Norwegia: Tromso – Muzeum Polarne

Tromso to ponoć jedno z najlepszych (o ile nie najlepsze) miejsc do obserwacji zorzy polarnej. Czy rzeczywiście? Niestety nie do końca dane mi było się o tym przekonać, ale wiem jedno: jest to jedno z piękniejszych miasteczek, jakie widziałam. Czy warto wybrać się do Tromso na weekend? Co można zobaczyć w mieście w dwa dni? Oto pierwsza część atrakcji miasta – zacznijmy od Muzeum Polarnego. Jest i o zorzy!

Dzień 1, 4.10.2019 część 2/2

Tromso muzeami stoi… Tromso Muzeum, Nordnorsk VitensenterBlast, Telemuseet, Perspektivet Museum, Polaria, Forssvarsmuseum, Nordnorsk Kunstmuseum czy Muzeum Polarne to tylko część obiektów z mapy miasta. I przy tym ostatnim zatrzymajmy się na moment.

Muzeum Polarne (Arktyczne)

Spacerem udajemy się na zwiedzanie starym centrum miasta. Zamknięty niestety kościół, w którym odprawiane są również msze po polsku, urokliwe, stare, drewniane domy, różne rzeźby… Tak, rzeźb w Tromso jest trochę, na sztukę natykamy się prawie co krok. Niby widać, że turystów jest tu sporo, ale jakoś senna atmosfera tego miasteczka sprawia, że czuję się tu dobrze. Nawet bardzo dobrze. Nie mam ciśnienia, by pędzić i  wszystko zobaczyć, Tromso sprzyja wyciszeniu. Poza Islandią niewiele jest miejsc, o których mogę to powiedzieć.

Docieramy do Muzeum Polarnego. Wejście kosztuje 70 koron (ok.  32 zł), planując jednak odwiedziny w Muzeum Tromso można nieco oszczędzić kupując za 100 koron (ok. 45 zł) bilet łączony pozwalający na zwiedzenie obu tych miejsc (standardowo bilet obejmuje także zobaczenie najstarszego służącego polowaniom na foki statku MV Polstjerna, jednak aktualnie nie jest to możliwe). Muzeum Tromso jest już zamknięte, ale bilet ważny będzie także kolejnego dnia.

Muzeum Polarne w Tromso mieści się od 18 czerwca 1978 roku w zabytkowym, stojącym tuż nad brzegiem morza magazynie pochodzącym z lat 30. XIX wieku. Miejsce to dokumentuje historię regionu, polowań na lisy polarne, foki, polarne niedźwiedzie i morsy, historie znanych traperów takich jak Wanny Wolstad czy Henry Rudi, przekazuje informacje na temat polarnych wypraw Fridtjofa Nansena i Roalda Amundsena (w końcu Tromso nazywane jest Bramą Arktyki – właśnie stąd ruszały najważniejsze polarne ekspedycje). Pokazuje też nieco kulturę Svalbardu. Wszystko to umieszczone zostało na dwóch piętrach drewnianego budynku. Na miejscu jest też skromnie wyposażony sklepik  z pamiątkami.

W środku dowiaduję się kilku ciekawostek na temat reniferów – ponoć renifery Svalbardu są nieco mniejsze od innych, ponadto latem zbierają na zimę nawet 10 centymetrową warstwę tłuszczu, która może zmniejszyć swoją objętość nawet o połowę zimą. Renifery mogą przetrwać temperatury sięgające -40 stopni!Polowania na renifery na Swalbardziie doprowadziłu pod koniec 1800 lat do niemal całkowitego wyginięcia gatunku. W 1925 roku jedynie około 10000 reniferów żyło na wolności i zakazano polowań. Dzisiaj populacja Swalbardy wynosi około 10 000 sztuk.

Już na wejściu przekonujemy się, że dla miłośników zwierząt i tych co wrażliwszych osób może nie być to zbyt fajne miejsce. Najpierw trafiamy na wypchane renifery, psy i ptaki, a następnie na foki. Całe mnóstwo wypchanych fok i ich skór. Później będą jeszcze wypchane niedźwiedzie polarne oraz szkielet ogromnego morsa. Ilość wypchanych zwierząt może tu przerażać, jednak pamiętać należy, że historia północnej Norwegii ściśle związana jest z polowaniami – Tromso było niegdyś głównym ośrodkiem polowań na foki. Człowiek by przetrwać w trudnych warunkach musiał jakoś sobie radzić.

Tuż obok Muzeum Polarnego znajduje się kolejny stary budynek, zajmowany aktualnie przez administrację muzeum.

Skansen

Tuż obok jest skansen, którego wnętrze jednak pomijamy. To kompleks budynków pochodzących z końca XVIII w. W 2003 roku miał tu miejsce pożar, ale na próżno szukać jego śladów – po zastosowaniu starych technik, wszelkie uszkodzenia zostały usunięte.

Kierujemy się w stronę portu. Gdzie nie spojrzeć, mijamy jakieś stare budynki – świadczą o tym granatowe tabliczki zamontowane na ich fasadach. Atmosfera jest senna, mimo że nie jest jeszcze tak późno, rozpoczęła się już złota godzina, raj dla fotografów.

Zaglądamy do menu mijanej po drodze pizzerii, ale ceny odstraszają nas natychmiast. 50 zł za małą pizzę, ponad 100 za dużą? Chyba pozostaniemy przy tym, co mamy. Mamy dostęp do kuchni, więc poradzimy sobie. Wejścia do sklepu z pamiątkami jednak sobie nie podarujemy. Po pierwsze – ciekawa jestem, co takiego można tu nabyć, po drugie – interesują mnie z czysto praktycznych względów ceny.

