Norwegia: Z wizytą na Letniej Wyspie – Sommaroya i popcornowa plaża!

Po zarwanej przez rajd w poszukiwaniu zorzy nocy zerwanie się wcześnie rano średnio nam wychodzi, tym bardziej, że jest sobota. Chciałoby się trochę jeszcze polenić, ale wciąż mamy przed sobą kilka miejsc w Tromso do zobaczenia. I nie tylko w Tromso! Zanim wrócimy na lotnisko, czeka nas jeszcze wizyta na Sommaroya. Wyspę, o której zrobiło się niedawno głośno. Dlaczego? 

Dzień 2, 5.10.2019

Kierujemy się w stronę Polarii – najdalej położonego na północ akwarium poświęconego obszarom polarnym. Polaria mieści się w budynku o fantazyjnym kształcie – jego forma przypomina nieco walące się na siebie bloki lodu lub kry spychane przez morskie fale na brzeg. Oferta tego miejsca może nie jest zbyt duża, ale to jedna z ciekawszych atrakcji w Tromso. Aczkolwiek co do jednej sprawy mam pewne wątpliwości… O tym za chwilę.

Polaria

Wstęp do środka kosztuje dorosłych 145 NOK (ok. 63 zł) – dość sporo, ale trzeba pamiętać, że jesteśmy w Norwegii, która dla przeciętnego Polaka tania nie jest. Przy zakupie biletu dowiadujemy się, że za kilka minut będzie miało miejsce karmienie fok. I właśnie co do tego mam pewne wątpliwości. To, że na świecie są różne fokaria, to sprawa wiadoma. Często miejsca te robią wiele dobrego dla gatunku (np. fokarium na Helu), ale jeśli chodzi o tresurę, to zawsze w takich sytuacjach zapala mi się czerwona lampka. Nie inaczej jest w przypadku Polarii.

Niby zwierzęta mają tu do dyspozycji spory basen, mają zabawki i miejsce, gdzie mogą odpocząć nie niepokojone przez ludzi, ale pokaz to nie tylko karmienie. Foki na widok pojawiających się na ich wybiegu osób ożywiają się, podpływają do brzegu. Po chwili widzimy, jak na gwizdek lub polecenie wykonują różne sztuczki. Widać, że mają silną więź z opiekunami, ale ten trening… Chyba jedna z foczych opiekunek zauważa miny niektórych osób, bo zaraz wyjaśnia, że aktywności te nie służą uciesze widzów, a mają głównie za zadanie stymulować foki.

Może rzeczywiście coś w tym jest? Zwierzęta pozostawione same sobie, w towarzystwie raptem kilku innych osobników po pewnym czasie mogłyby zapaść w pewien stan apatii. A tak? Widać, że chętnie wykonują zadania. Gdy karmienie się kończy, dwie foki wciąż chcą się bawić piłką z jednym z opiekunów. Czas jednak minął.

Polaria to jedno z dwóch miejsc w Europie, w którym można zobaczyć przedstawicieli pociesznie wyglądającego fokowąsa brodatego (Erignathus barbatus) zwanego również foką brodatą lub foką wąsatą. To największa foka, jaka żyje w niezbyt dużych stadach w arktycznych wodach. Spotkać ją można m.in. na krach u wybrzeży Norwegii, Finlandii, ale również Islandii czy Kanady lub Japonii. Akwarium zajmuje się dwoma stworzeniami tego gatunku – Bellą i Mai San. Są tu też przedstawiciele foki zwyczajnej – Loffen i Lyra. Ciekawostką jest niewątpliwie fakt, że temperatura regulowana jest odpowiednio w stosunku do warunków panujących na zewnątrz. Temperatura wody nigdy nie jest wyższa niż 6 stopni Celsjusza!

Jeśliby przyjąć za wiarygodne tłumaczenie o stymulacji fok, największe wrażenie robi w tym miejscu przeszklony tunel poprowadzony pod foczym basenem. Foki często „siadają” nad przejściem. Stojąc w nim ni stąd ni zowąd okazuje się nagle, że oto wystarczy zadrzeć nieco głowę, by móc podziwiać dokładne szczegóły… foczego ogona. Od tej strony foki jeszcze nigdy nie widziałam.

W Polarii podejrzeć można również akwaria z zamieszkującymi północne wody rybami oraz innymi oceanicznymi stworzeniami. W porze karmienia ryb z największego akwarium pokaz daje niespodziewanie pewien halibut – stwór o nieco flądrowatym kształcie nagle wyłania się z wody i wykonując szaleńcze ruchy wystaje z wody pionowo rzucając się na każdy rzucony kęs. Pozostałe ryby zupełnie nie wykazują zainteresowania posiłkiem.

