Obrzydliwe potrawy świata. Hakarl – horror dla podniebienia?

W trakcie pobytu na Islandii już pierwszego dnia na jedynych zakupach poczynionych w sklepie sieci Bonus (to ta popularna różowa, niezbyt wyględna świnia w logo), znaleźliśmy w dziale chłodniczym małe pudełeczko z pokrojonym w kosteczkę rekinem. Tego właśnie szukaliśmy. Hakarl, bo o tym piszę, to tradycyjna potrawa kuchni islandzkiej przygotowywana z mięsa sfermentowanego rekina polarnego. U nas nazywa się to po prostu (niezbyt prawidłowo, ale jednak) zgniłą rybą. Czy słusznie danie to zaliczane jest do kręgu najbardziej obrzydliwych potraw świata?

Na każdym wyjeździe próbujemy lokalnych specjałów, w szczególności zwracając uwagę na miejscowe ciekawostki. I tak jedliśmy już francuskie żabie udka, ślimaki, szwedzkiego kiszonego śledzia, tajskie smażone świerszcze i poczwarki jedwabników, khmerskie smażone tarantule czy najbardziej śmierdzący owoc – durian. Niektóre z nich zaliczane są do najbardziej obrzydliwych potraw świata. Do wielu z dań podchodziłam z rezerwą, ale największe wyzwanie czekało mnie na Islandii.

Mięso rekina grenlandzkiego (polarnego) w świeżej postaci może być dla człowieka trujące – jako że stworzenie to nie posiada nerek, w jego tkankach odkłada się kwas moczowy oraz toksyczna substancja, która nie dopuszcza do zamarznięcia zwierzęcia (na Islandii używano na to nazwy „odmrażacz” – to N-tlenek trimetyloaminy). Po poddaniu mięsa procesom fermentacji, N-tlenek trimetyloaminy rozkłada się, kwas moczowy przechodzi w amoniak, a mięso staje się miękkie i teoretycznie zdatne do spożycia. Co do tej zdatności do spożycia mam jednak spore wątpliwości.

Jak to się robi?

Chcecie wiedzieć coś o przygotowaniu hakarla? Oto kilka podstawowych informacji:

Tradycyjnie przygotowywane danie wymaga czynności przygotowawczych – usunięcia głowy, wnętrzności i innych niejadalnych części. Mięso jest dokładnie płukane, a potem umieszczane w piaskowym lub żwirowym dole (obecnie często w plastikowych pudłach), przyciskane dużymi, ciężkimi kamieniami i pozostawiane na sześć do siedmiu tygodni latem, a na dwa-trzy miesiące zimą. Zbędne płyny w tym czasie spokojnie odciekają (wraz z zawartym w nich często ołowiem) i następuje powolna fermentacja. Dojrzewanie potrawy sygnalizuje pojawiający się zapach amoniaku. Po wyjęciu mięsa z dołów, rozwiesza się je w specjalnych drewnianych budynkach (szopach), celem przesuszenia. Zależnie od pogody (suchej lub wilgotnej) mięso suszy się przez dwa do czterech miesięcy. Szopy chronią produkt nie tylko przed wilgocią, ale także przed bezpośrednim oddziaływaniem promieniowania słonecznego. Przed podaniem mięso dzieli się na małe porcje (np. kostki) i podaje, często w towarzystwie miejscowego alkoholu – brennivinu (źródło: Wikipedia)

Nieco historii

A jak w ogóle doszło do tego, że można obecnie spróbować tej niecodziennej przekąski? Według informacji przekazanej nam przy okazji drugiej wizyty na wyspie i odwiedzin w muzeum hakarla, o spożyciu sfermentowanego rekina zadecydował przypadek. Niegdyś z rekina grenlandzkiego pozyskiwano jedynie jego wątrobę (olej służył zasilaniu lamp) oraz pokrytą haczykami skórę (ta z kolei wykorzystywana była jako papier ścierny). Resztę zakopywano – mięso rekina już w niewielkiej ilości może zabić człowieka. Wystarczy 200 gramów! I nieważne, czy rekin zostanie zjedzony na surowo czy też podda się go obróbce termicznej. Pewnego dnia mieszkańców Islandii dopadł jednak głód, który doprowadził jakiegoś zdesperowanego śmiałka do odkopania nadpsutego rekiniego mięsa. Ryzyko się opłaciło! W trakcie procesu fermentacji szkodliwe związki uległy rozłożeniu, przez co rekin okazał się bezpiecznym posiłkiem. I tak oto do dzisiaj gości na stołach Islandczyków.

Najbardziej obrzydliwe potrawy świata: Hakarl – nie wąchać!

