Podsumowanie roku 2020

Jak podsumować rok 2020 jednym słowem? Chyba nie jest to możliwe. 2019 był dla mnie trudny, ale 2020 już całkowicie wystrzelił w kosmos jeśli chodzi o poziom skomplikowania życia. I to od samego początku. Był to dla mnie rok przemyśleń, trudnych decyzji, ale też skupienia się na sobie, lepszego poznania swoich potrzeb i oczekiwań oraz zdobycia nowych doświadczeń. Rok komplikacji, wielu rozczarowań, ale i pewnej nadziei na przyszłość.

2020 to rok, w którym niespodziewanie przyszła pandemia Covid-19, przez którą to świat całkowicie stanął na głowie. Wiem, że nie tylko u mnie, dlatego też lepiej skoncentrować się na pozytywach. Podbijający kolejne kraje koronawirus z Chin bardzo negatywnie wpłynął na turystykę, jednak mimo wszystko udało mi się odbyć kilka ciekawych podróży. Głównie po Polsce, ale i za granicę udało się wyskoczyć. Niestety zabrakło wypadu na moją ukochaną Islandię, ale liczę, że w przyszłym roku odbiję to sobie z nawiązką.

Jeśli chodzi o trochę liczb to:

  • odwiedziłam 4 kraje plus pojeździłam trochę po Polsce
  • spędziłam łącznie 20 dni w podróży
  • odbyłam 6 lotów i 7 wyjazdów autem

Luty: Łotwa i Estonia

Żeby zebrać myśli, uporządkować sobie co nieco, na początku lutego udałam się w moją pierwszą zagraniczną podróż solo – spełniłam kolejne marzenie. Nie była co prawda daleka, ale i tak będę pamiętać ją jako niesamowitą przygodę! W trakcie przedłużonego weekendu odwiedziłam dwie nadbałtyckie stolice – Rygę oraz Tallinn. Tym sposobem do listy odwiedzonych krajów dołączyła Łotwa i Estonia.

I właśnie w Estonii przepadłam! Tallinn zrobił na mnie tak ogromnie pozytywne wrażenie, że z przyjemnością wrócę tam w sezonie letnim. Rygę również chętnie odwiedzę raz jeszcze. Ta krótka podróż sprawiła, że jeszcze bardziej przyjaznym okiem spojrzałam na tak niedaleką północ. Może w 2021 roku uda się wreszcie zrealizować plan samochodowej podróży po trzech nadbałtyckich krainach?


Marzec: Cypr

W marcu na dobre zaczęło się covidowe szaleństwo, ale tuż przed zamknięciem granic udało mi się odwiedzić Cypr. Babski wyjazd we trzy zaowocował może niezbyt bogatą w odwiedzone miejsca relacją, ale nie o to chodziło. Miałyśmy coś zobaczyć, popróbować lokalnej kuchni, wypić trochę cypryjskiego wina, ale przede wszystkim głównym powodem tego wyjazdu była chęć zrelaksowania się i oderwania od szarej codzienności. I to wszystko w pełni się udało. Naprawdę żal było wracać! Podładowane cypryjskim słońcem baterie pozwoliły mi przetrwać jakoś kolejne tygodnie narodowej kwarantanny.


Maj: Sandomierz i „sandomierska Toskania”

Po dwóch miesiącach zamknięcia ruszyłam w tę podróż z szalonym entuzjazmem wypuszczonego z klatki ptaka. I nieważne, że była to typowa jednodniówka. Malownicze skałki w okolicach Iłży, słynny dąb Bartek oraz krajobrazy pełne kwitnącego rzepaku w sandomierskiej Toskanii były motywem przewodnim, ale i w samym Sandomierzu spędziłam kilka przyjemnych godzin. Długa trasa, intensywne zwiedzanie i powrót późno w nocy – tak rwałam się do jazdy, że nawet przez chwilę zmęczenia nie poczułam!