W Polarii znajdziesz też inne ekspozycje (m.in. niewielki basenik, w którym wszystkiego można dotknąć – odradzam jednak kontakt z jeżowcem), w tym salę, która daje do myślenia. Jest o o topnieniu lodowców. Na jednej ze ścian przedstawiony został poziom ubywającego co roku lodu i wychodzi na to, że średnio rocznie lodowce stają się cieńsze o 47 centymetrów! Jest tylko kilka (3?) lodowców na całym świecie, które zamiast topnieć, przyrastają.

Tuż obok Polarii w przeszklonym budynku mieści się najstarszy norweski statek służący polowaniom na foki – MS Pojstjerna, na początku października bieżącego roku jednak miejsce to nie jest dostępne dla turystów.

Skansen w lesie

Prosto spod Polarii kierujemy się do Muzeum Tromso, ale o tej godzinie jest jeszcze zamknięte. Padający deszcz możemy przeczekać w samochodzie, ale nie bylibyśmy sobą tak bezczynnie siedząc. Niedaleko znajduję na mapie coś, co oznaczone jest jako skansen. Idziemy!

Droga wiedzie przez niewielki lasek będący chyba popularnym miejscem rekreacji dla mieszkańców Tromso. Po kilku minutach docieramy do punktu wskazanego przez Maps.ME. Nad ścieżką rozłożony został szlaban, ale można go ominąć. Przed nami stoi kilka drewnianych domów z porośniętymi tradycyjnie trawą dachami. Wszystkie są zamknięte na cztery spusty, ale można obejrzeć je od zewnątrz. Brak opłat, brak kogokolwiek, kto by tego pilnował. Po kilku minutach wracamy pod muzeum – powinno być już otwarte.

Muzeum Tromso

Jesteśmy jednymi z pierwszych odwiedzających, ale szybko docierają tu też grupy zorganizowane. Muzeum mieści się w kilku salach. Jeden z poziomów to przyroda północnej Norwegii. Zobaczysz tu szkielet butlogłowa północnego (zwanego również walem butelkonosym północnym) – ssaka morskiego z rodziny zyfiowatych, renifery, rysia oraz nieco informacji. Druga część obejmuje wystawę geologiczną. Największą ciekawostką są tu moim zdaniem meteoryty.

Ostatnia sala natomiast to wystawa poświęcona mieszkańcom regionu. Niestety tej dokładnie nie jesteśmy w stanie zobaczyć, bo ilość zgromadzonych w niej wycieczek sprawia, że trudno się przecisnąć. Poza tym bardzo dużo informacji spisano jedynie po norwesku, także za wiele nie rozumiemy. Oglądamy na szybko tradycyjny namiot Saamów, czyli rdzennej ludności zamieszkującej północne tereny Europy, przyglądamy się zaprzęgowi z wypchanymi reniferami, rzucamy okiem na wykorzystywane niegdyś przez tutejszych mieszkańców pułapki na zwierzynę i tyle, czas się stąd zbierać.

Kierunek Sommaroy!

Po wyjściu z Muzeum Tromso zastanawiamy się chwilę co dalej – w mieście zostało nam kilka punktów do zobaczenia, ale nie zajmą dużo czasu. Lot mamy dopiero wieczorem, więc co możemy ze sobą zrobić? Decyzja zapada szybko. Mamy samochód, więc trzeba to wykorzystać – jedziemy na Store Sommaroya! W miejscu tym między 18 maja a 26 lipca słońce w ogóle nie zachodzi, a pomiędzy listopadem i styczniem dla odmiany wcale nie wschodzi.

Sommaroya to niezbyt duża wyspa położona około 60 kilometrów drogi od Tromso. Teoretycznie brak na niej spektakularnych atrakcji, jednak kilka perełek znajdujemy. Droga w stronę rybackiej wioski Sommaroy wiedzie nas pośród gór. Cała okolica skąpana jest w jesiennych barwach – mamy tu ich całą paletę! Są żółcie, złota, czerwienie, brązy…. Gdzieniegdzie mimo późnej pory wciąż jeszcze przebija się zieleń. Jest pięknie! Szkoda tylko, że cały czas pada deszcz – dziś rozpadało się na dobre i chyba szybko padać nie przestanie.

W wielu miejscach natykamy się na zaparkowane na poboczu puste samochody. Skąd i po co się tu wzięły? Odpowiedź przychodzi szybko – mimo, że nie ma tu lasów, ludzie przyjechali na grzyby! Sama znajdę później kilka kozaków wychylających się nieśmiało spośród wrzosów i innych tego typu krzewinek.

