Ukraina: Katastrofa w Czarnobylu

Czarnobyl… Miasto znajdujące się w obwodzie kijowskim na północnym wschodzie Ukrainy. Wydawać by się mogło – na totalnym odludziu. Już blisko stamtąd do granicy białoruskiej. Data 26 kwietnia 1986 r. zmienia już na zawsze sposób postrzegania tego 15 tysięcznego wówczas miasteczka. Od tej pory będzie to miejsce kojarzone z ogromną tragedią mieszkańców tego regionu. Miejsce, niedaleko którego wydarzyła się największa dotychczas katastrofa atomowa na świecie. Negatywny przykład, symbol przytaczany praktycznie we wszystkich przyszłych dyskusjach dotyczących energetyki atomowej. Czarnobyl jednak nie jest położony bezpośrednio obok reaktorów. Tuż przy elektrowni wybudowano 50 tysięczne miasto Prypeć. Miasto, które nie jest tak słynne, ale to w nim tak naprawdę miała miejsce największa tragedia.

Dzień 3, 14.11.2015, część 1/3

W momencie gdy nastąpił wybuch reaktora jądrowego nr 4, nikt w Polsce nie wiedział co się dzieje. Dopiero kilka dni później wyszło na jaw, do jakiej tragedii doszło na terenie Ukrainy. Początkowo nikt nawet na Ukrainie nie wiedział, co się stało, później władze ZSRR skutecznie blokowały przepływ informacji. A radioaktywna chmura rozchodziła się wtedy nad kolejnymi państwami. Moja mama była wtedy mniej więcej w drugim miesiącu ciąży. Nikt nie wiedział co robić, nikt nie był przygotowany na takie wydarzenie. Na świat przyszłam prawie równe siedem miesięcy później. Jak sięgam pamięcią, interesował mnie ten temat od dnia, gdy się o nim dowiedziałam.

Może właśnie dlatego tak ciągnęło mnie do tego miejsca, odkąd tylko dowiedziałam się, że możliwe są wyjazdy do strefy? Sama nie wiem. W każdym razie ciągnęło mnie tam na tyle mocno, że czekałam na możliwość wyjazdu. Uprzedzając niektóre komentarze – do miejsca skażonego promieniowaniem o szkodliwym poziomie na pewno bym się nie wybrała.

Czarnobyl dzień 3 (2)

Czarnobyl chciałam odwiedzić w 30 rocznicę wybuchu, jednak niestety w związku z wszystkimi wydarzeniami na Ukrainie nie mogłam dłużej odkładać decyzji o wyjeździe. Nawet na kilka dni przed wyprawą w Kijowie ostrzelano budynek, w którym tamtejszy prokurator brał udział w jakimś spotkaniu… Dodatkowym czynnikiem warunkującym przyspieszenie decyzji o wyjeździe było to, że wyjazdy do Czarnobyla cieszą się coraz większym zainteresowaniem. To nie jest miejsce, które ogląda się w tłumie mas rozchichotanych zwiedzających. Chciałam zobaczyć Czarnobyl i Prypeć jako jeszcze niezadeptane świadectwa niebezpieczeństwa związanego z energetyką atomową i tego, do czego doprowadzić mogą ludzkie błędy. W końcu to było jedną z głównych przyczyn katastrofy.

Czarnobyl dzień 3 (7)

Tak naprawdę czarnobylska elektrownia jądrowa nie znajduje się w Czarnobylu, a w położonej obok Prypeci. Czarnobyl oddalony jest od reaktorów o jakieś 20 km. Budowa elektrowni imienia Lenina rozpoczęła się w 1969 r. i aż do 1986 była rozbudowywana. Do tego roku powstały cztery bloki, dwa kolejne były w trakcie budowy. Plany przewidywały stworzenie największej elektrowni atomowej na świecie – chciano zbudować kilkanaście bloków! W nocy z 25 na 26 kwietnia 1986 roku na skutek błędów człowieka doszło do ogromnej katastrofy, której skutki nie zostały do końca poznane do dnia dzisiejszego. Na zmianie pracowało ok. 200 osób. Załoga obsługująca reaktor przygotowywała się do kontrolowanego eksperymentalnego wyłączenia bloku nr IV.