Poza radością z wyjazdu po tygodniach siedzenia w domu i niepewności co do kolejnych rządowych kroków w walce z pandemią, ta podróż dała mi coś jeszcze: odważyłam się wreszcie wsiąść za kierownicę i zacząć regularnie jeździć. Jeśli rok temu ktoś powiedziałby mi, że będę regularnie jeździć autem do pracy w Warszawie, z niedowierzaniem popukałabym się tylko w czoło. A teraz? W ciągu ostatnich kilku miesięcy zrobiłam wielokrotnie więcej kilometrów niż przez całe 6 lat posiadania prawa jazdy!


Czerwiec: Podlasie, Sosna na Szczudłach, Zalipie, Kraków i Ogród Pełen Lawendy

Miesiąc pod znakiem jednodniówek po Polsce… Przy okazji kolejnego krótkiego wypadu odwiedziłam jeszcze wtedy niezbyt znaną Sosnę na Szczudłach, pokręciłam się po leżącej niedaleko Tarnowa malowanej wiosce Zalipie, podziwiałam romantyczny zachód słońca nad najbardziej znaną w Polsce plantacją lawendową, kilka godzin spędziłam w Krakowie odnajdując uliczkę o nazwie… Poniedziałkowy Dół. Było intensywnie, upalnie i… tego jak zwykle trzeba mi było!

Następnie ruszyłam szlakiem drewnianych cerkwi na Podlasiu – moim odkryciu tego roku! Nigdy wcześniej nie miałam okazji zawitać w tym regionie, dlatego też moim zachwytom nie było końca. I raczej nie było to spowodowane jedynie „podróżniczym wyposzczeniem” po wielu tygodniach zamknięcia związanego z narodową kwarantanną covidową.


Lipiec: Grecja

O greckich wyspach w ostatnich latach jakoś specjalnie nie myślałam, więc pomysł wyjazdu na Zakynthos pojawił się w mojej głowie bardzo spontanicznie. Stęskniona za dalekimi wojażami na pokładzie samolotu długo się nie zastanawiałam, gdy okazało się, że nasz narodowy przewoźnik na tegoroczne wakacje proponuje bardzo tanie bilety lotnicze. Zakynthos był pierwszym – i jak się później okazało – doskonałym wyborem!

Plaże (moja ulubiona Xigia!), gwarancja pogody, basen hotelowy z niesamowitymi widokami i z przygrywającymi prawie non stop cykadami, greckie jedzenie i… zaskakująco mało ludzi! A do tego wszystkiego piękne widoki. Potrzebowałam tego bardzo. Niestety o mały włos, a wyjazd ten skończyłby się dla mnie średnio – zachciało mi się punktu widokowego tuż nad wrakem w Zatoce Wraku… Niewiele brakowało, a zsunęłabym się z klifu… To mniej popularny punkt widokowy i może niech lepiej tak zostanie.


Sierpień: Łódź i osadnik Gajówka, Szlak Orlich Gniazd

Kolejna podróż solo to dla mnie wizyta po latach na Szlaku Orlich Gniazd – sentymentalnie się w tym roku zrobiło. Pierwszy raz zamki znajdujące się między Częstochową i Krakowem zwiedzałam na studiach, po kilkunastu latach przyszedł czas, by przypomnieć sobie te okolice. Było gorąco, ale cudownie. To jeden z najlepszych wyjazdów tego roku. Wiele miejsc przez cały ten czas praktycznie się nie zmieniło, niektóre z kolei wyglądały całkowicie inaczej.

Ogromnym zaskoczeniem był dla mnie zamek Tenczyn w Rudnie – gdy odwiedziłam go po raz pierwszy na studiach, stał praktycznie zapomniany. Mocno zarośnięty, bez jakiejkolwiek infrastruktury, zabezpieczeń. Teraz powstały prowizoryczne parkingi, za wstęp pobierana jest opłata. Mury zostały zabezpieczone, do wielu zakamarków nie da się zajrzeć – trochę szkoda. A w drodze powrotnej nadrabiając nieco kilometrów zatrzymałam się na chwilę przy moich ulubionych ruinach – zamku Krzyżtopór.

