… czyli Wrocław!
W związku z jedną z ostatnich podróży służbowych miałam okazję spędzić kilka dni w tym jednym z najpiękniejszych polskich miast. Spotkanie odbywało się na wrocławskim stadionie zwanym przez złośliwych rolką papieru toaletowego. Cóż… skojarzenie poniekąd właściwe… Wystarczy spojrzeć na stadion od zewnątrz.
Spotkałam się ostatnio ze stwierdzeniem, że w Polsce nie ma co oglądać. Muszę przyznać że autor tego sformułowania musiał nigdy nie trafić do Wrocławia. Miasto robi wrażenie!
We Wrocławiu byłam do tej pory dwukrotnie, ale z obydwu wizyt nie wyniosłam zbyt wiele. Pierwszy raz trafiłam do stolicy Dolnego Śląska przy okazji jakiejś klasowej wycieczki w podstawówce – z tamtych czasów pamiętam jedynie ogród botaniczny i urywki Panoramy Racławickiej. Drugim razem z kolei byłam we Wrocławiu służbowo, ale na zapoznanie się z miastem miałam raptem kilka godzin. Ponadto przy tej drugiej wizycie sporym problemem była pogoda – w upale sięgającym 40 stopni zwiedzanie było prawie niemożliwe, tak więc zadowoliłam się spacerem po ogrodzie botanicznym i rynku. Tym razem – odliczając spotkanie – miałam 2 dni.
Wrocław to nie tylko stary rynek, to także Ostrów Tumski i katedra św. Marii Magdaleny z Mostkiem Czarownic (Pokutnic). To zabytkowa Hala Stulecia i fontanna z pokazem światła i dźwięku. Wrocław to też niezwykły ogród japoński, zoo i Sky Tower. Tyle w teorii. Tym razem po raz pierwszy z początkowych planów nic nie wyszło. Z powyższych punktów udało mi się zobaczyć rynek, odwiedzić zoo i przejść obok Hali Stulecia. Ale i tak na nudę nie mogłam narzekać ;)
Wracając do wyjazdu… Niedługo po przyjeździe i zameldowaniu się w hotelu, wybrałam się późnym wieczorem ze znajomymi z pracy na stare miasto. Wrocławski rynek urzeka niezależnie od pogody i pory dnia, ale osobiście chyba wolę to miejsce za dnia. Widać wtedy doskonale kolory i detale uroczych kamienic.
fot. Fontanna Zdrój na rynku
Po krótkim spacerze wylądowaliśmy w lokalu Przedwojenna – Przekąski i Zakąski (na przeciwko kościoła garnizonowego św. Elżiety, na ul. Św. Mikołaja 81 tuż za rogiem Rynku). O zakąskach nie za wiele mogę powiedzieć, ale miejsce ma swój klimat. I cenowo też prezentuje się nieźle. O tym, że warto tam zajrzeć niech świadczą liczni klienci przesiadujący tak wewnątrz lokalu jak i w jego zewnętrznym ogródku. Mimo fajnego klimatu, zmęczenie zaczęło dawać mi się we znaki dlatego odłączyłam od reszty grupy i wróciłam do hotelu. Spałam jak zabita…
Na kolejny dzień przewidziane było spotkanie firmowe, dlatego nie miałam szans na pozwiedzanie miasta. Jednak po spotkaniu planowałam z koleżankami z pracy zostać we Wrocławiu do soboty.
Pierwszego wolnego dnia nie za bardzo spieszyłyśmy się z wymeldowaniem z hotelu (musiałam trochę popracować od rana), dlatego na miasto ruszyłyśmy dopiero koło południa. W międzyczasie nasza mała grupka powiększyła się. Ponownie padło na rynek. W planach było wybranie się do polecanej przez wiele osób cukierni Dwie Małpy na ul. Ruskiej, ale w związku z nielicznymi miejscami do siedzenia w tym lokalu przeszliśmy do Cinnabonu znajdującego się na rynku. Kawy raczej nie pijam, ale średnia latte z cinnabon bites to było to, czego trzeba mi było. W lokalu tym serwowane są różne słodkości, a wspomniane przeze mnie cinnabon bites to nic innego jak maleńkie cynamonowe ślimaczki z różnymi dodatkami (czekolada, wiśnie itd.) podanymi na ciepło. No i na tym skończyło się nasze zwiedzanie tego dnia.
