Zakynthos: Urlop w cieniu pandemii

Mimo wielu stresów, czy lot LOTu w ogóle odbędzie się, 23 lipca pakuję się na pokład. W nowym reżimie sanitarnym – z maseczką na twarzy w trakcie całego pobytu na lotnisku i w samolocie – zaczyna się kolejna przygoda. Tym razem z wyspą Zakintos (Zakynthos). Nie planowałam na ten rok tego kierunku, ale pandemia Covid-19 sprawiła, że obojętne stało mi się, dokąd polecę. Byleby tylko móc się gdzieś wyrwać. Jak wyglądał mój urlop na Zakynthos w cieniu pandemii? 

23.07.2020, dzień 1

Zastanawiałam się nad trzema greckimi wyspami: Kos, Korfu i właśnie Zakynthos. Ze względu na niesamowite widoki stanęło na tej ostatniej. Przed podróżą koniecznie trzeba wypełnić stosowne dokumenty, czyli tak zwany formularz PLF (Passenger Locator Form). O 23:00 dnia poprzedzającego lot otrzymuję na maila kod QR, który niezbędny jest przy podróży do Grecji. Mój kod zaczyna się od „2”, co będzie oznaczało brak testu na miejscu. Grecy wyrywkowo badają przyjezdnych pod kątem obecności koronawirusa – każdy, u kogo kod QR zaczyna się od „1” (lub ogółem liczb nieparzystych) idzie ponoć na test. Chyba rzeczywiście coś w tym jest.

Na pokładzie wypełniam dodatkowo formularz lokalizacyjny, ale w sumie jest to trochę bezsensowne – wszystkie informacje podałam już wcześniej wypełniając PLF. Zresztą – kartek papieru nikt od pasażerów nie zbiera. Na lotnisku mimo niewielkiej odległości od terminala, wszyscy przewożeni są do budynku autobusami. Ustawia się kolejka, na końcu której pracownica lotniska rzuca okiem na kody QR wszystkich po kolei. Kilku pasażerów z całego samolotu kierowanych jest na bok, właśnie na test. Ja przechodzę prosto do wyjścia. Podróżuję tylko z bagażem podręcznym, więc od razu zaczynam poszukiwania wypożyczalni samochodu. W hali przylotów biura mają tylko największe sieci typu Hertz, a tym razem auto mam w Green Motion.

Gdy tylko wychodzę na zewnątrz, uderza mnie fala gorącego, suchego powietrza. Na niebie nie widać nawet jednego obłoczka. Gwarancja pogody? To stwierdzenie ma tu 100% rację bytu. Do wypożyczalni daleko nie mam, ale wystarczy kawałek, by w takich warunkach pogodowych się zmęczyć. Marzę o basenie, który czekać ma w miejscu, w którym spędzę najbliższe kilka nocy…

W biurze wypożyczalni przebywać mogą tylko dwie osoby (koniecznie w maseczkach), więc chwilę trzeba poczekać. Procedury na szczęście nie trwają długo. Od dzisiaj będę poruszać się czarnym Smartem 4 Four. Niestety już poza wypożyczalnią okazuje się, że jednego z lusterek bocznych nie da się wyregulować. Choćby nie wiem co, lustro opada… Niewiele myśląc łapię na postoju leżący obok fragment sporej szyszki – wygięty element idealnie pasuje, by przytrzymać lusterko pod odpowiednim kątem. I nie wypada! Czasem z pozoru beznadziejne pomysły działają najlepiej :)

Biorę jeszcze jeden fragment szyszki na zapas i w tym momencie wibruje mój telefon. Nowa wiadomość na Whatsapp. Kto? Właściciel apartamentu. Wczytuję się w informacje – jak dojechać, który pokój, że klucz już czeka w drzwiach. Dopytuję, kiedy można będzie się zameldować. Od razu! Czyli w takim razie zmiana planów – zamiast zacząć od zwiedzania, przygodę z Zakynthosem rozpocznę… taplaniem się w basenie!