W sierpniu wybrałam się również na jeden dzień do Łodzi, zahaczając przy okazji o słynący z bajecznych kolorów osadnik Gajówka. Łódź przez wiele lat omijałam ze względu na pewne nie do końca miłe wspomnienia z dawnych czasów. Jednak dzięki niezwykłym muralom, których w Łodzi jest pełno, udało mi się odczarować to miasto! Planuję kolejną wizytę – muszę zobaczyć jeszcze kilka dzieł namalowanych na ścianach łódzkich budynków.


Wrzesień: Morawy Południowe (Czechy)

Gdy w maju 2019 roku odwiedziłam Toskanię nie wiedziałam jeszcze, że względnie niedaleko polskiej granicy jej nie ustępujący jej pięknem odpowiednik. Czeska Toskania – bo tak zwane są Morawy Południowe – to kolejne tegoroczne odkrycie. Morawy Południowe odwiedziłam we wrześniu, więc teoretycznie w dość kiepskim okresie (moim zdaniem najlepiej – podobnie jak do Włoch – jechać tam w maju), jednak i tak nie nudziłam się.

Ogromne pofalowane pola, sięgające po horyzont winnice (i doskonałe lokalne wino!), niesamowite zamki to tylko część atrakcji tej części Czech. Marzę o tym, by tam wrócić na wiosnę! I pomyśleć, że czeska Toskania jest tak blisko Polski. Kilka godzin autem i już można rozkoszować się cudownymi widokami.


Październik: Szlak Zamków Piastowskich

Przedostatnia podróż w 2020 roku. Ostatnia możliwość wyjazdu, zanim ponownie uderzył w nas koronawirus. Dolny Śląsk przywołał mnie piastowskimi zamkami, których jest tam pełno. Innym tematem są pałace, których zostało w tych stronach dziesiątki, ale niestety na te czasu mi zbrakło. Krótki wypad był niesamowicie intensywny (to już chyba u mnie standard), ale i tak poczułam ogromny niedosyt.

Zamki w jesiennej odsłonie prowokowały do zebrania możliwie jak najdokładniejszego materiału zdjęciowo-filmowego. Jest tego tle, że na spokojnie będę miała zajęcie na długie zimowe wieczory kolejnych miesięcy niepewności co dalej…


Grudzień: Jantar

Spontaniczna decyzja – po grudniowym sztormie ruszam nad morze! Jednodniówka w Jantarze zaowocowała naładowaniem akumulatorów i garstką znalezionych na plaży bursztynów.


W trakcie wszystkich tych wyjazdów jak zwykle zebrałam sporo materiału zdjęciowego, ale i… filmowego. W połowie roku stałam się posiadaczką drona, więc teraz dodatkowo mam możliwość fotografowania z powietrza. Nie mogę się doczekać, by wykorzystać to w trakcie podróży po Islandii!

Jak będzie wyglądał kolejny rok? Mam nadzieję, że najgorsze za mną. Za nami. Że ten nadchodzący rok pozwoli wszystkim zakręconym na punkcie podróży powrócić na właściwe tory. Że wrócą swobody i możliwości, których tak nam wszystkim brakowało przez ogromną część 2020 roku. A jeśli nie? No cóż… 2020 przetrwałam, 2021 – jestem gotowa!


Spodobał Ci się powyższy tekst? Polub go na Facebooku lub udostępnij, może komuś się przyda! Będzie mi również niezmiernie miło, jeśli pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza.

Cztery kroki do udanego urlopu: wyszukaj lot...
... zarezerwuj nocleg... Booking.com
... wypożycz samochód...
... zminimalizuj swoją odpowiedzialność w razie uszkodzenia auta i ciesz się wyjazdem!

Powiązane teksty

One Thought to “Podsumowanie roku 2020”

  1. Gratuluję tak owocnego roku! Podsumowanie wygląda naprawdę ciekawie! Życzę dalszej możliwości podróży, tych bliższych oraz dalszych, w 2021 roku! Pozdrawiam ☺️

Skomentuj