Grecja: Owcze dzwonki i kupieckie zwyczaje

Ostatni dzień wyprawy przyniósł po raz kolejny przepiękną pogodę. Jeśli chciałby się ktoś wybrać do Grecji nie tylko na wysmażanie boczków, to zdecydowanie polecam maj. Jest bardzo ciepło i przyjemnie. Czasem zdarzają się burze, ale bardzo szybko przechodzą. Pogoda idealna na zwiedzanie, a i poplażować można spróbować.

Dzień 9, 21.05.2015

Z rana udaliśmy się do dwóch miejsc, których nie udało się nam zwiedzić dnia poprzedniego – biblioteki Hadriana oraz forum rzymskiego. Po drodze do turystycznej części ponownie szliśmy opustoszałymi uliczkami pokrytymi gdzie okiem nie sięgnąć graffiti. Większość „dzieł” lokalnych „artystów” była jedynie szpecącymi wszystko bohomazami bez wyrazu, ale zdarzały się i ciekawsze murale.

Biblioteka Hadriana

Gdy dotarliśmy do biblioteki Hadriana, ujrzeliśmy ogromny fragment ściany z kilkoma zachowanymi kolumnami stworzonymi w porządku korynckim. W sumie tyle ostało się ze wzniesionej w 132r.n.e. imponującej budowli, w skład której wchodziła niegdyś czytelnia, pomieszczenia do przechowywania papirusów oraz sale dyskusyjne. Bilety sprawdzane są na dole schodów prowadzących z ulicy. Miejsce to można zobaczyć w ramach biletu łączonego do najważniejszych atrakcji.
Biblioteka uległa zniszczeniu już wiek po powstaniu. Na jej wewnętrznym dziedzińcu powstawały w kolejnych wiekach różne bazyliki, które jednak nie zachowały się do dzisiejszych czasów. Dziedziniec służył również jako turecki bazar.

Grecja dzień 9 004

Dzisiaj poza wspomnianą gigantyczną ścianą, na miejscu można zobaczyć jedynie fragmenty murów, kilka kolumn, niewielkie fragmenty mozaik podłogowych oraz maleńkie muzeum z kilkoma rzeźbami i przedmiotami wydobytymi w tym miejscu.

Na terenie biblioteki porządku powinni pilnować pracownicy, ale akurat ten, który miał dyżur w trakcie naszej wizyty zdrzemnął się w cieniu jednego z drzewek. Śpiochowi nic nie przeszkadzało, nawet głośniejsze rozmowy w pobliżu. Smacznie spał zapewne wynudzony swoją pracą. Raczej nie należy ona do zbyt porywających…

Grecja dzień 9 007

Forum Romanum

Spod biblioteki Hadriana dosłownie rzut kamieniem jest do rzymskiego forum. Jest ono dużo mniejsze od greckiej agory, ale zachowane fragmenty kolumn i budowli są w dużo lepszym stanie niż na ateńskim forum. W miejscu tym w czasach świetności znajdowały się liczne sklepiki. Tam też obowiązuje łączony bilet do najważniejszych zabytków Aten. Żeby go okazać, należy podejść do budki wartowniczej po prawej stronie od wejścia. A przynajmniej my podeszliśmy, chociaż miałam wrażenie że mężczyzna siedzący w środku nie wykazuje żadnego zainteresowania, czy ruiny zwiedza ktoś z biletem, czy też go nie posiadający.

Grecja dzień 9 013

Gdy zbieraliśmy się do dalszej wędrówki, tuż przy terenie archeologicznym z biblioteką Hadriana zauważyłam niewielki sklepik z najróżniejszymi pamiątkami. Wśród nich były maleńkie dzwoneczki przypominające te, które pasterze zakładają swoim owcom. Na taki dzwonek polowałam przez cały wyjazd. Z wyjazdów przywożę różne pamiątki, niekoniecznie te standardowe :) Istniała szansa, że w asortymencie będą mieć też coś większego! I się nie pomyliłam. Już od progu wypatrzyłam wśród stert najróżniejszych cudów idealny dzwonek, jaki sama chciałam mieć. Niewiele myśląc władowałam się do wnętrza. Starsza kobieta, która krzątała się wśród rupieci lekko zdziwiona wytłumaczyła, że sklep mają obok, a to jest tylko magazyn. Cóż… poza dzwonkiem nie widziałam niczego więcej ;)

Kupieckie zwyczaje Greków

Zaraz znalazłam się we właściwym pomieszczeniu, gdzie… żadnych dzwonków tam nie było. Krążyłam wśród półek, ale nigdzie nie było nawet śladu po interesującym mnie towarze. W końcu zostałam zapytana przez właścicielkę, czy czegoś szukam. Od razu odpowiedziałam, że chodzi mi o owczy dzwonek. Kobieta nie do końca wiedziała co mam na myśli, ale wytłumaczyłam, że widziałam takie dzwonki w jej magazynie i mogę pokazać,czego potrzebuję. Po chwili w magazynku wyciągała dla mnie to, czego chciałam.