Dojazd na miejsce – mimo że to tylko kilka kilometrów – chwilę zajmuje. Droga jest wąska, w kiepskim stanie, pokręcona. Już wiem, że mimo niewielkiego rozmiaru tej wyspy, szybko nie da się jej zwiedzić. Trudno – miałam trochę odpocząć, więc i spieszyć się nie mam zamiaru.

W Celia Apartments wita właściciel. Szybkie zameldowanie i już jestem w pokoju. Mam do dyspozycji niewielki aneks kuchenny i balkon z przyjemnym widokiem na basen i morze, którego fale uderzają o brzeg skarpy, na której stoi hotelik. Słyszę też znajomy dźwięk – dookoła przygrywają setki cykad! Owady (trudno je wypatrzeć na korze drzew!) zamilkną jedynie na kilka godzin w nocy. Już nad ranem ponownie zaczną swój koncert.

Rozpakowuję się, szybki prysznic i już pędzę nad położony na tarasie ponad morzem basen. Wysokie sosny zacieniają go nieco, przez co woda początkowo wydaje się chłodna. Szybko jednak zanurzam się i pływam do woli. A raczej próbuję pływać, bo do bycia w tym mistrzem mi daleko. Wokół cisza i spokój.

W hotelu aktualnie jest tylko kilku gości – na 30 dostępnych pokoi doliczyłam się raptem 5 innych aut na parkingu. Później liczba ta dobije do 7, ale wciąż będzie to naprawdę niewielkie obłożenie. Nie tylko tu jest ten problem – Zakynthos to bardzo popularny wakacyjny kierunek, jednak w czasie pandemii (przynajmniej w lipcu) na plażach zajęta jest maksymalnie raptem 1/4 leżaków.

Gdy już zmęczę się pływaniem, zasiadam na leżaku w cieniu parasola i zabieram się za książkę. Jak ja marzyłam o takim relaksie! Słodkiego lenistwa jednak w końcu mam dość, czas gdzieś się wybrać.

Plaża Agios Nikolaos

Po pewnym czasie dochodzi do mnie, że przydałoby się coś wrzucić na ruszt. Zanim jednak trafię do jakiejś tawerny, postanawiam zajrzeć na kilka plaż nieopodal. Jedna z nich – ta w Agios Nikolaos – wyróżnia się świetnymi warunkami. Rozstawiono tu sporo leżaków, ale zajęta jest może raptem 1/4 z nich. Pusto tu…  Nad okolicą góruje niewielki kościółek. Drobny piasek (nagrzany do granic możliwości, aż parzy w stopy!), płytka, sięgająca dość daleko woda, cisza i spokój aż kuszą, by tu zostać. Jednak pod plażowym prysznicem opłukuję stopy z piasku i jadę dalej.

Zakynthos Sea Turtle Rescue & Information Centre

Następne miejsce to centrum informacyjno-ratunkowe poświęcone żółwiom. Zakynthos jako miejsce lęgowe wybrały sobie przedstawicielki żółwia karetta – gada, który może osiągać 100 kg wagi i długość ciała do ok. 120 cm. Niestety miejsce to nie wygląda za dobrze. Kilka tablic informacyjnych, puste – jakby zaniedbane – zbiorniki, w których pływa kilka żółwi różnych gatunków (centrum ma za zadanie opiekować się rannymi osobnikami) i sklepik z licznymi pamiątkami nawiązującymi do żółwi, w tym ponoć z ręcznie robionymi magnesami.

Najbardziej interesująca jest tablica, na której ktoś rozrysował tabelę z nazwami plaż oraz odnalezioną na nich ilością gniazd żółwic. Właśnie w czerwcu i lipcu przedstawicielki gatunku karetta przypływają na plaże Zakynthos, by w rozgrzebanym przez siebie piasku złożyć ok. 120-150 jaj przypominających piłeczkę pingpongową. Jaja takie są miękkie, podatne na uszkodzenia – zagrażają im wbijane w piasek parasole, dlatego też niektóre plaże mają wygrodzony pas, na którym nie można się rozbijać.

