Zakynthos: Zatoka Wraku – skąd najlepiej podziwiać widoki?

Zatoka Wraku, inaczej Navagio Bay (zwana też ze względu na plażę Navagio Beach) to sztandarowa atrakcja Zakynthos. Uznana za jedną z najpiękniejszych na świecie plaża z pozostawionym starym wrakiem stała się wizytówką całej Grecji. Czy warto wybrać się na punkt widokowy? Jak do niego dotrzeć, na co uważać?

24.07.2020, dzień 2 cz. 1/2

Po nocy wypełnionej graniem cykad, czeka mnie śniadanie nad basenem. Akurat mój stolik wybiera sobie miejscowy kot – liczy, że coś mu skapnie, ale niestety przelicza się. Zwierzak jednak wygląda na bardzo doświadczonego przez swoje kocie życie, więc zyskuje chwilę pieszczot. Natychmiast zaczyna mruczeć.

Z samego rana zależy mi, by wybrać się na punkt widokowy nad słynną Navagio Beach (greckie słowo navagio oznacza właśnie wrak) – osłoniętą od morza urokliwą zatokę z wrakiem statku porzuconym na plaży. Miejsce to zwane było kiedyś także Zatoką Przemytników.

Zanim jednak dotrę do celu, czeka mnie postój z całkiem ładnym widokiem na sporą część wyspy. Normalnie jest tu chyba czynny niewielki barek, ale ze względu na mniejszą ilość turystów buda zamknięta została na cztery spusty. Gdy już mam odjeżdżać, na siatce okalającej niewielki prowizoryczny parking zauważam sporego owada. To chyba przedstawiciel szarańczy.

Lokalne smakołyki

Dotarcie do celu wąskimi i krętymi drogami (na Zakynthos to norma) zajmuje trochę czasu. W wielu miejscach widać ślady po pożarach – greckie wyspy latem często płoną – dookoła widać zwęglone sosny i różne krzaki… Przy jednej z wizyt w punkcie widokowym na zatokę (w sumie będą trzy :) ) zobaczę stojący na zjeździe wóz strażacki – służby patrolują okolicę. Zadziwiające jest dla mnie jednak to, że mimo panujących upałów i braku opadów, ziemia nie jest tu aż tak wypalona przez słońce. Jest nawet trochę zieleni.

W jednej z mijanych wiosek zarządzam krótką przerwę na zakupy. Jako że tym razem nie jestem kierowcą, chętnie kosztuję podawanych przez sprzedawczynię specjałów w postaci m.in. miejscowego wina i różanego likieru. Jest pyszny! Mimo że preferuję ostatnio bardziej wytrawne smaki, butelka ląduje w bagażniku. Będzie w sam raz na wieczorną posiadówkę na balkonie. Wielka szkoda, że likieru takiego nie da się kupić na lotnisku… Na stoisku jest też mnóstwo najróżniejszych orzechów, migdałów (w tym migdałów w różanej polewie), miodów, lokalnego wina i doskonałej oliwy z oliwek. Wszystko jest pyszne, ale niestety muszę pamiętać o limitach płynów – przyleciałam tu przecież jedynie z bagażem podręcznym.

Gdy na odchodne dziękuję po grecku (gr. efcharisto), starsza kobieta siedząca niedaleko stoika szeroko otwiera oczy ze zdziwienia i jeszcze szerzej się do mnie uśmiecha. Chyba nie spodziewała się po turystce jakiejkolwiek odezwy w swoim języku. Pakuję się do samochodu, ale widzę, że sprzedawczyni biegnie za mną i jeszcze chwilę zatrzymuje. Nie rozumiem, o co jej chodzi, ale po chwili wszystko jest jasne. Ciastko na drogę! Miły gest.