Wiedziałam, że dzwonek kupię, ale nie pomyślałam o jego cenie, która była naklejona z drugiej strony. Ceny tej początkowo nie zauważyłam. Zanim jednak zdążyłam zapytać o należność, sprzedawczyni z uśmiechem na ustach stwierdziła, że jako że jesteśmy pierwszymi klientami tego dnia, dzwonek sprzeda nam za cenę specjalną. I w tym momencie zorientowałam się, co naklejone jest z tyłu. „Tylko” 25 euro… Szczęka mi opadła. Za jakiś gięty kawałek metalu ze skórzaną obróżką miałabym zapłacić ponad 100zł? W życiu! Już otwierałam usta, żeby zaprotestować, ale kobieta wypowiedziała swoją cenę. Dzwonek miał być nasz za 8 euro! Tym razem nawet sekundy się nie zastanawiałam, rzuciłam tylko coś w stylu „umowa stoi!” i oddałam pamiątkę do zapakowania.

Pasterze raczej tyle za taki dzwonek by nie zapłacili, ale w porównaniu do innych stoisk… porównania nie było. Gdy właścicielka odebrała zapłatę, wyjaśniła, że pierwsze zarobione każdego dnia pieniądze należy specjalnie potraktować. Wzięła od nas banknot i kilkukrotnie przeczesała nim włosy – takie działanie ma zapewnić jak największy utarg. Co kraj to obyczaj :) Zamieniliśmy jeszcze parę słów i udaliśmy się do wyjścia. Czas nas niestety gonił.
Spod sklepu rzuciliśmy jeszcze raz okiem na bibliotekę Hadriana.

Grecja dzień 9 020

Po raz kolejny po drodze mieliśmy widziany w nocnej oprawie dnia poprzedniego plac Monastriaki. Za dnia wyglądał zupełnie inaczej. Tłumów nie było, a sprzedawcy zaczynali powoli rozkładać swoje towary na ustawionych drewnianych straganach.

Grecja dzień 9 023

Na jednym z nich kupiliśmy owoce jadalnej nieszpułki, których w Polsce nigdy nie widziałam. Bardzo szybko po obiciu nie nadawały się do zjedzenia, robiła się z nich ociekająca sokiem ciemniejąca paćka zupełnie nie zachęcająca do spożycia. Ale w stanie nieobitym były pyszne! Smak lekko cierpki przeplatający się z delikatną słodyczą. W środku delikatnego miąższu znajdowały się zazwyczaj trzy duże, brązowe nasiona.

Nieszpułka już ponad 3000 lat temu uprawiana była w Iranie, z którego sprowadzono ją na tereny Grecji, a później Włoch. Niegdyś bardzo popularne drzewo, dzisiaj straciło na znaczeniu. Sadzi się je bardziej jako ozdobę, niż roślinę uprawną. W Grecji widzieliśmy jednak całe mnóstwo owocujących nieszpułek – a to w ogrodach, a to gdzieś przy drodze. Jednak dopiero w Atenach dowiedziałam się, jak smakują te małe pomarańczowe kulki.

Nieszpułka ponoć świetnie nadaje się na przetwory – kompoty, galaretki i dżemy.

Przy okazji zakupów, przyjrzałam się, co też robią sprzedawcy. Pierwszy raz spotkałam się na straganach z owocami z takim kombinowaniem. Panowie rozsypywali na straganie kupkę marnych czereśni, która okładana była dookoła pięknymi, krwiście czerwonymi, okazałymi sztukami. W ten sposób turysta chcący zjeść pięknie wyglądających owoców, dostawał w torebce marny towar z kilkoma dorodnymi czereśniami z wierzchu.

Handlarze naprawdę starali się przy tym układaniu. A obok jeden z panów skrupulatnie układał w piramidki truskawki. Wygląd towaru jest głównym czynnikiem sprzyjającym sprzedaży. Im piękniejszy lub bardziej widowiskowo wystawiony – tym większa szansa na szybki zarobek. Ci panowie doskonale o tym wiedzieli. I nieważne było, że ich technika była zwyczajnym oszustwem.

