Islandia: Skagi, Vatnsnes i słowo o lasach na Islandii

Będąc chociażby w stolicy i patrząc na kolorowe fasady domów czy zwiedzając niektóre torfowe domki lub kościoły można odnieść wrażenie, że z drewnem problemu na Islandii nie było. Czy jednak nie jest to dziwne w kraju, w którym jeszcze do niedawna lasy pokrywały raptem ponoć 1% powierzchni? Skąd przez wieki Islandczycy brali drewno?

Dzień 7, 26.06.2018, część 2/2

Warto tu zaznaczyć, że kolorowe domki w Reykjaviku czy innych miastach Islandii wcale nie są obite drewnem. To blacha! Do złudzenia jednak drewno przypomina. Wystarczy podejść jednak blisko, żeby przekonać się, że to takie małe wizualne oszustwo. Torfowe kościoły i niektóre domy jednak drewna mają w sobie czasem sporo. Skąd pochodziło? Z plaż. Przynosiły je z daleka fale. Był to niegdyś naprawdę cenny budulec. Dzisiaj zapotrzebowanie na ten surowiec wciąż jest ogromne, ale import kwitnie. Poza tym na wyspie sadzone są lasy również i pod wycinkę planowaną w przyszłości. 

Ketubjorg

Docieramy do Ketubjorg. Z klifów ma spadać tu wysoki na 120 metrów wodospad. W sumie nie jestem pewna, czy nazwa tego miejsca tyczy się skalnego urwiska czy właśnie kaskady, ale przyjmijmy wersję, że jest wspólna. Żeby podejść na krawędź klifu trzeba zostawić samochód przy ogrodzeniu, przejść po mostku nad nim i iść przed siebie przez łąkę. Początkowo wodospadu nie widzimy, dopiero po podejściu do kolejnego płotu ukazuje się naszym oczom. Piękne miejsce! Tylko lepiej nie zbliżać się tu za bardzo do krawędzi, szczególnie gdy silnie wieje. Jeśli gniazdują tu ptaki, szczególnie maskonury (chociaż ich nie zauważyliśmy i nigdzie nie było wspomniane, że mogłyby tu występować), brzeg skarpy może być podkopany, a to oznacza, że pod ciężarem człowieka może się zarwać. Lepiej zachować bezpieczny dystans.

Nadzwyczaj tu cicho i spokojnie. W trakcie przejazdu przez tę część Islandii trafiamy na dosłownie dwa samochody i ciągnik, którym jakaś rolniczka przerzuca skoszoną na łące trawę. Gdzieniegdzie tylko widzimy jakby zapomnianą przez cały świat farmę, sięgające po horyzont łubiny, owce i… drewno wyrzucone na brzeg. To właśnie to drewno było przez wieki bardzo cenionym surowcem – bale przyniesione przez fale z odległych krajów był cennym materiałem, którego tak bardzo brakowało na wyspie. Od wieków obowiązywała prosta zasada – jeśli drewno zostało wyrzucone na Twoją plażę, mogłeś z nim zrobić co chcesz.

Leśna katastrofa

Islandię kilkanaście milionów lat temu pokrywały lasy liściaste i mieszane. Jakie gatunki w nich przeważały? Głównie były to metasekwoje, magnolie, jesiony, dęby czy buki. Kilka milionów lat temu skład gatunkowy zadrzewienia zmienił się, a Islandię porastały głównie sosny, świerki, modrzewie, jodły, brzozy i olchy. Każde kolejne zlodowacenie zubożało florę wyspy. Największa zagłada czekała jednak drzewa z ludzkiej ręki.

Gdy w połowie IX w. na Islandii zawitali norwescy osadnicy, lasy zajmowały według różnych źródeł od 25 do 40% powierzchni wyspy. Pojawienie się ludzi oznaczało jednak drastyczny spadek zadrzewienia – w XX wieku Islandia mogła się poszczycić zadrzewionym… 1% kraju! Do dnia dzisiejszego jedynym rodzimym gatunkiem, który przetrwał, jest brzoza omszona. To właśnie te drzewa najczęściej zobaczysz na Islandii.

Na szczęście w 1907 roku parlament podjął decyzję o przyjęciu aktu leśnictwa i ochrony gleby. Ciekawostką jest fakt, że pierwszy drzewostan sosnowy został posadzony w Thingvellir w 1899 roku. Więcej o lasach na Islandii możesz przeczytać chociażby tutaj.  Dzisiaj coraz częściej spotkać można większe skupiska drzew, a i lasy – wbrew obiegowej opinii na którą na pewno natkniesz się w Internecie – na Islandii występują.

Kálfshamarsvík

Niby wydawać by się mogło, że nic tu nie ma. Latarnia morska, pasące się wkoło konie. Jednak jest chociażby jedno miejsce, dla którego warto tu przyjechać. Bazaltowy klif mieniący się różnymi kolorami. Kolumn tu sporo, ale niestety nie mamy możliwości do nich podejść. Gdy tylko wychodzimy z samochodu, od razu atakują nas rybitwy. Niby taki atak nie wiąże się dla człowieka z konsekwencjami, ale ptaki bardzo się denerwują najazdem intruzów. Kończy się więc na tym, że robimy kilka zdjęć z samochodu i zawracamy do drogi. Może następnym razem uda się nam spędzić tu trochę więcej czasu poza sezonem lęgowym.

