo w ten sposób, może równie dobrze zostać zabite, albo wykorzystywane do jeszcze cięższej pracy (np. przy wycince drzew z dżungli). Tam, gdzie zwierzęta służą ludziom do przeżycia, nikt nie będzie próbował utrzymać stworzenia, które nie przynosi zysku.

Jak najbardziej jestem za tym, żeby uświadamiać ludzi, że dobrostan zwierzęcia jest możliwy przy równoczesnym zarobku. Jazda na słoniu? Owszem, ale tylko i wyłącznie bez stelażu, przy maksymalnie dwóch osobach na górze. Jeśli jednak zdecydujecie się na przejażdżkę, wybierzcie się na nią pojedynczo. Jeden słoń i jeden człowiek wystarczy – tak dla komfortu zwierzęcia jak i Waszego.

Zakazowi natomiast powinno podlegać pozyskiwanie słoni z dziczy oraz brutalne, okaleczające tresury mające na celu zmuszenie zwierzęcia do posłuszeństwa. Tylko jak to egzekwować? Zakazane powinny być również ciężkie siedziska dla wygodnych turystów! Chcesz się przejechać? Wybierz opcję na oklep. Dodatkowym plusem jest to, że zapewne jeden raz w zupełności wystarczy.

Polonnaruwa (38)

Po przejażdżce udaliśmy się na poszukiwanie zarezerwowanego wcześniej hotelu w Sigiryi. Łatwo nie było – droga była w naprawdę kiepskim stanie. Okazało się, że przez padające jeszcze niedawno niesamowicie ulewne deszcze, jezdnia uległa znacznemu uszkodzeniu. Przez cały czas dojazdu do naszego guest house nie odzywałam się, bo widziałam że Kusumsiri jeszcze chwila a się wścieknie. Przecież ten nocleg to był mój pomysł. Zastanawiałam się tylko, jak szybko zechce mnie zamordować :D Zupełnie nieświadomie wybrałam trudne do odnalezienia miejsce. Tak więc przypadkowo miałam swoją małą zemstę za słonia. Kierowca musiał się nieźle natrudzić, żeby nic nie urwać w samochodzie. Zanim dojechaliśmy, Kusumsiri zapowiedział nam, że mamy się nigdzie z domu nie ruszać, bo na bank w okolicy jest mnóstwo węży. Nie musiał się o to martwić – byliśmy wystarczająco padnięci i takie głupie pomysły już mi do głowy nie przychodziły.

Na szczęście jak już dotarliśmy, zastaliśmy na miejscu świetne warunki. Na dzień dobry otrzymaliśmy świeży sok z ananasa z odrobiną soli (swoją drogą ciekawe połączenie, nigdy nie sądziłam że sok owocowy można posolić) oraz propozycję podniesienia klasy pokoju w cenie poprzedniej rezerwacji. I tak oto za 25$ spędziliśmy noc w świeżo odnowionym dużym pokoju z nowiutko dobudowaną łazienką, ciepłą wodą (do tej pory ani razu nie było prysznica z ciepłą wodą, na Sri Lance to norma) i doskonale działającą klimatyzacją oraz śmigającym internetm. A rano czekać na nas miało śniadanie. Kontrast pomiędzy tym a poprzednim noclegiem był niewyobrażalny. Aż nie chciało się stamtąd ruszać. Naszemu kierowcy też się poszczęściło, bo okazało się, że mają tam wolny pokój i nie będzie musiał jeździć po zmroku w tę i z powrotem bo tej dziurawej drodze…

Na następny dzień mieliśmy ambitne plany wspięcia się na największą atrakcję Sri Lanki – skałę Sigiriya. Zupełnie bez przygotowania, w upale modląc się żeby zakwasy dokuczały nam później jak najmniej. Zaczynałam się zastanawiać, czy przejażdżka na słoniu była dobrym pomysłem, bo już zaczynały boleć mnie nogi…

CDN.

Cztery kroki do udanego urlopu: wyszukaj lot...
... zarezerwuj nocleg... Booking.com
... wypożycz samochód...
... zminimalizuj swoją odpowiedzialność w razie uszkodzenia auta i ciesz się wyjazdem!

Powiązane teksty

  1. Robert

    Cześć,

    fajna relacja :). W niedzielę ruszam na Sri Lankę i szukam jeszcze ciekawostek.
    Mój plan wygląda tak, ze z Kolombo (1 dzień) ruszam do Pollonaruwy i tam zwiedzę ruiny, a następnie będę kierował się w stronę Habarana i Syigiryi a następnie Dambulla.
    Powiedz pamiętasz gdzie miała miejsce ta przejażdżka ? Chciałbym z niej skorzystać:). Co prawda w Tajlandii w dżungli jeździłem na słoniu, ale tu bym też chciał spróbować :).

    1. Podróżowisko.pl

      Hej, dzięki! Cieszę się, że relacja się podoba :) Zazdroszczę wyprawy, chętnie wróciłabym na tę niezwykłą wyspę szczególnie teraz, gdy zima idzie ;) Na słoniu jeździliśmy w okolicy Giritale, ale gdzie dokładnie, to niestety nie pamiętam… Nawet nie potrafię wskazać, w którym kierunku udaliśmy się spod posągu Buddy więc w tym temacie nie będę za bardzo pomocna :/

      1. Robert

        Ok.
        A powiedz pamiętasz nazwę tego noclegu w którym spliście tuż w Sigiriya? Dużo tam było noclegów? Nie rezerwuję nic i pewnie będę szukał na miejscu.

        1. Podróżowisko.pl

          Spaliśmy w obiekcie Peacock Lodge (link Booking.com). Spędziliśmy tam tylko jedną noc, ale właściciel bardzo się starał, żebyśmy jak najlepiej zapamiętali ten krótki pobyt u niego.

  2. Mamutek

    A gdzie są zdjęcia „Miss mokrego podkoszulka” , no i w ogóle zdjęcia na słoniu ? Pozdrawiam

    1. Monika

      Niestety nie mam zdjęcia, na którym byłoby dobrze widać, jak bardzo mokra byłam po słoniowym prysznicu…

Skomentuj