Grecja: Gorące źródła pod Termopilami


Dzień 3, 16.05.2015, część 2/2

O przejściach związanych z restauracją w Delfach udało mi się szybko zapomnieć w drodze, gdy podziwiałam różne widoki – a to na miasteczka malowniczo położone na wzgórzach, a to na ciągnące się po horyzont ogromne plantacje oliwek, a to na wodospady, a to na przepaście. Trzeba przyznać, że krajobraz Grecji jest bardzo urozmaicony.

Grecja dzień 3 (28)

Po przejazdach przez wiele serpentyn wśród pięknych widoków dotarliśmy do Termopile, pod którym odbyła się w starożytności znana z podręczników do historii bitwa. Początkowo mieliśmy odszukać jedynie pomnik poświęcony bohaterskim Spartanom i ich wodzowi – Leonidasowi, ale skończyło się na tym, że trochę czasu spędziliśmy przy tamtejszych gorących źródłach. Źródła są dobrze oznaczone, znaki pokierują zainteresowanych wprost na niewielki parking tuż przy wodzie. Mieliśmy na to miejsce rzucić tylko okiem. Nie byłabym jednak sobą, gdybym nie wlazła do wody („ale ja tylko zamoczę nogi i jedziemy dalej!”). Teoretycznie krótki postój zakończył się dłuższą kąpielą w leczniczych wodach. Co prawda nie byłam przygotowana, ale w samochodzie szybko się przebrałam i mogłam w całości przekonać się jak gorąca była woda. Dobrze zabrać ze sobą buty do wody – kamienie na zejściu i na dnie porośnięte są przez glony, przez co są bardzo śliskie. Lepiej uważać. Unoszący się dookoła zapach jajek nie należał do najprzyjemniejszych, ale można było się przyzwyczaić.

Dzień był upalny, ale woda miała jeszcze wyższą temperaturę. Od razu po zanurzeniu zaczęłam się pocić jak po jakimś ogromnym wysiłku. Po ok. 30 min. taplania się w takich warunkach pojawiły się u mnie lekkie zawroty głowy. Był to sygnał, że pora wyjść na brzeg. Już wiem czemu odradzano mi kiedyś wysiłek i pływanie w gorących źródłach w Budapeszcie.

Gorące źródła pod Termopilami

Teren wokół źródeł nie został zagospodarowany (brak toalet, przebieralni), ale dostęp do nich jest bezpłatny. Na parkingu stało kilka kamperów i tirów. To dobre miejsce na chwilę odpoczynku, szczególnie że nie było zbyt tłoczno. Przeważali tam starsi Grecy, którzy siedzieli na brzegu lub włazili w całości pod gorący wodospad. Ja nie odważyłam się do niego podejść – wystarczająco nogi rozjeżdżały mi się na glonach poniżej kaskady.

Niestety żeby nie było za przyjemnie, w trakcie kąpieli życie uprzykrzały liczne bzygi czy inne temu podobne latające potwory, które boleśnie gryzły. Komary (które też tam były) przy tych monstrach to pikuś.

Grecja dzień 3 (33)

Po kąpieli i jako takim osuszeniu się podeszliśmy jeszcze kawałek w prawo od wodospadu, ciekawi co tam znajdziemy. I tak dotarliśmy do miejsca, gdzie spod skał biło źródełko. Tam to dopiero woda była gorąca. Przy źródle stworzono basen, w którym woda sięgała mi maksymalnie do połowy uda. Co chwila widać było unoszące się z dna bąbelki powietrza lub jakiegoś innego gazu. Szkoda że nie wiedzieliśmy o tym miejscu wcześniej  – kąpiel byłaby naprawdę kameralna. Z wody wychodził właśnie jakiś starszy Grek, który pomagał swej niepełnosprawnej żonie. Zapytałam go o pomnik Leonidasa, którego jakoś nie udało się nam odszukać. Łamanym angielskim spróbował wytłumaczyć nam jak tam dotrzeć, ale w końcu się poddał. Akurat podjechała tam jakaś dziewczyna, więc to jej polecił wyjaśnienie nam drogi. Przy okazji wspomniał, że kąpiel w tym źródle doskonale wpływa na cerę i stawy – zapewne ze względu na dużą zawartość siarki.

Grecja dzień 3 (37)

Przed ruszeniem w drogę na nocleg, postanowiliśmy skorzystać ze wskazówek i odnaleźć w końcu ten pomnik wodza Spartan. Wiedzieliśmy już mniej więcej, gdzie mamy się kierować. Wyjeżdżając z parkingu przy gorących źródłach należy skręcić w prawo i jechać przed siebie. Po kilku kilometrach pomnik ujrzymy po lewej stronie. Jest tak duży, że naprawdę nie da się go przeoczyć.