Borgarvirki

Kierujemy się do jednej ze słynniejszych formacji skalnych Islandii, ale po drodze czeka nas widowiskowy postój. To Borgarvirki – bazaltowa forteca położona 177 metrów nad poziomem morza. Wysokie na 10-15 metrów ściany otaczają kamienne rumowisko wewnątrz. Nie zostało to potwierdzone, ale uważa się, że mogła tu się mieścić stara twierdza Wikingów. Ile w tym prawdy? Nieważne. Istotne jest to, że warto wybrać się tutaj chociażby ze względu na bajeczne widoki rozpościerające się wokoło. Akurat wściekle tu wieje – trudno zrobić krok, czy oddychać, wiatr dosłownie aż zatyka. Ale warto było się tu zatrzymać, tym bardziej że pogoda nam mimo wichury sprzyja. Widoki są fenomenalne!!!

Hvitserkur

Dla tej wystającej z morza skały nadrabiamy sporo drogi. Czy warto? Zdecydowanie tak! Samotna wystająca z morza formacja skalna z dwiema dziurami u podstawy zwana jest smoczą skałą, gdyż swym kształtem przypomina smoka, który pije z wodopoju. Dla mnie kojarzy się nieco z pochylonym osłem, ale zapewne wiele osób widzi w niej różne kształty. Związana z tym miejscem legenda mówi, że Hvitserkur to mieszkający niegdyś na Fiordach Zachodnich troll, który chciał zniszczyć dzwony kościoła w pobliskiej wiosce. Nie udało mu się jednak tego dokonać przed wschodem słońca – pierwsze promienie od razu zamieniły go w kamień. Jeśli mam być szczera, trolla tu nie widzę…

Hvitserkur zwana jest także „białą koszulą” ze względu na osadzone na niej odchody gniazdujących tu ptaków – mew i fulmarów. W okolicy gniazdują również rybitwy – miłują się chyba w atakowaniu dużo większego od siebie człowieka w trakcie sezonu lęgowego…

Hvitserkur jest jak najbardziej naturalnym tworem, ale ze względu na poważne zagrożenie erozją, jej podstawa została wzmocniona betonem. W końcu szkoda byłoby, żeby ta jedna z bardziej znanych islandzkich atrakcji runęła do morza.

Hvitserkur podziwiać można z góry, ale stromą ścieżką zejść można również na plażę. Na to drugie jednak się nie decydujemy – patrząc, jak potykają się tu jacyś Azjaci, wolimy nie ryzykować skręconej kostki. To już kolejny przykład, że warto zabrać ze sobą wyższe buty zamiast adidasów. Ponoć natknąć się tu można na całkiem sporą kolonię fok, ale z góry nie zauważamy żadnego zwierzęcia.

Akurat trwa chyba przypływ, więc Hvitserkur od plaży oddziela pas wody, jednak w trakcie odpływu można podejść bezpośrednio do skały.

Kolufoss i Kolugljufur

Do Kolufoss trafiamy trochę przez przypadek. Przeglądam akurat mapę i trafiam na znaczek wodospadu. Będziemy przejeżdżać nieopodal, więc czemu by nie podjechać na pobliski parking? Dobrze się składa. Kolufoss i tutejszy kanion nie należą raczej do znanych islandzkich atrakcji, ale z biegiem czasu zapewne się to jeszcze zmieni. Bo jest tu naprawdę pięknie! Okolicę podziwiać można z mostu, ale da się podejść też do wodospadu jak i zejść do kanionu.

Fiordy Zachodnie – wstęp

Pora się zbierać w stronę zupełnie nam nieznanej części Islandii. Zbliża się północ, a my wciąż w drodze. Jesteśmy jednak w końcu na Fiordach Zachodnich. Oślepia nas słońce, co wcale nie ułatwia poszukiwań noclegu. Wtem przypadkiem zauważamy zjazd z drogi w stronę jakiegoś jeziorka. Idealnie! Co prawda wody do gotowania stąd nie weźmiemy (stojące zbiorniki mimo wszystko nawet na Islandii nas nie przekonują), ale od drogi i wiatru osłoni nas wysoki wał z ziemi. Aż dziwne, że nie ma tu innych samochodów. Jest koszmarnie późno, ale mimo wszystko jesteśmy głodni. Odpalamy na szybko kupionego w Kronanie jednorazowego grilla i po chwili wcinamy pieczone kiełbaski.

Zasypujemy niedopalonego jeszcze grilla, przygniatamy go kamieniem, żeby nie odfrunął (rano wrzucimy go do worka ze śmieciami – pamiętaj, żeby nie zostawiać po sobie nawet ogryzka czy zapałki!) i szybko układamy się do snu. Mimo że nie mogę się doczekać kolejnego dnia, odpływam momentalnie.


Spodobał Ci się powyższy tekst? Polub go na Facebooku lub udostępnij, może komuś się przyda! A może szukasz inspiracji do zaplanowania swojego kilkudniowego wyjazdu? Zajrzyj koniecznie do pozostałych relacji z Islandii! Będzie mi również niezmiernie miło, jeśli pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza.

Cztery kroki do udanego urlopu: wyszukaj lot...
... zarezerwuj nocleg... Booking.com
... wypożycz samochód...
... zminimalizuj swoją odpowiedzialność w razie uszkodzenia auta i ciesz się wyjazdem!

Powiązane teksty

  1. Wiola tak faktycznie jest? :)

    1. Przyjedź to sama się przekonasz :)

    2. Wiola na razie mogę o tym poczytać

    3. E tam xd nie kombinuj tylko wbijaj :D

    1. Dla tego kraju można całkowicie stracić głowę :D

Skomentuj