Tyle teorii, przejdźmy może teraz do konsumpcji. Hakarla ze względu na ostrzeżenia o silnej woni otworzyliśmy na zewnątrz. Byliśmy akurat gdzieś w okolicy laguny Fjallsárlón, gdy przypomnieliśmy sobie o tym islandzkim „przysmaku” zalegającym nam w bagażniku. Przez opakowanie kawałki rekina wyglądały nawet dość zachęcająco. Niewinnie wręcz, ale były to tylko pozory.

Po otwarciu plastikowego pojemnika, w którym zakupiliśmy rekina, żadna ostra woń nas nie powaliła. Tak naprawdę musieliśmy się porządnie zaciągnąć trzymając nosy nad pojemniczkiem. To był jednak strategiczny błąd. Początkowy rybi zapach zmienił się w ostrą woń amoniaku, która natychmiast przeczyściła nam zatoki. Farbowaliście kiedyś sobie lub komuś włosy? Znacie zapach farby z amoniakiem? Następnym razem powąchajcie sobie taką mieszankę – poczujecie się zupełnie jak my nad hakarlem. Zapach ma to bardzo nieprzyjemny i drażniący. Podejrzewam, że co wrażliwszym może się zebrać na mdłości…

Najbardziej obrzydliwe potrawy świata: hakarl – czy to w ogóle da się zjeść?

Przyszła pora na degustację. Po pierwszym niezbyt przyjemnym zderzeniu z zapachem, wzięłam do ręki jedną małą, sprężystą kosteczkę. Miałam nadzieję, że smak okaże się całkiem przyjemny tak, jak miało to miejsce w przypadku innego śmierdziucha – kiszonego śledzia surstromming.

Pierwsze wrażenie po przegryzieniu takiej kostki rekiniego mięsa? Smakuje to zwykłą w świecie surową, nieco gumowatą w strukturze rybą. Nic takiego, gdzie ta obrzydliwość? W trakcie gryzienia zaczyna czuć się jednak amoniak. Paskudne wrażenie, jakbym jadła wspomnianą farbę do włosów (nigdy nie próbowałam, ale właśnie tak wyobrażałabym sobie ten smak…)! Zanim jeszcze przełknęłam, zapiłam to trzymaną na wszelki wypadek pod ręką colą. Jedna kosteczka w zupełności wystarczyła, nie byłam w stanie sięgnąć po więcej.

Islandczycy ponoć obecnie w znacznej mierze uważają hakarla za coś ohydnego, traktują go więc  – podobnie jak odwiedzający wyspę – jako ciekawostkę turystyczną.

Cena

Pojemniczek 100 g tego paskudztwa kosztował bodajże coś koło 26 zł (698 islandzkich koron). Jedzenia nie wyrzucamy, ale po spożyciu dwóch kawałków pożegnaliśmy się z hakarlem bez żalu. Bo czy to w ogóle można było nazwać jedzeniem?

Może jakbyśmy spróbowali hakarla w towarzystwie ciemnego, słodkawego chleba oraz tradycyjnego islandzkiego alkoholu, może byłoby lepiej, ale przyrządzonego w ten sposób rekina próbowanego solo nie polecam. To najbardziej niesmaczne danie, jakie kiedykolwiek przyszło mi zjeść. Jeden raz zdecydowanie wystarczył – więcej tego błędu nie popełnię i Wam też nie radzę ;)

EDIT 28.03.2018: Zarzekałam się, że hakarla nigdy więcej nie spróbuję, ale w życiu warto wykreślić ze swojego słownika słowo „nigdy”. Przy okazji drugiej zimowej wizyty na Islandii mieliśmy w planie odwiedziny w muzeum sfermentowanego rekina. Wstęp obejmował… degustację. Wzbraniałam się, ale w końcu wzięłam na wykałaczkę małą białą kosteczkę, która śmierdziała znajomo. A później drugą. I kolejną. Na trzech jednak poprzestałam. Hakarl prosto z „produkcji” smakował nadal paskudnie, ale dało radę się w niego wgryźć :) I o dziwo przełknąć. Dlatego też jeśli mielibyście ochotę spróbować tego niecodziennego przysmaku, omijajcie pudełka w marketach – wybierzcie się do muzeum hakarla! Nie dość, że spróbujecie jako tako zjadliwej wersji robionej na miejscu, to jeszcze dowiecie się mnóstwa ciekawostek i zajrzycie do rekiniej suszarni, w której to hakarl dojrzewa do konsumpcji.

Spodobał Ci się powyższy tekst? Polub go na Facebooku lub udostępnij, może komuś się przyda! A może szukasz inspiracji do zaplanowania swojego kilkudniowego wyjazdu? Zajrzyj koniecznie do relacji z Islandii!