Docieram do monastyru św. Jerzego i… nie wiem gdzie kierować się dalej. Zresztą nie tylko ja – sporo osób się tu zatrzymuje i szuka trasy. Znaki prowadzą w zupełnie inną stronę, na wszelki wypadek posiłkuję się nawigacją Google. I to jest dobry pomysł, bo podążając za strzałkami tylko odjedzie się w przeciwnym kierunku. Ostry skręt w lewo i jeszcze tylko ok. 2 km w dół.

Na miejscu czeka spory parking. Jest tu już trochę samochodów, ale do pierwszego punktu widokowego – nieco wysuniętej platformy – nie ma kolejki. Na zdjęciach w Internecie widziałam, że potrafi się tu zakręcać spory ogonek, tym razem jednak – w dobie koronawirusa – nie ma tłumów. Ale to nie jedyne miejsce z ładną panoramą – na Zatokę Wraku tak naprawdę spojrzeć można z trzech miejsc. Z platformy, klifu i miejsca bezpośrednio nad wrakiem.

Nie ma możliwości dostania się na tę plażę od strony lądu – możliwe są tylko rejsy. Dzisiaj morze jest spokojne, ale tym razem z rejsu nie skorzystam. Jak się później okaże był to błąd (później fale nie pozwolą na bezpieczne dostanie się do zatoki), ale na razie chcę spojrzeć na Zatokę Wraku od góry.

Zatoka Wraku – platforma widokowa

Widok z tej platformy jest ładny, ale nieco dalej będzie piękniej. Żeby w ogóle zobaczyć wrak statku pozostawiony na plaży trzeba się nieco wychylić zza barierki. Na platformie przebywać powinny ze względów bezpieczeństwa maksymalnie 3 osoby. Był tu wcześniej inny taras widokowy, ale spadł do morza. Skały tutaj są bardzo niestabilne i z tego też względu niemożliwe jest wysunięcie platformy w stronę morza.

Jakiś czas temu – dokładnie we wrześniu 2018 r. – tuż nad plażą zarwał się ogromny fragment wapiennej ściany. Na szczęście nie było żadnych ofiar śmiertelnych, ale kilka osób zostało rannych. Kwestią czasu są kolejne takie zdarzenia. I z tego też względu lepiej nie podchodzić do samej krawędzi klifu.

Zatoka Wraku – widok z klifów

Bardziej spektakularne widoki są dalej. Trzeba przejść kawałek w prawo wzdłuż ponad dwustumetrowego klifu, w wielu miejscach warto zatrzymać się i napawać oczy panoramą. Naprawdę trudno uwierzyć, że ten niesamowicie turkusowy kolor wody, jaki znam ze zdjęć, jest rzeczywisty. Fotografie stąd nie potrzebują żadnych filtrów! Ale trzeba tu uważać. Skraj urwiska nie jest w żaden sposób zabezpieczony, zdarzają się tu wypadki śmiertelne (jak się później okaże nawet dwa dni przed moją wizytą ktoś tu spadł). Gdzieś wyczytałam, że życie traci tu nawet kilkadziesiąt osób rocznie. Nie do końca w to wierzę, ale kilka- czy kilkanaście jest jak najbardziej realną liczbą…

Robiąc zdjęcia naprawdę trzeba zachować szczególną ostrożność, tym bardziej że ścieżka jest wyboista i często prowadzi po kamieniach wśród krzaków, które solidnie potrafią podrapać. Jedno zwykłe potknięcie w drodze powrotnej skutkować będzie u mnie gigantycznym siniakiem widocznym nad kotką przez dłuższy czas w miejscu uderzenia w niezbyt wysoką, ale grubą gałązkę. Warto wybrać się tu w krytych i nieślizgających się butach. Wiele osób widziałam w japonkach, ale widać było, że niekoniecznie komfortowo się im idzie.

Na samym końcu trasy znajduje się pomnik w kształcie ławeczki – miejsce to poświęcone jest Dennisowi Arvanitakisowi, 22-latkowi który spadł tu do morza w 2016 roku. Młody mężczyzna uważał to miejsce za swój raj na Ziemi. Jego rodzina postanowiła uhonorować go w ten symboliczny sposób.