W samochodzie spostrzegłam, że srebrny łańcuszek i pierścionek, które zapomniałam zdjąć przed kąpielą, poczerniały. Srebro musiało wejść w reakcję ze związkami zawartymi w wodzie. Skończyło się na tym, że pół godziny w drodze spędziłam nie na podziwianiu widoków, a na polerowaniu biżuterii. Na szczęście obecnie nie ma nawet śladu po tamtej zmianie koloru.

Później skierowaliśmy się na nocleg. W drodze do Kastraki nasza nawigacja postanowiła się zbuntować. Akurat wtedy, gdy była nam tak potrzebna. Zgubiliśmy drogę, ale na szczęście dzięki mapie otrzymanej w wypożyczalni po kilku kółkach na rondzie wiedzieliśmy, gdzie jechać. Po chwili i nawigacja się namyśliła.

Pod koniec trasy to ja prowadziłam. Mąż zasypiał na siedząco, więc „zaszczytny” obowiązek dowiezienia nas w całości na miejsce przypadł mnie. Jazda szła bardzo ciężko, bo po całym dniu wrażeń byłam zmęczona, zrobiło się już ciemno, a cała trasa upstrzona była fotoradarami. Przestałam liczyć chyba po 15 minętym fotoradarze. Grecy jakoś za bardzo nie zwracali na nie uwagi, ale pewności nie mam, czy były sprawne. Wolałam tego nie testować. Niestety umiejętności greckich kierowców przerosły mnie na ostatnim kilometrze. Wolałam nie ryzykować jakiegoś wypadku lub stłuczki. Zamieniliśmy się z powrotem miejscami i przejęłam rolę pilota. To zadanie też nie było zbyt proste.

Zarezerwowany wcześniej pensjonat (Boufidis Rooms) mieścił się w niewielkiej miejscowości Kastraki tuż przy skałach, ale został kiepsko oznaczony na mapie. W końcu odnalazłam ten obiekt porównując mapę w nawigacji z niewielką mapką wydrukowaną wraz z potwierdzeniem rezerwacji. Niby wszystko się zgadzało, tylko nie nazwa… To co było napisane na budynku nieco różniło się od naszego potwierdzenia. Zbliżała się północ, marzyłam tylko o prysznicu i łóżku, więc niewiele myśląc zaczęłam dobijać się do drzwi. Na potwierdzeniu widniała informacja, że obiekt czynny jest całą dobę. Niestety kolejny raz przejechaliśmy się na tym, że na potwierdzeniu było co innego niż przedstawiał to stan faktyczny.

Po kilku minutach otworzyła nam drzwi jakaś Francuzka będąca gościem pensjonatu. Mieliśmy szczęście, bo akurat siedziała sobie w części wspólnej z laptopem i zaintrygowało ją, kto o takiej porze tak usilnie się dobija. Gospodarzy nie było widać. Dziewczyna próbowała nam pomóc, szukała nawet naszego klucza. Niestety ani po gospodarzach ani po kluczu śladu nie było. W końcu podprowadziła nas pod część budynku, w której mogli przebywać właściciele. Światła były pogaszone, ale mimo tego kilkukrotnie zapukałam. Poza jakimś psem nikt się nie odezwał. Już mieliśmy sobie odpuścić, ale zapukałam raz jeszcze. Dopiero wtedy za drzwiami przemknął cień, który uciszył psa. I zniknął. Znowu nic. Już oczyma wyobraźni widziałam jak śpimy w samochodzie albo na fotelu w części wspólnej. Wtem do recepcji w której w trójkę byliśmy przyszedł jakiś młody, totalnie zaspany chłopak z buldogiem. Ta poczciwa psina zaalarmowała właścicieli, dzięki czemu noc spędziliśmy w wygodnym łóżku.

Okazało się, że w cenie mamy śniadanie, jednak na moją prośbę o możliwość posiłku o 7:00 lub 7:30 przyjmujący nas chłopak zrobił wielkie oczy. W końcu stanęło na tym, że śniadanie mieliśmy mieć o 8:00.

Szkoda tylko, że rano zupełnie o nas zapomniano.

Co prawda noc była bardzo krótka, ale za to rzut kamieniem od słynnych Meteorów. Kolejny dzień zrewidował moje poglądy na zwiedzanie monastyrów. Jeżeli myślicie, że uda się je Wam obejrzeć w pół dnia – grubo się mylicie.

Spodobał Ci się powyższy tekst? Polub go na Facebooku lub udostępnij, może komuś się przyda! A może szukasz inspiracji do zaplanowania swojego kilkudniowego wyjazdu? Zajrzyj koniecznie do pozostałych relacji z Grecji!

Cztery kroki do udanego urlopu: wyszukaj lot...
... zarezerwuj nocleg... Booking.com
... wypożycz samochód...
... zminimalizuj swoją odpowiedzialność w razie uszkodzenia auta i ciesz się wyjazdem!

Powiązane teksty

Skomentuj