Cztery kroki do udanego urlopu: wyszukaj lot...
... zarezerwuj nocleg... Booking.com
... wypożycz samochód...
... zminimalizuj swoją odpowiedzialność w razie uszkodzenia auta i ciesz się wyjazdem!

Powiązane teksty

  1. budus

    Autorka nieco przesadzila, jadlem to niedawno i nie bylo takie zle ale ja ogolnie lubie jesc jakies dziwne rzeczy.

  2. Jurek

    Mnie hakarl skojarzył się z sentymentalnym „zapachem” męskich kibli na dworcach w latach sześćdziesiątych, gdzie sikało się na ścianę a mocz spływał do korytka i fermentował w popękanej lamperii. smród wygryzal oczy, ale na jednym wdechu się nie dało. Jeśli ktoś to pamięta – to wlaśnie jest hakarl 100/100. Obrzydzenie chyba tylko najodważniejszym pozwala to wziąć do ust. Fińskie sprzedawczynie podają/kasują to z pobłażliwym uśmiechem, bo jak dopytywałem to tam nikt tego nie je a potrawa traktowana jest jako ciekawostka dla turystów. Przy tym hiszpańskie kohones to rarytas

  3. Darek

    A mnie tam hakarl smakował…
    poważnie!
    Spróbowałem (z pewną nieśmiałością) w knajpie w Reykjaviku, gdzie byliśmy z córką w połowie sierpnia, i naprawdę mi to pasowało pod ichniejszą kminkówkę. Fakt, że np. moja córka nie była zachwycona (oględnie mówiąc) smakiem tego specjału; stwierdziła „Śmierdzi jak farba do włosów”
    Moim zdaniem to rzeczywiście danie dla „koneserów”, ale powiedzcie z ręką na sercu, czym to się różni od serów „śmierdziuchów”, które niektórzy uwielbiają przekąsić do wina? Hakarla trzeba po prostu spożywać pod wódkę i tyle, bo samego to rzeczywiście nie da się jeść.
    W każdym razie zakupiłem w Bonusie ok. 100 gramowe opakowanie (tyle że foliowe, bo akurat miało dłuższą datę przydatności niż pudełko) i niebawem zamierzam błysnąć na imieninach u kuzyna.
    Ciekaw jestem reakcji…

    1. Monika Borkowska

      Tak naprawdę niektóre sery – te „prawdziwe” – rzeczywiście bywają niezbyt jadalne. Uwielbiam różne śmierdziuchy, ale niektórym kupionym we Francji nie podołałam… Może właśnie w tym problem, że hakarla jedliśmy nie pod wódkę, a samodzielnie. Pewnie jest z nim tak samo, jak z najbardziej śmierdzącą potrawą świata w postaci kiszonego śledzia – odór i smak śledzika jedzonego bez dodatków nie zachwycają, ale już odpowiednio przyrządzona kanapka może być naprawdę dobra. Następnym razem koniecznie muszę w takim razie spróbować hakarla w towarzystwie kminkówki! Za smakiem kminku specjalnie nie przepadam, ale może to połączenie nie będzie tak wybuchowe jakby mogło się zdawać. A co do imprezy – coś czuję, że będziesz gwiazdą wieczoru! Tylko może na wszelki wypadek przeprowadźcie degustację na zewnątrz? Ja podrzuciłam kawałek koledze w pracy, jak tylko przychodził do mojego pokoju dało się wyczuć tę charakterystyczną nutę zapachową po spożyciu. Co wrażliwszym słabo się robiło ;)

  4. Ola

    Świetnie się czyta Twoją opowieść o Hakarl, wcześniej nie spotkałam się z tego formą pokarmu ;) dobrze wiedzieć na przyszłość! Pozdrawiam, Ola ;)

    1. Podróżowisko.pl

      Hakarla nie polecam, więc jak tylko będziesz miała okazję spróbować tego „rarytasu”, to uciekaj gdzie pieprz rośnie ;)

    2. Soplencjusz

      Wczoraj jadłem „zgniłego rekina” i powiem szczerze: jeżeli komuś nie smakuje – niech nie obrzydza innym ! W każdym kraju próbuję regionalnych potraw i powiem szczerze, że haharl nie odbiega niczym w smaku od naszego śledzia w oleju czy kiszonej kapusty !
      Zapach – bardzo zbliżony do francuskich serów dojrzewających !
      Smak – jak wyżej z nutą ryby.
      Konsystencja – trochę jak guma do żucia

      Opinia – nic specjalnego, ale da się to zjeść (zjadłem, spokojnie przeżuwając wszystkie kawałki serwowane w knajpie). Nie jest to potrawa, którą podałbym na imprezie, ale bez przesady… Jeżeli dajesz radę zjeść ostrygę, krewetki, dojrzewające sery, itp – to zjedzenie rekina nie będzie ŻADNYM wyzwaniem !
      Co było dalej ??? …. nic ;) … po 20 minutach zjadłem zamówioną wcześniej potrawę i tyle.