Leżący na plaży Navagio wrak to pozostałości statku MV Panagiotis, który w 1937 roku wypłynął ze stoczni w Glasgow dla J&A Gardner Co. LTD jako MV Saint Bedan. Niewielki statek do przewozu towarów w 1964 roku sprzedany został do Salonik, gdzie zmienił nazwę na Meropi. W 1966 roku ponownie został sprzedany i zmienił nazwę na Charis. 9 lat później statek ponownie zostaje sprzedany (kupuje go niejaki Lasikatos pochodzący z Pireusu) i uzyskuje swoją ostateczną nazwę – MV Panagiotis. Dalsze losy jednostki nie są zbyt znane.

Pewnych źródeł nie ma, ale mówi się, że statek aż do 1980 roku (niektóre źródła mówią też o 1981 i 1982 r.) służył jako statek przemytniczy. Właśnie w tym roku, 2 października, w trakcie sztormu i pogodni przez straż przybrzeżną miał zatonąć przy Agios Georgiu, czyli dzisiejszej Zatoce Wraku. Ponoć ostatni rejs rozpoczął się albo w Turcji albo w Algierii i miał służyć przetransportowaniu papierosów (a także alkoholu i prostytutek) włoskiej mafii. To jednak legenda. Inna mówi, że statek rozbił się na skałach w okolicy Porto Vromi, jeszcze inna, że legalnie przewoził ładunek z będącej stolicą Katalonii Argostoli do jednego z miast Albanii.

To by było na tyle pobudzających wyobraźnię historii. Jak było rzeczywiście – nie wiadomo. Faktem jest jednak, że przeładowanemu statkowi trudno byłoby w rzeczywistości uciekać przed jednostką straży przybrzeżnej. Nie ma żadnych odnotowań pościgu, nadania sygnału S.O.S. – nic. Nie do końca pewne jest, w jaki sposób wrak statku znalazł się na plaży. Jego idealne środkowe i równoległe do morza położenie są dość podejrzane – niektórzy uważają, że wrak został osadzony w tym miejscu na zlecenie Ministerstwa Turystyki. Miała w ten sposób powstać turystyczna atrakcja. Jeśli to prawda, pomysł był genialny. Plaża w Zatoce Wraku z pobudzającą wyobraźnię historią uznawana jest za jedną z najpiękniejszych na całym świecie – stała się też wizytówką Zakynthos i całej Grecji jako takiej.

Na plaży jest trochę osób, ale w porównaniu do tłumów, o których była mowa w wielu relacjach, nie jest źle. Trochę nawet żałuję, że mnie tam nie ma – upał zaczyna dawać się we znaki, więc marzy mi się chłodna kąpiel. Tymczasem napawam oczy widokami. Zachwycający błękit i turkus wody aż uderzają swoją nierealnością. Dotychczas sądziłam, że te kolory to efekt postprodukcji, ale to wszystko naprawdę tak wygląda w rzeczywistości! Patrzę przez chwilę na cumujące w zatoce łodzie, przyglądam się szalejącym w wodzie ludziom. Wreszcie na zoomie powoli oglądam wrak statku.

Niestety wrak – przez bezmyślność turystów i brak zabezpieczenia – z roku na rok coraz bardziej niszczeje. Niekorzystne warunki pogodowe, morska sól w drobinach wody przenoszonych przez wiatr, a także rozgrabianie wraku przez ludzi sprawiają, że wygląda on coraz gorzej. Do tego popularna jest ponoć wśród przewodników historyjka, że by wrócić na Zakynthos, należy napisać coś na wraku przy pomocy kamienia znalezionego na plaży. Totalna bzdura, jednak wiele osób zostawia po sobie ślad. Wstęp na wrak ze względu na niebezpieczeństwo jest całkowicie zabroniony.