Z placu udaliśmy się pieszo do ateńskiego Muzeum Archeologicznego. Po drodze mijaliśmy najróżniejszych ulicznych sprzedawców oferujących swoje towary – miotły, wiadra, ubrania, zabawki, przyprawy i wiele innych. Trafiliśmy również na targ, na którym kupić można było każdą sztukę mięsa – od wołowiny, przez króliki po całe owce obdarte ze skóry. Niektóre miały nawet zostawione puchate ogonki…

Dotarliśmy w końcu do ateńskiego Narodowego Muzeum Archeologicznego. Koszt biletów to 7 euro od osoby. Spodziewałam się wielkiego „wow” po wejściu i zobaczeniu eksponatów, ale trochę się jednak rozczarowałam. Wewnątrz zobaczyć można wszystko to, co zostało wydobyte na terenie Grecji – posągi, naczynia, figurki, biżuterię… Po obejściu całego muzeum doszłam do wniosku, że moim zdaniem dużo lepiej prezentowało się muzeum w Salonikach. Niektóre sale w Atenach wydawały się jakieś takie puste.

Narodowe Muzeum Archeologiczne

W ateńskim muzeum – podobnie jak w większości temu podobnych placówek w Grecji – można robić zdjęcia pod warunkiem wyłączenia lampy błyskowej. Jest to skrupulatnie przestrzegane.

Największe wrażenie zrobił na mnie chyba ten wydobyty z dna morza eksponat:

Grecja dzień 9 029

Z muzeum udaliśmy się prosto pod hotel. Nie mieliśmy już zbytnio czasu na błądzenie po mieście, trzeba było zbierać się z Aten. W drodze na lotnisko mieliśmy jeszcze zajrzeć do pobliskiego Brauron i obejrzeć tamtejsze starożytne ruiny. Pojechaliśmy zgodnie z nielicznymi znakami, które wyprowadziły nas dosłownie w pole. Biedny samochód na pewno po takich polnych drogach nigdy nie jeździł. Kręciliśmy wśród pól, łąk i plantacji sporych drzew z dziwnymi owocami i liśćmi przypominającymi orzech włoski. Z ciekawości wysiadłam i przyjrzałam się, co też może być tam uprawiane. Po chwili zorientowałam się, że były to pistacje! Dookoła pełno było również starych, niesamowicie rozłożystych fig.

Grecja dzień 9 033

Gdy tak jeździliśmy pośród tamtejszych plantacji i upraw winorośli, stanowiliśmy nie lada atrakcję dla mieszkańców, szczególnie dzieci. Każdy się nam przyglądał. Nie dziwne – tam turyści raczej się nie zapuszczają. Do ruin niestety nie trafiliśmy. Jedynym widzianym zabytkiem (prawdopodobnie) była wysoka kamienna wieża, która stała samotnie na szczycie niewielkiego pagórka. Ale nawet nie było do niej żadnej ścieżki. Jako że czasu było coraz mniej, postanowiliśmy ruszyć z powrotem na pobliskie lotnisko. W trakcie podboju tej niedostępnej krainy poutykało w bieżniku opon mnóstwo kamieni, które wydawały dość upierdliwe dźwięki w kontakcie z asfaltem. Co chwila musieliśmy zatrzymywać się i wydłubywać z opon te nieszczęsne kamyczki…

Grecja dzień 9 035

Naszym perypetiom przyglądała się z wysoka sowa siedząca na przewodach elektrycznych. Jednak gdy tylko ją zauważyłam, ptasi szpieg uciekł czym prędzej.

Grecja dzień 9 037

Do lotniska mieliśmy już blisko. Bez problemu kierując się znakami dojechaliśmy do wypożyczalni. Nadszedł czas na pożegnanie z naszym samochodzikiem. Opróżniliśmy go z bagaży i czym prędzej Toyota zabrana została na sprzątanie. Jak przez cały wyjazd nie nabrudziliśmy za bardzo i nawet na zewnątrz auto było w miarę czyste, tak na sam koniec polne drogi czystości zupełnie się nie przysłużyły. Autko pokryte zostało grubą warstwą brunatnego pyłu… Ups…

Podsumowując tę kolejną wyprawę: Grecja mnie jakoś wyjątkowo nie zachwyciła, po kraju znanym z kart burzliwej historii spodziewałam się więcej ilości zabytków, większej ilości lepiej zachowanych śladów starożytności. Chyba miałam nieco zbyt wygórowane oczekiwania. ale mimo wszystko nie docierało do mnie, że wyjazd właśnie dobiega końca. Że przejechane ponad 1800km właśnie przeszło do historii. Czas było wracać. I zacząć szukać kolejnego kierunku na kolejną wyprawę ;)

Spodobał Ci się powyższy tekst? Polub go na Facebooku lub udostępnij, może komuś się przyda! A może szukasz inspiracji do zaplanowania swojego kilkudniowego wyjazdu? Zajrzyj koniecznie do pozostałych relacji z Grecji!

Cztery kroki do udanego urlopu: wyszukaj lot...
... zarezerwuj nocleg... Booking.com
... wypożycz samochód...
... zminimalizuj swoją odpowiedzialność w razie uszkodzenia auta i ciesz się wyjazdem!

Powiązane teksty

Skomentuj