Zanim zajedziemy na wyspę, zatrzymujemy się nieopodal pewnej góry. Od drogi wiedzie tu ścieżka na punkt, z którego roztacza się piękna panorama na okoliczne wyspy i wysepki. Ile zajmuje podejście trudno powiedzieć, bo co chwila zatrzymujemy się na zdjęcia, ale nie jest to wymagająca trasa. Dotarcie do punktu widokowego wymaga przejścia około kilometra lekko pod górę.

Na miejscu spotykamy rodzinę. Początkowo milczymy wpatrując się w krajobraz przed nami, ale po krótkiej chwili mężczyzna przerywa ciszę i pokazuje nam szybujące na niebie ptaki. To orły! W tej chwili są dość daleko, ale latały ponoć chwilę temu kilkadziesiąt metrów od miejsca, w którym właśnie stoimy. Jeden z ptaków przysiadł daleko, jednak wciąż go zauważamy.

Orły szybują raz niżej, raz wyżej, jednak nie przybliżają się zbytnio do nas. W pewnym momencie toczą jakby walkę. Nie znam orlich obyczajów, ale ptaki sczepiają się na sekundę szponami w powietrzu, wygląda to dość groźnie. Za moment jednak zgodnie podążają jeden za drugim tak, jakby sytuacja sprzed chwili w ogóle nie miała miejsca. Może to jakiś ptasi taniec?

Wpatrujemy się tak w te majestatycznie unoszące się w powietrzu potężne ptaki przez około godzinę. Niestraszne nam warunki – gdy tylko słońce znika za chmurami, robi się zimno, zrywa się wiatr. Co parę minut nachodzą chmury, które wyglądają, jakby zaraz miały spuścić nam na głowy ulewę, nic jednak takiego się nie dzieje. Przynajmniej do czasu powrotu.

Sommaroya prezentuje się z punktu widokowego przepięknie, jednak najwspanialej wygląda, gdy wychodzi słońce. Woda wokół lądu mieni się błękitami i turkusami. Nie chce się stąd iść, ale nadciągająca wichura skutecznie nas przepędza. W drodze na wyspę przednią szybę zalewają strugi deszczu, ale już po chwili padać przestaje. Pogoda jak na Islandii… Przejeżdżamy wąskim, jednopasmowym mostem (ruch wahadłowy!) i już jesteśmy w Sommaroy. Wioskę zamieszkuje około 300 osób, ale w tej chwili okolica wygląda na opuszczoną. Urokliwe drewniane domki, sielskość i cisza…

„Popcornowa” plaża

Pięknie tu. Największą atrakcję jednak stanowi plaża, która wygląda z daleka, jakby pokrył ją popcorn! Szczerze mówiąc nie wiedziałam, że w zimnych wodach również można trafić na rafy koralowe. Właśnie ten plażowy popcorn stanowią fragmenty martwych koralowców! Pamiętaj, by nie zabierać stąd piasku i elementów tworzących tę plażę – jest ona niewielka i wiele nie trzeba, by to niezwykłe miejsce przestało istnieć.

Dopiero po powrocie kojarzę pewne fakty. Gdzieś już nazwę Sommaroy słyszałam, jednak nijak nie mogłam sobie przypomnieć w jakim kontekście. Przygotowując ten tekst odnalazłam przypadkiem artykuły, o których w czerwcu było głośno. Mówiło się o tym, że władze Sommaroy chcą zrezygnować z czasu! Po pewnym czasie wyszło na jaw, że był to tylko i wyłącznie zabieg marketingowy mający ściągnąć w okresie letnim więcej turystów na te tereny. Ludzie poczuli się oszukani, przez co Sommaroy zamiast zyskać, chyba nieco straciła. Ale mimo tego oszustwa szczerze mówiąc wizyta na Sommaroya warta jest nadłożenia kilometrów z Tromso. Można tu odpocząć!

Z Sommaroy przepędza nas ponownie deszcz, ale tak czy siak pora się zbierać – musimy dotrzeć na lotnisko i zwrócić auto. I tak nasza pierwsza przygoda z daleką północą dobiega końca. Plan został zrealizowany: zwiedziliśmy Tromso, rzuciliśmy okiem na okolicę, widzieliśmy zorzę. Ale jeszcze tu wrócimy!


Spodobał Ci się powyższy tekst? Polub go na Facebooku lub udostępnij, może komuś się przyda! A jeśli szukasz inspiracji do zaplanowania własnego wyjazdu, już wkrótce na stronie pojawi się pełna relacja z naszej podróży!

Cztery kroki do udanego urlopu: wyszukaj lot...
... zarezerwuj nocleg... Booking.com
... wypożycz samochód...
... zminimalizuj swoją odpowiedzialność w razie uszkodzenia auta i ciesz się wyjazdem!

Powiązane teksty

Skomentuj