Kreta: Laguna Balos


Po tym, jak mogliśmy obejrzeć dnia poprzedniego zachód słońca nad Balos, nie mogliśmy odpuścić sobie odwiedzin w tym miejscu w ciągu dnia. I tak oto kolejne plażowanie miało miejsce w lagunie Balos. Płytka, ciepła woda, niesamowite widoki. Czy było warto znów trudzić się z dojazdem? Oczywiście!

Dzień 3, 2.07.2016, część 1/2

Czy posmarowanie się kremem do opalania może być wyzwaniem? Okazuje się, że tak, szczególnie gdy skóra tak spali się dnia poprzedniego. Ledwo spałam. A poranne nasmarowanie przed ruszeniem w drogę trwało 1,5 godziny. Dobrze, że plecy i ramiona były nienaruszone. Każdy dotyk bolał niemiłosiernie, no ale w końcu trzeba było zabezpieczyć te resztki niepoparzonej skóry. Lepiej późno niż wcale…

Ze sporym poślizgiem ruszyliśmy kolejny raz na szutrową trasę w kierunku najpiękniejszej laguny Krety. Namówiłam męża na ponowną wycieczkę do plaży Balos, ponieważ bardzo zależało mi na zobaczeniu tego miejsca za dnia. Po nieco ponad 40 minutach byliśmy znów na miejscu. Ruch był większy niż przy poprzedniej wizycie, więc samochód zakurzył się jeszcze bardziej. Jeżdżąc po Krecie łatwo rozpoznać auta tych, którzy wybrali się do tego miejsca. Wystarczy rzut oka i wszystko jasne.

Kreta 2016 dzień 3 Balos (1)Dopuszczalna prędkość na szutrowym odcinku wynosi 30 km/godz. Bezpieczniej jednak jechać ok. 20 km/h. Znajdują się jednak szaleńcy, którym niestraszne są tamtejsze zakręty, urwiska i uszkodzenia samochodu. Inni z kolei jadą 10 na godzinę i kurczowo trzymają się lewej strony, nawet jeżeli oznacza to jazdę tuż pod obsuwającymi się skałami.

Piękne widoki wynagradzały jednak wszystko. Nawet długą i męczącą jazdę po wystrzeliwujących spod kół kamieniach.

Kreta 2016 dzień 3 Balos (2)

Oczywiście przy trasie znów spotkaliśmy ciekawskie kozy, które przechadzają się drogą jak święte krowy w Indiach. To one mają tam pierwszeństwo. Potrafią stanąć na środku, wejść tuż przed maskę, czy ewentualnie położyć się tak, że trzeba je omijać. Są jednak nieodłącznym elementem tego krajobrazu. Tak jak osioł jest symbolem Santorini tak kozy powinny zostać symbolem Krety – jest ich tu całe zatrzęsienie. Wiele z nich ma zaczepione na szyjach dzwonki, które charakterystycznie pobrzękują przy każdym kroku zwierzęcia. Kreta bez tych różnokolorowych stworzeń nie byłaby już tama sama. Na wyspie występują także dzikie kozy kri-kri, jednak nie dane było nam ich spotkać.

Przy wieczornej wizycie pierwszego dnia nie płaciliśmy za wstęp, jednak tym razem już na początku drogi pobrano od nas opłatę w wysokości 1 euro od osoby. Pieniądze te przeznaczane są bodajże na ochronę laguny. Jedno euro to niewiele, ale przy takich ilościach chętnych na zobaczenie tego cudu natury, można już trochę uzbierać.

Doturlaliśmy się w końcu do niewielkiego parkingu na końcu drogi. Powoli zaczynało brakować miejsc, ale udało się nam znaleźć jeszcze jakąś wolną przestrzeń. Jeden z kierowców przed nami tak pokierował autem, że mocno przyhaczył przednim zderzakiem o kilka wystających kamieni. Trzeba tam uważać.