      Podsumuję: gdybym (jak dawni „tubylcy”) nie miał co jeść, na miękko zjadłbym hakarl, jednak w momencie, kiedy znam ten smak i mam do wyboru setki tysięcy innych potraw, będę szukał dalej :) Jednak, jeżeli ponownie odwiedzę Islandię – znowu spróbuję hakarl.

      1. Monika Borkowska

        Nie obrażajmy francuskich serów! W życiu żaden z nich nie śmierdział mi amoniakiem. Porównanie krewetki czy śledzika w oleju też jest hańbą dla tychże, bo żadna z tych przekąsek nie śmierdzi ani nie smakuje jak farba do włosów ;) Może trafiłeś na jakiegoś „lewego” hakarla wypłukanego specjalnie dla wrażliwszych podniebień? Polecam spróbować fermentowanego rekina prosto w miejscu jego produkcji. W restauracjach co prawda hakarla nie próbowałam, ale porównałam smak rekina ze sklepu i bezpośrednio z miejsca wytwarzania – spora różnica była.

  5. Dlatego pomimo całej miłości do Islandii zdecydowanie wolę kuchnię śródziemnomorską :)
    Ps. Ale co tam! Jadłbym… gdyby nie ten amoniak ;)

  6. Dee

    Chyba sobie odpuszczę rekina w puszce choć ryby uwielbiam. Amoniak to zdecydowanie nie moje smaki

    1. Podróżowisko.pl

      I prawidłowo! Na hakarla szkoda kubków smakowych…

  7. Ponieważ jestem wegetarianką, to ta wątpliwa przyjemność jedzenia rekina na szczęście by mnie ominęła ;)

    1. Podróżowisko.pl

      Ja z kolei bez mięsa i ryb (tych drugich w szczególności) obyć się nie mogę, ale hakarl nie podchodzi ani pod jedno ani pod drugie ;) Tak naprawdę to szkoda rekina na coś tak paskudnego…

  8. odnośnie amoniaku – w Korei można spróbować surowych płaszczek, ale nie polecam. Amoniak do potęgi.

    1. Podróżowisko.pl

      Brrrr… już wiem czego unikać jeśli kiedyś wyląduję w Korei – to musi być tak samo paskudne i niezjadliwe.

  9. No tak jest. Co kraj to inna kuchnia…

    1. Podróżowisko.pl

      Kuchnia? Chyba tortury dla mimo wszystko odważnych, próbujących lokalnych specjałów przyjezdnych ;)

  10. Smakuje jak bardzo mocno dojrzaly ser brie, taki co sie rozlewa. Przywiozlam kawalek do degustacji dla bliskich i przez tydzien nie moglam dowietrzyc mieszkania i lodowki

  11. Aneta

    w takim razie nie będę próbować :)

    1. Podróżowisko.pl

      Dobry wybór! ;)

  12. Słyszałam, że Azjaci dziwią się jak można jeść kiszone ogórki, a lubią duriana, więc nie dziwię się, że komuś mogą smakować takie produkty, ale… ;) Mimo wszystko super, że spróbowaliście. Mnie też zawsze kuszą takie ciekawostki ;)

    1. Podróżowisko.pl

      Duriana w miarę lubię ;) I owoc ten wcale nie śmierdzi aż tak bardzo :D Ale fakt – chociażby nasze kiszone ogórki wywołują obrzydzenie w wielu rejonach świata

  13. Ciekawa jestem tych skandynawskich „smakoyków”… Nie byłam jeszcze w żadnym kraju tego regionu, ale chyba kiedyś się tam wybiorę, i chyba do Islandii jako pierwszego :) Pozdrawiam

    1. Podróżowisko.pl

      Islandia to strzał w dziesiątkę! Ewentualnie jeszcze polecam Norwegię :)

  14. Przynajmniej spróbowaliście. ;) Nigdy nie ciągnęło mnie do testowania smaków, których boją się nawet autochtoni.

    1. Podróżowisko.pl

      Mhm… spróbowaliśmy i nigdy więcej tego nie tkniemy ;) Lubię różne kulinarne eksperymenty, ale hakarl to było za dużo nawet jak dla mnie…

  15. Wyobraźnia podpowiada mi, że to śmierdzi

    1. Dobrze Ci podpowiada ;) Ale co gorsze – nie tylko śmierdzi… Smakuje to tak jak pachnie…

Skomentuj