Dzień 5, 30.04.2014 (cz. 2/2) – WIJK AAN ZEE – LISSE (KEUKENHOF) – ZAANSE SCHANS – WIJK AAN ZEE
Po kilku godzinach wałęsania się po Keukenhof, skierowaliśmy się do Zaanse Schans – skansenu wiatraków nad rzeką Zaan w Zaandam. Wiatraki zaczęto budować ok. 1600r. Na początku służyły tradycyjnie do osuszania terenu, później jednak zaczęto je budować w celach produkcyjnych. Przerabiały zboża, papier, drewno, gorczycę, tytoń, konopie i wiele innych zamorskich surowców. Wiatraki utraciły swoje znaczenie po 1850r., kiedy to do Holandii wkroczyły maszyny parowe i przejęły ich pracę.
Każdy wiatrak ma swoją nazwę i tak:
De Huisman (Gospodarz) – mieli gorczycę na musztardę
De Gekroonde Poelenburg (Ukoronowany Poelenburg) – wiatrak tartaczny
De Kat (Kot) – mieli pigmenty na farby, udostępniony turystom
Het Jonge Schaap (Młoda owca) – wiatrak tartaczny
De Os (Wół) – wytwarza olej
De Zoeker (Poszukiwacz) – wytwarza olej
Het Klaverblad (Listek koniczyny) – wiatrak tartaczny
De Bonte Hen (Kolorowa Kura) – wytwarza olej
Ponownie udało się nam wejść do wiatraka tuż przed zamknięciem i ponownie był prawie pusty o tej porze. Dzięki temu mogliśmy obserwować, jak ekipa pracowników kończy pracę wiatraka. Po zatrzymaniu, materiał z każdego śmigła jest zwijany i zabezpieczany, ponieważ w razie nagłego podmuchu wiatru, cała czapa mogłaby zostać uszkodzona.
W sklepiku znajdującym się na terenie skansenu, można kupić różne holenderskie pyszności, m.in. musztardę w różnych smakach (np. żurawinowym, balsamico, z miodem) oraz lukrecjowe cukierki.
W Zaandam, na terenie skansenu jest również warsztat, w którym wytwarzane są tradycyjne holenderskie drewniane (olchowe) chodaki zwane sabotami. Niegdyś saboty były używane jedynie przez biednych chłopów, później stały się modne również wśród zamożnej części społeczeństwa, a także wśród rządzących Holandią. Saboty są bardzo wytrzymałe, dlatego świetnie nadawały się do wszelkich prac na wsi.Buty są nieprzemakalne, wytrzymują zakres temperatur od -20 do 150˚C, punktowy nacisk na pięcie do 400kg oraz na palcach do 750 kg – jeśli coś spadnie na stopę, nic się nie poczuje. Ciekawostką jest, że słowo „sabotaż” pochodzi właśnie od nazwy tych chodaków: w wieku rewolucji przemysłowej zbuntowani robotnicy używali twardych sabotów do niszczenia maszyn.
Niestety nie załapaliśmy się na pokaz robienia sabotów, ale można było obejrzeć wszystkie maszyny oraz kolekcję najróżniejszych chodaków – najoryginalniejsze były saboty-łyżwy oraz rolki. Były również bogato zdobione buty ślubne. Według tradycji, przed ślubem mężczyzna obdarowuje wybrankę parą zdobionych ślubnych sabotów. Ja swoje saboty kupiłam w Amsterdamie, co ciekawe okazało się że na Bloemenmarkt były odrobinę tańsze niż w tym warsztacie.
Dzień ponownie zakończyliśmy w Wijk aan Zee kubkami gorącej herbaty w towarzystwie stroopwafli ;)

Rocznik 86. Zarażona podróżniczym bakcylem od ponad 25 lat, raczej bez szans na wyleczenie. Lubiąca ciepełko miłośniczka Azji Południowo-Wschodniej oraz paradoksalnie… Islandii. W wolnej chwili zajmuje się swoimi pozostałymi pasjami jakimi są rośliny owadożerne oraz amatorsko fotografia.