Celem tego eksperymentu miało być sprawdzenie, jak długo ruch obrotowy turbin generatorów pary wodnej z reaktora będzie w stanie produkować odpowiednią ilość energii potrzebną do sterowania reaktorem w sytuacji awaryjnej. Pracownicy elektrowni mieli zmniejszyć moc reaktora i zablokować dopływ pary do turbin, a następnie zmierzyć czas ich pracy po odcięciu zasilania. Jak na ironię, chodziło o krótki test służący poprawie bezpieczeństwa. Złośliwy chichot losu. Tym bardziej, że cały eksperyment miał trwać nie więcej niż minutę. I ta minuta zaważyła na życiu setek tysięcy osób.

Niestety pracownicy popełnili błędy, które w połączeniu z poważnymi wadami konstrukcyjnymi samego reaktora doprowadziły do wybuchu spowodowanego wzrostem ciśnienia pary wodnej. Zupełnie utracono kontrolę nad zachodzącymi procesami. Chwilę później nastąpił drugi wybuch – wodoru. Wybuch był tak silny, że zerwał ważącą ok. 1,5 tys. ton stalową płytę przykrywającą rdzeń reaktora. Była godz. 1:23 w nocy, mieszkańcy Prypeci spali nie mając pojęcia o tym, co się wydarzyło. Jako że była to ciepła, wiosenna noc, w wielu mieszkaniach uchylono okna…

Z ogromnej wyrwy w bloku IV unosił się przez kilka dni radioaktywny słup dymu powstały na skutek palenia się grafitu. Czy muszę wspominać, że nikt nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji? Mieszkańców Prypeci ewakuowano dopiero dobę po tragedii. W sumie ewaukowano około 300 tysięcy ludzi.

Fotograf, który wykonał pierwsze zdjęcia z lotu nad zniszczonym blokiem, dziwił się, dlaczego sprzęt po kilku ujęciach odmówił mu posłuszeństwa. Wywołane zdjęcia miały dziwne prześwietlone „zacieki” i były bardzo zaziarnione. Dopiero później domyślił się, że był to skutek radioaktywnego powietrza, które dodatkowo wpuścił do helikoptera otwierając okno. Służby na miejscu próbowały działać, ale ludzie nie mieli świadomości z czym walczą. Szczególnie, że był to wróg śmiertelnie niebezpieczny, ale zupełnie niewidoczny. To właśnie przez ten słup dymu do atmosfery dostały się cząstki radioaktywne, które później w chmurach zostały przeniesione przez wiatr najpierw nad Białoruś, później nad Skandynawię i resztę Europy.

Napromieniowane chmury doszły aż do Francji, Włoch i Grecji. Radioaktywny pluton z Czarnobyla znaleziono później również w Japonii. Tak naprawdę skażeniu uległy ogromne obszary, które do tej pory nie zostały dokładnie oszacowane. W ZSRR twierdzili, że nikt nie wiedział, co się wydarzyło w czarnobylskiej elektrowni. Ponoć Rosjanie zaalarmowani zostali dopiero przez Szwedów, którzy odkryli nad swoim terenem silne promieniowanie niewiadomego pochodzenia. Szwedzi mieli na tyle rozumu, że domyślili się, że może chodzić o poważną awarię którejś z elektrowni atomowych.

Świadkowie, którzy widzieli rozerwany reaktor mówili, że był to piękny widok. Słup ognia i dymu unoszący się pionowo w górę miał ponoć kolory tęczy. Tak też zostało to przedstawione na wizualizacjach, które nam pokazano. Niedziwne, że nieświadomi ogromnego zagrożenia mieszkańcy wychodzili następnego dnia na położony w Prypeci most kolejowy, z którego roztaczał się niesamowity widok na elektrownię. Dorośli wyprowadzali tam swoje dzieci i wnuki, żeby pokazać im ciekawostkę. Akurat w tamtym kierunku wiał wiatr od strony uszkodzonego reaktora. Zupełnie nie wiedzieli, jak ogromne i niebezpieczne dawki promieniowania w ten sposób przyjmują. Most ten nazwany został Mostem Śmierci. Chyba nie muszę tłumaczyć dlaczego…