Portfele ze skóry łosia, skóry reniferów i portmonetki z foczego futra (te ostatnie wyglądają na szczęście na sztuczne, cena zresztą też to sugeruje) leżą obok całej masy figurek trolli, piłeczek golfowych z flagą Norwegii, wędlin z łosia, renifera i wieloryba (!) i dżemów z żurawiny i maliny moroszki, kubków, które po nalaniu do nich wrzątku zmieniają wygląd pokazując na ciemnej wcześniej powierzchni tańczącą zorzę polarną. Wszystko niestety drogie. Zadowalam się pocztówką i znaczkiem, magnes kupiliśmy już w Muzeum Polarnym.

Sklep jest duży, oferuje mnóstwo różnego rodzaju towarów – to chyba największy tego typu przybytek w Tromso. A nieopodal leży kolejna ciekawostka – Magic Ice. To lodowy bar, w którym można sączyć drinki (również bez alkoholu) w otoczeniu brył lodu i lodowej sztuki. Wstęp niestety jest płatny (225 NOK, czyli ok. 95 zł), także nie udaje się nam zajrzeć do środka. W cenie biletu zawarty jest drink powitalny (likier bażynowy lub coś bezalkoholowego) oraz wypożyczone ponczo i rękawiczki. Bary Magic Ice poza Tromso znaleźć można także w Oslo, Bergen, w Svolvaer na Lofotach oraz od niedawna także w Reykjaviku przy głównej turystycznej ulicy.

Polowanie na zorzę

Wieczór spędzamy w pokoju bacznie obserwując, jak zapowiada się zachmurzenie. Wszystkie prognozy wskazują, że w dniu dzisiejszym KP ma wynosić około 3, co oznacza spore szanse na nawet całkiem ładną zorzę. Może nie taką, o jakiej marzę, ale zorza to zorza – każdej przyglądam się z takim samym zachwytem. Tylko co z tego, jak niebo nad Tromso szczelnie zakrywają ciężkie chmury… Jedyna nadzieja w przejażdżce poza miasto. Tylko gdzie jechać?

Jedna z prognoz pokazuje, że w stronę Lofotów ma pojawić się czyste niebo. Niewiele myśląc pakujemy się do auta i jedziemy. Finalnie wychodzi 100 km w jedną stronę! Droga – póki jeszcze coś widać – wiedzie nas pośród niesamowicie pięknie wyglądających fiordów, przez małe miasteczka i lasy. Praktycznie nie ma gdzie się zatrzymać. Co chwila mijamy znaki ostrzegawcze mówiące o łosiach i reniferach, zwierząt jednak na szczęście na drodze nie ma.

W pewnym momencie widzę gwiazdy, więc to dobry znak. Wtem nagle zauważam dziwną, poruszającą się chmurę z każdą chwilą nabierającą mocy. Na bank jest to zorza! Robię na wszelki wypadek jednak w jeździe zdjęcie telefonem i jest! Rzeczywiście się nie pomyliłam. Szaro-zielona wstęga staje się coraz mocniejsza, tańczy w swoim szaleńczym rytmie, a my… nie mamy gdzie stanąć. Wokół nas las, zero zjazdów czy zatoczek przy drodze. W końcu trafia się jakaś boczna odnoga, stajemy, w ekspresowym tempie przygotowuję statyw i… zorza słabnie. Na moment całkowicie znika, ale zaraz znów zaczyna tańczyć. To już jednak nie to samo co przed chwilą. Nie udaje mi się jej złapać…

Już zrezygnowana mam chować aparat, gdy wycelowuję go jeszcze w jedno miejsce. Silna zielona poświata wypełnia nagle po kilku sekundach kadr. Zorza jest! Tylko co z tego, skoro właśnie naszły chmury i widać niewiele. Chmury przesuwają  się, a zorza jak zaklęta tańczy w tym samym miejscu. Nic to, jedziemy dalej. Niebo jest czyste, zorzy jednak ani śladu. Nagle scenariusz powtarza się. Zorza rozbłyskuje na nieboskłonie, a my znów nie mamy gdzie się zatrzymać. W końcu stajemy w jakimś podjeździe od lasu, jednak chmury są szybsze. Aurora znów chowa się przed nami, by po krótkiej chwili całkowicie zniknąć. Wstydzi się nas czy co?

Na tym kończy się ta nasza przygoda z zorzą w Norwegii, bo bezchmurnego nieba już więcej przy okazji tego wyjazdu nie uświadczymy. Warto było jednak ruszyć na polowanie! Na nocleg dojeżdżamy resztką sił. Szybko pakujemy się, bo jutro już wracamy. Z rana czeka nas jednak jeszcze reszta atrakcji Tromso.


Spodobał Ci się powyższy tekst? Polub go na Facebooku lub udostępnij, może komuś się przyda! A jeśli szukasz inspiracji do zaplanowania własnego wyjazdu, już wkrótce na stronie pojawi się pełna relacja z naszej podróży!

Cztery kroki do udanego urlopu: wyszukaj lot...
... zarezerwuj nocleg... Booking.com
... wypożycz samochód...
... zminimalizuj swoją odpowiedzialność w razie uszkodzenia auta i ciesz się wyjazdem!

Powiązane teksty

Skomentuj