Żeby nie ten upał, mogłabym tu zostać jeszcze długo. Tylko dojazd jest naprawdę kiepsko oznaczony. Gdy siedzę później w aucie pałaszując zakupionego od lokalnego sprzedawcy arbuza (4 EUR za połowę owocu… tanio nie jest, ale z drugiej strony ludzie ci też muszą zarobić jakoś na życie w tych specyficznych i trudnych czasach), kilku kierowców będzie dopytywać o wskazówki dotarcia do Zatoki Wraku.

Warto wspomnieć, że wykupując wycieczkę do punktu widokowego można się nieco zdziwić. Niestety nie jest to potwierdzone, ale podejrzewam, że do końca zjazdu dojechać mogą tylko i wyłącznie samochody osobowe (w sumie autobusy niżej nie za bardzo mają gdzie zawrócić). Byłam świadkiem podwożenia turystów przez indywidualnych kierowców pod autobus pozostawiony na skręcie, 2 km od parkingu. Zejście jest ok, ale powrót wiąże się z wędrówką pod górę – powinna być to istotna informacja szczególnie dla osób starszych.

Punkt widokowy bezpośrednio nad Zatoką Wraku

Klif to nie jedyne miejsce, z którego oglądać można wrak statku porzucony na żwirowej plaży. Punkt widokowy znajduje się też bezpośrednio nad wrakiem – wybieram się do niego kolejnego dnia pod wieczór, gdy zrobi się nieco chłodniej (zamiast 34 stopni jest raptem 30…). Jednak wędrówki do tego miejsca nie polecam nikomu. Początkowo bardzo przyzwoita droga zaczyna się zmieniać w miejscami ledwo widoczną, stromą ścieżkę. Albo i wiele ścieżek, bo szlaku jako takiego tu nie ma. Pokusiło mnie, żeby wybrać się do tego miejsca i szczerze mówiąc chyba cudem nic mi się nie stało. Kilka idących w klapkach osób po drodze zrezygnowało. Szlak jest dziki i nieoznaczony.

Zejście jest bardzo niebezpieczne, szczególnie ostatnie metry. W pewnym momencie zsuwam się nieco w stronę krzaków, na szczęście udaje mi się podeprzeć i złapać jakiejś gałązki. Zachowanie równowagi w tym miejscu jest bardzo trudne i wymaga sporych nakładów energii. Nietrudno o poślizgnięcie lub potknięcie.

Dwudziestodwuletnia turystka z Kuby wraz ze swoim partnerem ze Stanów Zjednoczonych zboczyli na dziki i rzadko uczęszczany szlak ponad Zatoką Wraku. Kobiecie zależało być może na zrobieniu idealnego selfie, przez co najprawdopodobniej maksymalnie zbliżyła się do krawędzi, straciła równowagę i spadła z wysokości, tracąc życie. Niestety brak rozwagi i wakacyjne rozluźnienie sprzyjają tak tragicznym wypadkom.
Źródło: Zante Magic Tours

A i samo miejsce, z którego można zrobić zdjęcie (tak swoją drogą przydaje się w tym miejscu szeroki kąt) jest bardzo niebezpieczne. Widok może jest ładny, ale z własnego doświadczenia powiem, że nie warto dla niego tak ryzykować. Raz byłam i szczerze powiem odradzam tę wędrówkę! W drodze powrotnej nie raz klnę pod nosem pod swoim własnym adresem, bo naprawdę nie wiem, co pokusiło mnie na to zejście. Po pokonaniu najgorszego odcinka muszę zrobić przerwę – nogi trzęsą mi się przez dłuższą chwilę…

W drodze powrotnej znad Zatoki Wraku zaglądam do monastyru św. Jerzego. Cdn.


Spodobał Ci się powyższy tekst? Polub go na Facebooku lub udostępnij, może komuś się przyda! Będzie mi również niezmiernie miło, jeśli pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza.

Cztery kroki do udanego urlopu: wyszukaj lot...
... zarezerwuj nocleg... Booking.com
... wypożycz samochód...
... zminimalizuj swoją odpowiedzialność w razie uszkodzenia auta i ciesz się wyjazdem!

Powiązane teksty

Skomentuj