Po eksplozji na miejsce szybko dotarli strażacy – ich jednostka gaśnicza znajdowała się tuż obok reaktora. Mieliśmy okazję zobaczyć przejazdem to miejsce. Ci młodzi mężczyźni ruszyli do gaszenia tak jak stali – w swoich standardowych uniformach, bez żadnego specjalistycznego ubrania chociaż trochę chroniącego ich przed promieniowaniem. W trakcie walki z czasem nie spędzili na służbie kilku czy kilkunastu minut. Walczyli do upadłego, przez co nieświadomie otrzymali letalną dawkę promieniowania. Później do akcji ruszyli piloci, którzy ze śmigłowców zrzucali 80 kg worki z piaskiem i pochłaniającym promieniowanie borem oraz ołowiem (który jak się później okazało topiąc się dodatkowo skaził teren). Wykonali łącznie ok. 410 lotów. Wielu z nich nadlatywało nad niesamowicie radioaktywne opary kilkukrotnie, przez co również otrzymali śmiertelną dawkę promieniowania.

Ludzie z początkowymi objawami choroby popromiennej trafiali najpierw do ukraińskich szpitali, ale szybko zaczęto transportować ich drogą lotniczą do specjalistycznego szpitala w Moskwie. Jedynego, który dysponował blokiem dla osób napromieniowanych. Choroba popromienna objawia się m.in początkowymi wymiotami, później fazą utajoną, przed śmiercią cierpi się okrutnie ze względu na poparzenia i inne objawy.

Napromieniowani ludzie trafiali do moskiewskiego szpitala w fazie utajonej, śmiali się i żartowali gdy nie widać było żadnych objawów. Mimo tego pracownicy szpitala wiedzieli już, że większość z tych pacjentów umrze. Gdy pojawiały się ostatnie objawy, ludzie niesamowicie cierpieli. Męki tych ludzi są niewyobrażalne. Wspomnę tylko tyle, że ci, co stali w napromieniowanej wodzie, mieli później amputowane nogi. Nie było czego ratować. Pierwszymi ofiarami byli jednak ci młodzi strażacy. Nie mówi się za wiele o przypadkach śmierci górników, którzy zrobili podkop pod elektrownię, by możliwe było umieszczenie pod reaktorem specjalnego systemu chłodzenia (system ten jednak nie został w końcu zamontowany). Ponoć co czwarty górnik – z 10 tys. – nie dożył 40 roku życia. Poświęcenie tych ludzi było ogromne, ale zdawali sobie sprawę z tego, że jeżeli oni tego nie zrobią, zapewne nie znajdzie się nikt inny do wykonania tej pracy. Dzięki poświęceniu tych wszystkich osób, nie doszło do jeszcze większej katastrofy.

Po wybuchu ze strefy wokół reaktora zgarnięto wierzchnią warstwę gleby i zakopano ją w głębokich dołach. Pracowano przez siedem dni w tygodniu, 24 godziny na dobę. Jako że pod reaktorem zgromadziła się woda z gaszenia pożaru, konieczne było jej wypompowanie. Gdyby dostało się do niej to, co pozostało w reaktorze (paliwo atomowe i cała reszta), reakcja groziłaby kolejnym, jeszcze większym wybuchem. Oceniono, że gdyby doszło do kolejnego wybuchu, tereny Europy przestałyby nadawać się do zamieszkania.

Konieczne było również zabezpieczenie zniszczonego reaktora. Budowa stalowo- betonowego sarkofagu rozpoczęta w sierpniu nie była jednak prosta, ponieważ teren był tak silnie skażony, że ludzie mogli przebywać na nim jedynie kilkadziesiąt sekund, może kilka minut. Do tego odkryto, że dach reaktora pokryty był znaczną ilością radioaktywnego grafitu, który służył jako izolacja pomiędzy prętami paliwa jądrowego. Początkowo na dachu używano robotów, ale niestety zdalnie sterowany sprzęt „wariował” od promieniowania, nie wytrzymywały obwody elektroniczne. Tracono z maszynami jakikolwiek kontakt. Pozostali tylko ludzie, których nazwano biorobotami. Łopatami zgarniali grafit do środka reaktora, po czym po niecałej minucie biegiem oddalali się od zagrożenia. Tylko tyle mogli tam przebywać. Stworzenie sarkofagu było ogromnym dziełem. Na koniec zatknięto na jego szczycie flagę symbolizującą zwycięstwo w tej bitwie.