Po parkingu także kręciło się całe mnóstwo kóz. Chowały się w cieniu samochodów, niektóre właziły nawet pod auta – gdy wracaliśmy, dokładnie sprawdziliśmy, czy jakaś nie postanowiła ukryć się pod naszym. W drodze do laguny co chwila słychać było beczenie, dzwonienie dzwonków albo osły. Jak się później okazało, za jedną z górek dwa osiołki stały w pełnym słońcu w zagrodzie. Dobrze, że chociaż wodę miały. Pewnie służą transportowi turystów z góry na dół i z powrotem.

Po jakiś 30 minutach byliśmy na dole. Czemu tak długo? Po pierwsze od parkingu do plaży idzie się 2 km. Po drugie po drodze jest wiele miejsc, z których można podziwiać piękną panoramę Balos i pobliską Gramvousę. Aż żal odpuścić sobie krótkie postoje z takimi widokami:

Kreta 2016 dzień 3 Balos (13)Po trzecie – im dalej od parkingu, tym gorzej się nam szło. Początkowy odcinek wiedzie trasą w dół, wydeptaną ścieżką pośród skał i krzaków tymianku i innej roślinności. Drugi odcinek to kamienne schody. Trzeci – moim zdaniem najgorszy – strome zejście po wydmie, w której łatwo się zapaść. Nawet nie wiem, ile razy zakopałam się tam w tym miękkim piasku. W końcu jednak dotarliśmy na sam dół i już po chwili mogliśmy zacząć plażowanie.

Laguna Balos jest rezerwatem. Przy zejściu zobaczyć można tablicę informującą o różnych zakazach – nie wolno tam rozpalać ognia, wbijać własnych parasoli, rozbijać namiotów, rąbać drewna, polować, zrywać roślin lub zbierać piasku i muszli (których i tak w sumie tam praktycznie nie ma), grać w piłkę.

Kreta 2016 dzień 3 Balos (6)

A propos piasku – nie tylko Elafonisi może poszczycić się różowawym zabarwieniem plaży. W niektórych miejscach na Balos również można było dojrzeć ten kolor.

Było upalnie i cudownie. Turkusowa czysta woda co chwilę cudownie chłodziła nasze przypieczenie. Było naprawdę pięknie. I o dziwo – jeszcze nie tak tłoczno. Spacerowaliśmy, kąpaliśmy się i leniuchowaliśmy. Po drugiej stronie przesmyku łączącego wysepkę z resztą lądu znajduje się niesamowicie płytka i cieplutka laguna. Idzie się kawał drogi od plaży, a woda nie sięga wyżej niż do kostek. Idealne miejsce dla rodzin z dziećmi. Ale nie tylko. Jeśli ktoś chce szybciej się przypiec, może się tam położyć – chwila moment i poparzenie bez odpowiedniej ochrony gotowe.

Kreta 2016 dzień 3 Balos (7)

Lagunę od otwartego morza oddzielają skały, za którymi jest już głębia. Za skałami cumują duże statki wycieczkowe, które wypuszczają tam po południu kolejnych i kolejnych plażowiczów.

Powoli jednak zaczynaliśmy mieć dość tego lenistwa. Robiło się późno – trzeba było się zbierać, żeby uniknąć zdrowotnych konsekwencji tak długiego przebywania na słońcu w najgorszych możliwych godzinach. Ponadto z pobliskiej Gramvousy zaczęły do Balos dobijać statki wycieczkowe. Tłumy wysypywały się z nich na plażę, więc był to najlepszy moment na ewakuację. Jeśli wybierzecie się kiedyś lądem na Balos, to warto to zrobić rano, póki nie ma wycieczek. Ewentualnie późnym popołudniem, ale wtedy plażowanie jest raczej krótsze.

Zaczęliśmy wspinaczkę na górę. Najpierw przebrnęliśmy piach, a następnie schody. Po drodze minęliśmy „donkey taxi”, czyli postój mułów służących za transport w dół i w górę. Biedne zwierzęta nie miały nawet odrobiny cienia – prowizoryczny daszek ustawiony nad ich głowami został zerwany, jednak nikt się tym nie przejmował. Na Santorini też jest taka atrakcja, ale tam zwierzęta mają cień i dostęp do paszy.