Plaża Gerakas

Niedaleko stąd jest plaża Gerakas. Dla ludzi dostępny jest tylko wąski pas tuż przy morzu – pozostała część piaszczystej plaży należy do żółwi z rodzaju karetta. Po około 60 dniach od złożenia jaj, wylęgają się małe żółwiki, które nocami wiedzione światłem Księżyca kierują się w stronę morza. Niestety w obecnych czasach na gady te czyhają liczne zagrożenia.

Największym jest oczywiście człowiek i jego działania – ludzie nieświadomie zadeptują gniazda, nocnymi spacerami po plażach straszą przygotowujące się do złożenia jaj samice, do tego światła tawern i hoteli sprawiają, że małe gady tracą orientacją i zamiast w kierunku morza, podążają w stronę lądu. Skutkuje to śmiercią z wyczerpania, dlatego też na Zakynthos podejmowane są różne działania w celu ochrony żółwi karetta oraz – tu ciekawostka – występującej w Morzu Śródziemnym foki mniszki śródziemnomorskiej (której przedstawicielkę zobaczę w wodach okalających północ wyspy).

Nie wierzę własnym oczom widząc, jak dużo gniazd oznaczone zostało w najbliższej okolicy. Wolontariusze nad każdym odkrytym miejscem lęgowym żółwic ustawiają prostą drewnianą konstrukcję wskazującą miejsce z jajami. Ma to umożliwić ochronę gniazda. Ponadto u wyjścia z plaży pod parasolką siedzi kilka osób i pilnuje, by nikt nie przekroczył zakazanej strefy odgrodzonej taśmami.

Mimo, że widok na tę plażę jest niesamowity z góry, warunki na dole nie są idealne. Najbardziej piaszczysty fragment przewidziano do „żółwiego użytku”, natomiast brzeg pokryty jest kamykami – przydać się tu mogą buty do wody. Ludzi akurat dziś nie ma tu zbyt wielu, podejrzewam jednak, że w trakcie normalnego sezonu plażują w tym miejscu tłumy. Mimo ograniczonej przestrzeni. Teraz jednak ewidentnie widać, że rok 2020 dla turystyki jest stracony.

Plaża Dafni

Pokręconą i wąską drogą kieruję się następnie wśród starych drzew oliwnych w stronę plaży Dafni. Sama plaża może szału nie robi, ale tu też żółwice składają jaja. I tuż nad brzegiem znajduje się niewielka tawerna, w której można całkiem znośnie zjeść nieco greckich specjałów i owoców morza. W posiłku przeszkadzają jednak licznie zlatujące się osy. Obsługa widząca, jak się odganiam, przynosi talerzyk z jakimś podpalonym proszkiem. Ma to niby odstraszać owady – rzeczywiście działa… ale tak śmierdzi, że skutecznie zniechęca do jedzenia. Na szczęście to, co zostało, można zabrać na wynos.

Rzut oka na plażę i z powrotem na górę. Po drodze jest jeszcze mały przystanek na zdjęcia z punktu widokowego. Na miejscu robi zdjęcia jakaś para. Szybko okazuje się, że to Polacy. Pobyt wykupili z biura podróży, ale wynajętym autem robią sobie małe wycieczki. W sumie to też dobre rozwiązanie.

Resztę dnia spędzam nad basenem. Zacieniona wysokimi sosnami woda wciąż jest chłodna, ale nie zmienia to faktu, że wreszcie mogę odpocząć. Zawsze staram się intensywnie wykorzystywać czas na zwiedzanie, ale taka chwila relaksu także i mi się przyda.


Spodobał Ci się powyższy tekst? Polub go na Facebooku lub udostępnij, może komuś się przyda! Będzie mi również niezmiernie miło, jeśli pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza.

Cztery kroki do udanego urlopu: wyszukaj lot...
... zarezerwuj nocleg... Booking.com
... wypożycz samochód...
... zminimalizuj swoją odpowiedzialność w razie uszkodzenia auta i ciesz się wyjazdem!

Powiązane teksty

Skomentuj