Szacuje się, że w akcji sprzątania samego dachu udział wzięło okj. 3,5 tys. osób. Podobno w całej akcji ratunkowej po wybuchu brało udział 500 tys,. osób. Ile z nich zmarło, a ile boryka się do dzisiaj z problemami zdrowotnymi – nie wiadomo.

Czarnobyl dzień 3 (51)

Czarnobyl dzień 3 (56)

Dzień po moich urodzinach, na nowo wybudowany sarkofag spadł pierwszy śnieg. Bitwa z atomem została wygrana, ale poniesiono ogromne koszty. Do tej pory nie wiadomo, ile tak naprawdę osób zmarło w wyniku tej katastrofy. Na pewno pierwszymi licznymi ofiarami byli pracownicy elektrowni, strażacy i piloci, którzy próbowali zasypać reaktor. Ale ilu zmarło likwidatorów i zwykłych mieszkańców? Tego nie wiadomo. W trakcie wycieczki usłyszeliśmy o 20 tysiącach. Dwadzieścia tysięcy zgonów na skutek kilku błędów. Ale tak naprawdę nikt nie zna dokładnej liczby. Do tego nie wiadomo ile osób zachorowało w związku z otrzymanym promieniowaniem. Według wykradzionych danych normy promieniowania były specjalnie zawyżane przez władze. Wiele osób, które wymagały leczenia, zostało w związku z tymi fałszerstwami odesłanych do domów.

Wygrana bitwa nie oznaczała zwycięstwa w wojnie, ponieważ wyliczono, że sarkofag będzie chronił przed dalszym skażeniem jedynie przez 30 lat. Obecnie „termin przydatności do użycia” mija. Sarkofag zaczyna się sypać, a budowa nowego – Arki – w związku z koniecznością zmiany projektu opóźniła się. Pierwotnie nowy sarkofag miał wytrzymać 80 lat, ale po zmianie planu budowy jego trwałość określono na cały wiek.

W trakcie zwiedzania Prypeci usłyszeliśmy, że być może od marca Zona zostanie zamknięta dla odwiedzających. Ma się wtedy rozpocząć proces nasuwania Arki i dekonstrukcji starego sarkofagu. Może to oznaczać niebezpieczny wzrost promieniowania w strefie. Na pewno nie będzie możliwe podejście na punkt widokowy pod blok numer IV, nie wiadomo jeszcze jak będzie z samą Prypecią. W każdym razie cieszę się, że udało mi się tam wybrać w momencie, gdy możliwe było zobaczenie niesamowitego dzieła ratowników z 1986r. Z roku, kiedy się urodziłam.

Tak wyglądała Prypeć w miesiąc po wysiedleniu mieszkańców. Porównanie ulic przed i po jest szokujące. W mieście tym stworzono takie warunki, że każdy chciałby zamieszkać w tak nowoczesnym miejscu. Pod supermarketem znajdował się parking podziemny (kto wtedy myślał u nas o takich cudach), dostawy poszczególnych rodzajów towarów odbywały się innym wejściem. Przy równych chodnikach rosły wypielęgnowane krzewy i drzewka. A teraz? Teraz Prypeć jest idealną scenerią do nakręcenia horroru.

Tak ulice Prypeci wyglądają obecnie:

Spodobał Ci się powyższy tekst? Polub go na Facebooku lub udostępnij, może komuś się przyda! A może szukasz inspiracji do zaplanowania swojego kilkudniowego wyjazdu? Zajrzyj koniecznie do pozostałych relacji z Ukrainy!

Cztery kroki do udanego urlopu: wyszukaj lot...
... zarezerwuj nocleg... Booking.com
... wypożycz samochód...
... zminimalizuj swoją odpowiedzialność w razie uszkodzenia auta i ciesz się wyjazdem!

Powiązane teksty

Komentarze do: “Ukraina: Katastrofa w Czarnobylu”

  1. Świetny opis! Sam niedawno wróciłem z Zony. Niesamowite miejsce.

  2. Elzbieta

    Widać, że w Prypecie przyroda nie upomniała sie szybko o swoje …w Fucushimie przyroda szybciej zagarnia skażone miejsca dla siebie. czyżby skażenie na Ukrainie nadal było wysokie ?

  3. historia straszna. beztroska władz i tragedia tych ludzi…

  4. Jadwiga.Jot

    Super opis i przybliżenie tragedii miasta Prypeć.

Skomentuj