Kreta 2016 dzień 3 Balos (10)

Wejście na górę nie było przyjemne. Byłam niemiłosiernie umęczona wspinaczką po nierównych, kamiennych stopniach w trakcie panującego upału. Wokół zero cienia. Gdy doczołgałam się do punktu widokowego, zrobiliśmy przerwę. Z góry mogliśmy obserwować podpłynięcie ogromnego statku, z którego wysypały się dzikie tłumy, które zdawały się nie mieć końca.

Kreta 2016 dzień 3 Balos (12)

Mimo tego, że wdrapanie się z powrotem na górę nie miało w sobie ani krzty przyjemności, to jednak nie żałuję, że wybraliśmy taką opcję dostania się na Balos. Widoki ze statku też są pewnie piękne, ale to nie to samo, co podziwiać lagunę z góry.

Kreta 2016 dzień 3 Balos (11)

W drodze powrotnej musieliśmy przeciskać się tuż obok ustawionych na drodze aut. Parking był już zupełnie zapełniony, więc kierowcy zaczęli parkować przy skałach tuż przed wjazdem. Droga była przez to mocno zwężona, a tuż obok była przepaść. Dwa samochody na pewno by się obok siebie nie zmieściły, jednak o tej porze już mało kto jechał w stronę Balos. Raczej zaczynały się powroty. Przy Balos nie ma żadnych restauracji czy barów (jest tylko toaleta i prysznic), więc na obiad ludzie jadą do pobliskich miejscowości kończąc tym samym plażowanie.

Z nieba lał się taki skwar, że nawet kozy i owce wykazywały minimum aktywności. Kozy chowały się w cieniu leniwie przeżuwając to, co udało im się skubnąć, natomiast owce ustawiały się w pełnym słońcu na skałach, nie ruszając się w ogóle.

Nawet sprzedawca tradycyjnych kreteńskich produktów wyglądał na zmęczonego panującą temperaturą. Chował się w cieniu swojej budki, już nawet nikogo nie zachęcał do zatrzymania się i spróbowania jego specjałów – miodów, ziół, oliwy i alkoholi. Pomachał nam tylko na do widzenia.

Informacje praktyczne: Balos

  • rejs z miejscowości Kissamos – z tamtejszego portu dwa razy dziennie wypływa statek. Koszt takiej przyjemności to ok. 15 euro od osoby
  • dojazd samochodem – droga wiedzie 8 km po szutrowej trasie, bez zabezpieczeń, ograniczenie prędkości: 30 km/h
  • wstęp w ciągu dnia – 1 euro od osoby, na wieczór nikt nie pobiera opłat
  • niewielki parking
  • na miejscu brak jest punktów gastronomicznych – należy pamiętać o odpowiedniej ilości wody i jedzenia
  • zakaz rozpalania ognisk, niszczenia flory i fauny (zakaz zbierania muszli, piasku), wbijania parasoli
  • wstęp na lagunę możliwy jest od 7:00 do 21:00. Na noc zamykana jest brama dojazdowa
Cztery kroki do udanego urlopu: wyszukaj lot...
... zarezerwuj nocleg... Booking.com
... wypożycz samochód...
... zminimalizuj swoją odpowiedzialność w razie uszkodzenia auta i ciesz się wyjazdem!

Powiązane teksty

Komentarze do: “Kreta: Laguna Balos”

  1. Mario

    Witam,wybieram się w czerwcu ponownie na Kretę,jednak tym razem z dwójką małych dzieci (4 lata i 1 rok),czy zejście z takimi dzieciakami będzie możliwe? Ostatnim razem z żoną płynęliśmy statkiem,ale tym razem chciałbym to wszystko zobaczyć z góry :)
    pozdrawiam.

  2. Balos jest niesamowite, choć wejście w palącym upale nie należy do przyjemności. Zejście zabrało Wam pół godziny- tylko? Ja już nawet przestałam liczyć czas, bo tam można po prostu stać i patrzeć…. A różowego piasku było chyba więcej niż na Elafonisi. Teraz jeździ tam autobus!

    1. Podróżowisko.pl

      Prawda! To miejsce jest cudowne… Dla takich widoków warto przemęczyć się nawet w takim upale :)

Skomentuj