Wieczorem wylądowaliśmy na imprezie w Domówce (Rynek 39/40) – świetna muzyka i ogółem świetny klimat. Przy wejściu jest selekcja, wstęp na imprezę kosztuje 10zł. Początkowo impreza zapowiadała się średnio, ale po krótkim czasie klub się zapełnił. Dawno nie bawiłam się tak dobrze. Nie mogę się doczekać powtórki ;)
Następnego dnia (nie spiesząc się zbytnio) na pożegnanie z Wrocławiem wylądowaliśmy w zoo. Zoo we Wrocławiu założone zostało w 1865r., jest najstarszym tego typu ogrodem w Polsce. W historii działalności wrocławskiego zoo są dwie krótkie przerwy – w latach od 1921 do 1 maja 1927 z powodu zubożenia miasta po I wojnie światowej oraz od kwietnia 1945r do 18 lipca 1948 ze względu na oblężenie Wrocławia. Wrocławski ogród zoologiczny sławę zyskał dzięki programowi Z kamerą wsród zwierząt nagrywanym w czasach, gdy dyrektorem był znany dr wet. inż. Antoni Gucwiński. Wychowałam się na tym programie :) Można zapytać, kto tego nie oglądał…
Ogród zooologiczny we Wrocławiu może się poszczycić wyjątkowymi osiągnięciami na skalę światową – w 1897 roku urodził się w nim tapir malajski. Był to pierwszy tapir narodzony w historii ogrodów zoologicznych. Na początku 2012 roku w ogrodzie wykluł się syczek filipiński. Jest to pierwszy na świecie przychówek tego gatunku uzyskany poza Filipinami.
Wrocławskie zoo może się pochwalić rzadko spotykanymi gatunkami zwierząt, m.in. jedyną w Polsce hodowlą okapi. Przy wejściu do zoo witają nas wielbłądy.
fot. Świnia rzeczna zwana inaczej pędzelkową (Potamochoerus porcus)
Na terenie zoo wybudowane zostały różne pawilony. Część z nich ma już znaczenie historyczne. W jednym z budynków urządzona została niewielka Motylarnia, w której podziwiać można różnokolorowe egzotyczne motyle. Niestety albo tych motyli nie było zbyt wiele, albo ja ich nie potrafiłam wypatrzeć.
W najbliższym czasie we wrocławskim zoo planowane jest otwarcie Afrykarium, czyli kompleksu przedstawiającego afrykańskie ekosystemy wodne. Na pewno niewątpliwą atrakcją będzie możliwość podziwiania podwodnego świata z wnętrza ok. 20m. akrylowego kanału. Miałam okazję być w takim tunelu w Hanowerze i przyznam, że oglądanie rekinów, płaszczek i innych podwodnych stworzeń z tej perspektywy to całkiem ciekawe przeżycie.
W trakcie mojego pobytu We Wrocławiu, na zewnętrznych wybiegach umieszczone były jedynie kotiki i afrykańskie pingwiny (tońce). Wnętrze nie było jeszcze udostępnione zwiedzającym. Oficjalne otwarcie Afrykarium planowane jest na 26 października.
fot. Afrykarium od zewnątrz – część przeznaczona dla kotików
fot. Tońce przy Afrykarium
Jak widać szaleństwa ze zwiedzaniem nie było. Był to dla mnie pierwszy tak spokojny wyjazd i muszę przyznać, że raz na jakiś czas nie zaszkodzi zwolnić tempa. A jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, w połowie listopada nadrobię zaległości i spróbuję obejrzeć Wrocław odrobinę dokładniej. Tak, ponownie będę we Wrocławiu – tym razem skorzystam z tanich lotów krajowych Ryanair. Udało mi się upolować bilet z Modlina do Wrocławia w cenie 38zł w dwie strony :)
PS. Jako że zostało mi wypomniane, że nie wspomniałam ani słowem o wrocławskiej gościnności, nadrabiam ten jakże poważny błąd ;) Jestem pod wrażeniem gościnności mieszkańców Wrocławia, szczególnie mam na myśli dwóch panów, którzy naprawdę postarali się żebyśmy miło wspominały cały pobyt. No. Zadowoleni? To teraz liczymy na powtórkę ;)

Rocznik 86. Zarażona podróżniczym bakcylem od ponad 25 lat, raczej bez szans na wyleczenie. Lubiąca ciepełko miłośniczka Azji Południowo-Wschodniej oraz paradoksalnie… Islandii. W wolnej chwili zajmuje się swoimi pozostałymi pasjami jakimi są rośliny owadożerne oraz amatorsko fotografia.
Nietuzinkowe wpisy, dobra tematyka.