Się porobiło… Baba za kółkiem Monster Trucka! (konkurs)

Zapewne zauważyłeś, że pod jedną z zakładek dostępnych w menu Podróżowiska mam swoją własną listę marzeń, z której konsekwentnie staram się wykreślać kolejne i kolejne pozycje. Przybywa ich jednak szybciej, niż jestem w stanie realizować! Ale kto nie lubi spełniać swoich marzeń? Nawet takich, które już dawno „osiągnęły pełnoletność”? Jednym z takich wydawać by się mogło przeterminowanych marzeń w moim przypadku było… no właśnie. Co takiego?


Podróżowiskowa lista dotyczy tych marzeń, które w jakiś sposób (czasem bardzo luźno, ale jednak) związane są z podróżami. Znalezienie zęba rekina na australijskiej plaży, zjazd do wnętrza wulkanu na Islandii, genealogiczny test DNA sprawdzający, z których stron świata pochodzą moi przodkowie, przejażdżka super jeepem (znów Islandia!) czy zobaczenie słynnego amerykańskiego Monster Trucka miażdżącego samochody swoimi potężnymi kołami to tylko kilka pozycji. Sporo tego mam, ale właśnie przy tym ostatnim punkcie się zatrzymam.

Mniej więcej jakieś 20 lat temu, gdy ledwo co przekroczyłam może pierwszą dekadę swego życia, byłam z mamą na wakacjach w Mielnie. Pewnego dnia miało się tam odbyć wyjątkowe wydarzenie – prezentacja Monster Trucków i tego, co potrafią te potwory. Mimo że motoryzacja nigdy nie była jakimś moim konikiem, to i tak oczy błyszczały mi jak w sklepie z zabawkami. Monster Trucki tuż obok naszego ośrodka?! Super! Realia szybko jednak sprowadziły mnie na ziemię – bilety były tak drogie, że musiałam zapomnieć o siedzeniu na trybunach. Liczyłam, że może uda mi się zobaczyć takiego giganta chociaż przez sekundę i bez wchodzenia na teren pokazów, ale organizatorzy na tyle zadbali o „prywatność” wydarzenia, że jedynie żyrafa byłaby w stanie ujrzeć coś sponad ogrodzenia.

Musiał mi wystarczyć ryk silników i okrzyki rozentuzjazmowanego tłumu. Ale nie byłabym sobą, gdybym tak to po prostu odpuściła. Postanowiłam sobie wtedy, że zobaczę kiedyś takiego potwora w USA. A co, kto marzyć zabroni! Lata płynęły, a ja powoli coraz bardziej zacietrzewiałam się, że dopóki nie będziemy mieć zniesionych wiz, do Stanów się nie wybiorę. Jak się jednak okazało, żeby zobaczyć na żywo Monster Trucka wcale nie musiałam lecieć aż do Ameryki. Ba… nie musiałam nawet odjeżdżać jakoś specjalnie daleko od domu. I nawet nie o samo zobaczenie chodzi. Czy w Ameryce udałoby mi się poprowadzić takiego giganta własnoręcznie? Wątpię! A tu?

Tak, moi Drodzy. Siedziałam za kółkiem Monster Trucka. I…

… obyło się bez ofiar!

Należę do tego nielicznego chyba grona osób, które nigdy nie czuły jakiegoś specjalnego parcia na zrobienie prawa jazdy. Serio. Mało tego – należę chyba do jeszcze mniej licznego grona, które… uwielbiało i od początku nie miało problemu z parkowaniem równoległym. To ponoć ewenement. Egzamin zdałam, prawo jazdy wylądowało pośród innych dokumentów – za często nie mam okazji z niego korzystać, bo nawet nie czuję takiej potrzeby. Jednak gdy odezwała się do mnie firma Emotivo będąca właścicielem marki Prezentmarzeń, dość szybko zdecydowałam się na konkretną atrakcję z portfolio. Co prawda lista dostępnych aktywności jest długa, ale postanowiłam wówczas na nadchodzące urodziny spełnić swoje dawne marzenie. Bez konieczności aplikowania o wizę!

Do kabiny samochodu wspinałam się po podstawionej drabinie z małymi obawami. No bo jak ja sobie poradzę za kierownicą Monster Trucka, siedząc mniej więcej na wysokości 2,50 metra i przy moim mikro-wzroście niewiele widząc?! Ogółem jednak nieskromnie przyznam, że poszło mi całkiem dobrze. Samochód jazdę przetrwał, instruktor wyszedł o własnych siłach, a teren? Jedynie w paru miejscach połamałam lód na zamarzniętych kałużach. Przy wadze tego potwora i tak długo wytrzymał! Górki, zjazdy, koleiny czy slalom wokół wraków aut zakończone zostały certyfikatem potwierdzającym, że mogę prowadzić auta XXL w terenie. Jedynie w razie kontroli policyjnej wydawca certyfikatu zaleca ucieczkę do lasu :)



To właśnie Prezentmarzeń przypomniał mi o dawnym, niby nie mającym zbyt wielkich szans na spełnienie marzeniu. Nawet nie dość, że przypomniał, to jeszcze pozwolił zrealizować je przerastając oczekiwania. Szkoda tylko, że akurat mrozy tak mocno złapały, bo nie doświadczyłam możliwości zapadnięcia się samochodu na głębokość metra w świeżym błotku.


A może by tak jakiś konkurs do tego?

Co prawda jazdy Monster Truckiem nie mogę Ci zaoferować, ale jako że zbliża się czas kompletowania prezentów świątecznych mam coś, co może przydać Ci się do zrealizowania Twojego marzenia lub marzenia kogoś Tobie bliskiego. Kurs nurkowania, lekcja Pole Dance, kurs salsy, zabawa w parku liniowym lub na ściance wspinaczkowej, jazda konna czy skok Dream Jump to tylko część z dostępnych w ramach pakietu Aktywnie atrakcji. A właśnie taki pakiet możesz wygrać w konkursie, który przygotowałam wspólnie z marką Prezentmarzeń.

Jest jednak kilka warunków, które musisz spełnić. Jednym z nich jest posiadanie konta na Facebooku. Z pozostałymi warunkami konkursu zapoznać się możesz tutaj: Regulamin konkursu Prezentmarzeń. Co musisz zrobić, żeby zawalczyć o nagrodę? Wystarczy, że będziesz mieć dobry pomysł na odpowiedź na pytanie zamieszczone w poście konkursowym. Uczestnictwo w konkursie wiąże się z akceptacją warunków. Chętny? Wskakuj na Facebooka, masz czas do 7 grudnia 2018 roku (konkurs kończy się o 23:59).

______________________________________________________________________________________
Tekst powstał we współpracy z marką Prezentmarzeń, która jest również fundatorem nagrody w konkursie

Cztery kroki do udanego urlopu: wyszukaj lot...
... zarezerwuj nocleg... Booking.com
... wypożycz samochód...
... zminimalizuj swoją odpowiedzialność w razie uszkodzenia auta i ciesz się wyjazdem!

Powiązane teksty

Skomentuj